Czytaj dalej

„Pierwsza książka mojego dziecka” nie zachwyca [rozmowa]

„Pierwsza książka mojego dziecka” mogła być początkiem sensownych działań, jednak chyba zabrakło należytej uwagi.

Agata Diduszko-Zyglewska: Niedawno ukazała się Pierwsza książka mojego dziecka – sponsorowana i promowana przez Ministerstwo Kultury. Wzbudziła bardzo dużo kontrowersji. Środowisko ludzi związanych z literaturą dziecięcą wysłało właśnie list otwarty do Ministra Kultury w sprawie standardów, które powinny być przestrzegane przy tworzeniu tego rodzaju publikacji. Pani nazwisko widnieje pod listem do Ministra wśród kilkudziesięciu innych. Co jako psycholożka zajmująca się także zawodowo literaturą dla dzieci sądzi Pani o tej publikacji?

Aneta Bohaczewska-Petryna: Pierwsza książka mojego dziecka zawiera wiele elementów, których bym sobie w takim wydawnictwie życzyła i z jakich korzystam lub jakie polecam rodzicom moich małych pacjentów. Mam jednak poczucie, że wszystko to zostało upchnięte na siłę w niewielkiej objętościowo książce i do tego w byle jakiej formie. Wiersze umieszczone w książce (poza pozycjami z kanonu) wydają się napisane na siłę, na kolanie. Autorkę tych tekstów naprawdę stać na więcej. Tematyka tekstów została dobrana odpowiednio, ale jakość wierszy mnie nie przekonuje. Strona graficzna jest nieciekawa, nawet te ilustracje, które są lepsze, giną w niestarannie skomponowanej całości. Bardzo brakuje mi też zróżnicowania ilustracji.

Co pani sądzi o pomyśle obdarowywania tą książką matek noworodków. Czy taka akcja rzeczywiście może wpłynąć na zwiększenie poziomu czytelnictwa w Polsce?

Bardzo popieram pomysł obdarowania jakąś „pierwszą książką” matek noworodków. Dla części z nich będzie to sygnał, że taka forma kontaktu z dzieckiem jest właściwa, niektóre spróbują jej użyć po prostu z braku innych pomysłów, inne wykorzystają dlatego, że widzą taką potrzebę, ale nie mają innych publikacji.

Publikacja, o której mówimy, zawiera ogólne wskazówki dotyczące kontaktu dziecka z książką i informuje o ogólnych korzyściach z rozwijania potrzeby kontaktu z książką. Jeżeli książka miała zawierać aspekt dydaktyczny, dodałabym dokładniejszy instruktaż dotyczący poszczególnych etapów kształtowania się kontaktu dziecka z tekstem, obrazem, książką. Brakuje mi tu elementu wspierającego umiejętność obserwowania potrzeb dziecka. Być może taki instruktaż umieszczony został w dodanych do książki materiałach, ale nie mam do nich dostępu.

Jak pani zdaniem powinna wyglądać idealna „pierwsza książka”? Czy istnieją jakieś dobre wzorce? 

Joanna Papuzińska wprowadziła pojęcie „księgi domowej” – antologii przygotowanej przez fachowców, zbioru starannie dobranych utworów zgromadzonych w jednym, koniecznie pokaźnym tomie. Miała zwalniać niezorientowanych rodziców od konieczności wybierania odpowiednich tematów i autorów. Według prof. Papuzińskiej księga ta miała prezentować nie tylko różne formy czy tematykę utworów dla dzieci, ale także najważniejszych twórców dla dzieci. Dzięki temu mogła zapoznać rodziców z różnorodnością panującą w obszarze książki dla dzieci oraz mogła stanowić pewnego rodzaju wzorzec. Pokaźny rozmiar tomu miał wzbudzać zainteresowanie i szacunek dziecka. „Księga domowa” miała towarzyszyć dziecku od pierwszych chwil życia do kilku lat.

Pomysł takiego tomu bardzo mi się podoba, ale nie znam współczesnych wydań takich antologii. Moje dzieci bardzo chętnie korzystały z wypożyczonego z biblioteki naprawdę ogromnego tomu Kolorowy świat, pod redakcją Celiny Żmihorskiej, który został wydany w latach 60.! Nie było to jednak dzieło, które można by dać do rąk malutkiemu dziecku. A zapewnienie  już kilkumiesięcznemu maluchowi możliwości zabawy książką może być początkiem długiej i intensywnej przyjaźni z literaturą.

Moja idealna „pierwsza książka” to niestety nie jest jedna pozycja, ale raczej zestaw różnego rodzaju książek i quasi-książek odpowiednich na różnych etapach bardzo intensywnego rozwoju w pierwszych kilkunastu miesiącach życia dziecka. Pozycje takie istnieją na rynku, często proponuję je rodzicom dzieci, którymi się opiekuję.

W jaki sposób skutecznie wprowadzać dziecko w świat książek? Czy istnieje jakiś rodzaj literatury, który szczególnie celnie przemówi do kilkumiesięcznego niemowlaka?

W pierwszych miesiącach życia dziecko nie potrzebuje książki jako takiej, ale chętnie słucha prostych, rytmicznych tekstów, które wygłasza osoba, która się nim opiekuje nie tracąc z nim kontaktu wzrokowego. Rodzice potrzebują więc zbiorku prostych tekstów. Na tym etapie proponuję wyliczanki, które łatwo rodzicom zapamiętać, a są bardzo atrakcyjne dla dziecka. Przydają się różnego rodzaju piosenki – rytmiczne i wesołe, ale także uspokajające kołysanki. Popularne wśród rodziców i polecane także na przykład przez logopedki, są tzw. zabawy paluszkowe czy wierszyki związane z częściami ciała.

W drugim półroczu życia dziecko staje się coraz bardziej aktywnym odbiorcą tekstu. Zaczyna się okres reagowania na komunikaty słowne, zapamiętywania kolejności, naśladowania gestów. Rodzice odruchowo korzystają ze starych zabaw, gdzie tekstowi towarzyszą określone rytuały, typu „sroczka kaszkę warzyła”, „idzie rak nieborak”. Wcześniej pojawia się etap reakcji na bodźce wzrokowe – dziecko chętnie wpatruje się w wyraźne, geometryczne, kontrastowe wzory, które mogą być elementem książki wykonanej z materiału tekstylnego (tzw. szmacianki). Taka książka powinna zawierać mniejsze, ruchome części, wprowadzające element zaskoczenia, dające możliwość manipulacji – otwierania, przesuwania. Możliwość zabawy taką „książką” zachęca do wracania do niej.

Pod koniec pierwszego roku życia większość dzieci potrafi wskazać na obrazku kilka  obiektów ze swojego otoczenia, rozpoznaje niektóre zwierzęta. Wtedy przydają się pojedyncze tekturowe, grube obrazki czy książki-harmonijki zawierające takie obrazki. Zainteresowanie dziecka budzą książki wykorzystujące efekt zaskoczenia – zawierające klapki, pod którymi coś się kryje, okienka, zza których widać fragmenty innych stron, wyskakujące elementy (tzw. pop-upy), części, które można przesuwać. Przy kolejnym oglądaniu dziecko wie już jakie niespodzianki kryje książka. Możliwość przewidywania co się wydarzy jest dla niego przyjemna, wywołuje wielką radość.

W drugim półroczu pierwszego roku życia atrakcyjne dla dzieci stają się proste zdania dotyczące otoczenia, zawierające powtórzenia tych samych wyrazów, fraz oraz onomatopeje, które dziecku coraz łatwiej jest powtórzyć. Część dzieci jest w stanie wysłuchać prostego (kilka wyrazów na stronę) tekstu śledząc jednocześnie ilustracje. Dzieci zaczynają w znanych sobie książkach szukać ulubionych elementów (dziecięcych twarzy, zwierząt, zabawek).

Niewielki zestaw zaspokajający wymienione wcześniej potrzeby wystarczyłby mi w zupełności jako „pierwsza książka dziecka”. Służyłaby ona jako zachęta dla dziecka i rodzica oraz pewnego rodzaju wskazówka, czego poszukiwać dalej.

Sama dla nowo narodzonych dzieci z otoczenia przygotowuję najczęściej zestaw składający się z kilku kartonowych książek z tzw. „śpiewanej serii” wydawnictwa Muchomor. Każda książeczka zawiera tekst jednej znanej piosenki dziecięcej lub ludowej, seria ilustrowana jest przez rozmaite ilustratorki, co pozwala rodzicom poznać różne sposoby obrazowania tekstów.

Mam wrażenie, że o ile rynek książki dziecięcej jest w Polsce bardzo bogaty, to ministrowi kultury brakuje dobrych doradców, którzy pomogliby mu „oddzielać ziarna od plew” i opracować skuteczne sposoby zachęcenia Polaków do czytania. Jacy, pani zdaniem, eksperci i jakie instytucje mogłyby znaleźć się w takim ciele doradczym?

Moim zdaniem program zachęcający do czytania powinien dotyczyć głównie najmłodszych odbiorców. Fundacja „ABCXXI – Cała Polska czyta dzieciom” ma na tym polu na pewno wiele zasług, chociażby przez wyciągnięcie tematu na światło dzienne. Inną ważną i godną zaufania instytucją, do której może się zwrócić minister, jest Polska Sekcja IBBY – Stowarzyszenia Przyjaciół Książki dla Młodych. Istnieje Instytut Książki, który został powołany przez Ministra Kultury także do popularyzacji czytelnictwa, ma on dział zajmujący się literaturą dla dzieci. Istnieją czasopisma, portale internetowe zajmujące się kulturą dla dzieci. Coraz więcej poważnych czasopism regularnie zamieszcza na swoich łamach recenzje książek. Grono osób zainteresowanych rozwijaniem czytelnictwa jest bardzo szerokie. Być może brakuje możliwości spotkania, wyznaczenia celów i wypracowania sposobów ich realizacji.

Jaka byłaby pani recepta na podniesienie poziomu czytelnictwa w Polsce? Co można zrobić, żeby skutecznie przekazywać nawyk czytania nowym pokoleniom?

Z doświadczenia własnego oraz wiedzy na temat tego, jak radzą sobie rodzice, wiem, że nie należy czekać aż dziecko samo zainteresuje się książką, tylko traktować ją od początku jak stały element „wyposażenia” dziecka. Dziecko powinno być otoczone odpowiednimi książkami, mieć je zawsze pod ręką. Wtedy – nawet jeśli odmawia, gdy rodzic proponuje wspólne oglądanie czy czytanie – jest szansa, że w końcu samo po książkę sięgnie.

„Pierwsza książka dziecka” ma więc wymiar symboliczny. Nie wystarczy jedna. Książki powinny być dla dziecka atrakcyjne, rodzic musi być świadomy tego, jakie podobają się jego dziecku. Co nie oznacza, że nie należy eksperymentować i zaskakiwać dziecko odmiennymi propozycjami.

Oczywiście mówię tu o sytuacji, gdy rodzice chcą rozwijać w dziecku nawyk czytania. Sprawa jest bardziej skomplikowana, gdy rodzice takiej potrzeby nie mają. Wtedy powinno zadziałać państwo. I to nie na poziomie szkoły, ale wcześniej.

Przedszkola powinny być zobligowane do posiadania atrakcyjnej i dostępnej dla dzieci biblioteczki. Codzienne czytanie przez nauczycielkę może rozbudzić w dzieciach zainteresowanie książką. Coraz częściej działania podejmują także publiczne biblioteki – odwiedzają przedszkola i zapraszają dzieci do siebie. Dlatego ważną kwestią jest kształcenie bibliotekarzy i nauczycieli nauczania przedszkolnego czy początkowego, żeby potrafili wybrać wartościowe i jednocześnie interesujące dzieci książki oraz poprowadzić ciekawe zajęcia z książką. Przedszkola coraz częściej  zachęcają rodziców do współpracy – rodzice mają wyznaczone dni, gdy to oni czytają przedszkolakom.

Nie wiem jednak, czy takie oddolne działania odniosą skutek przy nikłym, niewystarczającym zainteresowaniu tematem, które prezentują instytucje związane z kulturą czy edukacją oraz media państwowe. Projekt Pierwsza książka mojego dziecka mógłby być początkiem dalszych sensownych działań na tym polu. Mam jednak poczucie, że temat został potraktowany bez należytej uwagi.

Aneta Bohaczewska-Petryna, psycholożka pracująca w Ośrodku Wczesnej Interwencji z najmłodszymi dziećmi i ich rodzicami, moderuje forum Książki Dziecięce, Młodzieżowe na portalu gazeta.pl, współpracuje z „Rymsem”, znanym kwartalnikiem i wortalem o książkach dla dzieci i młodzieży.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Agata Diduszko-Zyglewska
Agata Diduszko-Zyglewska
Polityczka Lewicy, radna Warszawy
Dziennikarka, działaczka społeczna, polityczka Lewicy, w 2018 roku wybrana na radną Warszawy. Współautorka mapy kościelnej pedofilii i raportu o tuszowaniu pedofilii przez polskich biskupów; autorka książki „Krucjata polska” i współautorka książki „Szwecja czyta. Polska czyta”. Członkini zespołu Krytyki Politycznej i Rady Kongresu Kobiet. Autorka feministycznego programu satyrycznego „Przy Kawie o Sprawie” i jego prowadząca, nominowana do Okularów Równości 2019. Współpracuje z „Gazetą Wyborczą" i portalem Vogue.pl.
Zamknij