Chcę widzieć osobne działy programów partii poświęcone procesowi uwalniania się od zależności społeczeństw od krzywdzenia zwierząt. Nie wybiórcze, powierzchowne hasła. Chcę widzieć wolę polityczną zmiany cywilizacyjnej.
Opowiem wam pewną historię. Mam nadzieję, że was uskrzydli i ośmieli. Tylko ośmieleni jesteśmy w stanie wyjść z zaklętego, ciasnego kręgu zmiany społecznej, na którą daje pozwolenie opresyjny system, dbający o własne bezpieczeństwo. Niewiarygodne, że tak wiele z nas zapomniało, jak dyktować warunki, a nie tylko dostosowywać się do narzuconych przez innych.
W 2003 roku wraz z grupą znajomych zaczęliśmy działać na rzecz zwierząt jako nieformalna grupa Inicjatywa Empatia. Nie odpowiadała nam żadna istniejąca organizacja. Czuliśmy się niereprezentowani – nie ten język, nie te postulaty, nie ten etos. Postanowiliśmy zaprezentować się sami.
Jedną z pierwszych rzeczy, jakie zrobiliśmy, było ustanowienie 20 grudnia Dniem Ryby. Jak się ustanawia nowe święto, które później zaczyna się pojawiać w kalendarzach? Po prostu mówi się z przekonaniem, że tak ma być. Idzie się z tym do mediów, robi się akcje uliczne, drukuje i dystrybuuje ulotki i plakaty. Jeszcze internet, prawda? Owszem, o ile jest. Wtedy nie był tak powszechny jak dziś. Ale się udało.
Nasz Dzień Ryby był zupełnie inny niż wszystko, co dotychczas zrobiono w obronie ryb. Owszem, wykorzystywaliśmy moment zainteresowania grudniowym męczeniem karpi konających w sklepach przy dźwięku kolęd, w gorączkowej atmosferze oczekiwania na Boże Narodzenie. Przed nami, a więc ponad 20 lat temu, również protestowano przeciwko ich dręczeniu.
My jednak nigdy nie zatrzymywaliśmy się na tej sprawie. To byłoby nierealistyczne, nieuczciwe i zbyt zachowawcze. Od samego początku, regularnie, co roku przez wiele lat, mówiliśmy o przemocy rybołówstwa i wędkarstwa. Mówiliśmy o naturze ryb, ich zdolnościach i potrzebach. O tym, że nie powinny być traktowane jak produkt spożywczy. Rozdawaliśmy nawet na ulicach wegańskie przepisy świąteczne.
„Wyciąganie ryb z ich naturalnego środowiska za pomocą metod powodujących ból, a następnie zadawanie cierpienia i śmierci w ramach wędkarstwa, jest wciąż legalną formą rekreacji!” – pisałem dawno temu, tłumacząc przesłanie Dnia Ryby.
czytaj także
Nie zliczę wypowiedzi dla mediów o rybach w tamtych latach. Pamiętam nawet zaproszenie na godzinną audycję o Dniu Ryby w jednej z katolickich rozgłośni radiowych w Warszawie. To była długa i dobra rozmowa. Mam jej nagranie w archiwum. Bez wstydu mógłbym je dziś publicznie odtworzyć. Dbaliśmy o swój radykalizm.
I wiecie co? Przypominało to mocowanie się z wielkim betonowym murem za pomocą śrubokręta, ale szybko okazało się, że jest wielu chętnych do pomocy. Trzeba było tylko cierpliwie robić swoje. W kolejnych Dniach Ryby rozsyłaliśmy nasze materiały do kilkudziesięciu miast i miejscowości w Polsce. Drukowaliśmy ich coraz więcej, a dzielni ludzie robili z ich pomocą w swojej okolicy aktywizm, od starannie przygotowanych happeningów, poprzez gazetki w szkolnej gablocie, aż do zwykłego ulotkowania na ulicy. Setki osób pomagały.
Pamiętam list, który napisała do nas pewna dziewczyna. Opisywała, że kiedy jej ojciec zobaczył zamówione u nas materiały, ze złością podarł je i wyrzucił do śmieci. Przepraszała, że nie mogła pomóc. Mam chyba jeszcze ten list. Tak, papierowy list.
Dziewczyno, masz teraz pewnie koło trzydziestki, Dzień Ryby odszedł trochę w zapomnienie, ale spójrz, pomogłaś. Właśnie przez główne media przetoczyła się wielka fala dyskusji o delegalizacji wędkarstwa, przemocy z nim związanej i o niezaprzeczalnym fakcie, że jest ono formą polowania. To ty miałaś rację, nie twój ojciec.
Postulat zakazu krzywdzenia zwierząt w formie wędkarstwa jest częścią „nowej piątki dla zwierząt”, przygotowanej przez europosłankę Sylwię Spurek i szefa Green Rev Institute Marcina Anaszewicza. To pakiet wizjonerskich postulatów dotyczących ochrony zwierząt. Pretekst do rozszerzenia i pogłębienia dyskusji, zachęta do porzucenia strefy politycznego komfortu.
Byłem i jestem za delegalizacją jakiejkolwiek formy możliwego do uniknięcia krzywdzenia czujących zwierząt. Wędkarstwo nie jest tu wyjątkiem, dlaczego miałoby być? Fakt, że zakaz nie jest jeszcze możliwy do wprowadzenia, nie zmieniał kiedyś i nadal nie zmienia moich poglądów. Zmieniają się natomiast możliwości, wystarczy spojrzeć na oszałamiający rozwój nowych technologii żywieniowych. Coraz częściej słyszymy o możliwościach tworzenia mięsa ryb w hodowlach komórkowych.
W trakcie mojego wystąpienia w ramach niedawnego – pierwszego w historii – senackiego Ogólnopolskiego Kongresu Praw Zwierząt, poprosiłem o polityczną śmiałość i poważne potraktowanie krzywdy zwierząt. Chcę widzieć osobne działy programów partii poświęcone procesowi uwalniania się od zależności społeczeństw od krzywdzenia zwierząt. Nie wybiórcze, powierzchowne hasła. Chcę widzieć wolę polityczną zmiany cywilizacyjnej. Nie mogę pojąć, dlaczego nawet nowe ugrupowania omijają wzrokiem zwierzęta.
czytaj także
Podczas przemówienia na zakończenie Marszu Wyzwolenia Zwierząt, który na początku września zgromadził w Warszawie wiele osób zniecierpliwionych stagnacją w dziedzinie ochrony zwierząt, mówiłem, że potrzebujemy zmiany ustrojowej. Obecny system społeczno-polityczny musi podjąć trud dostrojenia się do głosu pozaludzkich zwierząt, ich roszczeń, potrzeb, preferencji. Nie oszukujmy, że ta zmiana ma jedynie kosmetyczny charakter. Nie jest możliwa rzeczywista ochrona zwierząt bez zmiany radykalnej.
Zaapelowałem do tych, których pozycja we współczesnym ruchu prozwierzęcym jest silna i stabilna, do liczących się organizacji, wpływowych i rozpoznawalnych postaci: stwórzmy razem kulturę troski o radykalizm. Pomóżcie radykałom, chrońcie radykałów. Jest kluczowe, żeby w przestrzeni publicznej istniał i inspirował ich głos.
Zadbajmy o radykalizm. Ja obiecuję, że nie przestanę dbać o swój i wasz. Proszę, wy też zadbajcie o własny i innych.