Twój koszyk jest obecnie pusty!
Komuno, wróć!
Udział opozycjonistów w obaleniu realnego socjalizmu był znikomy. Ja, idąc do „socjalistycznego” więzienia, domagałem się więcej socjalizmu, a nie mniej.
Ilekroć opisuję jakieś potworności związane z kapitalizmem, odpowiadają mi komentatorzy, którzy czynią mi zarzut z obalenia komuny. Ale przecież to nie my, ówcześni opozycjoniści, obaliliśmy Polskę Ludową. Ona się po prostu zawaliła. A ludowa była tylko z nazwy. Bo kiedy lud się buntował, to do niego strzelano. Kiedy górnicy w Asturii czy Wielkiej Brytanii strajkowali, ta rzekomo „ludowa” Polska usłużnie odgrywała rolę łamistrajka i wysyłała węgiel.
Strajkujący robotnicy dążyli do zmian, ale nie takich, jakie zafundował im Balcerowicz. Dążyli do zwiększenia wpływu na zarządzanie zakładami, a nie do ich likwidacji. Do głowy im nie przyszło, że wystrajkują masowe bezrobocie i likwidację całych gałęzi przemysłu. Komuna gwarantowała pełną miskę w zamian za posłuszeństwo. Lud zbuntował się wtedy, kiedy władza nie mogła już wywiązać się z tego niepisanego kontraktu.
Gierek, pożyczając na Zachodzie, budował i modernizował Polskę i jej gospodarkę. Kredyty miały być spłacane eksportem. Jednak kryzys na Zachodzie uniemożliwił spłatę zadłużenia naszą własną produkcją. Pożyczki pozwoliły przynajmniej częściowo nadgonić zacofanie technologiczne. Tyle że na nasze produkty nie było już popytu, bo ci, którzy nam pożyczyli, sami pogrążyli się w kryzysie.
Jednym z ważnych powodów niewydolności gospodarki centralnie planowanej był brak wydolnych komputerów. Pamiętam, że aby zainstalować na wydziale pedagogiki komputer ODRA II, planowano wyburzenie schodów, tak wielka to była maszyna. Tymczasem, gdyby wtedy istniały już komputery zdolne obsługiwać macierze Leontiewa, pozwalające obsługiwać tablice przepływów międzygałęziowych, nie brakowałoby takich prozaicznych rzeczy jak papier toaletowy czy sznurek do snopowiązałek.
Centralne planowanie stosują dziś wszystkie prosperujące koncerny i niektóre państwa jak Chiny, Japonia czy Niemcy. Mają jednak do tego adekwatną technologię.
Kolejnym czynnikiem, który przyczynił się walnie do upadku realnego socjalizmu, był celowo nakręcany przez USA wyścig zbrojeń. W tej pokerowej rozgrywce zostaliśmy zwyczajnie przelicytowani. Nasze gospodarki nie wytrzymały tego wyścigu.
Udział nas, opozycjonistów, w obaleniu realnego socjalizmu był znikomy czy wręcz symboliczny. Ja, idąc do „socjalistycznego” więzienia, domagałem się więcej socjalizmu, a nie mniej. Tylko że socjalizm, o który walczyłem, oparty był na demokracji, a nie dyktaturze. W realnie istniejącym socjalizmie ludzie pracy nie mieli nic do gadania i mylnie, jak się okazało, sądzili, że kapitalizm pozwoli im na ten wpływ. Stało się odwrotnie.
Pierwsze, co Balcerowicz zlikwidował, to rady pracownicze. A trzeba pamiętać, że strajkujące załogi tak w 1956, jak i w 1980 roku żądały samorządu pracowniczego, wpływu na swoje warsztaty pracy. I gdyby nie antypracowniczy kurs nowej władzy, gdyby nie pozorne wybory, które pozwoliły wprowadzić do Sejmu PZPR-owską większość, Sejm złożony z ludzi pracy nie zaakceptowałby planu Balcerowicza, który polegał między innymi na karaniu dobrze prosperujących zakładów tzw. popiwkiem, czyli pięćsetprocentowym podatkiem za „ponadnormatywny wzrost wynagrodzeń”.
Warto zauważyć, że największymi entuzjastami kapitalizmu byli aparatczycy z PZPR. Mieli dosyć jeżdżenia ładą na Krym, Chcieli jeździć mercedesami na Lazurowe Wybrzeże. Duża ich część w ramach uwłaszczenia nomenklatury stała się milionerami.
To w czasach rządów SLD prywatyzowano najwięcej. To wtedy wprowadzono ustawę o najmie lokali, która pozwalała eksmitować na bruk dzieci, osoby z niepełnosprawnością, ciężarne i bezrobotne.
To prawda, że za komuny było łatwiej o mieszkanie. Czynsze były regulowane, służba zdrowia bardziej dostępna, nie było bezdomności ani bezrobocia. Wielu ludzi tęskni za czasami, kiedy ich najważniejsze wydatki pokrywało państwo, a pensja stanowiła coś w rodzaju kieszonkowego. Jednak już opowieści o tym, że zarabialiśmy po 50 dolarów miesięcznie, wynikały ze sztucznie wysokiego, zawyżonego kursu walut. Gdyby dać komuś 50 dolarów i kazać za to żyć na Zachodzie, okazałoby się, że się nie da. Bo wartość dóbr i usług, które pokrywało nam państwo, była niebotycznie wyższa niż owo symboliczne 50 dolarów.
W Polsce było wtedy szaro i średnio, ale znośnie. Nie było wielkich różnic majątkowych, więc i związanego z nierównością upokorzenia. Ludzie jeździli regularnie na wczasy i mieli kupę czasu wolnego.
Realny socjalizm dawał ludziom poczucie bezpieczeństwa. Nie trzeba było brać udziału w wyścigu szczurów, żeby przetrwać.
Dziś, kiedy dochód narodowy się potroił, powinniśmy być wszyscy zadowoleni. Jednak zwiększyło się niepomiernie rozwarstwienie. Ci na dole niewiele mają z tego wzrostu. Większość pozostaje w tyle za elitą władzy i pieniądza. A ludzie coraz częściej zapominają o kolejkach po mięso, za to pamiętają wczasy pracownicze, na które stać było każdego.
Wtedy, gdy nie było demokracji, na rynku brakowało towarów. Dziś towary są, ale za nędzne grosze, które większość z nas zarabia, niewiele można kupić. Demokracji nadal nie ma.






























Komentarze
Krytyka potrzebuje Twojego głosu. Dołącz do dyskusji. Komentarze mogą być moderowane.