Kultura

Podatek cyfrowy: nie za reklamy, tylko za zrobienie z nas automatycznych zabawek

Model biznesowy globalnych platform premiuje agresywne formy angażowania uwagi. To właśnie z tego względu w dyskusji o podatku cyfrowym od przychodów lub zysków wielkich firm technologicznych nie może chodzić wyłącznie o ekonomię.

Gdy patrzymy na podatek cyfrowy z perspektywy szerszej niż wąsko rozumiana ekonomia, pytanie nie brzmi, czy taki podatek nałożyć, czy nie, ale na co przeznaczyć pochodzące z niego pieniądze. A te należałoby przeznaczyć na naprawę szkód poznawczych i społecznych wyrządzonych przez algorytmy platform, traktując podatek jako element działań zmierzających do gruntownej przebudowy opanowanego przez platformy środowiska komunikacyjnego.

W liście skierowanym do ministrów cyfryzacji i finansów wraz z kilkoma organizacjami pozarządowymi apelujemy o to, aby pochodzące z podatku cyfrowego wpływy do budżetu państwa przeznaczyć na utworzenie funduszu docelowego, który takie działania mógłby wspierać, nawet jeśli te wpływy będą kroplą w morzu potrzeb. W liście mowa między innymi o tym, że model biznesowy globalnych platform premiuje agresywne formy angażowania uwagi. To właśnie z tego względu w dyskusji o podatku cyfrowym od przychodów lub zysków wielkich firm technologicznych nie może chodzić wyłącznie o ekonomię. Pozyskiwanie przez platformy naszej uwagi powoduje, że na szali znajdują się nasze zdolności do funkcjonowania jako jednostek i społeczeństw.

Kopalnie odkrywkowe uwagi

Dla globalnych platform społecznościowych uwaga jest zasobem podstawowym. Algorytmiczne mechanizmy pochwytywania i przekierowywania uwagi, które są w te platformy wbudowane, zapewniają im ogromne zyski finansowe. Ale pociągają za sobą również niemożliwe do oszacowania, choć realnie odczuwane szkody poznawcze i społeczne.

Od zdolnego hakera do broligarchy. Jak Mark Zuckerberg niszczy internet i demokrację

Ogłoszony przez wiceministra i ministra cyfryzacji Krzysztofa Gawkowskiego pomysł wprowadzenia podatku cyfrowego od przychodów lub zysków wielkich firm technologicznych jest więc słuszny. Ale padające w dyskusji argumenty nie zawsze dotykają sedna problemu i odpowiadają skali wyzwań. Przeważają argumenty ekonomiczne: nałożenie podatku przyniosłoby miliardy złotych do budżetu państwa, a wysokość przychodów zależałaby od tego, ile procent ten podatek miałby wynieść. Ekonomia jest ważna, a rachunki proste.

Rzecz jednak w tym, że w gospodarce, w której kluczowym zasobem stała się uwaga, głębokiemu przekształceniu uległy same jej struktury i procesy określania wartości. Problem, z jakim mamy do czynienia jako użytkownicy platform należących do firm X czy Meta, nie dotyczy wyłącznie braku należnego podatku od reklam i innych sprzedawanych przez nie usług. Na głębszym poziomie, na który trzeba zejść, chcąc poszukiwać adekwatnych rozwiązań, ów problem polega na wydobywaniu z nas uwagi przez zaprojektowane do tego celu algorytmy i tolerowaniu modelu biznesowego platform, który im tę działalność wydobywczą umożliwia.

X i Meta to coś więcej niż dostawcy usług cyfrowych. To przemysłowcy kontrolujący niczym obszarnicy planetarny przemysł wydobywczy, w którym spalanym węglem jest nasza uwaga, a kopalnie są zakładane w naszych głowach. Czujemy się w tym ekosystemie wyczerpani, bo jesteśmy w nim systematycznie pozyskiwani jako poznające podmioty.

Nie chodzi tu o entą wersję krytyki big techów czy popłakiwanie nad naszym losem w big techowej rzeczywistości. Chodzi o podkreślenie, że odzyskanie kontroli nad uwagą jest nadrzędnym wyzwaniem dla metastabilnej gospodarki przyszłości, warunkującym wszystkie inne wyzwania gospodarcze, związane z rozwojem życia naukowego i kulturalnego, o edukacji i zdrowiu psychicznym nie wspominając.

Uwaga stała się kluczowym zasobem gospodarki i się nim nie odstanie. Wyzwanie polega więc na nauczeniu się, jak uwagą dobrze gospodarować. Wpływy z podatku cyfrowego – oby jak najwyższe! – powinny iść na tę naukę.

To, jakie ona formy przybierze i w ramach jakich polityk publicznych zostanie zorganizowana, pozostaje do przedyskutowania. Najważniejsze jest jednak rozumienie problemu i polityczna determinacja potrzebna do jego rozwiązania przy użyciu dostępnych środków prawnych i technicznych.

Państwa godzą się na grabież

Dzisiaj, gdy wszyscy oczekują „konkretów”, a o formułowaniu przez państwo ambitnych celów gospodarczych możemy co najwyżej poczytać w książkach Mariany Mazzucato, sztuka gospodarowania uwagą może jawić się jako zagadnienie zbyt abstrakcyjne i trudne, nadające się bardziej na seminarium naukowe niż na temat przewodni w dyskusji nad podatkiem cyfrowym i jego celowością. Nie sposób jednak przejść obok problemu przemysłowej eksploatacji uwagi przez platformy, chcąc je skutecznie regulować, a przez to odzyskać kontrolę nad naszym środowiskiem komunikacyjnym. Choćby chodziło o tak prostą regulację jak nałożenie na te platformy podatku.

Gawkowski powinien wiedzieć, że dopóki globalne platformy zaniżają przychody, podatek cyfrowy nie pomoże

Problem wydobywania z uwagi przez platformy to problem fundamentalnie polityczny nie tylko dlatego, że takie wydobycie prowadzi do drastycznego obniżenia jakości debaty publicznej, lecz przede wszystkim dlatego, że uderza w poznające podmioty, które mogą brać w tej debacie udział, a przez to kształtować procesy demokratyczne. Odważmy się nazywać rzeczy precyzyjnie i po imieniu: państwo, które problemu wyzysku uwagi przez platformy nie widzi, lub widzi i nic z nim nie robi, odstępuje de facto od elementarnej troski o dobro obywatela. Nie zapewnia także odpowiednich warunków, w których społeczna gospodarka rynkowa, wskazana jako podstawa ustroju Rzeczypospolitej Polskiej w art. 20 jej konstytucji, wciąż jest kognitywnie możliwa.

Na tym polega zmiana w gospodarce wciąż nazywanej gospodarką platform cyfrowych, choć niektórzy ekonomiści, tacy jak Cédric Durand i Janis Warufakis stawiają hipotezę, że na naszych oczach ten kapitalistyczny porządek gospodarczy mutuje w cyfrowy feudalizm, w którym państwa i zarejestrowane w nich przedsiębiorstwa odgrywają rolę wasali, a model wymiany handlowej i innych wymian społecznych na platformach przypomina ten, który znamy z wczesnego średniowiecza.

Warufakis: Technofeudalizm prowadzi do wojny

Niezależnie od tego, co o tej hipotezie sądzimy, realna zmiana już się dokonała, a my – jako konsumenci i użytkownicy, ale przede wszystkim jako obywatele i poznające podmioty – zostaliśmy wrzuceni w jej wir. Zmiany spojrzenia na to, czym jest gospodarowanie w tych nowych warunkach, pozostaje jednak wciąż przed nami. Bardzo tej zmiany potrzebujemy, aby się w nich odnaleźć i sprostać wyzwaniu rzuconemu przez platformy, które mogą toczyć wojnę kognitywną przeciwko ludziom, dlatego że odbierają nam kontrolę nad uwagą, a przez to osłabiają nasze zdolności poznawcze i poczucie realizmu.

Chodzi tu więc o coś dużo bardziej fundamentalnego niż o konfrontację z Muskami lub innymi Zuckerbergami cyfrowego imperium. Rzucane przez nich wyzwanie powinno nas skłaniać – podkreślę to raz jeszcze – do tego, aby zatroszczyć się o naszą uwagę jako to, co mamy najcenniejszego do stracenia. Gdy temu wyzwaniu sprostamy, oni staną się nieistotni, niezależnie od tego, co robią lub wypisują na swoich platformach.

Platformy stały się potężnymi agregatami uwagi przetworzonej w rynek. Dzięki takiej agregacji mogą nad nami panować w imię zasady dziel i rządź, dzieląc i rządząc uwagą za pomocą algorytmów.

Mechanizmów działania tych algorytmów nie zawsze jesteśmy świadomi. Jest tak dlatego, że stymulują one nieświadome automatyzmy poznawcze. Przechwytywanie uwagi ma tej stymulacji służyć. Czyni to z nas zabawki w rękach algorytmów platform i trzyma w rękach naszych własnych automatyzmów. Są one dobrze opisane przez współczesną psychologię kognitywną. Wielkie firmy technologiczne wykorzystują tę wiedzę do projektowania interfejsów w taki sposób, abyśmy podejmowali nieświadome dla nas, a korzystne dla nich decyzje. To za tę manipulację należy się podatek!

Akceleracjonizm: Szybciej, zanim masy ogarną, że prowadzimy je ku technofeudalnej dystopii

Uwolnienie się z podwójnego uścisku algorytmów i automatyzmów poznawczych jest więc trudne przede wszystkim dlatego, że trudno jest go sobie uświadomić. A jeszcze trudniej czytelnie opisać i przekonująco wskazać, że wyswobodzenie się z tego cyfrowego uścisku nie jest sprawą indywidualną każdego i każdej z nas, lecz wymaga przemyślanych działań na płaszczyźnie politycznej w imię troski o uwagę jako dobro wspólne.

Trzeba tylko, o ile to wciąż możliwe, odbudować pomost łączący procesy podejmowania decyzji politycznych z refleksją naukową.

Waga uwagi

W interdyscyplinarnych badaniach nad cyfrowością i uwagą w środowisku cyfrowym podkreśla się, że aby lepiej rozumieć zachodzące w nim przemiany uwagi, trzeba na nią spojrzeć nie tylko z perspektywy psychologii (dotyczącej uwagi pojedynczej jednostki), ale dostrzec w niej również zjawisko społeczne (dotyczące nawiązywania relacji i współpracy między ludźmi). Uwaga jest również czymś, co można organizować w ramach organizacji gospodarczej za pomocą organizacji techniki, od technik i mediów audiowizualnych po media społecznościowe i inne technologie informatyczne.

Filozof Bernard Stiegler utrzymuje nawet, że formy społeczeństwa są pochodną form gospodarowania uwagą – czyli całościowej, technicznej i społecznej organizacji, która kontroluje tryby formowania, orientowania i przechwytywania uwagi. Musimy więc wiedzieć, jak działają urządzenia strukturyzujące uwagę i kierujące ją na przemysłowo wytwarzane cele. Bez świadomości ich działania trudno byłoby mówić o uwadze i o tym, co się z nią dzieje w określonym środowisku technicznym, które te urządzenia tworzą.

Acemoglu: AI może służyć ludziom, ale nie w tym kierunku zmierza

Gdy zestawiamy tę ogólną perspektywę filozoficzno-polityczną z badaniami empirycznymi prowadzonymi w ramach nauk szczegółowych, takich jak biologia mózgu czy psychologia poznawcza, a także sięgające po dorobek tych dyscyplin nauki prawne, dostrzegamy wagę problemu uwagi, a także długofalowe następstwa poznawcze i społeczne jej nieuregulowanej eksploatacji przemysłowej.

W wydanej po francusku książce poświęconej budowaniu „kultury uwagi” (2024) antropolożka Stefana Broadbent, filozof Florian Forestier, kognitywista Mehdi Khamassi i prawniczka Célia Zoltynski przypominają, że z perspektywy psychologii uwaga to funkcja poznawcza. Polega ona na selekcjonowaniu pochodzących ze środowiska elementów (informacji) przetwarzanych następnie przez mózg. Dobierane przez uwagę elementy mogą pochodzić z otoczenia i z naszego świata wewnętrznego (środowiska umysłowego) lub jednego i drugiego jednocześnie. Zdolność do skupiania uwagi zależy od całej sieci połączonych ze sobą obszarów mózgu. Uważanie nie jest więc procesem niezależnym. Ów proces jest scalony z innymi procesami odpowiedzialnymi za kontrowanie i planowanie działania, których rola dalece wykracza poza prosty mechanizm doboru informacji. To dlatego uważanie odgrywa kluczową rolę w ustanawianiu motywów i celów przedsiębranych działań.

Ale w uważnie działającym mózgu czynne są również procesy nieświadome (mimowolne, automatyczne), które w ultrakrótkich odstępach czasu filtrują informacje, nim uwaga zdąży się uaktywnić. To właśnie na tej funkcji przeduważnego filtrowania żerują algorytmy platform. Ich zniewalająca moc bierze się stąd, że mogą utrzymywać nas w naszych własnych automatyzmach i blokować uwagę dowolną, czyli taką, której potrzebujemy do rozmyślnego działania i panowania nad własnymi automatyzmami. Im większa wartościowość emocjonalna bodźców zawartych w rekomendowanych treściach, powiadomieniach czy postach, tym rośnie automatyczna siła ich przyciągania.

W tak zorganizowanym algorytmicznie środowisku nie tylko trudno jest czegokolwiek się nauczyć lub cokolwiek poznać. Generuje ono również uczucie ciągłego zmęczenia. Odczuwamy je dlatego, że męczy się nasza uwaga. Nieustannie stymulowana krótkotrwałymi i przyciągającymi treściami uwaga nie ma czasu, żeby odpocząć i pozostać przez dłuższą chwilę w stanie swobodnego zawieszenia (znajduje się w nim na przykład wtedy, gdy patrzymy na rozciągający się przed nami krajobraz). Przeglądając agresywny feed w czasie wolnym, odpoczywamy tylko pozornie, a platformy uwłaszczają się w nim na naszej uwadze, zaciągając ją do wytężonej i darmowej pracy bez chwili wytchnienia.

Sztuczna inteligencja potrzebuje planety

Poznawcze skutki tak zaprogramowanego uwiązania, wpływające również na nasze codzienne samopoczucie, są negatywne, a jego efekty odbicia, które uderzą przede wszystkim w młodszych, mogą być druzgocące. Psycholog Stephen Kaplan podkreśla, że uwaga jest konieczna do wykonywania większości naszych codziennych czynności i stanowi podstawowy klucz do skuteczności. Dlatego im większe zmęczenie uwagi, tym większa nieskuteczność i ryzyko popełniania błędów.

Zburzenie domniemania współpracy

Mechanizmy uwagi rozpatrywane z perspektywy indywidualnej to jednak tylko jeden aspekt problemu związanego z wydobywaniem z nas uwagi przez algorytmy platform. Uwaga to również zjawisko społeczne, manifestujące się w relacjach intersubiektywnych, w których kluczową rolę odgrywa współdzielona uwaga. Prace z zakresu psychologii rozwojowej pokazują, że współdzielenie uwagi – czyli zdolność do zainteresowania innych przedmiotem mojej uwagi – poprzedza akwizycję języka oraz rozwój współpracy uznawanej za cechę wyjątkowo rozwiniętą u gatunku ludzkiego (wskazywanie palcem na przedmiot przez niemówiące jeszcze dziecko w intencji, aby zainteresował się nim rodzic, poprzedza ukształtowaną później zdolność skojarzenia tego przedmiotu z odpowiadającym mu słowem).

Jednocześnie ze zdolnością do współdzielenia uwagi wiąże się współdzielona intencjonalność. Według psychologa Michaela Tomasello pozwala ona odgadywać intencje innych. Równocześnie fakt, że ją współdzielę, oznacza, że jakaś część moich intencji bierze się ze współpracy, że ta współpraca jest u ich źródeł, że bez niej by ich nie było. Społeczne poznanie u ludzi może być uznane za wyjątkowe, przybierać tak wielorakie formy i wymiany symboliczne dlatego, że zakłada domniemanie współpracy. Obecny porządek algorytmiczny tę wyjątkowość i różnorodność niweczy.

Žižek: Darowanej sztucznej inteligencji też zagląda się w zęby

Co z tego wynika dla polityki? Otóż to, że nie mamy żadnych szans na zbudowanie społeczeństwa współpracy we władzy algorytmów, które nas poznawczo i społecznie upośledzają. Jesteśmy w nim kognitywnie rozbrajani. Rzecz nie w tym, aby złorzeczyć na algorytmy. Nie ma wolności bez dobrych algorytmów. Chodzi o to, aby wyeliminować głębokie przyczyny poznawczej i społecznej toksyczności modelu biznesowego platform, zamiast skupiać się na łagodzeniu jej oznak. Jedyną drogą ku temu jest przebudowa ekosystemu informacyjnego i zasilających je algorytmów w taki sposób, aby sprzyjały gospodarowaniu uwagą. Daninę społeczną w postaci podatku cyfrowego powinniśmy więc wykorzystać do wzmocnienia społecznej świadomości problemu i współpracy polityki z nauką na rzecz takiego gospodarowania. Tylko czy możemy jeszcze o takiej naukowej polityce marzyć?

***

Michał Krzykawski – dr hab., prof. UŚ, filozof, pracownik naukowy na Wydziale Humanistycznym Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, gdzie kieruje Centrum Badań Krytycznych nad Technologiami. Koordynator obszaru badawczego Społeczne ramy zastosowań systemów sztucznej inteligencji w Open Eyes Economy Hub, członek Rady Narodowego Programu Rozwoju Humanistyki, wiceprezes Fundacji Pracownia Współtwórcza.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij