U mnie oderwanie od rzeczywistości nie zaczęło się w seminarium, ale pięć lat wcześniej, gdy jako czternastolatek wpadłem w szpony wewnątrzkościelnej sekty, czyli Ruchu Światło-Życie. Nie jestem pod tym względem żadnym wyjątkiem, podobne CV może sobie wystawić większość księży.
Księża to dziewiętnastolatkowie, których seminarium duchowne zamroziło na tym poziomie rozwoju. Sześć lat spędzili w zamkniętym budynku pod nadzorem przełożonych, którzy bez przerwy im powtarzali, jaki to świat na zewnątrz jest zły i zdeprawowany, jaka to wielka odpowiedzialność na nich spoczywa i jak wielka jest różnica między wyświęconym kapłanem a zwykłym świeckim. Po seminarium poszli na plebanię, czyli w rzeczywistość może i mniej oderwaną od życia, ale nadal do głębi przesiąkniętą tą metafizyką „nadczłowieka – kapłana” i „podczłowieka – świeckiego”.
U mnie to oderwanie od rzeczywistości nie zaczęło się w seminarium, ale pięć lat wcześniej, gdy jako czternastolatek wpadłem w szpony wewnątrzkościelnej sekty, czyli Ruchu Światło-Życie. Nie jestem pod tym względem żadnym wyjątkiem, podobne CV może sobie wystawić większość księży. To chyba oczywiste, że im dłużej trwa w życiu konkretnego księdza jego ścisłe przywiązanie do instytucji Kościoła, tym bardziej oderwany jest od rzeczywistości.
To, co potem przejawia się w demoralizacji, pysze i kompletnej nieznajomości życia przez duchownych, jest winą przede wszystkim bardzo przemyślanego i bezbłędnie działającego systemu formacji. I to on odpowiada za to, co potem takim zgorszeniem napełnia wiernych. Jeszcze raz powtórzę z całą dosadnością: ksiądz pedofil, ksiądz biznesmen, ksiądz pijak, ksiądz pyszałek, ksiądz hazardzista, ksiądz okrutnik i inkwizytor zostali ukształtowani i pobłogosławieni przez Kościół, przez instytucję katolickiej formacji, od kolorowanek na religii w przedszkolu począwszy, a na święceniach prezbiteratu skończywszy. I to ten system powinien zostać w pierwszej kolejności rozliczony.
Odjaniepawlić polski Kościół: jak Krytyka walczyła o świeckie państwo
czytaj także
Tymczasem sięga on także po bezbronne umysły dzieci. Kościół poprzez posłuszną mu władzę państwową próbuje zmusić rodziców, by posyłali pociechy na lekcje religii w szkole. W sukurs idą mu politycy, głoszący, że bez tych lekcji młodzi ludzie będą pozbawieni wartości moralnych. A przecież szkolna katecheza jest pierwszym stopniem tego właśnie systemu, który demoralizuje i przerabia ludzi na potwory niedostrzegające własnej nieuczciwości, podłości i okrucieństwa.
Dlatego chcę w tym miejscu z całą mocą powiedzieć, że nie wolno dopuścić do tego, żeby Kościół miał dostęp do młodych ludzi. Katolicyzm powinien być tak samo traktowany jak najsilniejsze narkotyki: trzeba przed nim bronić młodzież, bronić dzieci, bo jeśli system kościelnej formacji dobierze się do ich umysłów, zrobi im potworną krzywdę. Nie można na to pozwolić. Każdy z nas jest odpowiedzialny za to, żeby demoralizację krzewioną przez Kościół powstrzymać. Wołam o to także dlatego, że wiem, z jakim trudem rzeczywistość wyrwała mnie z tego systemu. A przecież nie każdy może mieć tyle szczęścia co ja.
Niech za ilustrację tego wszystkiego, co napisałem w temacie kościelnej moralności, posłuży pewna przygoda, którą przeżyłem wiosną 2012 roku. Jeden z moich przyjaciół, Rafał I., przez przypadek dowiedział się o dziewczynce mieszkającej w pewnym prowadzonym przez siostry zakonne domu dziecka. Dziewczynka nie miała jednej ręki, co było przyczyną oczywistej niesprawności, ale też skutkowało groźnym dla prawidłowego rozwoju nierównomiernym obciążeniem kręgosłupa. Należało zaopatrzyć dziecko w protezę, w przypadku tak młodego ciała nie jest to jednak prosta sprawa. Dziecko rośnie, a proteza nie. Można więc albo wymieniać protezy co jakiś czas, co za każdym razem wiązałoby się ze sporymi kosztami, albo ponieść jednorazowy, potężny wydatek (wówczas ponad 100 tysięcy złotych) i zakupić specjalną protezę dziecięcą, którą można dostosowywać do rozmiarów i wagi rozwijającego się ciała.
W latach 90. w społeczną potęgę Kościoła wierzyło tylko środowisko „Gazety Wyborczej” [rozmowa]
czytaj także
Historia jakich wiele, ale przyjaciele z mojej paczki zapalili się do tego, żeby coś z tym zrobić. W ciągu ledwie trzech miesięcy udało im się od zera zorganizować galę charytatywną i licytację połączone z młodzieżową imprezą, z których dochód w całości poszedł na sfinansowanie zakupu protezy. Zdobyli sponsorów wśród przedsiębiorców, reportaż o ich dokonaniu został swego czasu wyemitowany przez telewizję Polsat w wieczornym wydaniu wiadomości. Licytowano nie jakieś odpustowe śmieci, ale całkiem poważne fanty, na przykład gitarę z autografami członków zespołu Dżem. Gala, licytacja, impreza oraz prowadzona po nich zbiórka pozwoliły jeszcze w tym samym roku zakupić protezę dla dziewczynki.
Młodzi ludzie, którzy to wszystko zorganizowali, byli typowymi przedstawicielami młodzieży, która z wiarą i Kościołem żegna się w momencie bierzmowania, a moralność i nauczanie chrześcijańskie są jej zupełnie obce. Jedynym ich kontaktem z rzeczywistością wiary byłem ja i dlatego mogę powiedzieć i zaświadczyć, że w tym, czego dokonali, wiara religijna, chrześcijańskie przykazania miłości i tym podobne nie miały żadnego, ale to żadnego udziału.
czytaj także
Co więcej, pławiący się w zbytkach, siedzący na złotych tronach kapłani i w ogóle cały instytucjonalny Kościół ani grosza nie dali na protezę dla dziewczynki, będącej, jak by nie było, podopieczną katolickiego domu dziecka. Ciągle słyszę, jak strasznie niesprawiedliwe jest twierdzenie, że z wiary religijnej nie wypływa ani nie płynęło nigdy żadne dobro. Podnosi się rzekomo ogromne zasługi Kościoła na polu charytatywnym, śpiewa się hymny na cześć chociażby Caritasu. Tymczasem, gdy jeden z chłopaków z paczki wpadł na, jak się okazało, głupi pomysł, żeby w poszukiwaniu sponsorów udać się do jednej z parafii, usłyszał od księdza, że skoro nie chodzi do kościoła, to nie mają o czym rozmawiać.
Dzisiaj bardzo żałuję, że podczas całej akcji wspierałem działalność moich przyjaciół, mając na sobie koloratkę, tym samym sugerując postronnym obserwatorom, jakoby Kościół katolicki miał cokolwiek wspólnego z naszą akcją charytatywną.
**
Fragment książki Roberta Samborskiego Kościoła nie ma, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej.