Wsparcie Wspieraj Wydawnictwo Wydawnictwo Dziennik Profil Zaloguj się

Zdrowie wcale nie jest najważniejsze. Spytajcie Polki i Polaków

Poprawa jakości wymaga inwestycji. Polacy rozumieją to w przypadku paczkomatów czy asfaltu na ulicy, ale gdy chodzi o operowanie im chłoniaka, nagle przestają rozumieć.

ObserwujObserwujesz
Osoba w laboratorium medycznym
28

4

Gdy spojrzy się na dowolny zestaw społecznych pragnień, oczekiwań czy spraw ważnych dla wyborców, zwłaszcza tuż przed wyborami, to poprawa sytuacji pacjentów jest zawsze w czołówce. Tak, chcemy lepszej ochrony zdrowia. Chcemy krótszych kolejek! Chcemy więcej lekarzy, pielęgniarek, lepszej opieki!

Gdy jednak przychodzi co do czego, ochrona zdrowia spada na sam koniec listy społecznych skarg o rzeczy niezałatwione. Czy widzieliście jakiegokolwiek ministra zdrowia, który stracił stanowisko dlatego, że wydłużyły się kolejki do lekarza? A może widzieliście, jak premier bierze takiego ministra na dywanik? Czy ktoś widział masowe demonstracje, rok do roku, w sprawie lepszej opieki szpitalnej, takie jak chociażby w sprawie wolnych sądów albo uwolnienia Wąsika i Kamińskiego? A może widzieliście, jak pacjenci z pochodniami idą pod Ministerstwo Zdrowia w celu wymuszenia większych środków na szpitale? Nie widzieliście? Ja też nie.

Czytaj także Wójcik: Rząd okrada chorych, by kupić głosy przedsiębiorców Piotr Wójcik

Owszem, trochę o ochronie zdrowia się mówi, lecz kiedy Sośnierz senior swego czasu, a dziś Marcelina Zawisza próbują zainteresować kogoś tym tematem, to odzew, delikatnie mówiąc, nie przytłacza. W końcu to nie wpis Yad Vashem o polskim antysemityzmie albo kolejne oskarżenia Ukraińców o cokolwiek. Tam w komentarzach jest ogień. I nie tylko boty go rozniecają.

Za to w momencie, gdy mamy w budżecie 14-miliardową dziurę w NFZ, pan premier Tusk jest w znakomitym humorze. Żartuje z jedzenia żurku, media biegają za Ziobrą po Bukareszcie, a rząd ogłasza… pomysł organizacji Igrzysk Olimpijskich. Serio: w czasie, gdy ludzie są odprawiani z kwitkiem ze szpitali, bo w NFZ wyczerpał się budżet, w tym także na onkologię, władza radośnie ogłasza, że wyrzuci ileś miliardów na Igrzyska, na których upasie się głównie MKOL.

Minister sportu opowiada właśnie w mediach, ile miliardów pójdzie na rozbudowę zwykle pustego Stadionu Narodowego. Podobnie zresztą działali poprzednicy. Kto jeszcze pamięta, jak mimo propozycji ówczesnej opozycji miliardy złotych, zamiast na onkologię, poszły na media publiczne i TVP Kurskiego? Wyborcy PiS to spokojnie przełknęli.

Obecnie pieniądze przeznaczane są nadal na TVP (w rzekomej likwidacji), zamiast na leczenie nowotworów, choć według zapowiedzi dawnego, opozycyjnego Tuska kasa przeznaczana na TVP miała iść na onkologię, prawda? I wyborcy KO też to łykają bez problemu. Czy to nie najlepszy dowód na to, że może i społeczeństwo chce lepszej ochrony zdrowia, ale z powodu problemów z leczeniem ani nie wyjdzie na ulicę, ani nie przerzuci głosu na inną partię, ani nawet nie kliknie w artykuł. No, chyba że to artykuł o czyimś zgonie albo o tym, jak dużo zarabiają lekarze.

Dlaczego tak jest? Dlaczego mimo przedwyborczego tańca nad poprawą finansowania ochrony zdrowia nikogo nie oburza, że nic nie zmieniło się na lepsze, za to jest coraz gorzej? Powodów jest co najmniej kilka.

Przede wszystkim to wszechogarniające poczucie imposybilizmu. Nic się nie da zrobić, nie wiemy, nie potrafimy. Nie pierwszy to imposybilizm w historii Polski po 1989 roku. Kto jeszcze pamięta, jak bardzo przez lata nie wierzono w zniesienie obowiązkowej służby wojskowej albo zniesienie wiz do USA? Kto pamięta, jak nie wierzono w budowę autostrad i stadionów, nie mówiąc o organizacji piłkarskiego Euro? (To dlatego Tusk wpadł na pomysł igrzysk olimpijskich dla ludu). Kto pamięta, jak 500 plus miało być marzeniem ściętej głowy?

Czytaj także PO jest tak dobra dla młodych, że ci aż nie mogą w to uwierzyć Łukasz Łachecki

Każdy, kto potrafi przywołać klimat ówczesnej niewiary w jakiekolwiek ruszenie owych spraw do przodu, będzie miał przy reformie ochrony zdrowia swoiste déjà vu. Bo dziś tak samo postrzega się NFZ: jako molocha i temat nie do ruszenia.

Być może ów imposybilizm związany jest także z przeświadczeniem o trudności merytorycznej zagadnienia. Nawet Bosak, zwykle tak wygadany, w ostatniej debacie z Zandbergiem mógł przedstawić jedynie pomysł… dyskusji z ekspertami. Reforma systemu opieki zdrowotnej to niemal rocket science, więc co się będę w tej sprawie wypowiadał! Podatki, nauka, dietetyka, historia czy służby specjalne to co innego, prawda?

Drugim powodem takiego, a nie innego podejścia do reformy ochrony zdrowia są wolnorynkowe bujdy wdrukowane w mental społeczeństwa. Brainwashing, jakiemu poddano nas jeszcze w latach lat 90., i wciąż dominująca w dyskursie neoliberalna nowomowa potrafią impregnować na jakiekolwiek argumenty. O tym, że jakość kosztuje, nie trzeba przecież przekonywać nawet wolnorynkowców z ich wiecznym „nie ma darmowych obiadów”. Tymczasem gdy wspomnieć, że skoro jakość kosztuje, to dobrej jakości opieka medyczna też musi swoje kosztować, dostajemy tysiące argumentów przeciwnych: że nie, jak to, to nie tak. Z koronnym stwierdzeniem, że te pieniądze na pewno zostaną roztrwonione.

Kandydat na prezydenta Rafał Trzaskowski tłumaczył nawet w kampanii, iż „logika wskazuje na to, że obniżenie składki [zdrowotnej] wymusi poważne i aktywne zajęcie się cięciem kosztów”. Notabene Trzaskowski właśnie dostał od rady miasta Warszawy (jakkolwiek słuszną) podwyżkę swojej pensji. Widać trzaskowska logika jego własnej pensji się nie ima, bo za  jakość pracy w ratuszu trzeba więcej płacić.

Zresztą słomiana kukła „racjonalnego zarządzania przez oszczędzanie”, w którą akurat w przypadku szpitali wierzy liberalna Polska, jakoś nie ma zastosowania, gdy tym samym wierzącym w nią Polakom zaproponujemy niższe pensje albo dochody ich własnych gospodarstw domowych. Hmmm, zarabiacie za dużo, państwo Kowalscy, jak wam zabierzemy jedną pensję, to zaczniecie lepiej gospodarować i zarządzać budżetem domowym! Spytajcie Rafała Trzaskowskiego!

Rzecz jasna, owa neoliberalna wiara w to, że ochrona zdrowia to jedno „dziurawe wiadro”, sprawia, że każdy postulat jej dofinansowania zderza się ze ścianą: haha, roztrwonią pieniądze! Lądujemy więc w błędnym kole: żeby poprawić jakość produktu czy usługi, trzeba w to zainwestować; żeby zainwestować, trzeba wyłożyć pieniądze; pieniędzy nie ma, więc nie inwestujemy, tylko tniemy koszty; tniemy koszty, więc jakość jest coraz gorsza. I tak to się kręci.

Polacy, owszem, rozumieją logikę inwestowania w poprawę jakości w przypadku, dajmy na to, paczkomatów, asfaltu na ulicy czy nawet strony internetowej do sprzedaży ręcznie robionych szalików, ale jakoś nie rozumieją jej w sprawie operowania im chłoniaka. Tymczasem na zdrowie przeznaczamy o wiele mniejszy procent PKB niż choćby Czesi, którym tak lubimy pokazywać, jaki to u nas postęp. Może i postęp – chorych przecież na odrestaurowanych ulicach nie widać. Turysta nie przyjdzie na dziecięcy SOR i nie zobaczy, że jest dosłownie czarno od tłumu i czeka się pięć godzin, aż lekarz zbada dziecko.

Czytaj także Jesteś z klasy wyższej? Dodaj lekarza do znajomych. Nie? Gnij w kolejce Kaja Puto

Wreszcie trzecim powodem wydaje się być… przesadzenie z krytyką upadku ochrony zdrowia. Wiem, brzmi to nieco paradoksalnie, ale nie jest tak, że w zdrowiu nic się przez lata nie poprawiło. Przeciwnie, te rzekomo przejadane pieniądze zaowocowały mimo wszystko nowocześniejszym sprzętem i rozwojem usług. Kiedyś na tomograf czy gastroskopię czekało się pewnie o wiele dłużej. W tym sensie krytyk przejadania wszelkich środków przez NFZ może być wręcz zszokowany, gdy nagle trafia do szpitala klinicznego, gdzie posiłki są zjadliwe, a sala jest dwuosobowa z łazienką (dwie dekady temu prawdziwy luksus).

Dodajmy do tego fakt, że uprzywilejowani – jako klasa panująca w Polsce – zawsze się do tych lepszych szpitali dostają bez zbędnego czekania, a to dzięki sieci znajomości, a to dzięki wizytom w prywatnych gabinetach ordynatorów. Te 5 proc. najbogatszych, co kształtuje dyskurs, jakoś rzadko czeka w kolejkach dla „maluczkich”. Nic dziwnego, że wieści o upadku ochrony zdrowia w Polsce brzmią dla nich jak jakiś fejk albo nieuzasadnione pretensje. O co chodzi, przecież ja na operację czekałem tylko kilka tygodni i jeszcze miałem jedynkę w szpitalu? Jak zwykle przesadzają!

Połączenie imposybilizmu, braku wiary w jakiekolwiek reformy z przeświadczeniem, że te reformy i tak okażą się marnotrawstwem, a tak w ogóle, to z ochroną zdrowia nie jest wcale tak źle, bo uprzywilejowani braków nie cierpią – sprawiają, że dziura w budżecie NFZ wielkości 14 miliardów złotych i zamykanie szpitali nie obala rządów. Przeciwnie: rząd może mieć na to kompletnie wy…walone. W końcu partii Tuska i tak rośnie poparcie, prawda?

Komentarze

Krytyka potrzebuje Twojego głosu. Dołącz do dyskusji. Komentarze mogą być moderowane.

Zaloguj się, aby skomentować
28 komentarzy
Komentarze w treści
Zobacz wszystkie
Burdon
2025-11-27 14:57

Nie cenić jakże trafnych analiz Majora, to jakby założyć sobie sznur na szyję i liczyć, że się zerwie.
Major tak trzymaj, tylko czy rządzący to czytają?

Borsuk Europejski
2025-11-28 00:05
Odpowiedź do  Burdon

Na otrzeźwienie proponuję przeczytać „Pancerną Brzozę” Galopującego Majora. Ten leksykon prawicowej polszczyzny był napisany przed 2015 i jest utrzymany w lekceważącym tonie, a potem prawica wygrała.

Burdon
2025-11-28 11:07
Odpowiedź do  Borsuk Europejski

To się nazywa SUTECZNOŚĆ.
Pierwsza książka i zmiana władzy.

Burdon
2025-11-28 11:10
Odpowiedź do  Borsuk Europejski

Czekam teraz na efekty PRZEDWOJNIA.

pete_dablju
2025-11-27 15:15

Ziobro jest w Budapeszcie nie w Rumunii (Bukareszt). Drugie w ludziach jest opór na zwiększenie składki widząc horrendalnie wysokie zarobki lekarzy. Rzecznik NIL twierdzi że kontrakty po 100 tys złotych to mały % ogółu. Tylko lekarze specjaliści pracują na kontrakcie w jednym miejscu np szpitalu, na innych kontraktach w prywatnej klinice itd. więc tylko etatowy lekarz rodzinny może mieć mało… Podobnie lekarz rezydent czy stażysta. Jak budżet szpitala idzie prawie w całości na pensje to jest nieakceptowalne🙃

Burdon
2025-11-27 16:38
Odpowiedź do  pete_dablju

Horrendalnie zarobki lekarzy. Jak łatwo liczyć zarobki innym, by udowodnić samemu sobie trafność własnych spostrzeżeń.Pytam, czy równie łatwo osadzić pewnego 50 letniego posła, który dysponuje – bagatela – 12 mieszkaniami.Pies trącał ilość mieszkań, ale skąd pokrycie finansowe na to.
Należy również porównać zarobki prezesów banków.Na początek 3 nazwiska Jan Krzysztof Bielecki, Mateusz Morawiecki i Andrzej GlapińskiCzym oni się wyróżnili by przytulać miesięcznie po kilkaset tysięcy.Lekarz mimo wszystko ratuje życie, jeden lepiej inny mniej lepiej, ale e sumie czyni dobro.Pozostali wymienieni czynią w wielu przypadkach zło.
Zatem nie godzę się na taką argumentację. Zawsze nam tłumaczą ” musimy im dobrze płacić bo pojdą do biznesu”
Niech k..wa idą, zginą tam bo nieudacznikami są.

pete_dablju
2025-11-27 22:10
Odpowiedź do  Burdon

Uderz w stół a nożyce się odezwą…
W Polsce jest w GUS ponad 160 tys lekarzy. Prezesów banków może 10. W takim Kaliszu ordynator oddziału ginekologii zarabia wg Wyborczej 2,5 miliona rocznie na kontrakcie. Dodatkowo pracuje prywatnie 500 zł/wizyta. Banki wypracowały 40 mld zysku. Prawie każdy szpital szczególnie powiatowe są pod kreską. Lekarze wg Onetu zarabiają więcej w Polsce niż ich koledzy w Niemczech. A takie dysproporcje powodują frustracje. Jak jeden lekarz zarabia 10x tyle niż pozostali. My mamy w Polsce zarobki lekarzy jak na zachodzie a etykę jak na wschodzie. Bo jak inaczej nazwać to że za 800 zł/wizytę u neurochirurga prywatnie. Potem ten neurochirurg dziwnym trafem znajdzie miejsce w kolejce na operację. Bo wiadomo każdy przypadek jest inny i to lekarz decyduje o kolejności. Albo lekarz pogotowia nie może wypisać recept. Lekarz SOR może, ale pełnopłatne. A lekarz prywatnie wypisuje refundowane bo loguje się jako lekarz na NFZ.

malinowa.2009
2025-11-28 08:34
Odpowiedź do  pete_dablju

Każda wymówka jest dobra, gdy nie chce się składać na służbę zdrowia. Polecam dane EUROSTATU o odsetku PKB na służbę zdrowia w krajach UE. Wydajemy bardzo mały odsetek, ale ważne by chociaż lekarze więcej nie zarobili?

pete_dablju
2025-11-28 20:20
Odpowiedź do  malinowa.2009

Bo jesteśmy 20 gospodarką świata chyba tylko w tabelce Excel. Zobacz dane Eurostatu odnośnie pensji minimalnej. Jesteśmy 4 od końca w Europie. A Tusk już rozpoczął kampanię i obiecał powrót do próby obniżenia składki zdrowotnej przedsiębiorcom. Dodatkowo chcą uwalić reformę PIP ministry pracy oraz nie zagłosują za podatkiem kwartalnym. Wygląda na to że do 2027  ̶K̶o̶a̶l̶i̶c̶j̶a̶ ̶ konfederacja obywatelska. (sarkazm) jeszcze bardziej skręci na prawo. Polecam wywiad Sikorskiego w Polsat news gdzie komentując wyrok TSUE w sprawie aborcji stwierdził… że Unia nie powinna się wtrącać bo w Polsce jest inna wrażliwość że wzgl. na religijność i tradycje. A ostatnio łamigłówki Tuska w sprawie innej sprawy wyrok TSUE w sprawie małżeństw jednopłciowych. Tak więc grozi nam w 2027 koalicja Braun + PiS ewentualnie koalicja  ̶K̶o̶a̶l̶i̶c̶j̶a̶ ̶ Konfederacji obywatelskiej + Konfederacja Mentzena. Czyli każda opcja dla osoby lewicowej ch•jowa

pete_dablju
2025-11-28 20:21
Odpowiedź do  pete_dablju

podatek katastralny (autokorekta zmieniła)

Burdon
2025-11-28 11:50
Odpowiedź do  pete_dablju

Przytaczanie nadmiaru szczegółów w polemice jest ryzykowne, po prostu druga strona może je sprawdzić. Wówczas zamiast osoby niby dobrze zorientowanej, stać się można manipulantem.
Ordynator ginekologii rzeczywiście zarabia duże pieniądze, jednakże nie on sam, a jeszcze dwaj inni na oddziałach neurochirurgii i kardiologii.Pracują oni na umowach cywilnoprawnych + umowa o pracę + dyżury.
Obiektywnie trzeba dodać wysoką rentowność, zwłaszcza kardiologii, ginekologia zaś generuje straty.W takim przypadku otwiera się furtka dla dyrektora placówki i to on ma płacone za pilnowanie finansów. Jakkolwiek szpital nie powinien funkcjonować wyłacznie dla zysków, niemniej dążenie do zbilansowania wpływów i kosztów jest wskazane.
Ówczesny dyrektor ewidentnie zaniedbał swoje obowiązki, zresztą nie tylko w szpitalu, ale i jako radny z ramienia KO ( chciało by się powiedzieć KO i wszystko jasne)
Poza tym informacja, że banki wygenerowały zyski rzeczywiście ewenement światowy.
O etyce i co może SOR, taki czy inny lekarz umocowany tu czy tam, nie wypowiadam się.Guzik mnie obchodzi.

senior12345678
2025-11-27 19:49

Dość często biorę udział w dyskusjach nad stanem publicznej ochrony zdrowia. Oprócz wskazanego przez Majora argumentu, że większe pieniądze na pewno zostaną zmarnowane, w żelaznym repertuarze moich adwersarzy zawsze pojawia się kilka obiegowych, a całkowicie lub częściowo fałszywych twierdzeń, które, jak sądzę, w istotnym stopniu kształtują podejście społeczeństwa do tej kwestii. Po pierwsze jest to przekonanie, że wystarczyłoby, żeby pewne grupy społeczne płaciły „normalne” składki i pieniędzy byłoby aż nadto. Z reguły wymieniani są rolnicy, służby mundurowe (oraz sędziowie i prokuratorzy), a także kler. Moje argumenty, że – gdyby nawet oskładkować wszystkich rolników wg tej samej stopy, jaką obciążeni są pracownicy, można by z tego uzyskać dodatkowo mniej niż 10 mld zł rocznie, czyli daleko za mało w stosunku do potrzeb (a od kleru jakieś kilkaset milionów) oraz że akurat składkę zdrowotną mundurówka oraz sędziowie i prokuratorzy płacą na ogólnych zasadach, zupełnie nie trafiają. Kolejnym argumentem jest powoływanie się na to, że dana osoba przecież płaci wysoką składkę zdrowotną, a z publicznej ochrony zdrowia w ogóle nie korzysta, bo ma abonament medyczny. Sądzę, że to suplementowanie przez naszą klasę średnią publicznej służby zdrowia jest – obok tego, o czym pisał Major – czyli możliwości wciskania się bez kolejki dzięki „kapitałowi społecznemu” – jedną z głównych przyczyn tego, że generalnie nie jest ona zainteresowana jakimiś głębokimi reformami tego systemu.

senior12345678
2025-11-27 20:57
Odpowiedź do  senior12345678

Cz. II Do pewnego wieku praktycznie całość „bieżącej” ochrony zdrowia przedstawiciel klasy średniej może załatwiać prywatnym abonamentem, a – jak się przydarzy coś większego, czego abonament nie obejmuje, a prywatnie byłoby bardzo drogie – sprawę załatwia telefon do znajomego ordynatora. Zatem – i tu Major ma rację – z perspektywy tej grupy społecznej nasz publiczno-prywatny system ochrony zdrowia działa działa całkiem nieźle. Wzmocnienie jego publicznego filaru wymagałoby radykalnego zwiększenia środków (a zatem podniesienia składek). Z perspektywy klasy średniej to żaden interes. Finansowo żadnej korzyści by jej nie przyniosło, a dostępność poprawiłoby jedynie dla tych grup społeczeństwa, których nie stać na prywatny abonament i które nie mają lekarzy wśród rodziny lub przyjaciół.

senior12345678
2025-11-27 22:59
Odpowiedź do  senior12345678

Cz. III Myślę, że wielu z nich zmieni się na stare lata, jak się pojawią choroby przewlekłe, prywatny usługodawca medyczny wypowie umowę, albo radykalnie podniesie składkę. Ale na ich miejsce przyjdą nowe pokolenia, być może o jeszcze bardziej darwinistycznym podejściu.
Natomiast motywem, który niedawno pojawił się w dyskusjach, są horendalne zarobki lekarzy. Zresztą ten motyw jest obecnie cynicznie wykorzystywany przez rządzących, jako argument za generalnym zamrożeniem wzrostu wynagrodzeń w służbie zdrowia (a zatem za zastopowaniem mechanizmu waloryzacyjnego, który przedstawicielom zawodów medycznych pracujących na etatach gwarantuje coroczną waloryzację opartą na wzroście średnich płac), dzięki któremu nareszcie po wielu latach pielęgniarki i ratownicy medyczni zaczęli zarabiać godnie. Jednak okazuje się, że godne pensje personelu medycznego (podobnie jak godne pensje nauczycieli) nie są czymś, na co stać nasze państwo.

malinowa.2009
2025-11-27 20:53

Baaaaardzo zgadzam się z autorem.
W sumie z artykułu można wywnioskować, że w każdym „podobnym” przypadku braku wiary obywateli w zmianę jakościową (weźmy za przykład choćby organizację EURO) imposybilizm był przełamywany po prostu przez rządzących w czasie kadencji (tj. to nie było tak, że dana zmiana była obietnicą wyborczą, czy też wymuszali ją wyborcy, sama partia postanawiała to wdrożyć. W obecnej sytuacji brakuje ambicji po stronie rządzących/ są zbyt sprytni, by sami stawiać sobie tak wysoko poprzeczkę/ narażać się na konsekwencje ewentualnego niepowodzenia (albo jeszcze gorzej: gdy owoce ich pracy przyjdą dopiero w kolejnej kadencji, w której mogą rządzić już konkurenci 🙃). Ale praprzyczyną jest rzeczywiście to, że sami Polacy aż tak nie wierzą w zmianę, że nawet jej nie oczekują od polityków, co celnie przedstawiono w artykule. Myślę, że dodatkowy argument to właśnie niezdrowo pojęty indywidualizm (wedle zasady: „ja na to więcej nie będę płacił, bo jeszcze <> składki skorzysta ta <>; a ja mogę nadal płacić za prywatne wizyty”. Rzeczywiście to byłoby coś gdyby zacząć umiejętnie grać na tym politycznie. 🙂

malinowa.2009
2025-11-27 20:55
Odpowiedź do  malinowa.2009

C.d. Szczególnie, że otoczeniu KO udało się zbudować skutecznie społeczne oczekiwanie o „walkę o praworządność”, która jest jakże bardziej abstrakcyjnym zagadnieniem od dobrze pomyślanej opieki zdrowotnej.

Burdon
2025-11-27 21:26
Odpowiedź do  malinowa.2009

Odważna teza o walce o praworządnośc w PO.
Temida jest ślepa, ale żeby Malinowa?

Burdon
2025-11-27 21:21

Służba zdrowia powołana jest by leczyć. I to robi, bez względu na status chorego , czy przyszłą refundację . Oczywiście status chorego jest różny, również społeczne niesprawiedliwy, ale realia są jakieś są.Nie zmienia to faktu, że ludzie są leczeni .Zatem Służba zdrowia musi dysponować środkami zabezpieczającymi wywiązanie się z jej podstawowych obowiązków. Jeśli założymy, że morale lekarzy to służba na rzecz chorych a nie gratyfikacjacja finansowa, to utwierdzimy się w przekonaniu, że najpierw pomoc choremu, potem pieniądze.I tak zapewne w większości przypadków jest.

malinowa.2009
2025-11-28 09:00

System NFZ od początku, od kiedy istnieje (2003 r.) został zbudowany na niedoborach, tj. na tym, że kasy jest w nim za mało by sfinansować potrzebne świadczenia. Dlatego od początku został zaprojektowany jako nastawiony na wypychanie świadczeń, osób do systemu prywatnego gdzie się tylko da (początkowo było to np. leczenie ambulatoryjne stomatologiczne, ginekologiczne itd.), tj. by sami ubezpieczeni widząc jak mały zakres usług (rodzaj plomby był refundowany w zależności np. od umiejscowienia zęba w szczęce itd.) decydowali się w jak największej liczbie pójść do lekarza prywatnie. I to przez dekady tylko się rozpowszechniło. Niezmieniany system działał tak samo/ tak naprawdę upowszechnił u nas ucieczkę do systemu leczenia ambulatoryjnego prywatnego gdy tylko osobę na to stać. Świadczenia były (i zapewne nadal są kontraktowane) na niedoborach, tj. NFZ podpisuje umowę na x świadczeń za x cenę (prócz SORów), na podstawie środków, którymi dysponuje, więc nie może np. się zadłużyć/ to niemożliwe. Po prostu gdy kontrakt się wyczerpuje nie płaci za nadwykonania (prócz SOR), czyli szpitale, przychodnie po prostu nie świadczą ponad umowę. Jednocześnie wymogiem NFZ jest realizować umowę przez cały rok/ 12 mcy (bo jak najbardziej były ośrodki, które miały np. moce przerobowe by np. operacje zaćmy wykonywać w takiej liczbie by np. w lutum wyczerpać już swój kontrakt na cały rok). I wtedy na białym koniu wjeżdżają kolejki, czyli odkładanie wykonywania (bo także finansowania) świadczeń na

malinowa.2009
2025-11-28 09:08
Odpowiedź do  malinowa.2009

c.d. przyszły rok, lata. A nuż to czekamie na wizytę zniechęci część ubezpieczonych i wybiorą się np. po poradę prywatnie, czym (jak w od 2003 r. pomyślany jest NFZ) odciążą niedofinansowany NFZ. Jakiekolwiek myślenie o zwiększaniu bazy przeprowadzał tylko PiS (podwyższenie składki zdrowotnej dla przedsiębiorców, wprowadzenie jej dla umów zlecenia). Wcześniej przedsiębiorcy przez 20 lat płacili jakieś śmieszne stałe/ wyrażone ryczałtowo kwoty na NFZ i tym samym de facto pracownicy dokładali się za nich do systemu/ jechali przez 20 lat na gapę. Dlatego m.in. teraz wynagrodzenia lekarzy tak „grają”, bo gdy po 20 latach PiS wreszcie przycisnął przedsiębiorców by płacili tyle, ile zawsze powinni byli płacić, wzrost wynagrodzeń w ochronie zdrowia jest świetnym kozłem ofiarnym by przedsiębiorcy mogli walczyć o niedokładanie się do systemu (a już na pewno nie więcej niż obecnie). Dlatego mamy te artykuły straszące w wynagrodzeniami lekarzy w Wyborczej, bo przedsiębiorcy chcą backlashu w kwestii płacenia przez nich składki zdrowotnej w rozsądnej wysokości.

malinowa.2009
2025-11-28 09:19
Odpowiedź do  malinowa.2009

C.d. Najciekawsze jest to, że nałożenie Polskim Ładem wreszcie % od dochodu składki zdrowotnej wcale nie spowodowało bankructw firm. Tzn., że od początku istnienia NFZ/ od 2003 r. można było ściągać z nich tę kasę do NFZ. Ile więcej operacji, wizyt zostałoby sfinansowanych przez te 20 lat (2003-2022) gdyby przedsiębiorcy płacili w tym czasie składki zdrowotne jak należy (proporcjonalnie do dochodu)? Nie twierdzę, że to gamechanger/ złoty środek. Raczej konieczne minumum. Ale ileż to ja czytałam komentarzy typu: „przedsiębiorcom składki zdrowotne podnieśli i nic się nie zmieniło w kwestii kolejek, bo cały ten wzrost skonsumowały podwyżki w ochronie zdrowia”. Po prostu strona przedsiębiorców buduje na tym swoją narrację, aby mieć widoki na niższe (co najmniej nie wyższe) składki zdrowotne od nich. Lekarze dostają rykoszetem od nich/ tej grupy interesu.

senior12345678
2025-11-29 12:06
Odpowiedź do  malinowa.2009

Wszystko święta prawda, niemniej jednak zarobki lekarzy w publicznej ochronie zdrowia sięgające kilkuset tysięcy złotych miesięcznie budzą dość powszechne społeczne oburzenie i moim zdaniem słusznie. Dodatkowo, jak napisałem w jednym z moich komentarzy, dostarczają władzy wygodnego środka narracyjnego wykorzystywanego do uzasadniania zamrożenia mechanizmu waloryzacji wynagrodzeń w całej publicznej ochronie zdrowia. Natomiast z drugie strony prawda jest taka, że w dyskusjach, jakie na ten temat prowadzę, często pojawiają się głosy oburzenia na to, że pielęgniarka z magistrem i specjalizacją zarabia obecnie trochę ponad 10 tys zł. W świadomości społecznej silnie zakorzeniło się przeświadczenie, że to zawody niskopłatne, a jakakolwiek poprawa w tym zakresie jest po prostu zamachem na hierarchę społeczną.

Burdon
2025-11-29 16:59

Nawet tak przewidujący komentator polityczny, jak galopujący major nie mógł przewidzieć, że temat składki zdrowotnej może być omawiany przez Premiera w salonie fryzjerskim, ściślej u Barbera, co ładniej brzmi, ale usługa za to zdecydowanie droższa.Liberał Tusk ma to w du.ie, płaci i wymaga, tyle ,że w końcu nie wiemy czy zapłacił , a jeżeli zapłacił to z jakiego konta.
Panowie ( premier i barber) pogadali o składce zdrowotnej , w wyniku tej rozmowy premier obiecał barberowi obniżenie tej stawki, ale zastrzegł że rządzi w koalicji, zatem efekt obietnicy moze być niepewny.
Wszyscy co DT znają, wiedzą, że obietnice to ostatnia rzecz, która zamierza dotrzymywać
Przekonali się o tym marzyciele o podwyższeniu kwoty wolnej od podatku.Ważne, ze uwierzył barber Mateusz.Nawiasem co barber Mateusz robił z włosami Tuska , zwłaszcza z tymi włosami zawiele zrobić się nie da.Chyba, że przefarbować.
Premier Tusk moim zdaniem to okaz kabaretowy, tyle, że bawi się dość licznym narodem.

malinowa.2009
2025-12-11 08:31

Wracam z komentarzem po czasie: poczytałam sobie komentarze wyborców KO o rządzie, minister zdrowia itd. i dowiedziałam się z nich, że oni są z sytuacji zadowoleni/ uważają, że rząd/ minister zdrowia robią co mogą/ jesteśmy na dobrym kursie itd. Dało mi to trochę więcej zrozumienia dlaczego KO ma dobre notowania: w kwestii służby zdrowia wyborca KO wynika mi, że niczego za bardzo nie oczekuje/ jest świetnie/ rząd robi co może/ inne rządy były gorsze. Oto odpowiedź. Oni tam nie bawią się w jakieś wizje reformy, bo przecież wszystko jest dobrze, w dobrych rękach, ta i poprzednia minister zdrowia robią co mogą. 🙃 Jak info z frontu/ innej rzeczywistości.