Świat

Antyklimatyczna krucjata w kolorze (Twitter) Blue

Głupota i teorie spiskowe nie od dziś rozwijają skrzydła w uwielbianym przez klimatycznych negacjonistów medium społecznościowym, ale za rządów Elona Muska latają jeszcze wyżej, głośniej ćwierkają, że globalne ocieplenie nie istnieje, i coraz mocniej dziobią naukowców.

„Wyobraź sobie, że spędziłeś lata na badaniu cofających się lodowców w Arktyce. Jesteś przekonany, że twoim obowiązkiem jest dzielenie się z jak najszerszym gronem odbiorców swoimi odkryciami, które ujawniają, jak zmienia się nasz świat. Ale wtedy przypominasz sobie, że kiedy ostatnio wrzuciłeś wyniki swojej pracy na Twittera, dostałeś masę nienawistnych wiadomości, po których nie mogłeś spać, a twojej koleżance za to samo grożono śmiercią. To jak, wstrzymujesz się z publikacją?” – od tych słów organizacja Global Witness rozpoczyna omówienie ankiety, którą przeprowadziła wśród 468 naukowców i naukowczyń zajmujących się klimatem.

Gdzie są pieniądze na fundusz klimatyczny? W kieszeni miliarderów

Z badań o wiele mówiącym tytule Globalne nienawidzenie wynika, że jedna czwarta ekspertów o międzynarodowej renomie doświadczyła nękania w sieci z powodu swojej pracy. Ten odsetek rośnie w zależności od liczby publikacji na koncie specjalistów. Prawie połowa autorów co najmniej dziesięciu artykułów naukowych doświadczyła wirtualnej przemocy w postaci podważania ich wiarygodności, ale także szantażowania pobiciem, zabójstwem czy – w przypadku kobiet – gwałtem.

Nagroda za aktywizm: depresja i zaburzenia snu

Agresywna antyklimatyczna krucjata przynosi fatalne skutki. Jej adresaci skarżą się na spadek produktywności, zaburzenia snu, doświadczenie lęku i depresji, a przede wszystkim demotywacji w dalszym działaniu na rzecz dobra publicznego. Są też zmęczeni internetowymi dyskusjami, w których muszą udowadniać, że nie są zielonym koniem trojańskim – czyli że wcale nie zamierzają odebrać ludziom wolności, nie biorą pieniędzy od „szkodzących społeczeństwu klimatycznych lobbystów” ani nie zasiadają w „lożach masońskich”.

Jeden z respondentów, dr Mark Maslin z University College London, wskazuje, że od internautów dostaje po głowie również wtedy, gdy wskazuje na nierówności w generowaniu emisji gazów cierplarnianych oraz konsumpcji pomiędzy najbogatszą częścią ludzkości i całą resztą.

„Oczywiście, kiedy zaczniesz zwracać uwagę na te rzeczy – zostaniesz oskarżony o bycie politykiem i bycie socjalistą lub komunistą. To tak, jakby posiadanie takiego samego majątku przez ośmiu miliarderów, a przy tym 4 miliardy najuboższych było naturalnym stanem ludzkości” – mówi dr Maslin.

Dr Shouro Dasgupta, który pracuje między innymi dla Europejskiego Instytutu Gospodarki i Środowiska, opowiada, że jego hejterzy niespecjalnie wysilają się w wymyślaniu sposobów dyskredytowania jego pracy. Obrażają go, odnosząc się przede wszystkim do jego koloru skóry i pochodzenia.

Biznesmeni z Orlenu dorabiają się na kryzysie energetycznym

Pracowniczka Norweskiego Uniwersytetu Nauki i Technologii w Trondheim, dra Helene Murri, która często bywa gościnią mediów tradycyjnych, rasizmu wprawdzie nie doświadcza, ale seksizmu – owszem. Od komentujących jej pracę i występy w telewizji regularnie dowiaduje się, że powinna zająć się czymś innym i zostawić naukę mężczyznom.

W rozmowie z Global Witness powiedziała, że oprócz wiadomości w sieci otrzymuje telefony, a ataków doświadczają również członkowie jej rodziny. Wiele z tych komunikatów narusza jej poczucie bezpieczeństwa. „Bardziej skrajnymi przypadkami są komentarze sugerujące, że powinnam się zabić w taki, a nie inny sposób. Albo najgorsze jest, gdy mówią, że będą mnie ścigać i robić mi różne rzeczy” – zdradza naukowczyni.

Musk nie patrzy w górę

Każdy, kto widział film Nie patrz w górę, mógłby powiedzieć, że przychylność dla naukowców jeździ na pstrym koniu i w dużym stopniu zależy od tego, jakie narracje tworzą media i dziennikarze, wskazywani przez Polaków w badaniu Instytutu Spraw Publicznych w gronie osób i podmiotów odpowiedzialnych za rozpowszechnianie fałszywych treści (twierdzi tak 20 proc. respondentów). A przede wszystkim machnąłby na ten tekst ręką, bo nie od dziś wiadomo, że negacjonizm klimatyczny ma się doskonale. Jednak wymierzony w ekspertów hejt nasilił się w ostatnim czasie, a Twitter wskazywany jest jako główne źródło przemocy online.

„Guardian”, powołując się na jednego z przedstawicieli świata nauki odpytywanego przez Global Witness, przypomina, że po przejęciu medium przez Elona Muska osoby, które weryfikowały treści, zostały zwolnione, przestał też funkcjonować kanał zajmujący się tzw. zrównoważonym rozwojem (Twitter Earth). Pojawiły się za to ponownie konta zablokowanych wcześniej użytkowników, których specjalnością było szerzenie fake newsów.

Nie ma bomby demograficznej. Jest eksplozja luksusowej konsumpcji

czytaj także

W rozmowie z dziennikiem Ed Hawkins, profesor nauk o klimacie na Reading University, którego na Twitterze śledzi 94 tys. osób, zwrócił uwagę na znaczący wzrost liczby tweetów, w których negacjonizm klimatyczny wspierają teorie spiskowe oraz dawno obalone naukowo zagadnienia. „Wydaje się, że jest to skoordynowany wysiłek [klimatycznych negacjonistów] w celu sprawienia wrażenia, że zaprzeczanie klimatowi jest bardziej rozpowszechnione niż w rzeczywistości” – stwierdził naukowiec.

Wiele kont rozsiewających nieprawdziwe informacje to te, które mają wykupioną subskrypcję wprowadzoną przez Elona Muska. Mowa o Twitter Blue, czyli znaczku pojawiającym się przy nazwie konta, pozwalającym korzystać z dodatkowych funkcji, być oznaczonym jako rzetelne źródło i wyżej pozycjonowanym niż profile nieposiadające wartej 8 dolarów miesięcznie usługi.

Kontrowersyjna opcja z niskim progiem finansowym pozwala „kupić” sobie wiarygodność, a nie zdobyć ją w ramach procesu weryfikacji, który był lepiej lub gorzej działającym standardem na Twitterze w erze przed Muskiem. Miliarder – jak pisze na naszych łamach Łukasz Łachecki – sprawił, że „z twitterowych feedów zniknęli nagle ludzie, z których opiniami się liczymy”, bo „zastąpił ich chaos podwójnej tablicy, w której brylują ci, którzy płacą kilka dolarów miesięcznie za subskrypcję, otrzymując w zamian m.in. opcję pisania długich postów, zaprzeczających początkowemu pomysłowi na platformę”.

Czekając na eksplozję

Dowody na toksyczność Twittera można mnożyć, a rosnący nurt podważania istnienia globalnego ocieplenia potwierdzają statystyki, które pozwoliły mediom ogłosić eksplozję klimatycznej dezinformacji. Naukowcy z Uniwersytetu Londyńskiego przeprowadzili na zlecenie „The Times” analizę treści publikowanych na Twitterze w 2022 roku. Wynika z niej, że mieliśmy do czynienia z rekordowym zalewem antyklimatycznej nieprawdy. Opublikowano 850 tys. takich materiałów, czyli o 200 tys. więcej niż rok wcześniej.

– Rok 2022 był najgorszy pod względem ilości treści dezinformacyjnych w całej historii istniejącej 17 lat platformy. Ponad 20 tys. razy udostępniono wówczas hasztag climate scam, czyli „klimatyczna ściema”. To 17 razy więcej niż w 2021 roku – mówi Aleksy Szymkiewicz, medioznawca i analityk w Demagogu, pierwszej polskiej organizacji fact-checkingowej.

Jak podkreśla, wojny na hasztagi to nie nowość na Twitterze, jednak za rządów Muska stanowiska skrajnie antyklimatyczne zyskały na znaczeniu i były intensywnie promowane.

– W pewnym momencie zespół Demagoga, sprawdzając zasięg tej frazy, zauważył, że po wpisaniu w twitterowej wyszukiwarce słowa climate pierwszą pojawiającą się sugestią był climat scam. Próba popularyzacji hasztagu i lokowanie pod nim coraz większej ilości treści sprawia, że jest lepiej pozycjonowany w algorytmie platformy. To jedna z głównych metod dezinformowania użytkowników Twittera – słyszę.

5 szkód, które Niemcy wyrządzają Europie przez odejście od atomu

Ale nie jedyna. Szymkiewicz zgadza się co do tego, że produkowanie niezgodnych z prawdą materiałów oraz podkopywanie wiarygodności instytucji czy ekspertów zajmujących się klimatem jest powszechne od wielu lat, jednak drugą stroną tego medalu jest także wzmacnianie fałszywych autorytetów i stwarzanie iluzji symetrii.

– Od dłuższego czasu widać wzmożone starania w kierunku legitymizowania osób czy instytucji podważających globalne ocieplenie. Chodzi o budowanie przekonania, że dowody dotyczące tego zagadnienia po jednej i drugiej stronie są wiążące. To błędne założenie, ponieważ w kwestii istnienia zmian klimatu panuje naukowy konsensus. Niemniej jednak pseudonauka korzysta z narzędzi wypracowanych przez wiarygodnych ekspertów i w sposób sformalizowany, np. w ramach publikowania petycji o uznanie „raportu 500”, broni swoich tez w celach dezinformacyjnych – twierdzi mój rozmówca.

Dyskredytowanie osiągnięć naukowych odbywa się także poprzez próby wywołania skandali, szukania na siłę kontrowersji, postawienia ekspertów w takiej sytuacji, by mogli popełnić błąd, lub wytykania im nieprecyzyjnych szacunków. Choć nie ma wątpliwości, że nie istnieje coś takiego jak nieomylność świata nauki, zwykle naukowcy dopuszczają w swoich analizach określony margines błędu, a częściej – ich rzekome pomyłki wynikają z usprawnienia i rozwoju możliwości badawczych.

Weryfikacja tez naukowych dotyczy zwykle ich precyzji, a jej brak jest naturalny w przypadku zmian klimatycznych, których tempo jest szybkie, a skutki często niemożliwe do dokładnego przewidzenia. Coraz częściej okazuje się, że wszystko, przed czym przestrzegali nas eksperci, nie tyle nie istnieje (jak sugerują negacjoniści), ile przybiera na sile.

Czas wysadzać rurociągi? Ostrożnie z tym ogniem

Wbrew pozorom nauka polega więc w dużym stopniu na ostrożności, a alarmistyczny ton klimatologów to efekt już obserwowanych drastycznych zmian, a nie wyłącznie tego, co może nas spotkać za 100 lat. Jednocześnie powściągliwość zaleca też Aleksy Szymkiewicz, stwierdzając, że poziom dezinformacji na Twitterze rzeczywiście rośnie, ale „eksplozja” to zbyt mocne – jego zdaniem – słowo.

– Mówiłbym raczej po prostu o wzroście. Nie ma jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, czy jest to bezpośrednio związane z działaniami Elona Muska, a może po prostu – z wybuchem treści dezinformujących i wprowadzających internautów w błąd w kwestiach klimatu. Listopad 2022 był miesiącem, w którym odbywał się szczyt klimatyczny, więc ten czynnik również należy brać pod uwagę. Nie jestem zwolennikiem hasła „eksplozja”, tu i teraz. Nie wykluczyłbym natomiast tego, że czeka nas ona w przyszłości – zaznacza ekspert z Demagoga, zwracając uwagę na to, że dezinformacja na Twitterze znana jest nie od dzisiaj również z tego powodu, że sprzyja jej rozwojowi sama struktura platformy.

Wprawdzie pojawiały się próby prowadzenia fact-checkingu społecznego pod szyldem Community Notes, jednak były – jak ocenia Szymkiewicz – niezbyt udane. Jednocześnie perspektywa dalszego zarządzania Twitterem przez Muska nie przedstawia się obiecująco dla tych, którzy oczekują porządków na platformie.

– Możemy domniemywać, że decyzje Elona Muska będą zmierzać ku łagodzeniu regulacji Twittera. Miliarder jeszcze przed kupnem medium przedstawiał siebie jako absolutystę wolności słowa. Krytykował praktyki moderacji podejmowane przez poprzednich administratorów platformy. Chciał postrzegać Twittera jako agorę, na której każdy może powiedzieć wszystko. I dziś widzimy, że podąża dokładnie w takim kierunku – rozszerzenia skrajnie rozumianej wolności słowa i łagodzenia i tak skąpej już moderacji – słyszę od mojego rozmówcy, który przestrzega, że tak jak dotychczas możemy spodziewać się wzmożonej aktywności negacjonistów klimatycznych, zwłaszcza w czasie ważnych wydarzeń polityczno-społecznych – wyborów czy szczytów klimatycznych.

Należy także pamiętać, że Twitter nie jest jedynym źródłem, które może wprowadzać nas w błąd, bo kiepsko z dezinformacją radzi sobie chociażby Google. Z raportu Climate Action Against Disinformation wynika, że mimo zapewnień o zaangażowaniu w walkę z fake newsami cyfrowy gigant zarabia na antyklimatycznych filmach dostępnych na platformie YouTube. Mowa o co najmniej 100 nagraniach z łączną liczbą wyświetleń sięgającą 78,3 mln. TikTok z kolei zapowiedział, że zaktualizował swoją politykę w zakresie dezinformacji klimatycznej, choć wprowadzony wcześniej debunking informacji na tej platformie w całościowym zakresie nie jest tak efektywny, jak zapowiadali administratorzy. O tym informuje analiza kanadyjskiego zespołu z University of Regina.

Nawet najbogatsze państwa Zachodu są zastraszane przez korporacje

czytaj także

– Dezinformacja to problem dotykający wszystkie media społecznościowe. Dotychczas na Twitterze zjawisko było nieco łatwiej mierzalne niż na innych platformach, ponieważ mieliśmy do dyspozycji otwarte API, umożliwiające wyszukiwanie ilościowe treści. Tymczasem na Facebooku, gdzie istnieją grupy zamknięte, ów dostęp jest regulowany, więc dane, którymi się posługujemy, pochodzą od samego Facebooka lub są nieprecyzyjne. Faktem jest jednak, że Facebook otworzył centrum informacyjne o zmianach klimatu, które działa podobnie jak kanał poświęcony pandemii. W przypadku Twittera były zapowiedzi takich działań, ale nic nie wskazuje na to, by Musk był zainteresowany ich wprowadzeniem i kontynuowaniem. Raczej należy się spodziewać, że regulacje i polityka tego medium będą coraz luźniejsze. Zaś decyzje związane z ograniczaniem treści są podejmowane przez niego indywidualnie – nic nie wiemy o konsultacjach czy opiniowaniu eksperckim w moderowania treści – podsumowuje Aleksy Szymkiewicz.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Paulina Januszewska
Paulina Januszewska
Dziennikarka KP
Dziennikarka KP, absolwentka rusycystyki i dokumentalistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Laureatka konkursu Dziennikarze dla klimatu, w którym otrzymała nagrodę specjalną w kategorii „Miasto innowacji” za artykuł „A po pandemii chodziliśmy na pączki. Amsterdam już wie, jak ugryźć kryzys”. Nominowana za reportaż „Już żadnej z nas nie zawstydzicie!” w konkursie im. Zygmunta Moszkowicza „Człowiek z pasją” skierowanym do młodych, utalentowanych dziennikarzy. Pisze o kulturze, prawach kobiet i ekologii.
Zamknij