Kinga Dunin czyta, Weekend

Dwór i pole.„1670” i „Chłopki” takich pytań nie stawiają

Możecie uznać, że powieść Rzewuskiego jest podobna do serialu, który wielu tak bardzo śmieszył, czyli „Roku 1670” – z mojej strony to zachęta o tyle słaba, że mnie zupełnie nie śmieszył, za to w tej powieści czułam się jak w wygodnych kapciach, co chwilę uśmiechając się pod wąsem.

Paweł Rzewuski, Krzywda, Art Rage 2025

Michał Ksawery Pluto, zwany również bratem Kasjanem, długo nie mógł spać tej nocy, ponieważ chciał jak najszybciej przeczytać księgę, w której posiadanie wszedł, choć nie powinien. A przynajmniej tak sądził.

A parę zdań dalej czytamy:

„Teraz mijał rok 1666, jak się zdawało – szatański, wiele też się w międzyczasie przez Rzeczpospolitą przetoczyło złych rzeczy, z których plagi szarańczy były najmniej straszne, bo potem przyszła szarańcza kozacka, szwedzka, turecka, aż wreszcie i szarańcza domowej niezgody rokoszu”.

Niedokładnie wiadomo, jak długo trwał ten międzyczas, ale powiedzmy, że od początku wieku, kiedy to miały miejsce i najazdy tatarskie, i powstania kozackie, i wojna z Turkami i potop szwedzki, ale też hetman Żółkiewski zajął na chwilę Moskwę. A szarańcza? No właśnie, szarańcza od razu naprowadza na pewien trop:

„Rok 1647 był to dziwny rok, w którym rozmaite znaki na niebie i ziemi zwiastowały jakoweś klęski i nadzwyczajne zdarzenia. Współcześni kronikarze wspominają, iż z wiosny szarańcza w niesłychanej ilości wyroiła się z Dzikich pól i zniszczyła zasiewy i trawy, co było przepowiednią napadów tatarskich. Latem zdarzyło się wielkie zaćmienie słońca, a wkrótce potem kometa pojawiła się na niebie.”

To oczywiście pierwsze zdania Ogniem i mieczem. Co prawda zakonnik czyta tajemnicza księgę w 1666 roku, ale akcja powieści toczy się kilkadziesiąt lat wcześniej, jednak nie musimy przywiązywać się o szczegółów – wiek XVII był burzliwy.

Nie byłoby „Kosa” bez Andrzeja Ledera [rozmowa]

Także nazwisko autora coś nam przypomina, jakąś postać historyczną, możecie sprawdzić jaką, a herb tego rodu to Krzywda. Nie jestem zbyt biegła w historii, więc uruchomił mi się inny dzwonek: Duma o Wacławie Rzewuskim Słowackiego. Był tam koń biały, arabski bez skazy, na którym siedmiokroć przemierzył step Gazy, kochanka i jej kirys, a na koniec ruski chłop zabił Wacława. Natomiast Paweł Rzewuski żyje i jest doktorem filozofii i historykiem.

Ale nie lękajcie się! To nie jest poważna powieść historyczna, tylko zdystansowany pastisz, w którym nie musimy przejmować się historycznymi detalami ani dokładnie ich znać, chociaż coś tam, mnie przynajmniej, w głowie majaczyło, że jakiś rokosz Zebrzydowskiego, Polacy w Moskwie, Dzikie Pola… I jeszcze powieść kończy się na zamarzniętym Bałtyku, w karczmie Roma („Ta karczma Rzym się nazywa, kładę areszt na waszeci”). Wykorzystuje w niej autor dwie urocze konwencje: powieści szkatułkowej oraz opowiadań grozy, niesamowitych.

Nie ma święta parcelacji

W Polsce mieszka jakieś zło – jak chcecie, możecie sobie powiedzieć, że to pańszczyzna i warcholstwo szlachty, ale nie musicie tego robić. W powieści emanacją zła są bowiem duchy skrzywdzonych dziewic, różne zmory pogańskie, diabeł Niemiec i dużo innych atrakcji. Na gościńcach czy w karczmach możemy spotkać ślepego starca prowadzonego przez upośledzonego młodzieńca pięknego jak anioł. Ślepiec dla każdego będzie miał odpowiednią historię, ale zawsze pojawi się w niej pan Wróblewski herbu Krzywda. A wokół sarmacka Polska. Podgoleni szlachcice w kontuszach i pasach słuckich ucztują, biorą się za łby, wymachują szabelką, a równie często krzyżem, wzywają boga i Najświętszą Panienkę, politykują, ruszają na tę czy inną wojnę albo na sąsiada. Ale też cytują Kochanowskiego, odpoczywają pod lipą i studiują we Włoszech. Na Dzikich Polach tajemniczy watażka dopuszcza się niewyobrażalnych okrucieństw. Przebiegli jezuici spiskują. Obok Polaków-katolików są też Żydzi, arianie, kalwini. A w tle chamy, których można wychłostać oraz dziewki, które można wychędożyć, i mężoluby, o których szepcze się na ucho.

„1670”: „Szkło kontaktowe” dla trzydziestolatków

Romantyzm: blizna, ojczyzna (gdy powstała, to tylko z naszej krwi), powstania, Samosierra… – Maria Janion już trzydzieści lat temu ogłosiła koniec tego paradygmatu. Może zbyt wcześnie. Ale na pewno jest jeszcze drugie oblicze naszej tradycji – sarmatyzm, też pełen wad, ale zabawniejszy i łatwiej traktować go z dystansem. Możecie uznać, że Krzywda jest podobna do serialu, który wielu tak bardzo śmieszył, czyli Roku 1670 – z mojej strony to zachęta o tyle słaba, że mnie zupełnie nie śmieszył, za to w tej powieści czułam się jak w wygodnych kapciach, co chwilę uśmiechając się pod wąsem. Czyli bardzo przyjemnie spędzony czas, nie krzywda, tylko frajda!

Renata Bożek, Wyjarzmiona, czyli historia biednej dziewczyny ze wsi przez nią samą opowiedziana, Marginesy 2025

Juz dostanie łode mnie zapłatę, skurwisyn. Zacisnęła usta, przeżegnała się i znikła w wyrośniętych paprociach.

Jest rok 1831. Dziewięcioletnia Rozalka, chłopskie dziecko, poszła na bagna szukać składnika do mikstury, która zaszkodzi jej wrogom, a znalazła tonącego powstańca. On błaga ją o pomoc i obiecuje zapłatę, rzuca torbę z pieniędzmi i tajemniczym kajetem, ale ona nie wierzy panom Polokom. Patrzy jak Cyprian tonie. W kajecie znajdzie dziwne rysunki i żartobliwy wierszyk po angielsku, niby Keatsa, ale jednak nie Keatsa, który stanie się jej mantrą, zaklęciem.

W tej książce z kolei autorka korzysta z konwencji powieści łotrzykowskiej, tym razem jednak zamysł jest chyba poważniejszy.

Rozalka przechodzi przez trzy kręgi piekła – kolejne części powieści to Wieś, Dwór, Miasto. Wieś to karbowy z batem i wszystko co najgorsze wiemy o pańszczyźnie. Bieda i zacofanie, lęk nawet przed dobrymi zmianami. Przemoc wobec kobiet, dzieci, słabszych. Wódka. Zabobon katolicki i ludowy (jedyna pozytywna postać to naiwny jak dziecko wikary Ściegienny). Dwór to chciwość, niegospodarność, rozrzutność, pogarda dla ludu. Egzaltacja patriotyczna. Francuskie romanse dla panien i pouczające książeczki, jak być dobrą żoną. Trochę nowych prądów – może by tak oczynszować chłopów i więcej w ten sposób zarobić? A miasto to przestępczość i praca seksualna. Dodajmy jednak, że szczególnie część wiejska to też świetne opisy codziennego życia, napisana z wręcz etnograficzną dokładnością.

Gdyby Szela miał drony…

Rozalka to sprytna szelma, która w każdej sytuacji sobie poradzi i błyskawicznie się uczy. Czytać i pisać, a także właściwego języka, dlatego narracja, która początkowo może sprawiać kłopot ze względu na gwarę, powoli przechodzi w standardową polszczyznę (dzisiejszą, nie XIX-wieczną). A na koniec dwudziestoparoletnia bohaterka odpowie „tak” na pytanie „czy za mnie wyjdziesz?”.  Będzie bogata. To niby szczęśliwe zakończenie jest jednak parodią takich zakończeń.

Książkę otwiera motto, cytat z Mariana Pilota: „Życzyłbym sobie, by moje chłopskie pochodzenie – w odniesieniu do mojego pisania zwłaszcza – nigdy nie było mi tarczą; zawsze mieczem”. Nie mogę się powstrzymać, żeby nie wspomnieć tu ostatniej książki tego niedawno zmarłego pisarza – Dzikie mięso. To konceptualna zabawa, bo składa się ona z wypowiedzeń chyba ze wszystkich występujących w Polsce – nie wiem, czy do dziś – gwar. Wspaniała!

„Pole”: Chcemy stworzyć grupę ludzi piszących znakomicie

Renata Bożek jest współzałożycielką Związku Pisarzy ze Wsi i redaktorką internetowego pisma literackiego „Pole” wydawanego przez ten Związek. Pochodzi ze wsi. Czy jej książka jest mieczem? Można uznać, że tak – jako ilustracja ciężkiej doli chłopa, a jeszcze bardziej chłopki, dziewczynki, bolesna, choć ubrana w atrakcyjną awanturniczo-przygodową formę i przekorna. Ale jest w niej też coś więcej, w przeciwieństwie do bajek o biednej i dobrej dziewczynie, którą pokochał bogaty pan i wziął za żonę. Rozalka, a może już Róża, musi stać się prawie Cyprianem, a w mariaż wchodzi z nadchodzącym kapitalizmem – i to takim, który co prawda już chłopów nahajką nie ćwiczy, ale zarabia na opium w Chinach albo wyrzucając ze statku ładunek chorych Negrów, żeby dostać ubezpieczenie. Taki to happy end.

„Chłopi” kontra „Chłopki”

Rozalka ma oczywiście różne marzenia i złudzenia, ale od dziecka uczona jest kamuflażu – powstrzymywania płaczu, bo za to ociec biją, manipulacji państwem za pomocą nieszczerych pochlebstw, ukrywania wiedzy i uczuć. O swoje musi walczyć zębami i pazurami, nawet jeśli trzeba uciec się do czynów kryminalnych. Zatem, chociaż jest ze wsi, na pewno świetnie sobie poradzi w odgrywaniu roli pani Patriotki spółkującej z panem Kapitalizmem, jednak rola społeczna jest nie tylko kamuflażem, jest ważną częścią naszej tożsamości. Czy ważne jest również to, że pod spodem jest się ze wsi? I co to znaczy, czy tylko „bycie ofiarą”, czy też „innym”, i nie zawsze jest to dobre dziedzictwo? Nowo nabyta tożsamość też nie zachwyca.

Można postawić podobne pytania współcześnie, a książki takie, jak ukochane tu Chłopki niewygodnych pytań nie stawiają. Na przykład: co oznacza dzisiaj bycie „pisarzem ze wsi”? W końcu też nieco umowne, bo w wydanej przez Związek antologii opowiadań Włoski polskie, znajdziemy związkowca Łukasza Barysa. O ile się nie mylę, pochodzi on z miasta Pabianice, z którego można dojechać do Łodzi tramwajem. Wydaje się, że gest ten służy do zaznaczenia miejsca poza głównym nurtem literatury oraz poza głównymi tożsamościowymi, a nawet antytożsamościowymi narracjami i estetykami. (Czy jesteśmy wciąż wielbicielami Sienkiewicza, czy wolimy to, co pisał o nim Gombrowicz, wciąż jest to SIENKIEWICZ). Pokazuje to też „Pole” z jego wyborami estetycznymi, a publikowane tam teksty wcale nie są o wsi, to nie jest proste wpisywanie się w „nurt literatury wiejskiej”. Czy Mieczysław Piotrowski, bohater jednego z numerów, był pisarzem ze wsi, o ile ktokolwiek poza Adamem Wiedemannem (urodzony w Krotoszynie) o takim pamięta? Zaś najnowszy numer „Pola” jest o seksie.

Jestem zwierzęciem wszystkożernym i może dlatego po Krzywdzie, dla równowagi, potrzebowałam Wyjarzmionej, którą też przyjemnością i może nawet z nieco większym pożytkiem przeczytałam. Chociaż nie są to wygodne papucie, a raczej szorstkie kapcie z łyka.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kinga Dunin
Kinga Dunin
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka. Od 1977 roku współpracowniczka KOR oraz Niezależnej Oficyny Wydawniczej. Po roku 1989 współpracowała z ruchem feministycznym. Współzałożycielka partii Zielonych. Autorka licznych publikacji (m.in. „Tao gospodyni domowej”, „Karoca z dyni” – finalistka Nagrody Literackiej Nike w 2001) i opracowań naukowych (m.in. współautorka i współredaktorka pracy socjologicznej "Cudze problemy. O ważności tego, co nieważne”). Autorka książek "Czytając Polskę. Literatura polska po roku 1989 wobec dylematów nowoczesności", "Zadyma", "Kochaj i rób".
Zamknij