Kraj

Żyrardów: Policja stoi i patrzy na przymiarki do pogromu

Można się obruszać na zestawienie kieleckiej milicji w 1946 roku i żyrardowskiej policji w roku 2024, bo przecież nie ma porównania między państwem zdemolowanym wojną totalną, walczącym o przetrwanie na krawędzi zapaści, a pijackimi rozróbami łbów, którzy wpadli w sidła nacjonalistyczno-szurskiego algorytmu. Tylko że… no właśnie.

Strona Lubimyczytać.pl to niewyczerpane źródło cierpień (i wielu przyjemności), niejednokroć dające ciekawy wgląd w poglądy społeczeństwa stopniowo wygrzebującego się z traumy „czytania mniej niż jednej książki rocznie” na sprawy przeróżne. Wyjątkowo ponurą kategorią są pozycje o Holokauście i pogromach w czasie „wielkiej trwogi” – jak choćby monumentalne prace Joanny Tokarskiej-Bakir o pogromach w Kielcach i Krakowie. Pozwolę sobie przytoczyć większy fragment jednej z takich mikrorecenzji Pod klątwą:

„Z tą książką jest dla mnie trochę tak jak z tematem nazizmu. Mam już dość nazizmu i XX wojny światowej w literaturze historycznej. Jest taki zalew tym tematem, że odwracam wzrok widząc kolejne sensacyjne opracowania na temat ostatnich dni Hitlera, genezy SS i pożaru Reichstagu. To samo jest z pogromami żydowskimi w polskiej literaturze faktu. Gdzie tylko widzę jakąś półkę z książkami historycznymi, wiadomo, że znajdę tam przynajmniej jedną o zamordowanych przez Polaków Żydach. Temat jest straszny. Polski antysemityzm jest straszny. Polskie wypieranie się antysemityzmu jest żenujące. Udział kościoła w mordowaniu Żydów przeraża. Ale już mam dość. Wiem już tyle ile potrzebowałem i dziękuję za więcej”.

Badania nad Zagładą po rządach PiS: nie udawajmy, że nic się nie stało

Nie mam pretensji do autora tych słów – wystarczy właściwie kilkanaście stron dowolnej monografii dotyczącej relacji polsko-żydowskich w czasach przedwojennych, okupacyjnych i powojennych, żeby nabrać przekonania, że „wiemy już tyle, ile potrzebowaliśmy” – a nawet więcej. Nie ma tu filmowych bohaterów – są oprawcy i ofiary. Nawet przy publikacjach skromniejszych objętościowo niż potężne, uzupełniane toną dokumentów tomiszcza prof. Tokarskiej-Bakir, jak Na posterunku Jana Grabowskiego o granatowej policji, warto się zastanowić nad granicami własnej odporności psychicznej na monotonne obrazy przemocy, zbiorowego amoku i powtarzalność pogromowej makabry.

Protopogrom polskich pueri

W rozmowie z Tomaszem Żukowskim poświęconej innej książce antropolożki, Braciom miesiącom, autorka mówi o tym, co wynika z dokumentów dotyczących „zbrodni bratobójczych” w okresie okupacji:

„Hasła czystki najsilniej rezonują w środowiskach zależnych od państwa w zakresie uznawanych wartości oraz utrzymania (np. urzędnicy, policjanci, wojskowi). Podobną rolę odgrywają ludzie, którzy preferują przemoc fizyczną jako sposób rozwiązywania problemów i osiągania celów osobistych. Są to zatem żołnierze, policjanci, kryminaliści, chuligani, sportowcy oraz tzw. kawalerka, czyli młodzi dorośli, najczęściej płci męskiej, którzy królują we wszystkich statystykach zachowań ryzykownych. W mojej nowej książce Kocia muzyka, pisząc o inicjatywie pogromów, posługuję się przejętą od księdza Piotra Skargi kategorią pueri, czyli »chłopiąt«, należących do tej właśnie grupy. To dzisiejsi »kibole«”.

W ciągu kilku tygodni września polscy „chłopięta” postanowili nawiązać do niechlubnej tradycji swoich dziadów i włączyć się w nakręcanie atmosfery pogromu, czego swoistą kulminacją był weekendowy atak na hostel w Żyrardowie. Według informacji Michała Żyłowskiego z „Gazety Wyborczej” na skutek zaszczucia przez nacjonalistyczne bojówki z miasta wyjechało kilkudziesięciu cudzoziemców. Zostawmy na chwilę podobieństwa między okupacyjnymi i dzisiejszymi „pueri”, przyjrzyjmy się tylko reakcji policji na ich zachowanie – również zbyt podobnej do realiów powojennych, żeby spać spokojnie.

Choć według ustaleń dziennikarza pobitych zostało trzech Gruzinów, a na nagraniach zarejestrowano wtargnięcie „patrolu” do hostelu, rzucanie krzesłami i obronę gaśnicami, policja „nie potwierdza”, że doszło do pobicia – bo go nie zgłoszono. Ciekawe dlaczego? Pewne światło na niechęć migrantów do współpracy z organami może rzucać szerszy opis zachowania mundurowych w czasie pogromowej próby generalnej – bo choć policja mogła rozwiązać nielegalne zgromadzenie, wolała zostać i przyglądać się przebiegowi wydarzenia.

Świadkowie? Świadek wie, kto został skrzywdzony. Jaką rolę odegrali Polacy w czasach Zagłady?

„Milicja stała grupkami i ci milicjanci najprawdopodobniej opowiadali, że tutaj jest trupiarnia dzieci”; „Ja myślałam, że oni, milicja i wojsko, przyszli nas bronić, ocalić nas, ale już widziałyśmy, że tutaj się dzieje coś niedobrego. Po drodze jak sobie kogo upatrzyli, to bili” – w Pod klątwą znajdziemy wystarczająco dużo takich opisów z udziałem milicji, by odwrócić wzrok przy półce w księgarni. Poznamy też społeczne uwarunkowania, przedwojenne poglądy i okupacyjne doświadczenia, które wpłynęły na uformowanie radykalnych, gotowych na przemoc barbarzyńców.

Nikt nie spodziewa się nocy kryształowej

Można się obruszać na zestawienie kieleckiej milicji w 1946 roku i żyrardowskiej policji w roku 2024, bo przecież nie ma porównania między państwem zdemolowanym wojną totalną, walczącym o przetrwanie na krawędzi zapaści, a pijackimi rozróbami łbów, którzy wpadli w sidła nacjonalistyczno-szurskiego algorytmu. Tylko że… no właśnie. Analogia ulega wyczerpaniu, gdy uświadomimy sobie, że państwo polskie jest w niepomiernie lepszej kondycji i trudno znaleźć jakiekolwiek wytłumaczenie dla środków prewencji, jakie żyrardowska policja zastosowała po dokładnym przyjrzeniu się „wydarzeniu”:

„Komendant Marczewska mówi, że policja będzie się starać, aby nie doszło do powtórki. – Rozmawialiśmy z osobą, która zorganizowała sobotnie wydarzenie. Powiedziała nam, że nie spodziewała się takiej eskalacji i nie zamierza urządzać kolejnych tego rodzaju wydarzeń w naszym mieście – mówi policjantka” – czytamy w artykule „Wyborczej”.

Organizator nielegalnego zgromadzenia przyznał nad wyraz uprzejmym policjantom, że polska ksenofobia przeszła jego najśmielsze oczekiwania i obiecał (mam nadzieję, że zaklinał się przy tym na Najświętszą Panienkę), że to już ostatni raz. Policja dowiedziała się tyle, ile potrzebowała, i podziękowała za więcej.

Gdy pisałem, że powszechna miłość do munduru, niezależnie od tego, jaka dynda przy nim pałka, nie wzbudza mojej ekstazy, przeczytałem o sobie wiele ciekawych rzeczy. A jednak nadal chciałoby się, żeby policja potrafiła się faktycznie na coś przydać, nie pozwalając między innymi zabójcom drogowym na krążenie po Warszawie już po spowodowanej przez nich katastrofie, jak było to w przypadku Łukasza Ż., albo przynajmniej, żeby nie kibicowała biernie przymiarkom nazioli do pogromu – zwłaszcza że problem urasta do rangi ogólnokrajowej paranoi.

Jak mówi prof. Tokarska-Bakir, powołując się na Michaela Manna, chętne do przemocy masy nie wytworzą mechanizmu czystki bez radykalnych elit. Faszerowanie miesiącami umysłów militarno-nacjonalistyczną propagandą przez Tuska, Kosiniaka i ich poprzedników oraz rzeczników w mediach prowadzi do sytuacji, w której jesteśmy o jedną „zaskakującą eskalację” od momentu, w którym stawki rasistowskiej gierki polskich władz mogą okazać się znacznie wyższe niż kilka procent poparcia w wyborach.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Łukasz Łachecki
Łukasz Łachecki
Redaktor prowadzący, publicysta Krytyki Politycznej
Zamknij