Wnioskodawcy podają się za reprezentantów „35 milionów katolików”, dominującej większości społeczeństwa, rzekomo niechętnej ochronie osób LGBT+. Wydawałoby się więc, że ta przygniatająca, konserwatywna i wierząca „większość” powinna czuć się w Polsce bezpiecznie, nieprawdaż? Nic bardziej mylnego. Paweł Knut komentuje projekt Fundacji Życia i Rodziny Kai Godek, usiłujący zakazać w Polsce zgromadzeń w obronie praw osób nieheteronormatywnych.
Wydawałoby się, że panuje ogólna zgoda co do tego, że modyfikowanie czy wprowadzanie nowych przepisów dotyczących ochrony praw człowieka mają na celu sukcesywne ulepszanie prawa. Nowe rozwiązania powinny służyć wszystkim, a jednocześnie chronić przed wykluczeniem najsłabszych.
Gdy zaś próbuje się uchwalać prawo, które umyślnie odbiera ludziom prawa i wolności, trudno poważnie traktować deklaracje o działaniu w interesie społecznym. Prawo pisane nie po to, aby chronić, ale po to, aby wykluczać, jest z natury antydemokratyczne. I taki właśnie charakter mają propozycje projektu ustawy #StopLGBT, za którym stoi Fundacja Życie i Rodzina oraz Kaja Godek.
Przyjęcie tego projektu jest niedopuszczalne. Oto kluczowe zarzuty, które można mu postawić.
I. Pozdrowienia z Moskwy
W pewnym uproszczeniu można powiedzieć, że projekt Godek stanowi polską wersję rosyjskiej ustawy o zakazie propagandy homoseksualnej. Podobne przepisy wprowadziła kilka lat temu administracja Władimira Putina w Rosji.
czytaj także
Ustawy te stały się przedmiotem niekorzystnego i bardzo krytycznego dla Rosji wyroku Trybunału w Strasburgu. Sędziowie wskazali m.in., że tego typu przepisy nie tylko nie służą ochronie moralności publicznej, ale mogą przynosić skutki odwrotne do zamierzonych, wzmacniając stygmatyzację i uprzedzenia oraz zachęcając do homofobii.
Polska wersja tych rozwiązań proponuje zmiany w dwóch ustawach: Prawie o zgromadzeniach oraz Ustawie o godle, barwach i hymnie RP. Ich uchwalenie prowadziłoby w praktyce do pozbawienia możliwości organizacji zgromadzeń, które wprost lub choćby pośrednio odnosiłyby się do jakichkolwiek kwestii związanych z równym traktowaniem osób LGBT+.
Zgodnie bowiem z art. 1 lit. c projektu celem zgromadzenia nie mogłoby odtąd być m.in.: „propagowanie rozszerzenia instytucji małżeństwa na osoby tej samej płci”, „propagowanie możliwości przysposabiania dzieci przez osoby tej samej płci” czy „propagowanie orientacji seksualnych innych niż heteroseksualizm”. Co więcej, w trakcie zgromadzeń zakazane byłoby także „posiadanie albo wykorzystywanie artystycznie przetworzonego godła lub barw narodowych” w związku z zagadnieniami, o których mowa powyżej (art. 1 lit. b projektu).
II. Jawna dyskryminacja osób LGBT+
Projekt Fundacji Życie i Rodzina Kai Godek w sposób całkowicie otwarty chce pozbawić osoby LGBT+ możliwości korzystania z szeregu konstytucyjnych wolności, w tym wolności zgromadzeń (art. 57 Konstytucji RP), wolności słowa (art. 54 Konstytucji RP) czy wolności twórczości artystycznej (art. 73 Konstytucji RP).
W przypadku praw i wolności człowieka oczywiście stosuje się pewne ograniczenia już dziś. Przykładowo, gdy jakaś grupa zgłosi jako pierwsza zamiar odbycia zgromadzenia w określonym miejscu, wówczas konieczność zapewnienia im bezpieczeństwa może uzasadniać zakazanie odbycia w tym samym miejscu kontrmanifestacji. Kluczowe jest to, aby ograniczenia nie naruszały istoty praw i wolności (art. 31 ust. 3 Konstytucji RP), w przeciwnym razie bowiem korzystanie z nich staje się iluzoryczne.
Do takiego stanu chcą właśnie doprowadzić autorzy projektu, zakazując możliwości jakiegokolwiek debatowania czy manifestowania w przestrzeni publicznej tematów ważnych dla osób LGBT+ w Polsce.
czytaj także
III. Wymyślanie na nowo koła represji
Projekt przewiduje wprowadzenie szeregu ograniczeń, które już teraz obowiązują. Wnioskodawcy proponują na przykład, aby w trakcie zgromadzenia zakazać możliwości „posiadania i wykorzystywania jakichkolwiek przedmiotów o erotycznym lub seksualnym charakterze, w szczególności przedmiotów imitujących narządy rozrodcze” (art. 1 lit. b projektu). Warto jednak pamiętać, że art. 141 Kodeksu wykroczeń już teraz zakazuje „umieszczania w miejscu publicznym nieprzyzwoitego ogłoszenia, napisu lub rysunku”.
Ponadto projekt przewiduje także zakazanie wykorzystywania w trakcie zgromadzenia „symboli religijnych oraz przedmiotów związanych z praktykowaniem obrzędów religijnych w sposób mogący obrazić uczucia religijne innych osób, w tym poprzez ich artystyczne przetworzenie” (art. 1 lit. b projektu). Już teraz jednak takich zachowań zakazuje art. 196 Kodeksu karnego, który penalizuje „obrażanie uczuć religijnych innych osób poprzez publiczne znieważanie przedmiotu czci religijnej lub miejsca przeznaczonego do publicznego wykonywania obrzędów religijnych”.
Z pewnym smutkiem trzeba zresztą przyznać, że w ostatnim czasie wielokrotnie mieliśmy okazję przekonać się (np. przy okazji głośniej sprawy „Tęczowej Matki Boskiej”), jak obowiązujące przepisy mogą być sprawnie wykorzystane jako skuteczne narzędzie represji. Polskie władze już teraz są świetnie wyposażone, aby utrudniać życie nielubianym przez siebie grupom społecznym.
Ani się z nią nie rodzisz, ani jej nie wybierasz. Co nauka mówi o orientacji seksualnej?
czytaj także
IV. Młot Godek uderzy nie tylko w osoby LGBT+
Projekt Fundacji Życie i Rodzina zawiera także wiele zwrotów, które są rażąco nieprecyzyjne, a przez to pozostawiają zbyt dużo przestrzeni na interpretację.
Przykład? W art. 1 lit. b projektu proponuje się wprowadzenie zakazu uczestnictwa w zgromadzeniu „w przebraniach o erotycznym lub seksualnym charakterze”. Co mieli przed oczami formułujący ten zakaz projektodawcy? Możliwe, że obraz drag queens na platformach w trakcie Parad Równości, co potwierdzają zamieszczone w uzasadnieniu projektu zdjęcia.
Sposób sformułowania tego zakazu jest jednak na tyle wieloznaczny, że z powodzeniem mógłby być wykorzystany na przykład przeciwko komuś, kto w trakcie pochodu zdejmie koszulkę, albo też członkini grupy rekonstrukcyjnej odtwarzającej życie Słowian, która w trakcie zgromadzenia będzie nosiła suknię, która zbytnio odsłaniać będzie jej ciało.
Przepisy, które w założeniu mają być wymierzone przeciwko osobom LGBT+, mogą więc odbić się rykoszetem i zaszkodzić również samym wnioskodawcom.
Strażnicy dobrych obyczajów trzymają mniejszości w więziennej celi
czytaj także
V. Uzasadnienie projektu ustawy, które trudno traktować poważnie
Do projektu ustawy dołączone jest kuriozalne uzasadnienie zbudowane wokół sugestii, bezpodstawnych zarzutów czy podejrzeń. Sugeruje się w nim m.in., że członkowie organizacji pozarządowych są „opłacani” za uczestniczenie w Marszach Równości. Wnioskodawcy przypisują także aktywistkom i aktywistom na rzecz praw osób LGBT+ powiązania z międzynarodowymi „wpływowymi” korporacjami, które rodzą podejrzenia o „chęć wywołania chaosu… sterowaną spoza granic”. Uzasadnienie odwołuje się także do danych, które pochodzą z mało wiarygodnych źródeł (np. z tabloidów).
Finalnie tworzy ono dość paradoksalny obraz rzeczywistości. Otóż wnioskodawcy starają się stworzyć wrażenie, że występują jako przedstawiciele dominującej większości społeczeństwa, „35 milionów katolików”, którzy sceptycznie podchodzą do postulatów ochrony praw osób LGBT+. Same osoby LGBT+ są zaś w tym obrazie przedstawiane jako nieistotna i marginalizowana przez społeczeństwo grupa.
A więc ta przygniatająca, konserwatywna i wierząca „większość” powinna czuć się bezpiecznie, prawda? Niekoniecznie. Wnioskodawcy uznają za niezbędne wyposażenie jej w dodatkowe środki ochrony – tak aby silniejszy był jeszcze silniejszy.
Po aresztowaniu Margot: Taką nienawiść już widzieliśmy w polskiej historii
czytaj także
Przesuwanie ram dyskusji o prawach osób LGBT+
Powody uzasadniające konieczność odrzucenia tego projektu można oczywiście mnożyć. Jest on jawnie homofobiczny, niedopracowany legislacyjnie, nieudolnie próbujący tak skroić sankcje i ograniczenia, aby dotknęły one wyłącznie osoby LGBT+. Im bardziej projektodawcy próbują jasno sformułować czy kazuistycznie wyliczyć zachowania albo tematy, które powinny być „zakazane”, tym bardziej nieprecyzyjne, a tym samym dziurawe i niebezpieczne staje się ich rozwiązanie.
Fakt, że projekt ten jest rażąco niedemokratyczny, nie jest jednak kluczową kwestią w dyskusji na jego temat. Proponowane rozwiązania są bowiem tak radykalne, że prawdopodobnie nawet kierownictwo Prawa i Sprawiedliwości nie pomyśli poważnie o ich uchwaleniu choćby w okrojonym zakresie. W razie wniesienia do Sejmu projekt ten najpewniej trafi do „dalszych prac”, gdzie będzie czekał na korzystny politycznie moment, aby na chwilę go wyciągnąć z zamrażarki i wywołać kolejną odsłonę trwającej wojny kulturowej.
Co więc jest w tym projekcie najgorsze? To, że w ogóle powstał. Nadaje on bowiem konkretny kształt mglistym dotychczas wizjom, które znajdowały się na antypodach debaty publicznej w Polsce. Taki projekt jeszcze jakiś czas temu był w ogóle nie do pomyślenia. Dziś staje się tematem dyskusji na coraz poważniejszych i liczniejszych forach. To, co dotychczas było ekstremalnym postulatem na peryferiach życia politycznego, dziś określa się mianem „projektu ustawy”, który stanie się prawdopodobnie tematem obrad w polskim parlamencie.
Również logika czekających nas debat będzie ten projekt legitymizować, a społeczeństwo oswajać z wizją tego, że jest to propozycja, o której w ogóle warto rozmawiać. Do telewizyjnych programów będą zapraszani zarówno ci, którzy są „za”, jak i „przeciw”. Prowadzić to będzie do dalszego normalizowania nienawiści i wykluczania grupy ludzi LGBT+ ze społeczeństwa – bo nic innego za tym projektem nie stoi. Obecność Kai Godek i jej projektów w mainstreamie to stopniowe przyzwyczajanie ludzi do tego, że wybraną, nielubianą grupę społeczną można stygmatyzować i oczerniać, a następnie pozbawiać praw.
Kojarzycie koncepcję Okna Overtona? Tłumaczy ona mechanizm i skutki wprowadzania do głównego nurtu debaty publicznej idei dotychczas nieakceptowanych społecznie, bo uznawanych za radykalne czy niebezpieczne. Jeśli Fundacja Życie i Rodzina Kai Godek ma jakieś zasługi, to są to zasługi w przesuwaniu polskiej framugi tego okna w stronę skrajnie prawej ściany.
W tym kontekście to, czy Sejm ustawę Godek przyjmie, czy nie, nie jest wcale takie ważne. Liczy się sam fakt, że jest ona dyskutowana. Jeśli to potrwa jeszcze jakiś czas, może się okazać, że wojna kulturowa i represje wymierzone w osoby LGBT+ zaczną niedługo wydawać się ludziom naturalne, zrozumiałe i sprawiedliwe.
***
Paweł Knut jest adwokatem, członkiem zespołu Kampanii Przeciw Homofobii.