Twój koszyk jest obecnie pusty!
W odejściu Hołowni najgorsze jest to, że potrzeba nowego
Koalicji potrzeba kogoś rozpoznawalnego, spoza polityki, kto nie jest lewakiem, a w swoim centryzmie jest wystarczająco wiarygodny. Niestety, kimś takim mógłby być dziś np. Rafał Brzoska.

Po klęsce w wyborach prezydenckich, oskarżeniach o zdradę za knucie z Kaczyńskim, sporach o fotel rotacyjnego marszałka i dzisiejszym ogłoszeniu o niekandydowaniu na stanowisko szefa Polski 2050 wygląda na to, że ikarowy lot Szymona Hołowni w polityce dobiega końca. Mimo przestróg lepiej zorientowanych, Hołownia zbyt blisko zbliżył się do słońca – czyli Donalda Tuska – a pikujące poparcie brutalnie zweryfikowało ambicje byłego prezentera, przywołując skojarzenie z uderzeniem w taflę wody na obrazie Bruegla.
Katastrofy alternatywnych łódek
Gwoli ścisłości, to nie pierwsza to taka katastrofa polityczna, może nawet nie najstraszniejsza. O wiele smutniej skończyli przecież Andrzej Lepper, Janusz Palikot czy Paweł Kukiz. Tworzenie „trzeciej drogi” dla liberalno-prawicowej hegemonii – czy to populistyczno-ludowej, antyklerykalno-fajnopolackiej czy powiatowo-celebryckiej – w ostatnich dwóch dekadach zawsze kończyło się tak samo: haustem zachwytu i ostatecznym wzgardzeniem przez wyborców. Doskonale zdawali sobie z tego sprawę zarówno Zbigniew Ziobro, jak i Robert Biedroń, dlatego, gdy ich „alternatywne” łódki zaczęły nabierać wody, przeskoczyli na większe krążowniki, ratując się od politycznej klęski.
Nie uratował się przed nią Hołownia. Popełnił dokładnie te same błędy, jakie popełnia każdy nowy ruch polityczny, i tak samo skończył. Przypadkowi ludzie na listach, zapowiedź ogromnej zmiany jakościowej, sondażowy zawrót głowy, otarcie się o najwyższą władzę i szybka, brutalna weryfikacja przez rzeczywistość. Dodatkowo, jak lubią podkreślać liberalne media, Hołownia miał ponoć „ogromne ego” – choć mam wrażenie, że ego Tuska czy pouczającego wyborców Trzaskowskiego liberalnym mediom aż tak nie przeszkadza.
Pytanie, jakie rodzi koniec Hołowni, niezależnie od tego, czy zostanie w polityce jako „szeregowy Kukiz”, czy znajdzie przyczółek w organizacjach międzynarodowych – brzmi: czy w ogóle możliwe jest stworzenie czegoś trwałego pośrodku sceny politycznej? Konfederacja i Lewica na krańcach funkcjonują całkiem sprawnie, ale przykład Hołowni czy obecnego PSL wskazuje, że w środku raczej się nie da.
Paradoks partii liberalnego centrum
Kwadratura koła, którą muszą rozwiązać partie „liberalnego centrum”, polega na jednoczesnym dystansowaniu się od Tuska i KO jako partii establishmentowej oraz walce z PiS-em, będącym dla ich wyborców synonimem zła. To wymaga ogromnej zręczności, a więc także wolt politycznych, które wybacza się tylko wtedy, gdy ma się żelazny elektorat. Hołownia takiego elektoratu nie miał. A to oznaczało, że już na starcie każdy jego ruch obarczony był zarzutem: albo zbyt blisko Tuska, albo zbyt miękko wobec Kaczyńskiego.
Najciekawsze i zarazem najzabawniejsze jest jednak to, że choć partie środka w dłuższej perspektywie nie mają racji bytu, to w krótszej odgrywają rolę kluczową. Jak trafnie zauważa Łukasz Pawłowski z Ogólnopolskiej Grupy Badawczej, w Polsce nikt nie analizuje tego, co naprawdę przesądza o sukcesie wyborczym. Tymczasem Tusk wygrał z Kaczyńskim tylko dlatego, że Lewica nie spadła pod próg, a przede wszystkim Trzecia Droga wykręciła 14 proc.
Dzięki temu Konfederacja dostała relatywnie najmniejsze poparcie. Jednak w wyborach prezydenckich już blisko dwa miliony wyborców Trzeciej Drogi nie poszło już głosować na Hołownię i to ich strata sprawiła, że wybory wygrał Nawrocki. Od roku zaś wiadomo na podstawie sondaży, że nie da się stworzyć rządu bez Konfederacji — bo przecież Tusk z Kaczyńskim wielkiej koalicji nie założą.
Chłopski rozum i „apolityczna” merytokracja
Dająca sukces obecność „świeżego” Hołowni w 2023 roku i dająca klęskę „zużytego” Hołowni w 2025 oznacza jedno: tzw. obóz demokratyczny potrzebuje nowego, świeżego gracza. Kogoś, kto byłby alternatywą dla zgranego Tuska i odzyskał wyborców Trzeciej Drogi. Kogoś, kto nie rządził i kto, niczym Petru w 2015, potrafiłby odebrać wolnorynkowych wyborców Konfederacji. Dlatego mimo lewicowych poglądów nie wierzę, by to jakiś ludowo-lewicowy trybun mógł pomóc obecnej władzy w walce z duetem PiS–Konfederacja. Zwłaszcza że na tym polu działają już Zandberg i Kaczyński.
Koalicji potrzeba kogoś rozpoznawalnego, spoza polityki, kto nie jest lewakiem, a w swoim centryzmie jest wystarczająco wiarygodny. Niestety, kimś takim mógłby być dziś np. Rafał Brzoska. Ze swoim chłopskim rozumem rodem z Kanału Zero i jednocześnie statusem apolitycznej ikony biznesowego sukcesu mógłby zagonić do kąta „dzieci z biznesowej piaskownicy”, jakimi na jego tle wydawałaby się Konfederacja.
Czy się zdecyduje? Czy znajdzie się nowy Michał Kobosko, który zorganizuje nam nowego Hołownię? Nie wiem. Boję się tylko, że jeśli tak, to zatęsknimy za Hołownią obecnym, który przy swojej przyszłej kopii może się okazać jedynie nieszkodliwym panem od Sejmflixa.
Komentarze
Krytyka potrzebuje Twojego głosu. Dołącz do dyskusji. Komentarze mogą być moderowane.