Cały postęp techniczny sprawił, że nie myślimy już o doniosłym znaczeniu czegoś takiego jak prosty ruch fizyczny. A to „pigułka”, która może zmienić jakość naszego życia.
„Żadne lekarstwo nie zastąpi ruchu, ruch zastąpi każde lekarstwo” – powtarza mi mój tata od dziecka i nawet teraz, gdy jestem po trzydziestce, słyszę to regularnie w rozmowach. Wszyscy znamy przysłowia: „w zdrowym ciele zdrowy duch”, „sport to zdrowie” czy „zdrowego leczyć nie trzeba”. Ale dopiero szwedzki psychiatra Anders Hansen wyjaśnił mi, o co w tym wszystkim chodzi.
Horror z dzieciństwa
Czy też macie tak, że podczas lektury jakiejś książki czy artykułu myślicie „o tym powinni uczyć w szkołach!”? Pewnie często, jak ja. Ale zazwyczaj te kwestie dotyczą ekologii czy ekonomii.
Teraz miałam tak podczas czytania książki W zdrowym ciele zdrowy mózg, a wcześniej Projekt zdrowie. Szwedzki poradnik inteligenta. Obie napisane przez wspomnianego Hansena (w drugim przypadku jest współautorem). O kulturze fizycznej w naszym kraju pisze się mało i tylko grupka sportowych fanatyków zaczytuje się w książkach z tym związanych. Zresztą zazwyczaj dotyczą one tego, jak czy gdzie trenować.
Lekcje WF-u to dla wielu horror z dzieciństwa. Mam wręcz wrażenie, że w wielu przypadkach szkolne wychowanie fizyczne zniechęca do ruchu, zamiast w aktywności rozkochiwać. WF-y nie kojarzą mi się z fajną ruchową przygodą, która miałaby zarazić miłością do aktywności fizycznej. To często nudne lekcje oparte na odhaczaniu kolejnych zadań – serw, fikołek, bieg. Do tego dochodzi coś, co jest pomyłką: ocenianie uczniów zupełnie jak na matematyce czy polskim. Bez sensu. Powinno zwracać się uwagę na zmianę, progres, a nie na ilościowe efekty.
No i w końcu, po co nam ten ruch, też za mało się tłumaczy. Bo „ruch to zdrowie” to hasło, które niczego nie wyjaśnia.
czytaj także
Postęp pomaga, ale i szkodzi
Cytowane przez Hansena badania wskazują, że ponad połowa ludności Europy rusza się za mało, a jedna trzecia nie rusza się w dostatecznym stopniu. Niedostateczna aktywność fizyczna znajduje się w czołówce opracowanej przez Światową Organizację Zdrowia listy czynników chorobotwórczych i prowadzących do przedwczesnej śmierci. A prawdopodobieństwo rozwoju schorzenia zależy bardziej od tego, czy się ruszamy, niż od czynników dziedzicznych.
„Wyobraź sobie, że masz przed sobą tabletkę. Jest to najbardziej zaawansowane lekarstwo, jakiego świat do tej pory nie wynalazł. Właśnie tą jedną pigułką możesz radykalnie zmniejszyć ryzyko zachorowania na wiele z długiej listy groźnych chorób. Cukrzyca, atak serca, depresja, choroby wieńcowe, a także różne rodzaje nowotworów – to tylko niektóre spośród nich. A to jeszcze nie wszystko. Będziesz czuć się lepiej, mieć więcej energii, będziesz lepiej sypiać i poprawisz swoją koncentrację. Wzrośnie twoja odporność i będziesz dłużej żyć. Twoje serce się wzmocni, a w twoim mózgu powstaną nowe komórki” – pisze Hansen w książce Poradnik zdrowie wydanej przez Smak Słowa.
Pewnie nikt nie ma wątpliwości, że po tę pigułkę ustawiałyby się kolejki, ludzie robiliby wszystko, żeby ją mieć. Bogacze budujący bunkry, które mają ich chronić przed katastrofą klimatyczną, tonami składowaliby w nich cudowne lekarstwo i wynajmowaliby kolejnych ochroniarzy do ich pilnowania. Kwitłby czarny rynek i handel podróbkami. A prasa rozpisywałaby się o tym na pierwszych stronach gazet. W Dzień dobry TVN kolejni goście i gościnie zachwalaliby produkt i pytali, jak to jest możliwe. Polsat News robiłby kolejne lajwy, pokazując zdrowych ludzi, którzy przechodzą kurację z pomocą cudownej tabletki.
Sęk w tym, że już jest taka pigułka – to aktywność fizyczna. Nie brzmi tak sexy jak cudowna tabletka, co? Świat swoim rozwojem technologii przyzwyczaił nas do rzeczy spektakularnych. A już zwłaszcza medycyna – sam fakt wynalezienia szczepionki niespełna rok po wybuchu pandemii robi wrażenie. Postęp w dziedzinie medycyny jest fenomenalny. Wystarczy wymienić wspominane szczepionki, antybiotyki czy insulinę, do tego dorzucić rezonans magnetyczny i roboty, które pomagają chirurgom.
Jak zauważa Hansen w Projekcie zdrowie, cały postęp techniczny sprawił, że nie myślimy już o doniosłym znaczeniu czegoś takiego jak prosty ruch. Technologia sprawiła też, że nie musimy się ruszać tyle co kiedyś (nawet najbardziej aktywni z nas prawdopodobnie ruszają się mniej niż przeciętny człowiek 200 lat temu). Większość z nas pracuje na siedząco. A przez pandemię nawet droga do pracy się skróciła.
Nie chodzi o „rusz się z kanapy”
„W gruncie rzeczy jesteśmy naszymi mózgami” – pisze Hansen w swojej najnowszej książce W zdrowym ciele zdrowy mózg, która właśnie ukazała się nakładem wydawnictwa Znak. I dodaje: „Pod czaszką nosimy wewnętrzne uniwersum”. O tym, po co nam mózg, wspominać nie trzeba. Ale trzeba podkreślić, jaką najlepszą rzecz dla mózgu możemy robić – regularnie się ruszać!
I wcale nie chodzi o bieganie maratonów, przepływanie całej Wisły wpław czy jazdę rowerem po Tatrach. Nawet niewielkie dawki ruchu pomogą zredukować stres i niepokój. Mogą też w znaczny sposób poprawić sprawność i wydajność mózgu. 20 minut biegu lub spaceru pozwoli lepiej się koncentrować i podniesie poziom dopaminy. Aktywność wpływa na nasze zdolności poznawcze, na kreatywność, odporność na stres, koncentrację, a nawet inteligencję.
czytaj także
Z tej książki dowiecie się, jak aktywność fizyczna wpływa na pamięć i starzenie się. A także, które proste ćwiczenia najlepiej wykonać przed stresującym spotkaniem lub podjęciem trudnej decyzji. Ciekawscy dowiedzą się, jak w pełni wykorzystać potencjał i najnowszą wiedzę o działaniu mózgu. I dlaczego tak prosta czynność jak spacer z psem czy droga do pracy mogą pomóc naszemu mózgowi.
I to nie są rady z cyklu „rusz się z kanapy” czy „dasz radę”. To przystępnie podana dawka wiedzy o tym, jakie mechanizmy zachodzą w naszym mózgu, w jaki sposób ruch przyczynia się do tego i co, jeśli go w naszym życiu brak.
Jeszcze ciekawsze niż wyjaśnienie tego, jak ruch wpływa na nasze mózgi, jest tłumaczenie przez Hansena, dlaczego tak się dzieje. Cofamy się więc ze Szwedem w czasie i śledzimy historię mózgu. I zdradza nam, dlaczego tak smakują nam kaloryczne produkty oraz dlaczego mamy tak głęboko zakorzenione upodobanie do tego, by leniuchować, i co to ma wspólnego z naszymi przodkami. Przez dziesiątki tysięcy lat nasz mózg w niewielkim stopniu się zmienił.
I właśnie w tym należy szukać źródeł poczucia, które towarzyszy wielu osobom. Poczucia, że mimo dobrobytu czegoś im brakuje. I wcale nie chodzi o jakieś kolejne namacalne posiadanie i doznania. Ale Andersa Hansena to nie dziwi.
„Nowoczesne społeczeństwo przeniosło nas daleko od życia, do którego zostaliśmy stworzeni. Zmiana stylu życia, do której doszło w ciągu zaledwie kilku pokoleń, przyniosła ogromne korzyści […]. Jednocześnie jednak ryzykujemy depresję, stany lękowe, stres i brak koncentracji z tego prostego powodu, że nasz mózg nie został stworzony do obecnego stylu życia”.
Fakty sprzedają się gorzej niż suplementy diety
Żeby zauważyć, jak wpływa na nas aktywność fizyczna, nie potrzeba nam badań i raportów. Ale te powstają i dają kolejne przykłady na zbawienne działanie ruchu. Co rusz ich wyniki trafiają do mediów. „Nie 10 tys., ale 5 tys. kroków dziennie. Badacze z Harvard Medical School sprawdzili, ile trzeba chodzić, by być zdrowym” – tekst o takim tytule na stronie „Wysokich Obcasów” całkiem dobrze się rozchodził w mediach społecznościowych. Ale świat nie oszalał ze szczęścia.
Chcecie lepszej ochrony zdrowia? Składki zdrowotne muszą wzrosnąć (spojler: najbogatszym)
czytaj także
Bo one ciągle zdecydowaną większość ludzi przekonują mniej niż firmy farmaceutyczne. I znowu, te 5 tysięcy kroków dla zdrowia nie jest tak spektakularne jak genetyka czy zaawansowana inżynieria farmaceutyczna. Koncerny farmaceutyczne nie mają żadnego komercyjnego interesu, żeby przekonywać, że większość tabletek nie jest nam w ogóle do niczego potrzebna, bo wystarczy nam ruch. Naukowcom i naukowczyniom z uniwersytetów medycznych znacznie trudniej przebić się w zalewie sponsorowanych treści. Na pewno nie dysponują tymi samymi nakładami na reklamę.
Na całe szczęście istnieje Anders Hansen i jego książki.