Kraj

Prezes i faszyzm

Słowa o „tęczowej” i „czerwonej zarazie”, podobnie jak ogłaszanie kolejnych miast „wolnymi od LGBT” to początek brunatnej ofensywy. Ksenofobia, rasizm i otwarty faszyzm podały sobie ręce z darwinizmem społecznym, ideologią pogardy wobec ludzi niezamożnych − pisze Piotr Ikonowicz

PiS, które okazało się w kwestiach podziału dochodu narodowego, podatków i polityki społecznej najbardziej postępowym ugrupowaniem na polskiej scenie politycznej, jest jednocześnie ugrupowaniem najbardziej konserwatywnym. Narodowo-katolicka ortodoksja prowadzi do zwalczania wszystkiego, co nie mieści się w schemacie Polak-katolik heteroseksualny.

Ta monolityczna wizja państwa i społeczeństwa zderzyła się z rozkwitającymi w wielkich aglomeracjach ruchami emancypacyjnymi, zwłaszcza ruchem kobiecym i ruchem środowisk „nieheteronormatywnych”. Kontrkulturowa, często trudna do zaakceptowania dla przeciętnego obywatela ekspresja tych środowisk daje pretekst do postaw agresywnych. Wygląda na to, że duża część obywateli czuje, że środowiska te i ich „wybryki” zagrażają tożsamości seksualnej ogółu, a przede wszystkim dzieci i młodzieży.

Kogo by tu jeszcze znienawidzić?

Dla prawicy, a zwłaszcza dla skrajnej prawicy, jest to świetna wiadomość. Środowiska te żywią się zazwyczaj nienawiścią do mniejszości narodowych, jednak Polska jest krajem etnicznie jednolitym. Żydów wymordowali Niemcy, a pozostałych wygonili PZPR-owscy antysemici w 1968 roku, więc to źródło wyschło. Przez jakiś czas pożywką dla nienawistników i szowinistów byli imigranci z krajów islamskich. Skoro jednak oni do Polski nie przyjechali, ta krynica hejtu też przestała istnieć.

Kto chce nienawidzić, znajdzie jednak w końcu jakiś obiekt dla swych negatywnych uczuć. Tym obiektem stały się osoby homoseksualne. Pogrom gejów i lesbijek w Białymstoku wpisuje się w to, co jeszcze w PRL robiła ówczesna bezpieka, że wspomnę tylko operację „Hiacynt”.

W walce politycznej budowanie wizji, w której naszej wspólnocie coś zagraża, ma długą tradycję i zwykle bywa skuteczne. U szczytu histerii wokół domniemanego zagrożenia rosyjską agresją PO wygrało wybory dzięki billboardom z Donaldem Tuskiem, podpisanym „Silna Polska w bezpiecznej Europie”.

Dziś Prawo i Sprawiedliwość pragnie społeczeństwu wmówić, że to właśnie środowiska LGBT są dla niego zagrożeniem, a rządy PiS-u, i tylko one, mogą ochronić narodowokatolicką wspólnotę. PiS wprawdzie nie bije gejów i lesbijek, ale też takich aktów specjalnie nie potępia. Słowa arcybiskupa o czerwonej i różowej zarazie to trąbka do boju dla patriotycznych nienawistników.

„Tęczowa zaraza”. Uniwersytet Adama Mickiewicza reaguje na homofobiczny hejt Jędraszewskiego

Przekaz dociera też niestety do ludzi, którzy boją się wielkomiejskich nowinek, związanych z prawem osób jednej płci do zawierania związków podobnych do małżeństw czy „nie daj Boże” adoptowania dzieci przez takie pary.

To działa. Partia, po 4 latach rządzenia i mimo niesamowitej fali krytyki ze strony środowisk opiniotwórczych, tak w kraju, jak i za granicą − wygrała w cuglach kolejne wybory, zdobywając 2 miliony głosów więcej niż w poprzednich.

Polityka historyczna na „czerwoną zarazę”

Z analiz Kaczyńskiego wynika, że liberałom będzie bardzo trudno odzyskać władzę i wiarygodność. Patronat Leszka Balcerowicza, który uparcie twierdzi, że dla dobra gospodarki Polacy powinni więcej pracować i mniej zarabiać, w tym nie pomaga.

Co z tym Białymstokiem?

czytaj także

Co z tym Białymstokiem?

Małgorzata Kowalska

Zagrożeniem dla PiS jest − mimo długiej nieobecności − lewica. Taka lewica, która odrzuca neoliberalne dogmaty.

Dlatego, a może na wszelki wypadek, prezes wymyślił politykę historyczną. Jej celem jest takie przebiegunowanie ideologiczne, aby nie tylko zrównać komunizm z faszyzmem, ale wręcz udowodnić, że komunizm jest gorszy, bo spowodował więcej ofiar śmiertelnych. Przy czym komunizm, określany jako „czerwona zaraza”, nie jest odróżniany od stalinizmu, a samo pojęcie „stalinizm” jest w debacie publicznej praktycznie nieobecne. Komunizm zaś to właściwie to samo co socjalizm, lewica, cała ta „czerwona zaraza”.

O tym, że na ludzi pracy ta historyczna szczepionka działa, miałem się okazję sam przekonać. Kiedy pomogłem załodze zakładu obsługującego kombinat chemiczny w Puławach zbuntować się i wywalczyć swe prawa, kolaborujący z nowym zarządem spółki związkowiec nazwał mnie „ruskim szpiegiem”.

I mimo że batalia została w końcu wygrana, to jednak epitet sprawił, że ludzie, którym pomogłem, się ode mnie odwrócili.

Kto to jest „ruski szpieg”? Skąd takie absurdalne oskarżenie? Ano jestem lewicowy, a Rosja to wciąż w podświadomości prostych ludzi, systematycznie utwierdzanych w tym błędzie, „ojczyzna komunizmu”, czyli „czerwonej zarazy”.

Wielokrotnie powtarzane kłamstwa

Lewicę, nie bez winy osób, które tym pojęciem szermują, wtłacza się do jednego worka z liberałami, środowiskiem LGBT. A przy okazji obciąża zbrodniami Stalina. Jesteśmy wszystkim, tylko nie obrońcami ludu czy organizatorami ruchu pracowniczego. W ramach tworzonej przez Jarosława Kaczyńskiego wizji „jedności moralno-politycznej narodu” nie ma miejsca na konflikty interesów między Polakami. Polacy to jedna partia, partia Kaczyńskiego. Reszta to w taki czy inny sposób wrogowie Polski.

Jednym z podstawowych narzędzi w tym formatowaniu umysłów jest wielokrotnie powtarzane kłamstwo. I równie uporczywe przemilczenia.

„Zabić, powiesić, poćwiartować” – prawica wobec pierwszych rządów niepodległej Polski

Było to szczególnie widoczne w setną rocznicę odzyskania niepodległości. Z przebiegu obchodów wynikało, że tylko prawica walczyła o Niepodległą, a udział socjalistów z PPS po prostu przemilczano. Podczas obchodów rocznicy bitwy warszawskiej raptem się okazało, że nie było polskiej wyprawy na Kijów w ramach interwencji państw zachodnich przeciw rewolucji bolszewickiej, że atak Budionnego nie był kontrofensywą, tylko niczym nieuzasadnioną napaścią.

Zbrodniarzem był więc nie tylko Stalin, ale i Marks, bo każda myśl o wyeliminowaniu kapitalistycznego wyzysku to już część projektu budowy totalitarnego systemu masowej zagłady.

Widmo brunatnej Polski

Kiedy ludzie, którzy tak chętnie zapominają o piecach krematoryjnych i komorach gazowych, twierdzą, że Hitler to pikuś przy Stalinie, i kiedy ci sami ludzie okazują się antysemitami, islamofobami, rasistami, homofobami, to widmo brunatnej Polski jawi się jako cena za okres względnej prosperity i transferów socjalnych.

Przyjeżdża uchodźca do Polski i jednak da się

Słowa o „tęczowej” i „czerwonej zarazie”, podobnie jak ogłaszanie kolejnych miast „wolnymi od LGBT” to początek brunatnej ofensywy, która otwiera drogę prawdziwym szowinistom z ONR, Młodzieży Wszechpolskiej, Ruchu Narodowego.

Przyjdzie bowiem kiedyś gorsza koniunktura. A w ludziach rozbudzono już − i słusznie − większe aspiracje bytowe i płacowe. Fala słusznego gniewu może wylać się na ulice, a wtedy proste hasła oparte na niewiedzy i nienawiści oraz strachu i upokorzeniu mogą wynieść do władzy tych, których dziś uważamy za margines. Drogę do władzy ściele im antylewicowa i antydemokratyczna ideologia PiS.

Mamy do czynienia z niesłychanym zjawiskiem: otóż ksenofobia, rasizm i otwarty faszyzm podały sobie ręce z darwinizmem społecznym, ideologią pogardy wobec ludzi niezamożnych. Tak powstała Konfederacja. Tak więc faszyści są już w Sejmie, a Kaczyński, który faszystą nie jest − ściele im drogę do władzy. I tylko lewica społeczna może ich zatrzymać. No pasaran!

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Piotr Ikonowicz
Piotr Ikonowicz
Działacz społeczny, polityk
Działacz społeczny, polityk, dziennikarz, poseł na Sejm II i III kadencji. Przewodniczący Ruchu Sprawiedliwości Społecznej.
Zamknij