Kobiety aktywne na skrajnej prawicy nie są przymuszone, zmanipulowane ani naiwne. Są tak samo jak mężczyźni zdolne do rasizmu i zorganizowanej nienawiści.
W następstwie szturmu na amerykański Kapitol rozgorzała dyskusja na temat roli 35-letniej weteranki amerykańskich sił powietrznych Ashli Babbitt, jednej z pięciu osób, które poniosły śmierć tego dnia. Posty prawicowców w mediach społecznościowych szybko zamieniły kobietę należącą do grupy określonej przez prezydenta elekta Joe Bidena mianem „krajowych terrorystów” w symbol amerykańskiego patriotyzmu – kobietę, która spędziła pół życia, broniąc swojego kraju, i stanęła po stronie swoich przekonań, podejmując bezpośrednie działanie.
Reszcie świata zrozumienie jej postawy zajęło nieco więcej czasu. W końcu skrajną prawicę opisuje się zazwyczaj jako opanowaną przez wściekłych białych mężczyzn, a zła sława bojówek takich jak Proud Boys [Dumne Chłopaki] tylko wzmacnia ten wizerunek.
czytaj także
I chociaż to uogólnienie jest uzasadnione w przypadku najbardziej widocznych aktywistów – wystarczy spojrzeć na zdjęcia ze szturmu na Kapitol – kobiety takie jak Babbitt nie są wyjątkiem ani anomalią. Od dziesięcioleci stoją w pierwszym szeregu najbardziej wręcz agresywnych i ekstremistycznych kręgów skrajnej prawicy, choć nadal stanowią tam mniejszość. Zwykle nie angażują się w bojówkarski aktywizm, są za to skutecznymi organizatorkami. Jako jedna z pierwszych w organizację marszu „Save America” [Ratujmy Amerykę] włączyła się grupa kobiet znana jako Women for America First.
Thanks to those who reached out to let me know that @Ashli_Babbitt followed me on here. I've learned she spent 14 of her 35 years defending America in Afghanistan and Iraq.
Violence is not the answer to this crisis, but there must be answers. We owe Ashli and all Americans that. pic.twitter.com/VZv2NkU9mY
— Michael Johns (@michaeljohns) January 9, 2021
Skrajnie prawicowe media w Ameryce są pełne kobiet – wystarczy wspomnieć orędowniczkę wyższości białej rasy Lanę Lokteff czy komentatorkę Katie Hopkins, wyrzuconą latem ubiegłego roku z Twittera za ładunek nienawiści w jej wpisach (miała ponad milion obserwujących). W Europie mamy kobiety wiodące prym w skrajnie prawicowej polityce, jak Marine Le Pen z francuskiego Frontu Narodowego czy Jayda Fransen z ugrupowania Britain First. Kobiety widoczne są w głównym nurcie życia publicznego, występują jako dziennikarki i polityczki, nie zaś agresywne uczestniczki zamieszek czy osoby bezpośrednio popierające takie wydarzenia. Nic nie wskazuje też na to, by angażowały się w działalność nielegalną. A jednak kobiety zawsze odgrywały ważną, często zakulisową rolę, jeśli chodzi o inspirowanie, organizowanie ruchów opartych na nienawiści i torowanie im drogi.
Na pierwszy rzut oka może to wydawać się zaskakujące. W końcu środowisko skrajnej prawicy to nie tylko przemoc i kultura macho – jest w nim obecna wręcz jawna mizoginia i pragnienie powrotu do czasów, w których kobiety pozostawały w domu i podporządkowywały całe swoje życie mężczyznom. Choć wiele z tych ruchów przyjmuje taką rolę kobiety za dogmat, tym, co najbardziej przyciąga do nich nowych zwolenników, są poglądy antyimigracyjne i antyrządowe. To właśnie tego rodzaju zapatrywania sprawiają, że przyłączają się do tych grup kobiety, nie zważając na ich mizoginię. Kobiety w dużej mierze angażują się w ruchy skrajnie prawicowe z tych samych powodów co mężczyźni – najczęściej w stronę radykalizacji popycha je strach przed utratą tego, co mają i do czego czują się uprawnione.
Gdy zaczynałam badać aktywność kobiet na skrajnej prawicy, spodziewałam się znaleźć garstkę samotnych, naiwnych jednostek godnych współczucia. Obecnie jednak moja praca obejmuje społeczności online i offline, w których kobiety wyrażają, podtrzymują i organizują nienawiść z taką samą zaciekłością i inicjatywą jak mężczyźni.
Kobiety w nie mniejszym stopniu od mężczyzn mogą odczuwać „lęk białych” (white anxiety) – poczucie, że ich historycznie nadrzędna pozycja w społeczeństwie jest zagrożona. Nawet jeśli w myśl skrajnie prawicowej ideologii kobiety znajdują się niżej w społecznej hierarchii niż mężczyźni, to i tak mają uprzywilejowaną pozycję w stosunku do osób niebiałych. Egzekwowanie tej rasowej hierarchii od wieków było rolą kobiet. Niektóre godzą się na ten układ w imię kompromisu, inne usprawiedliwiają to działaniem we własnym interesie.
czytaj także
Co więcej, niektóre przesłania skrajnie prawicowych ruchów silniej trafiają do kobiet niż mężczyzn. Kobiety na skrajnej prawicy skwapliwie protestują przeciwko postrzeganym zagrożeniom dla rodzin i dzieci na tle rasowym – tak jak miało to miejsce w przypadku obalonego już mitu o pakistańskich „gangach groomingowych” w brytyjskich miastach Rotherham i Oksfordzie.
Babbitt była zwolenniczką QAnon, ruchu obejmującego szereg teorii konspiracyjnych, w tym wezwanie do „ochrony dzieci” przed rzekomymi szajkami handlarzy dziećmi. Spisek ten od dawna stanowi fundament całego ruchu i przyciąga zwłaszcza kobiety.
czytaj także
Mężczyźni na skrajnej prawicy także czerpią korzyści z obecności kobiet, które odgrywają cenną rolę w budowaniu wizerunku tych ruchów. Zaangażowanie kobiet sprawia, że grupa wydaje się mniej groźna i bardziej atrakcyjna dla osób postronnych, które w innym razie pozostawałyby nieufne, znając reputację skrajnej prawicy. Ekstremistyczne poglądy mogą uchodzić za bardziej akceptowalne społecznie, jeśli są wyrażane przez kobiety. Kobiety mają większą swobodę, gdy rekrutują nowe osoby do prawicowych ruchów, a mężczyźni nierzadko przyłączają się do radykalnych ugrupowań, bo należące do nich kobiety najpierw nawiązały kontakt z ich żonami lub partnerkami.
Kobiety zajmują też szczególnie uprzywilejowane miejsce w ideowym centrum skrajnej prawicy, jakim jest suprematyzm białych. Jako od żon wojowników i matek przyszłych białych dzieci wymaga się od nich, że pozostaną w domach i poświęcą się rodzinie. Idealizuje się je jako symbole perfekcyjnego życia domowego, którym należy się troska i ochrona. Najpopularniejszy slogan ruchu białych suprematystów zawiera się w słowach amerykańskiego neonazisty Davida Lane’a: „Musimy zapewnić przetrwanie naszego narodu i przyszłość Białych dzieci”.
czytaj także
Jak zawsze w przypadku retoryki skrajnej prawicy, stosunek do kobiet zmienia się stosownie do okoliczności lub do tego, co jest w danym momencie najbardziej dogodne. Nawet teraz Ashli Babbitt przedstawia się już to jako dzielną patriotkę i męczennicę, już to niewinną ofiarę. Pojawiły się też próby przejęcia hasła #SayHerName („wypowiedz jej imię”), które miało zwrócić uwagę na czarne kobiety padające ofiarą brutalności policji i przemocy wymierzonych w czarnych.
Ashley Babbitt was a good person, as opposed to Breonna Taylor or the thug boyfriend she was supporting. #SayHerName#MAGA #fuckbiden
Joe Biden— Zack1 (@Zack190268353) January 7, 2021
Już czas, abyśmy wyszli poza dezorientację i zdziwienie zaangażowaniem kobiet w działania skrajnej prawicy. Tak jak monitorujący skrajne prawicowe media spodziewali się ataku na Kapitol, tak samo ci, którzy badają obecność kobiet na skrajnej prawicy, mieli już wcześniej do czynienia z postaciami takimi jak Ashli Babbitt.
Kobiety te nie są żadną anomalią na skrajnej prawicy; od bardzo dawna są jej integralną częścią. Nie są też przymuszane przez mężczyzn, lecz same decydują o swoim udziale. Nie są zmanipulowane ani naiwne; są tak samo zdolne do rasizmu i zorganizowanej nienawiści. Nawet jeśli skrajna prawica pozostaje zdominowana przez mężczyzn, ignorowanie roli kobiet jest jak próba walki z tymi ugrupowaniami z jedną ręką za plecami.
**
Catherine Stinton jest doktorantką na uniwersytecie w Yorku w Wielkiej Brytanii. Bada radykalizację kobiet na skrajnej prawicy i rolę płci w brutalnym ekstremizmie.
Artykuł ukazał się w magazynie The Conversation na licencji Creative Commons. Z angielskiego przełożyła Anna Opara.