A kto taki? Dzięki „Księgom Jakubowym” wielu z nas dowie się o nim po raz pierwszy.
Księgi Jakubowe to pod każdym względem wielka powieść. Prawie tysiąc stron epickiej prozy zabierającej nas w podróż po czasach, miejscach i religiach; podróż, z której nie chce się wracać. I autorka to chyba przewidziała, bo kiedy opowiedziana przez nią historia dobiega końca, dorzuca nam jeszcze garść informacji o dalszych losach bohaterów – dla tych czytelników, którym trudno się z nimi rozstać. I nie są to losy jedynie fikcyjne; najnowsza książka Tokarczuk to powieść historyczna, oparta na godnych podziwu poszukiwaniach źródłowych.
O kim opowiada? O Jakubie Franku. A kto taki? Dzięki powieści Tokarczuk wielu z nas dowie się o nim po raz pierwszy, jeśli nie liczyć mętnych wspomnień z lekcji historii albo skojarzeń w rodzaju: frankista to podejrzany przechrzta. Chociaż obawiam się, że i na lekcjach historii się o nim się nie mówi, a i takie skojarzenia (szczęśliwie) odchodzą już w przeszłość.
Autorka przywraca Franka Polsce, Żydom i Europie, bo jego historia i tożsamość nie są tylko lokalnym fenomenem. I choć mówił wieloma językami, to każdym z nich z obcym akcentem – tak widzi go jeden z bohaterów powieści. Był przedstawicielem wielokulturowej Europy Środkowej, sięgającej do Rosji i Turcji.
Był mistykiem i politykiem, charyzmatykiem i rozpustnikiem, hochsztaplerem i przywódcą religijnym, postacią dwuznaczną i trudna do uchwycenia.
W powieści zawsze występuje oglądany cudzym okiem, obserwowany przez innych, do końca nieuchwytny i może właśnie dlatego tak fascynujący. Żył w XVIII wieku, kiedy historia zaczęła przyspieszać, zbliżała się rewolucja francuska, feudalny porządek zaczynał się kruszyć i czuć było rodzące się prądy Oświecenia. W połowie wieku kilka tysięcy jego wyznawców, pod auspicjami polskiego króla i szlachty, dokonało konwersji na katolicyzm. Nie pierwszej, wcześniej zostali muzułmanami.
Przyszedł na świat w małej wiosce na Podolu, czyli w dzisiejszej Ukrainie, w rodzinie wyznawców innego żydowskiego heretyka i mesjasza, Szabataja Cwi. Wychował się na terenie dzisiejszej Rumunii, jako kupiec jeździł do Turcji, wracał na wschodnie rubieże Polski, by szerzyć swoją wiarę i zdobywać zwolenników. Prześladowany przez ortodoksyjnych rabinów uciekał z kraju i nauczał w Smyrnie, w Salonikach. Próbował zakładać komunę, a zwyczaje panujące w jego otoczeniu były dość promiskuistyczne. Tokarczuk umieszcza to jednak w kontekście doktryny frankistów i traktuje z wyczuciem, choć bez pruderii. Frank był też, można tak powiedzieć, protosyjonistą, marzył o niewielkim państwie żydowskim wykrojonym z terenów Polski albo Austro-Węgier.
W Polsce odbywały się wielkie publiczne debaty między frankistami, jak później zostali nazwani, a ortodoksyjnymi Żydami. Rolę sędziów odgrywali w nich polscy biskupi, którzy stali się jego protektorami.
Nie towarzyszyły temu jednak dobre intencje – wykorzystywano frankistów przeciwko społeczności żydowskiej, próbując przypisać wyznawcom judaizmu mordy rytualne.
Niedługo po chrzcie Frank został oskarżony o herezję i trzynaście lat spędził w więzieniu w klasztorze na Jasnej Górze. Wpatrując się w obraz Czarnej Madonny odkrył, że kryje się w nim Szehina, uobecnienie boga w postaci kobiecej. Uwolniony przez wojska rosyjskie wyjechał do Brna na czeskich Morawach. Wzbudził zainteresowanie na austriackim dworze cesarskim i sam miał własny dwór, z wojskiem i służbą, do którego ściągali Żydzi oraz rozmaici ciekawscy z całej Europy. Umarł w Offenabachu, blisko Frankfurtu nad Menem. W pałacu, do którego podobno wozami zwożono złoto od jego wyznawców.
W Księgach Jakubowych nie pierwszy raz Tokarczuk pokazuje swoją sympatię dla prądów myślowych i gestów przełamujących utarte schematy, sprawiających, że świat nie kostnieje, nie zastyga w tradycyjnych formach. Mistyczna religijność tego żydowskiego heretyka, uchodzącego wśród swoich wyznawców za ostatniego mesjasza, choć może wydawać się nam niedzisiejsza, posłużyła przełamywaniu starych struktur i podziałów między Żydami i wyznawcami innych religii. Frank nauczał, że wszystkie dotychczasowe religie są niewystarczające, są tylko stopniami na drodze do prawdziwego poznania. Jego konwersja nie była związana z akceptacją tradycyjnego katolicyzmu, miała być drogą, która prowadzi w jeszcze dalsze rejony. Była buntem wobec zastygłych w tradycyjnych instytucjach religii i społecznych nawyków.
Może dlatego dla wszystkich okazał się niewygodny? Dla Żydów był odszczepieńcem, prekursorem niszczącej tożsamość asymilacji, którego trudno wpasować w historię światowego żydostwa, choć przecież jest jej częścią. Dla katolików przypomnieniem ich antysemityzmu. Dla licznych zasymilowanych potomków frankistów – pokazaniem ich korzeni i krętych dróg tej asymilacji.
Jest to też nasza historia, tylko opowiedziana inaczej; jest w niej miejsce dla Żydów, kobiet, metafizycznych tęsknot i pragnień, które nie mieszczą się tradycyjnych opracowaniach. Czasy, które jakoś znamy, tutaj oglądamy z zupełnie innej perspektywy – żydowskich współmieszkańców, starej Jenty, która nie może umrzeć i jej duch obserwuje nas z oddalenia. W powieści Tokarczuk, pięknie wydanej i stylizowanej na barokowe księgi, roi się od barwnych postaci. Ksiądz Benedykt Chmielowski pisze swoje słynne Nowe Ateny, pierwszą polską encyklopedię. Dziś się z niej śmiejemy (koń, jaki jest…), ale był to wielki wysiłek uporządkowania świata. Moliwda, kiedyś przypomniany przez Andrzeja Żuławskiego, zasługujący na osobną opowieść. Biskup Sołtyk, straszna kanalia. Przede wszystkim jednak Żydzi i Żydówki, biedni i bogaci, myśliciele i zwykli ludzie. Oraz mnóstwo wspaniałych opowieści wykreowanych przez niezwykłą wyobraźnię autorki.