Autor „Gościni” nie jest nieznany, to erudyta, specjalista od antropologii i semiologii kultury, napisał sporo mądrych książek. Może więc za dużo sobie obiecywałam, więc powiedzmy, że lepiej z mądrym zgubić niż z głupim znaleźć.
Rebecca F. Kuang, Yellowface, przeł. Grzegorz Komerski, Fabryka Słów 2023
Wieczorem tego dnia, w którym zobaczę śmierć Atheny Liu, oblewamy jej umowę z Netflixem.
Bardzo spodobała mi się historyczno-chińska trylogia fantasy Kuang Wojna makowa i jej następna książka, również fantastyka. Może i autorka nie jest wielką stylistką, ale ma rozległą wiedzę i bardzo sprawnie buduje narrację, więc liczyłam na kolejne podobne książki.
Może dlatego Yellowface nieco mnie rozczarowało, dobrze się to czyta, ale już nie ma tego rozmachu. Kto wie, czy z komercyjnego punktu widzenia nie jest to zaletą? Trzy grube tomy osadzone w historii Chin niektórych jednak onieśmielały. A tym razem to krótsza powieść współczesna, obyczajowa i satyryczna, o literaturze, świecie wydawniczym i literackich skandalach. Pod koniec nieco udaje thriller, a nawet horror, ale to może nie całkiem zadowolić miłośników literatury gatunkowej.
czytaj także
Już w pierwszym zdaniu dowiadujemy się, że Athena Liu niedługo umrze. Kim jest ta młoda gwiazda literatury, której udało się połączyć pisanie erudycyjne z komercją? Niezwykle piękną i tajemniczą Amerykanką o chińskich korzeniach. Jak lubi podkreślać, jej rodzice, kiedy przybyli do tego kraju, nie znali angielskiego. Jeszcze nie ma trzydziestki, a już wydała cztery książki przetłumaczone na wiele języków, za które zarobiła miliony i otrzymała różne nagrody.
Kontynuując wątek z poprzedniego tygodnia – co jest w tym takiego zabawnego? Najbardziej bawiło mnie podobieństwo Atheny do autorki, która jest młoda, urodziła się w Kantonie, podobnie jak Athena studiowała na najlepszych uniwersytetach, napisała cztery powieści, odniosła rynkowy sukces, była nominowana do wielu nagród, a kilka całkiem prestiżowych dostała. W powieści Athena pojawia się prawie od razu jako trup. A potem ona i jej śmierć będą używane na różne sposoby, ale jej prawdziwego głosu nie poznamy.
Całą historię opowiada nam jej przyjaciółka, wcale nie tak bliska, jak się publicznie przedstawia, która po śmierci ukradła jej świeżo napisaną, właściwie jeszcze niegotową powieść. Juniper, tak dziwnie się nazywa, też jest pisarką, ale wydała tylko jedną książkę przyjętą raczej obojętnie, a zarabia jako nauczycielka na kursach dokształcających dla maturzystów. Kiedy proponuje wydawcom powieść Atheny jako własną, ci od razu dostrzegają w niej potencjał na bestseller. Czyli talent zmarłej autorki jest dość oczywisty.
Juniper jednak wkłada w pierwowzór dużo własnej pracy, udoskonala go, pracuje nad książką z redaktorami, którzy też mają sporo uwag, aż wreszcie produkt zostanie uznany za idealny i wypuszczony na rynek z ogromną promocją. Czy autor zawsze jest jedynym twórcą swojego dzieła? A co z zapożyczaniem od innych autorów lub przejmowaniem historii zasłyszanych?
Juniper przyznaje się do inspiracji dziełami przyjaciółki i rozmowami z nią, to część promocji, bazująca na zainteresowaniu przedwczesną śmiercią sławnej już gwiazdy literatury. Przyjmuje pseudonim Juniper Song. Song to jej drugie imię, ale może sugerować azjatyckie korzenie. A powieść, której autorstwo przypisuje sobie, dotyczy 140 tysięcy Chińczyków zwerbowanych do pracy przez Brytyjczyków w czasie Wielkiej Wojny i traktowanych bardziej jak niewolnicy niż alianci.
Juniper, która zawsze zazdrościła Athenie, teraz zaczyna żyć jej życiem: wydawcy noszą ją na rękach, książka ma wielką promocję, wywiady, recenzje, tłumy na spotkaniach. A jednocześnie hejt w internecie, podejrzenia o kradzież dzieła, ale nie tylko o to. Yellowface to odpowiednik blackface, czyli źle widzianego dziś, obraźliwego przebierania się białych za czarnych, tu dotyczącego Azjatów, o to też zostanie oskarżona. Oraz o „przejęcia kulturowe”, czyli zajmowanie się obcymi kulturami, do czego nie uprawnia jej pochodzenie. W jej/nie jej powieści znajdą się też fragmenty podejrzane o niepoprawność polityczną.
I co w tym takiego śmiesznego? [Kinga Dunin czyta Olgę Drendę]
czytaj także
Kuang zajmuje się tu całą gamą problemów, czasem dość prowokacyjnie, ale chroni ją właśnie jej pochodzenie. Czy gdyby Athena była białym mężczyzną, miałaby szansę na podobny sukces? Czy każdy ma prawo pisać o wszystkim? Czy pochodzenie z jakiejś mniejszości naprawdę pomaga na rynku, a może tylko jednostkom, które mają udowadniać, że różnorodność jest wartością, chociaż inni czy inne nadal mają trudniejszą sytuację? Jak wyglądają rozgrywane przy okazji wojny kulturowe, szczególnie kiedy można to robić anonimowo w internecie? Autorka pokazuje je jako dość kuriozalne. Powiedzmy sobie, że nie są to jeszcze nasze problemy w polu literackim, chociaż już bywają podnoszone i to dość głośno przy innych okazjach typu „dredy Tokarczuk”.
Natomiast problem kreowania wartości literackich na rynku przez intensywny marketing nie jest nam nieznany. Podobnie jak internetowe inby. I to, że tylko niewielka grupa pisarzy może zarabiać bardzo dobrze, podczas gdy dla innych nie starcza nagród i pieniędzy. Tak, może Juniper jest gorszą pisarką, albo po prostu inną, mniej komercyjną, ale wydaje się, że całkiem sprawną, czy różnica w ich absolutnie nieporównywalnych dochodach to sprawiedliwie odzwierciedla?
Ale kto mówi, że rynek jest sprawiedliwy? No, ci wszyscy, którzy skarżącym się na swoje warunki materialne mniej popularnym autorom mówili: jak się nie sprzedaje, to znaczy, że niedobre. Wszystko to niby wiemy, ale przepuszczone przez przeżycia i doświadczenia narratorki zyskuje inny wymiar. Niby nie jest ona postacią pozytywną – ukradła, kłamie – ale możemy ją zrozumieć. I podoba mi się to, że Kuang wybrała właśnie taki punkt widzenia, w sumie kpiąc również z siebie i swego statusu i sukcesu. Czekam teraz na jej kolejną książkę, która ma być też fantastyką oraz literaturą nonsensu, podobno o doktorantach podróżujących do piekła.
Marcin Napiórkowski, Gościni, Wydawnictwo Literackie 2023
Kochani, kochani! Znowu jesteśmy w drodze. Dostaliśmy mnóstwo głosów, że podobał się wam nasz objazd Podkarpacia. Dlatego mamy dla was coś specjalnego. Nie czekaliśmy do kolejnych wakacji, nie czekaliśmy do ferii. Pan Wycieczka z rodziną uprali ciuchy w rewelacyjnej pralkosuszarce Futuron firmy Eltron, przepakowali się błyskawicznie i wyruszyli na kolejną wyprawę.
Pan Wycieczka do niedawna był nauczycielem historii, teraz ma kanał na YouTubie i pół miliona obserwujących oraz bogatych sponsorów. Jeździ z rodziną po Polsce i pokazuje ciekawe miejsca. Słysząc jego komentarze do nagrań – patrz wyżej – jakoś trudno w to uwierzyć, w te pół miliona. Chyba ma być to śmieszne i satyryczne, ale jakoś dla mnie nie jest.
A poza tym to horror. Rodzina i zabrany po drodze autostopowicz, stary hipis, też nieśmieszny, dojeżdżają do miasteczka, którego nie da się znaleźć na mapie, i internet nie ma w nim zasięgu. Jest uroczo, wydaje się, że wszelkie ich marzenia zostaną tu spełnione, ale jakoś dziwnie i podejrzanie. I nawet na końcu, jak to w horrorze, niby bardzo strasznie, niestety ani przez moment się nie bałam. Jakoś ani śmiesznie, ani strasznie… Po drodze Pan Wycieczka i hipis wygłaszają pogadanki – jeden o kulturze, drugi o naturze, autor nam wyjaśnia, że nasze strachy pochodzą z nas samych oraz kultury, będzie na koniec nawet esej, o archetypach i ukrytych, funkcjonujących od zarania dziejów ludzkości wzorach.
Autor nie jest nieznany, to erudyta, specjalista od antropologii i semiologii kultury, napisał sporo mądrych książek. Może więc za dużo sobie obiecywałam, więc powiedzmy, że lepiej z mądrym zgubić, niż z głupim znaleźć. W swojej kategorii to autor, który dobrze, ciekawie i przystępnie umie opowiadać, ale widać tu potrzebny był inny rodzaj talentu.