Dlaczego prokuratura nie ściga przestępstw przeciwko prawom pracowniczym? Rozmowa z adwokatem Marcinem Czachorem.
Jarosław Urbański: W zeszłym roku, pod wpływem licznych przypadków zwolnień związkowców i związkowczyń, słusznie traktowanych jako formę represji, została złożona interpelacja poselska dotycząca utrudniania działalności związkowej. Z odpowiedzi na nią wynika, że w latach 2017–2021 tylko 5 proc. z 230 zawiadomień o możliwości popełnienia takiego przestępstwa kończyło się wniesieniem przez prokuraturę aktu oskarżenia. Dlaczego prokuratura zdecydowanie częściej odmawia wszczęcia postępowania czy też je umarza, niż wnosi akt oskarżenia?
Marcin Czachor: Moje doświadczenie jest takie, że te wszystkie przepisy dotyczące praw pracowniczych – obecnie występuję w charakterze pełnomocnika pokrzywdzonych pracowników w kilkunastu postępowaniach przygotowawczych prowadzonych przez prokuraturę – są traktowane po macoszemu i nie znajdują się wysoko na liście priorytetów prokuratury.
Drugi powód jest bardziej prozaiczny. Prokuratorzy nie wnoszą aktów oskarżenia, bo są to sprawy niezwykle trudne pod względem dowodowym, a ewentualna porażka w sądzie wpływa na ocenę kompetencji danego prokuratora przez jego przełożonych. Po co ryzykować? Lepiej odmówić wszczęcia postępowania lub je umorzyć. Weźmy art. 218 Kodeksu karnego; „kto złośliwie lub uporczywie narusza prawa pracownika”. Trudno dowieść, co to jest „złośliwie”, to nie jest „twarde” kryterium. Podobnie jak kwestia „uporczywości”.
czytaj także
Zatrzymajmy się jeszcze na kwestiach zbiorowego prawa pracy, de facto – łamania przez pracodawców prawa do strajku. Przykładem może być ostatni konflikt, w którym OZZ Inicjatywa Pracownicza zarzuca Amazonowi utrudnianie przeprowadzenia referendum strajkowego. Zajmuję się tą kwestią systematycznie od ponad 20 lat. Znam osobiście przypadek skazania pracownika za organizację „dzikiego strajku”. Analogicznie – nie znam, nawet pośrednio, przykładu pracodawcy skazanego za utrudnianie sporu zbiorowego. Czy nie mamy tu do czynienia z pewną asymetrią i nierównym traktowaniem przez wymiar sprawiedliwości obu stron?
Pełna zgoda. Uczestniczę teraz w postępowaniu dotyczącym rzekomego naruszenia przez pracowników przepisów ustawy o rozwiązywaniu sporów zbiorowych. Już na początku postępowania funkcjonariusz policji powiadomił mnie, że zamierza przesłuchać całą załogę – ponad 600 świadków! Oznacza to ogromną mobilizację zasobów czasowych i materialnych organów postępowania przygotowawczego. Tymczasem w sprawach z zawiadomienia pracowników wnioski dowodowe o przesłuchanie dwóch lub trzech świadków są często oddalane pod zarzutem „zmierzania do przedłużenia postępowania”.
Przesłuchanie 600 świadków to duże i kosztowne przedsięwzięcie. Czy sprawami tego typu zajmują się jakieś wyspecjalizowane komórki?
Nie ma żadnych wyspecjalizowanych jednostek prokuratury, które zajmowałyby się ściganiem przestępstw przeciwko prawom osób wykonujących pracę zarobkową czy też naruszających zbiorowe prawo pracy.
Tymczasem w jednym z raportów Państwowej Inspekcji Pracy czytamy, że w 10 proc. badanych zakładów pracy chronionej (gdzie blisko dwie trzecie pracowników było zatrudnionych przy ochronie mienia) naruszono przepisy dotyczące terminów i wysokości wynagrodzenia, a w 15 proc. przypadków – czasu pracy. Z mojego doświadczenia wynika, że są to i tak dane zaniżone. Zwłaszcza kiedy przychodzi ekonomiczna bessa, odsetek naruszeń jest zdecydowanie większy. Po drugie – w ochronie i usługach sprzątających istnieje rozległa szara strefa, która wymyka się kontrolom PIP, ale przecież nie powinna prokuraturze. Nie można tego zatem nazwać zjawiskiem marginalnym. Uczestniczysz w kilku sprawach dotyczących tej grupy zawodowej – portierek i ochroniarzy. Jak na tym gruncie wykazuje się prokuratura?
Odnoszę wrażenie, że w tego typu przypadkach prokuratura raczej szuka pretekstu, aby umorzyć postępowanie. Jako pełnomocnik pokrzywdzonych zwykle wnoszę zażalenia na takie postanowienia. Przykładowo prokuratura często umarza postępowanie o przestępstwo z art. 218 §3 kk, tj. niewypłacania wynagrodzenia pomimo zobowiązania wyrokiem sądu, uzasadniając to brakiem świadomości istnienia takiego wyroku po stronie pracodawcy. Tymczasem ten sam pracodawca był aktywną stroną w poprzednio prowadzonym postępowaniu przed sądem pracy. Uczestniczył w rozprawach, składał wnioski dowodowe itd. Stanowisko prokuratury jest zatem absurdalne i najczęściej decyzja o umorzeniu postępowania jest uchylana przez sąd na skutek naszego zażalenia.
W IT nie ma miejsca dla związków zawodowych. Zrozumiano? Rozejść się!
czytaj także
Jedną z takich spraw, w których bronisz praw pracowników, jest tzw. sprawa poznańskich portierek.
Tak. Pokrzywdzone są 23 osoby, na łączną kwotę 235 tys. zł (plus odsetki). Zaskarżając postanowienie o umorzeniu sprawy (wydane w grudniu 2020 roku), wykazałem jednoznacznie, że prokuratura nie zrobiła kompletnie nic w tej sprawie, ignorując większość naszych wniosków dowodowych. Sąd przyznał nam rację, wskazując na rażące naruszenia przepisów postępowania przez prokuraturę i nakazał jej dalej prowadzić dochodzenie.
To jeden z najdobitniejszych przykładów okradania pracowników przy bierności instytucji państwowych.
Ta sprawa ciągnie się już od 2018 roku, choć mamy ewidentnie do czynienia z rażącym i uporczywym naruszaniem praw pracowniczych. Zaczęło się od zgłoszenia do prokuratury sprawy o niewypłacenie wynagrodzeń przez związek zawodowy. A to był dopiero początek. Okazało się, że pewna firma ze Szczecina, która wygrała przetarg na ochronę nieruchomości zarządzanych przez Zarząd Komunalnych Zasobów Lokalowych (ZKZL) w Poznaniu, wypracowała sobie model biznesowy polegający na systematycznym wyzyskiwaniu pracowników zatrudnianych jako ochroniarze (lub portierzy) budynków należących do publicznych instytucji. Wszystko łączy spółka zarejestrowana w Wielkiej Brytanii, która jest personalnie powiązana z szefostwem szczecińskiej firmy. Powoływała ona do życia wiele innych podmiotów, w tym agencje pracy tymczasowej, które odgrywają tu – jak się przekonamy – niebagatelną rolę.
Jak to w ogóle działa? Jaka jest rola agencji?
Proceder w skrócie polegał na tym, że wspomniana firma ze Szczecina startowała w ogłaszanych przez instytucje publiczne przetargach na ochronę mienia i sprzątanie. Składała ofertę o 30–40 proc. tańszą od pozostałych firm i wygrywała przetarg. Zatrudniano pracowników przez agencje pracy tymczasowej, które istniały tylko na papierze i nigdy realnie nie prowadziły żadnej działalności gospodarczej, a do zarządzania wyznaczono „słupy” – najczęściej obywateli Ukrainy, Białorusi czy Wietnamu. Były to prawie zawsze spółki z o.o., z minimalnym kapitałem zakładowym i siedzibą w tzw. wirtualnych biurach. Firma, która wygrała przetarg, korzystała z pracowników tylko jako tzw. pracodawca użytkownik. Za zobowiązania pracownicze odpowiadała w istocie fikcyjna agencja pracy tymczasowej.
czytaj także
Czy instytucjom publicznym, zleceniodawcom, nie powinna zapalić się czerwona lampka, że przy wymogu zatrudnienia na umowę o pracę oferowana cena za usługę jest po prostu zaniżona?
W przypadku przetargu zorganizowanego przez poznański ZKZL takich czerwonych lampek było kilka. Gdyby ktoś brał na poważnie klauzule społeczne nakładające obowiązek zatrudniania na umowę o pracę, to już wtedy powinien się zastanowić, w jaki sposób wykonawca był w stanie zaoferować tak niską cenę. Biorąc pod uwagę wynagrodzenie minimalne obowiązujące w 2018 roku, na samych wynagrodzeniach wykonawca rocznie na jednej nieruchomości (a było ich kilka) miałaby straty kilkunastu tysięcy złotych. Te wyliczenia nie obejmują innych wydatków, do których wykonawca był zobowiązany warunkami przetargu: umundurowania, latarek, zorganizowania dojazdu grupy interwencyjnej itd.
W jaki sposób wykonawca zamierzał zarobić na tym przedsięwzięciu?
Zysk był generowany przez uporczywe i złośliwe naruszanie praw pracowniczych: zawieranie umów-zleceń zamiast umów o pracę, nieodprowadzanie składek na ubezpieczenia społeczne, niewypłacanie ekwiwalentu za niewykorzystany urlop, bezprawne potrącenia z wynagrodzenia na koszty, które w rzeczywistości nie były ponoszone itd. No i w pewnym momencie pracownicy nie otrzymywali części albo całości wynagrodzenia za ostatnie miesiące pracy. Oficjalnie dlatego, że „kłopoty” finansowe miała agencja pracy tymczasowej. Czasami „kłopoty” wynikały z tego, że pracownicy zbuntowali się, zgłaszali nieprawidłowości instytucji zamawiającej usługę, sprawą interesowała się Inspekcja Pracy czy jakiś związek zawodowy. Roszczenia pracownicze mogły być kierowane jedynie do formalnego pracodawcy, tj. agencji pracy tymczasowej („słupa”), który nie miał żadnego majątku, a członków zarządu nikt nigdy nie widział na oczy. W Poznaniu pokrzywdzeni uzyskali prawie 30 wyroków w sprawach przeciwko „agencjom-słupom” (jedna z portierek straciła ok. 26 tys. zł). Tymczasem wykonawca „wynajmował” już inną „agencję-słup”, która przejmowała często tych samych pracowników, i cykl się powtarzał. Rzeczywistą rolą „agencji-słupów” w tym układzie było odsunięcie jakichkolwiek roszczeń pracowniczych i ewentualnej odpowiedzialności karnej od osób organizujących ten proceder wyzysku pracowników.
Trudno nie zauważyć tu oczywistego mechanizmu tego oszustwa i powiązań między podmiotami.
Oczywiście. Sami pokrzywdzeni dokładnie mają „zmapowane” te wszystkie powiązania: pojawiają się te same adresy, te same osoby, sposób działania itd. Wszystko to przekonuje nas, że to był „jeden interes”. Do tego zebraliśmy w kancelarii – co przekazałem prokuraturze, by pokazać, iż nie był to jednorazowy „wybryk”, tylko zorganizowany proceder – wszystkie doniesienia prasowe z ostatnich kilku lat dotyczące tej samej grupy osób, która w różnych konfiguracjach, pod różnymi firmami, ale cały czas wykorzystując ten sam sposób działania, oszukała pracowników nie tylko w Poznaniu, ale również w Szczecinie, w Bartoszycach i kilkunastu innych miastach.
czytaj także
Czy z tego nie wynika, że osobom z tej szczecińskiej firmy można zarzucić więcej niż „tylko” uporczywe i złośliwe łamanie praw pracowniczych?
Zgadza się. Pierwotne zawiadomienie Inicjatywy Pracowniczej o podejrzeniu popełnienia przestępstwa z art. 218 §1 kk uzupełniliśmy później o kolejne przestępstwa, które w naszym przekonaniu zostały popełnione: zgłaszanie nieprawdziwych danych do ZUS-u, utrudnianie przeprowadzenia kontroli przez PIP, niezgłaszanie wypadków przy pracy, fałszowanie dokumentów. Nie trzeba być biegłym grafologiem, by stwierdzić, że podpisy składane pod dokumentacją pracowniczą pokrzywdzonych i podpisy pod dokumentami znajdującymi się w aktach rejestrowych tych agencji pracy tymczasowej w KRS nie były składane przez te same osoby. Pokrzywdzeni pracownicy nigdy nie mieli żadnego kontaktu z podmiotami, które ich formalnie zatrudniały. Zresztą niezależnie od tego, która agencja formalnie była pracodawcą, z pracownikami i pracownicami kontaktowała się zawsze ta sama osoba… zatrudniona przez firmę ze Szczecina.
Przedział czasowy, w którym działała firma organizująca wyżej opisany proceder, zorganizowany charakter, hierarchia, wspólne popełnianie licznych przestępstw, podział zadań – to wszystko świadczy o tym, że mamy do czynienia ze zorganizowaną grupą przestępczą, która żeruje na instytucjach publicznych i oczywiście pracownikach. Paradoks polega na tym, że instytucje publiczne, choć formalnie oszukane przez wykonawcę, który nie przestrzegał przecież warunków przetargu, w rzeczywistości również zyskiwały na wyzysku pracowników – płaciły bowiem za usługę znacznie mniej, niż gdyby wybrały wykonawcę przestrzegającego prawa pracy.
Wiemy, że podobnych spraw jest dużo więcej. Czy zawsze sprawcy pozostają bezkarni, a pracownicy i pracownice bez należnych pieniędzy?
Nie zawsze. Wbrew temu, co twierdzi poznański ZKZL, instytucje publiczne posiadają narzędzia, które pozwalają im bronić się przed nieuczciwymi firmami. Muszą tylko chcieć ich użyć.
Jaka jest linia obrony ZKZL w przypadku sprawy „poznańskich portierek”?
Przyznaje, że pracownice zostały oszukane, ale to nie miejska spółka jest winna, tylko wykonawca – firma ochroniarska ze Szczecina. Tymczasem ta sama szczecińska firma, pod tą samą nazwą – wystarczy poświęcić dwie minuty na wyszukanie informacji w internecie – na tej samej zasadzie próbowała wygrać przetarg publiczny na ochronę kilkunastu budynków, które podlegały pod płocki ZUS. I ona ten przetarg wygrała. Tylko bardzo szybko związki zawodowe działające w tej instytucji zorientowały się, że pracownicy, którzy mieliby się zajmować ochroną, będą opłacani poniżej minimalnego wynagrodzenia. Cała procedura przetargowa została unieważniona, a urzędnicy ZUS-u odpowiedzialni za nadzorowanie przetargu zostali ukarani za niesprawdzenie wiarygodności wykonawców i składanych przez nich ofert. ZKZL, nie dość, że nie sprawdził oferenta (materiałów prasowych w sieci było naprawdę sporo), to jeszcze, mimo że umowa mu na to pozwalała, nie kontrolował na bieżąco firmy ze Szczecina, czy rzeczywiście przestrzega warunków umowy, w tym form zatrudnienia i warunków pracy. Nie zrobił tego przez ponad rok, do momentu, kiedy związek zawodowy w Poznaniu podniósł larum i sprawa stała się medialna. Dlaczego? Bo miejskiej spółce, w końcu instytucji publicznej, opłacało się przymykać oko na wyzysk pracowników.
Na tym etapie państwo i jego organy mogą odwrócić ten proces i pomóc pokrzywdzonych?
Pokrzywdzeni pracownicy pozwą obie instytucje, które zarabiały na ich krzywdzie: nieuczciwą firmę ochroniarską, która zorganizowała proceder wyzysku pracowników, i poznański ZKZL, który na nim korzystał.
Niestety, sprawa przed sądem będzie niezwykle trudna dowodowo i czasochłonna. Pracownicy już czwarty rok czekają na wypłatę zaległych wynagrodzeń. W tym czasie zmarło trzech pokrzywdzonych. Jak już wspomniałem, prokuratura robi bardzo niewiele, żeby wyjaśnić aspekt karny całej sprawy.
Co się musi zmienić na gruncie prawa, żeby do takich sytuacji nie dochodziło?
Zasadniczo przepisy w Kodeksie karnym nie są złe, tylko muszą być stosowane w praktyce. Może powinny zostać wydane jakieś wytyczne przez Prokuratora Generalnego dla prokuratur niższego rzędu w sprawie metodyki prowadzenia postępowań w sprawach o naruszenie praw pracowniczych.
Premie zimowe albo strajk. Czego jeszcze domagają się kurierzy Pyszne.pl?
czytaj także
A związki zawodowe?
Powinny uważnie przypatrywać się procedowanej obecnie nowelizacji ustawy o odpowiedzialności podmiotów zbiorowych za czyny zabronione pod groźbą kary. Jedna z proponowanych zmian zakłada uchylenie art. 16 ustawy zawierającego listę przestępstw, za które osoba prawna (w tym np. spółka z o.o.) może być pociągnięta do odpowiedzialności. Dotychczas katalog ten nie obejmował artykułów z Kodeksu karnego dotyczących przestępstw przeciwko prawom osób wykonujących pracę zarobkową ani przepisów karnych z ustawy o związkach zawodowych czy ustawy o rozwiązywaniu sporów zbiorowych.
Jeżeli nowelizacja wejdzie w życie w proponowanej wersji, to podmioty zbiorowe będą mogły odpowiadać za każde przestępstwo ścigane z oskarżenia publicznego lub przestępstwo skarbowe pozostające w bezpośrednim związku z prowadzoną przez ten podmiot działalnością. W moim przekonaniu wówczas takie przepisy jak art. 218 §1a kk, art. 26 ustawy o rozwiązywaniu sporów zbiorowych czy wreszcie art. 35 ustawy o związkach zawodowych mogą stać się skutecznymi narzędziami do walki ze zjawiskiem tzw. union bustingu. Tymczasem organizacje pracodawców bardzo surowo oceniają proponowane zmiany. Twierdzą, że jest to „kolejne rozwiązanie zwiększające po stronie podmiotów gospodarczych ekspozycję na ryzyka”.