Burmistrz Sochaczewa i wspierający go politycy, przy jednoczesnym napędzaniu propagandy partii rządzącej, zawłaszczają przestrzeń wspólną i blokują inicjatywy lokalnych aktywistów, z czego korzysta PiS oraz organizacja Kai Godek.
Co robić, jeśli jest tak źle, że można odbić się od dna, ale nadal czujemy, że spadamy? Gdy władza zawodzi na całej linii, pojawia się przestrzeń do rozwoju aktywizmu. Od dłuższego czasu rządzący konsekwentnie realizują program umacniania poparcia wśród swoich wyborców, ale jednocześnie pojawia się szerokie pole dla organizacji lokalnych i ruchów oddolnych, których celem jest dbanie o grupy marginalizowane: młodzież, uchodźców, osoby z niepełnosprawnościami czy choćby LGBTQ+.
Czy te wszystkie dążenia można pogodzić? Pewnie w niektórych miejscach tak, Sochaczew jednak do nich nie należy. Lokalne władze postanowiły blokować niezależne inicjatywy społeczne i w ten sposób utrzymać kontrolę nad sercami i umysłami mieszkańców.
Sochaczew – to tu zaczyna się „Polska w sercu”
Sochaczew to miasto z dużym potencjałem, ale znane głównie z lokalnych afer. Trochę ponad 34 tys. mieszkańców, 50 kilometrów od Warszawy. Skupiony wokół małych przedsiębiorców biznes to głównie firmy z branży transportowej i logistycznej. Do tego dochodzą niewielkie sklepiki, tania odzież i niezliczone bary z kebabami.
Mogłoby się wydawać, że to niewiele znaczące miejsce, zwłaszcza na politycznej mapie Polski. Tymczasem to w Sochaczewie swoją kampanię wyborczą Polska w sercu rozpoczął Jarosław Kaczyński. Wybór miasta nie był przypadkowy.
Rządząca partia doskonale rozumie, że to w małych miastach wygrywa się całą Polskę i dba o to, by nie stracić raz uzyskanej nad nimi kontroli. „Jarosław, Jarosław, Jarosław!” – skandował podczas otwarcia kampanii wyborczej w Sochaczewie Sylwester Kaczmarek, przewodniczący Rady Miasta Sochaczew z Prawa i Sprawiedliwości, nakłaniając zebranych podczas wiecu wyborczego do bardziej entuzjastycznego klaskania na cześć prezesa PiS. Frekwencję na spotkaniu budowali lokalni urzędnicy, młodzi wolontariusze nakłonieni do udziału przez lokalnego polityka i jednocześnie ich opiekuna oraz gracze klubu sportowego, sponsorowanego przez państwowy koncern.
Jednak ich owacje nie były wystarczająco energiczne. Przez moment nieduże miasto na Mazowszu awansowało do rangi miejsca memicznego. Cała Polska pękała ze śmiechu, ale mieszkańcom nie było wesoło. I nadal nie jest, bo działający na zlecenie rządzącej partii lokalni politycy coraz dalej przesuwają granicę zdrowego rozsądku. Im bliżej wyborów, tym większa jest determinacja związanych z partią rządzącą samorządowców.
Łowickie „House of Cards”. Malik Montana w sercu politycznych rozgrywek
czytaj także
Szczególnie ważnym punktem dla lokalnych władz z Sochaczewa jest klub sportowy rugby, Orkan Sochaczew, który w przyszłym roku obchodził będzie stulecie istnienia, a w ubiegłym roku zdobył pierwsze mistrzostwo Polski w swojej dyscyplinie. Klub, w którym obecny burmistrz Piotr Osiecki rozpoczynał karierę sportową, ma dbać o budowanie zaplecza politycznego PiS. Minister Maciej Małecki, sekretarz stanu w Ministerstwie Aktywów Finansowych, przestawia się jako ten, dzięki któremu państwowe spółki PKN Orlen i KGHM podjęły decyzję o sponsorowaniu sochaczewskiej drużyny. Klub zyskał dodatkowe środki, ale wiąże się to z dużymi oczekiwaniami po stronie sponsora. Mieszkańcy negatywnie komentują, gdy po wygranych meczach polityk PiS wchodzi na murawę, a rugbiści dziękują mu, ściskając dłoń, jednak to nie przeszkadza pompować promocji PiS-u. Minister chętnie bryluje w otoczeniu zawodników, dla których sport jest sensem życia.
Nie jest to jedyny przykład wykorzystywania swojej pozycji przez Macieja Małeckiego do promocji w mieście. Otwarcie przebudowanego dworca, wręczanie promes na modernizację lokalnych dróg, Rodzinny Rajd Rowerowy, fundusze na energię geotermalną w Sochaczewie na wzór Torunia – każda okazja jest dobra.
Upolitycznianie lokalnej roz(g)rywki
Jest jeszcze jeden obszar, za który władza wzięła się tuż przed wyborami. Wcześniej – mało istotny, trochę zapomniany, pozostawiony dyrektorowi lokalnego centrum kultury i bibliotekom. Teraz – napompowany do granic możliwości. Miasto postawiło na rozrywkę.
Zapowiedzią stał się Festiwal Sochaczewskiej Cebuli, który według niektórych ironistów wieścił kierunek rozwoju kultury miasta. Choć przez długie miesiące rządzący nie zajmowali sobie tym głowy, a kalendarz miejskich wydarzeń wypełniały głównie drobne uroczystości, podczas których lokalni kramarze mogli rozstawić swoje stoiska i sprzedać co nieco, przed wyborami nastąpił nagły zwrot akcji. Lokalni politycy przez długi czas skupiali się głównie na grupie swoich najwierniejszych wyborców, czyli osób powyżej 60. roku życia – pomijając przy tym pozostałych mieszkańców.
O młodych ciałem i duchem i innych, mniejszościowych i zaniedbanych przez władze miasta grupach już od dawna myślą lokalni aktywiści, m.in. ze współtworzonej przeze mnie grupy Otwarty Sochaczew. Wielu mieszkańców identyfikuje się z jej założeniami i uczestniczy w poszczególnych inicjatywach. Miasto jednak od początku marginalizuje organizację. Lokalni rządzący zakładają, że jeśli wygumkują ją ze wspieranych przez siebie mediów – jest szansa, że nikt jej nie zauważy.
Zarówno nazwa Otwarty Sochaczew, jak i inicjatywy prowadzone przez aktywistów nie są wymieniane w miejskiej gazecie, a zdarzały się także przypadki, że nieświadomi cenzury pracownicy mediów zapraszali przedstawicieli grupy do wywiadu, a później, na prośbę przełożonych, usuwali materiał (w jednej z lokalnych stacji radiowych zdarzyło się to nawet po emisji wywiadu na żywo i umieszczeniu treści na stronie). Cenzura to jeden z elementów kontroli nad lokalną społecznością.
czytaj także
Obszar kultury politycy pozostawiali zwykle twórcom i aktywistom, traktując go jako pewnego rodzaju wentyl bezpieczeństwa w sytuacji, gdy rosło niezadowolenie społeczne. Walka polityczna weszła jednak w nową fazę i już na poziomie lokalnym możemy zaobserwować to, co może być zwiastunem podobnych działań na szeroką skalę. To odbieranie obywatelom przestrzeni do prowadzenia działań niezależnych od polityki.
Niezależni działacze solą w oku władz
Działacze w małych miastach, gdzie każdy zna każdego, nie mają łatwo. Lokalni rządzący bywają często jednym z głównych pracodawców i sponsorów, dzięki czemu zyskują poczucie, że gra powinna odbywać się na ich warunkach. W Sochaczewie burmistrz miasta i wspierający go politycy uchwalili regulamin, który odbiera niezależnym organizacjom społecznym i ruchom nieformalnym dostęp do przestrzeni wspólnych – sal bibliotecznych, parków miejskich czy bulwarów nad rzeką.
Zgodnie z przyjętymi zasadami nikt, z wyjątkiem osób lub organizacji miejskich, lub pod patronatem burmistrza, nie może bezpłatnie korzystać z miejskich pomieszczeń i terenów. Przykładem skutków takich decyzji i działań lokalnych polityków jest zakaz zorganizowania pikniku równościowego w miejskim parku, który zaplanowali młodzi aktywiści z Sochaczewa pod hasłem Miasto Wspólna Przestrzeń. Zgłoszenie zgromadzenia publicznego spotkało się jednak z odmową burmistrza Osieckiego. Pretekstem do tego stał się protest znanej z blokowania wolnościowych inicjatyw warszawskiej fundacji Kai Godek Życie i Rodzina, która nie powinna mieć żadnego związku z niedużym miastem na Mazowszu, gdzie miał się odbyć piknik.
Kto zdelegalizuje media samorządowe? PiS zabiera się za relikt z lat 90.
czytaj także
Podana jako przyczyna odmowy organizacji zgromadzenia kontrmanifestacja religijnych ekstremistów, w której finalnie wzięło udział pięć osób, mogła odbyć się bez problemów (według informacji od przybyłych na miejsce policjantów – burmistrz wydał zgodę na kontrę w trybie uproszczonym), podczas gdy młodzież została zmuszona do przeniesienia swojej imprezy za miasto. Piknik równościowy przebiegł zgodnie z planem, jednak w innym, należącym do osoby prywatnej miejscu. Mimo znakomitej zabawy, poczucia jedności i wspólnoty dla młodzieży współorganizującej wydarzenie była to niezwykle gorzka lekcja.
Wydarzenie pokazało również, że obrany przez aktywistów cel – związany z wnioskowaniem o równy dostęp do przestrzeni miejskiej i protestem wobec nietolerancji, był słuszny. Władze Sochaczewa zawłaszczają przestrzeń wspólną, nie dopuszczając możliwości tworzenia lokalnej kultury nikomu, kto nie jest po linii partyjnej lub nie ma patronatu burmistrza.
Na prośby o udostępnienie parku miejskiego organizacja Otwarty Sochaczew otrzymała już wcześniej odmowy, w których czytamy: „Korzystanie z przedmiotowych terenów jest możliwe wyłącznie: w okresie, w którym organizacja pozarządowa realizuje zadania własne Gminy Miasta Sochaczew i otrzymuje na ten cel dotację celową z budżetu miasta; do organizacji wydarzeń, których współorganizatorem jest Gmina Miasto Sochaczew; dla organizacji pozarządowej, która po złożeniu odpowiedniego wniosku o patronat honorowy Burmistrza Miasta Sochaczew uzyskała jego akceptację”. Burmistrzowi i radnym związanym z PiS-em najwyraźniej przyświeca maksyma: „Kto nie z nami, ten przeciw nam”.
Autorytaryzm to jeszcze nie totalitaryzm, a liberalizm się u nas nie przyjął
czytaj także
Takie historie dzieją się w Sochaczewie i w wielu podobnych miejscowościach. Partia rządząca umacnia swoje panowanie właśnie na prowincji i bardzo dba o swoich wyborców. Układ sił na poziomie samorządowym i lokalnym ma ogromne znaczenie i bez zwrócenia wzroku w kierunku małych miast zmian nie będzie. Ten problem zauważają już nie tylko lokalni aktywiści, ale także część opinii publicznej, również dzięki zaangażowaniu niezależnych mediów.
Przestrzeń wspólna, miejsca, w których tworzy się oddolnie kultura, są jak tlen dla lokalnych społeczności. Pobudzają kreatywność i chęć współpracy, a dostęp do zasobów publicznych pozwala wzmacniać społeczeństwo obywatelskie. Cytując Noama Chomsky’ego, „Nie możesz mieć działającej demokracji bez tego, co socjologowie nazywają »organizacjami wtórnymi« – miejsc, w których ludzie mogą spotykać się, planować, rozmawiać i rozwijać pomysły”.
**
Katarzyna Pyś-Fabiańczyk – politolożka, działaczka społeczna, dyrektorka na rynku nieruchomości, współzałożycielka stowarzyszenia Kultura i Działania i ruchu Otwarty Sochaczew, life & business coach.
***
Projekt realizowany z dotacji programu Aktywni Obywatele – Fundusz Krajowy finansowanego z Funduszy Norweskich.