Książka Emmanuela Carrere'a pokazuje, że akces do ruchów radykalnych, antydemokratycznych może mieć jakiś związek z literaturą. I nie chodzi oto, że Limonow jest też pisarzem.
Partia Narodowo-Bolszewicka, którą stworzył, została zdelegalizowana, a on sam dwa lata z czteroletniego wyroku (terroryzm, nielegalne posiadanie broni) spędził w łagrze. A jednak, kiedy Eduard Limonow (naprawdę Sawienko, ur.1943 w Charkowie) mówi, że trzy czwarte obywateli Rosji podziela jego poglądy, wcale nie wydaje się to aż tak nieprawdopodobne. Choć może nie wszyscy z nich popierają jego metody działania.
Po pierwsze, jest to przywiązanie do rosyjskiego imperializmu, przede wszystkim w wydaniu radzieckim, okraszone wspomnieniami wygranej wielkiej wojny ojczyźnianej. Stalin nie jest symbolem łagrów, lecz rosyjskiej potęgi, którą musiał uznać cały świat, a urzeczywistnieniem marzeń nacboli miałoby być imperium euroazjatyckie rozciągające się od Gibraltaru po Kamczatkę.
Pod drugie, nienawiść do systemu kapitalistycznego i panującej władzy. Dla nacboli rosyjska prywatyzacja to jedno wielkie złodziejstwo, spychające w nędzę miliony obywateli. A system liberalno-demokratyczny to tylko przykrywka dla interesów oligarchów. I nie chcą słuchać o tym, że inaczej się nie dało.
Wygoleni na łyso, ubrani na czarno nacbole są stałym, choć marginalnym, elementem ulicznej sceny politycznej. Maszerują, krzycząc „Stalin, Beria, GUŁAG” pod sztandarami przypominającymi symbolikę nazistowską, na których swastyka została zastąpiona sierpem i młotem. Poza tym okupują budynki, ich działania często mają charakter happeningów, a organ partyjny „Limonka” (granat) utrzymany jest w poetyce zinu. Podtytuł – pismo punków, skinów i chuliganów. Przyciąga to nastawioną anarchistycznie i rozczarowaną nowym ustrojem młodzież.
Do tego dochodzi propozycja nowej duchowości, raczej dalekowschodniej niż prawosławnej.
O nacbolach i ich wodzu Limonowie można by długo pisać. Analizować ideologię, poszukiwać źródeł historycznych, ekonomicznych, społecznych, porównywać z populistycznymi prawicowymi ruchami w Europie, poszukując podobieństw i różnic. Biograficzna powieść Emmanuela Carrere’a Limonow może posłużyć takim rozważaniom, ale podpowiada jeszcze jeden wątek.
Poza frustracjami ekonomicznymi i motywacjami nacjonalistycznymi pokazuje – nie wiem, czy nie wbrew intencjom autora – że akces do ruchów radykalnych, antydemokratycznych może mieć jakiś związek z literaturą. I nie chodzi o to, że Limonow jest też poetą, pisarzem, błyskotliwym publicystą i, jak na dzisiejsze czasy przystało, nawet kimś w rodzaju celebryty, bohaterem pop mediów. Chociaż to ostatnie może właśnie jest tutaj najważniejsze.
Czy książka francuskiego dziennikarza odnosi sukcesy czytelnicze w tak wielu krajach ze względu na zainteresowanie polityką? Historią? Rosją? A może jej podstawowym atutem jest bohater? Bohater, który byłby atrakcyjny, nawet gdyby był czystą literacką fikcją. Bohater podobny do innych pociągających postaci literackich, bohaterów masowej wyobraźni, współgrający z fantazmatami kultury popularnej?
Kim jest?
Wywodzacy się z nizin społecznych, zdolny i ambitny, walczy o swoje miejsce w społeczeństwie. Ucieka z charkowskich przedmieść, z blokowiska, bieduje w Nowym Jorku, zostaje uznanym pisarzem w Paryżu…
Kochanek, zdobywca najpiękniejszych kobiet, umiejący kochać naprawdę i na zabój. Potrafiący poświęcić się dla kobiety, powiedzieć: „miłość ci wszystko wybaczy” i dalej żyć z nimfomanką i alkoholiczką. Każde z czterech jego małżeństw mogłoby stać się kanwą powieści.
Prawdziwy mężczyzna. Wojownik, absolutnie lojalny wobec własnej grupy, gloryfikujący siłę, ale poddaną regułom. Mógł pobić, ale nigdy nie wbiłby noża w plecy. Dzielnie znoszący przeciwieństwa losu. Może złamać prawo, ale nigdy nie sprzeniewierzy się własnemu kodeksowi.
Szlachetny buntownik, skandalista albo – jeśli chcemy bardziej literacko – sowizdrzał, obnażający hipokryzję i kwestionujący wartości kultury oficjalnej. Również tej jeszcze lepszej od oficjalnej, dysydenckiej – Limonow szczerze nienawidził Sołżenicyna, także Brodskiego.
Rosyjski zna takie określenie jak wor w zakonie, złodziej przestrzegający kodeksu przestępczego. Carrere’owi te cechy bohatera – jakże męskie – wydają się szczególnie pociągające. Do czasu, kiedy Limonow angażuje się w konflikt bałkański po stronie serbskiej i pozwala sfilmować podczas osobistego ostrzału Sarajewa. Tego już dla lewicującego francuskiego intelektualisty było za wiele, przerwał pisanie powieści, w końcu jednak Ediczce wybaczył, by towarzyszyć mu nadal w jego pięknych poszukiwaniach duchowych.
Czytanie literatury może nie jest dziś najpopularniejszym zajęciem, ale popularne kino jest pełne takich bohaterów, a przy okazji wzorów osobowych. W biografii Limonowa widzimy, że stąd dość prosta droga prowadzi do nacboli – jeśli wierzyć autorowi – zbuntowanych, młodych, wrażliwych idealistów. Czy także do marszu w Myślenicach?