Tusk próbuje składać rozbitą wspólnotę

Wbrew obawom pojawiającym się również na części lewicy nowy rząd nie obejmuje władzy, obiecując „końca rozdawnictwa”, nie czyni cnoty z „zaciskania pasa” i „oszczędności”, jak często w przeszłości robił to obóz liberalny.
Donald Tusk. Fot. EPP/flickr.com

Premier obiecywał lepsze zarządzanie finansami publicznymi niż PiS, ale wyraźnie dał do zrozumienia, że dostrzega potrzebę socjalnej korekty, jaką do polskiego modelu społeczno-gospodarczego wprowadziły rządy Szydło i Morawieckiego.

Na wiele rzeczy w wystąpieniu Tuska można narzekać. Było zbyt długie, zbyt wiele miejsca poświęcono w nim temu, co działo się w ostatnich ośmiu latach, wątpliwości może budzić zacytowanie samobójczego listu Piotra Szczęsnego – mężczyzny, który odebrał sobie życie w proteście przeciw rządom PiS. Od nowego premiera można by oczekiwać więcej konkretów na temat tego, jakie cele stawia sobie jego rząd i na temat tego, jak zamierza je zrealizować.

Nie było to jednak złe exposé. Tusk poruszył w nim kilka kwestii kluczowych dla przyszłości Polski i powodzenia nowego rządu. To, co mówił na temat świadczeń socjalnych, gospodarki wodnej czy wojny w Ukrainie, daje nadzieję, że lider KO sporo nauczył się, odkąd odszedł z polskiej polityki w 2014 roku, i nie będzie powtarzać starych błędów.

Sejm wybrał Tuska na premiera. „Przepraszam, inaczej nie mogłem”

Nic nie zostanie zabrane

Tusk zapewnił więc, że nie zostanie odebrane żadne ze świadczeń wprowadzonych przez PiS, a nowy rząd natychmiast wprowadzi nowe, tzw. babciowe. A więc świadczenie w wysokości 1500 złotych dla kobiet wracających na rynek pracy po urlopie macierzyńskim, których dziecko nie ukończyło 36. tygodnia życia – pieniądze mają pokryć koszty opieki. Powtórzone zostały też obietnice waloryzacji rent i emerytur w przypadku inflacji przekraczającej 5 proc. oraz podwyżek dla budżetówki i nauczycieli, w tym akademickich i przedszkolnych.

Te dwie ostatnie kwestie mają nie tylko redystrybucyjny wymiar, są też formą inwestycji w usługi publiczne. Niestety, o samych usługach publicznych, ich roli w rozwoju państwa i budowaniu spójności społecznej Tusk nie mówił zbyt wiele. Można też mieć wątpliwości, czy środków na „babciowe” nie byłoby sensowniej zainwestować w żłobki.

Ważne jest jednak co innego: wbrew obawom pojawiającym się też na części lewicy nowy rząd nie obejmuje władzy, obiecując „końca rozdawnictwa”, nie czyni cnoty z „zaciskania pasa” i „oszczędności”, jak często w przeszłości robił to obóz liberalny. Tusk mówił też oczywiście o „roztropności budżetowej”, obiecywał lepsze zarządzanie finansami publicznymi niż PiS, ale wyraźnie dał do zrozumienia, że dostrzega potrzebę socjalnej korekty, jaką do polskiego modelu społeczno-gospodarczego wprowadziły rządy Szydło i Morawieckiego.

To, czy nowemu rządowi uda się wytrwać w tym rozpoznaniu, a Polacy nie zaczną go kojarzyć ze spadkiem poziomu życia i „końcem dobrobytu jak za PiS”, jest kluczowe z punktu widzenia utrzymania władzy i długotrwałego odsunięcia od niej partii Kaczyńskiego.

Jednocześnie przydałoby się przynajmniej zasygnalizować w exposé to, o czym w poniedziałek mówił Morawiecki – czego jednak ze względu na farsę „rządu dwutygodniowego” nie sposób było traktować poważnie – czyli temat szans i zagrożeń, jakie stwarza dla państwa takiego jak Polska rewolucja technologiczna, związana choćby ze sztuczną inteligencją. Chciałbym dowiedzieć się, jakie polityki rząd Tuska chce wdrożyć, by Polska maksymalnie skorzystała z tych szans.

Bezpieczeństwo to nie tylko zbrojenia

Tusk od PiS oprócz socjalu przejął w exposé jeszcze jeden temat: bezpieczeństwa. Zdefiniował je jednak znacznie dojrzalej i szerzej niż Kaczyński podczas debaty nad wotum zaufania dla rządu Morawieckiego, gdzie miał w tej sprawie do powiedzenia w zasadzie wyłącznie to, że trzeba się zbroić.

Tusk mówił o znaczeniu sojuszy i kontekstu międzynarodowego. Podniósł problem coraz większej samotności Ukrainy i zmęczenia elit politycznych Zachodu wojną i wsparciem dla Kijowa. Przedstawił wizję aktywnej polskiej polityki, która odbudowuje swoją pozycję w Europę także po to, by mobilizować ją do pomocy walczącemu Kijowowi – bo przetrwanie niezależnej, zdolnej podążać wybraną przez siebie zachodnią drogą Ukrainy jest w strategicznym interesie Polski. Zaznaczył też jednak konieczność „przyjaznej asertywności” w relacjach z Ukraińcami.

Grzechy główne nadwiślańskich liberałów

Po podróży do Brukseli, która ma w końcu odblokować środki z KPO, Tusk ma się wybrać do Tallinna, by rozmawiać z przywódcami państw bałtyckich na temat ochrony ich granic, poddawanych przez Białoruś i Rosję atakowi hybrydowemu przy pomocy migracji. Nowy premier dużo mówił o ochronie granic Polski i UE, przekonywał, że można robić to lepiej niż PiS – bez chaosu, polaryzacji społecznej, w porozumieniu z międzynarodowymi partnerami, nie łamiąc przy tym ostentacyjnie praw człowieka, zachowując wzgląd na humanitarne kwestie, bez nagonek i demonizowania całych kultur.

Bezpieczeństwo wracało w exposé w wielu miejscach: przy okazji cyfryzacji (cyberbezpieczeństwo), małych elektrowni jądrowych czy ekologii. Tusk mówił, że dziś coraz więcej wojen będzie toczyć się o wodę, podnosił tematy retencji i czystych rzek nie tylko w kontekście ochrony środowiska, ale także bezpieczeństwa i ochrony strategicznych zasobów kraju. W połączeniu ze słowami, że „las to nie jest gospodarka drewnem, to nasz święty zasób narodowy”, daje to nadzieję na lepszą politykę ekologiczną niż PiS.

Jednocześnie w exposé zabrakło mocnej, przyszłościowej wizji Polski w Europie, odniesienia się do problemów, przed którymi staje kontynent wobec całkiem możliwego scenariusza zwycięstwa Trumpa, coraz bardziej agresywnej polityki Rosji na wschodniej flance Unii czy rywalizacji między Stanami – czy blokiem państw zachodnich – a Chinami. Szkoda, bo jeśli ktoś z polskich polityków z pierwszej ligi mógłby mieć tu coś naprawdę ciekawego do powiedzenia, to właśnie Tusk, dysponujący nieporównywalnym z konkurencją międzynarodowym doświadczeniem.

Niełatwe zadanie odbudowy

Główną stawką wystąpienia Tuska było jednak to, jak złożyć i odbudować wspólnotę straumatyzowaną przez głęboko polaryzujące rządy PiS. Tusk mówił o tym już w poniedziałek, we wzruszającym, głęboko osobistym wystąpieniu, dziękującym Sejmowi za wybór na premiera. Zapewnił w nim, że w jego Polsce u siebie będą się też czuli wyborcy PiS.

Dawna partia władzy robiła konsekwentnie wiele, by wyborcy innych partii, społeczność LGBT i wiele innych grup nie czuli się w Polsce jak u siebie. Na korzyść rządu Tuska będzie automatycznie działać to, że nie będzie organizować nagonki na grupy wskazane jako wrogowie polskiej wspólnoty, jak robili to poprzednicy. Ale to nie wystarczy, w końcu pojawi się pytanie, jak odbudowując wspólnotę, pogodzić często wchodzące ze sobą w konflikt żądania – choćby w takich kwestiach jak prawa kobiet czy społeczności LGBT.

Tusk w tych kwestiach wypowiadał się we wtorek dość ostrożnie, by nie powiedzieć zachowawczo. Powoływał się na Jana Pawła II jako autorytet, choć bynajmniej nie jest to już dziś postać, która by nas bezdyskusyjnie łączyła – i jest to zmiana na lepsze w porównaniu z czasami, gdy Tusk po raz pierwszy obejmował urząd premiera. Nowy premier przypomniał swoje zobowiązania dotyczące praw kobiet i ostatecznie przedstawił gabinet, gdzie znalazło się ich więcej, niż miało według wstępnych zapowiedzi. Zamiast Michała Koboski ministrą ds. funduszy europejskich zostanie Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, Ministerstwo Przemysłu – które zostanie ulokowane na Śląsku – obejmie zaś radczyni prawna i akademiczka z Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach, Marzena Czarnecka. To dobre, warte docenienia zmiany, ale jednocześnie towarzyszy im świadomość, że droga do tego, by nowa większość spełniła wszystkie obietnice w dziedzinie praw kobiet, jest bardzo długa.

Sejm wybrał Tuska na premiera. „Przepraszam, inaczej nie mogłem”

Jedni będą rozczarowani, że rząd jest zbyt konserwatywny i że zmiana, którą poparli w wyborach, nie nadchodzi. Inni, że zmiany dokonują się zbyt rewolucyjnie. Znalezienie porozumienia z drugą stroną i obniżenie polaryzacji do zdrowego poziomu będzie szalenie trudne, z obecnym PiS być może nawet niemożliwe.

Przy wszystkich tych zastrzeżeniach można jednak powiedzieć: to jest zmiana na lepsze i nadzieja na inną, lepszą politykę. Być może bardziej konserwatywną, niż życzyłby tego sobie lewicowy wyborca, ale także dla lewicy otwiera się tu możliwość działania, jakiej nie miała od 2005 roku.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij