Kraj

Ściągawka z praw reprodukcyjnych dla kandydata Szymona Hołowni

Fot. facebook.com/profil oficjalny kandydata

Szymon Hołownia nie ma opinii na temat antykoncepcji awaryjnej. Małgorzata Kidawa-Błońska i Władysław Kosiniak-Kamysz powtarzają, że trzeba się trzymać „kompromisu”. Tymczasem „kompromis aborcyjny” to ściema, a uchwalona w 1993 roku Ustawa o planowaniu rodziny nie działa. Naruszane są prawa do aborcji, prawa do własnych zarodków i dostępu do opieki ginekologicznej.

Kandydat na urząd prezydenta Szymon Hołownia, zapytany przez dziennikarzy Onetu Witolda Jurasza i Janusza Schwertnera o to, co myśli o liberalizacji przepisów dotyczących dostępu do aborcji, odpowiedział, że zawetuje, bo jest zwolennikiem obecnej ustawy. A z osobą, która potrzebuje pigułki „dzień po”, która to pigułka znów jest wydawana tylko na receptę – porozmawiałby. Najlepiej w czasie pierwszych 72 godzin (czas na przyjęcie tabletki) po niefortunnym zdarzeniu. Do Szymona Hołowni już zgłaszają się kolejne osoby, które chciałyby z nim porozmawiać o swoich problemach z dostępem do antykoncepcji i innych problemach wynikających z nieprzestrzegania nawet tej fatalnej, „kompromisowej” ustawy.

Napisz #listdoSzymona! Zainspirowana Fajny ten Sejm, taki nie za reprezentatywny napisałam do kandydata, który chciałby…

Opublikowany przez Kaję Puto Wtorek, 25 lutego 2020

 

Zwolennikami zachowania obecnej ustawy, czyli tej z 1993 roku, są również kandydatka Małgorzata Kidawa Błońska i kandydat Władysław Kosiniak-Kamysz. Problem polega na tym, że ona nie działa. Nie jest respektowana. I to powinni wiedzieć kandydaci na urząd prezydencki.

W grudniu Federacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny, Fundacja Rodzić po Ludzku, Stowarzyszenie Nasz Bocian, Grupa Ponton oraz niezależne badaczki studiów o niepełnosprawności opublikowały raport pokazujący stan respektowania praw reprodukcyjnych i myślę. że to dobry moment, żeby kandydatom o nim przypomnieć. Żeby przed następnymi publicznymi wypowiedziami zdążyli go przeczytać i wyciągnąć z niego wnioski.

O czym mówi raport?

Raport pokazujący nierespektowanie praw reprodukcyjnych opowiada o tym, że od 30 lat państwo polskie pozbawia ponad połowę społeczeństwa autonomii w decydowaniu o swoim życiu i zdrowiu, czyli narusza prawa człowieka poprzez:

− represyjną ustawę o zakazywaniu przerywania ciąży,
− pozbawienie młodzieży prawa do samodzielnych wizyt lekarskich,
− nieetyczne traktowanie kobiet na oddziałach położniczych,
− trudno dostępną publiczną opiekę ginekologiczną,
− brak wpływu na własny materiał genetyczny.

Naruszenie praw związane jest z instytucjonalną przemocą wobec osób, które powinny być objęte szczególną opieką i troską. Przemoc ta dotyka przede wszystkim osoby bez obywatelstwa, migrantki, osoby niezamożne, z mniejszych miejscowości i wykluczone komunikacyjnie.

Naruszanie praw reprodukcyjnych jest związane z przemocą, upokorzeniem, odebraniem możliwości decydowania o sobie i koniecznością sprostania niechcianym konsekwencjom nie swojej decyzji.

Niewykonywanie ustawy

Rada Ministrów, która ma obowiązek co roku przedstawiać sprawozdanie z wykonywania ustawy, za każdym razem z jakichś powodów się spóźnia, a przedstawiane sprawozdania są powierzchowne i brakuje w nich kluczowych danych i statystyk. Nie dowiemy się z nich, jaka jest rzeczywista liczba przeprowadzanych w Polsce aborcji, ile razy odmówiono badań prenatalnych, ile było odmów terminacji ciąży, ile z kobiet, które zgłosiły się do prokuratury po zaświadczenie pozwalające na terminację ciąży z czynu zabronionego, takie zaświadczenie otrzymało. Brak również statystyk dotyczących odmów wydania recept na antykoncepcję czy odmów przeprowadzenia zabiegu terminacji ciąży motywowanych klauzulą sumienia.

Federa sprawdziła, co programy wyborcze mówią o prawach kobiet

czytaj także

Federa sprawdziła, co programy wyborcze mówią o prawach kobiet

Federacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny

Sprawozdania nie są rozpatrywane przez sejmowe komisje i Sejm, w związku z czym posłanki i posłowie nie mają szans wpłynąć na sprawę, a rekomendacje organizacji pozarządowych od lat nie są przez administrację uwzględniane.

Nowoczesna antykoncepcja tylko dla zamożnych

Ustawia, nazywana kompromisową, nakazuje zapewnić swobodny dostęp do antykoncepcji. Niestety, do nowoczesnej antykoncepcji dostęp miało w 2018 r. tylko 31,5 proc. populacji.

Główną przyczyną tego stanu rzeczy jest konieczność uzyskania recepty na antykoncepcję hormonalną i awaryjną. Recepty takie można uzyskać w poradniach ginekologicznych, których jednak brakuje. W gminach miejskich na jedną poradnię przypada 4 tysiące kobiet, w gminach wiejskich aż 10 tysięcy. Do ginekologów, którzy przyjmują w ramach NFZ, są długie kolejki, z kolei wizyty w gabinetach prywatnych są drogie.

Refundacją objęte są tylko dwa preparaty, z których jeden − Diane-35 − w ogóle nie jest zarejestrowany jako produkt antykoncepcyjny i jego dłuższe stosowanie zwiększa ryzyko choroby zakrzepowo-zatorowej. Plastry antykoncepcyjne, tabletki, wkładki, minipigułki − to wszystko jest dostępne na rynku, ale nierefundowane. Żeby je zdobyć, trzeba jeszcze zmierzyć się z sumieniem ginekologów wypisujących receptę i farmaceutów.

„Pigułki wypisuje mi weterynarz”, czyli antykoncepcja jest tylko dla bogatych

Co bardzo ciekawe, NFZ refunduje założenie i usunięcie wewnątrzmacicznej wkładki antykoncepcyjnej. Niestety, większość poradni nie informuje o tym pacjentek albo wręcz pobiera od nich opłatę za zabieg, tak jak w gabinetach prywatnych. Podwiązanie jajowodów pozostaje świadczeniem niemal niedostępnym, choć gwarantowanym.

Szczególnie trudna jest sytuacja osób powyżej 15. roku życia, które mogą już legalnie współżyć, ale nie mogą samodzielnie skorzystać z opieki ginekologicznej.

Badania prenatalne

Problem jest również z dostępnością badań prenatalnych. Raport NIK z 2016 r. stwierdził, że dostęp do bezpłatnych, nieinwazyjnych badań powinny mieć wszystkie kobiety w Polsce, bo ryzyko wystąpienia u płodu wad chromosomowych jest niezależne od wieku. Wciąż jednak programem badań obejmuje się tylko kobiety powyżej 35. roku życia. Liczba badań prenatalnych przeprowadzana prywatnie jest dwa razy wyższa niż w ramach programu badań prenatalnych, co wskazuje, po pierwsze, na zapotrzebowanie, a po drugie na − znowu − gorszą sytuację osób mniej zamożnych.

Możliwość korzystania z programu badań prenatalnych jest też ograniczana przez kadrę medyczną, która nie informuje o niej pacjentek, nie kieruje na badania mimo stwierdzenia przesłanki, która do badania kwalifikuje, odmawia kierowania na badania, tłumacząc to klauzulą sumienia. Dostęp do badań jest też ograniczony przez nierównomierną lokalizację placówek wykonujących takie badania.

Zdarza się też, że wyniki badań prenatalnych są bagatelizowane albo lekceważone, nawet kiedy kwalifikują do terminacji ciąży.

W 2018 roku wykonano 1076 zabiegów przerwania ciąży

Pani Iwona z Rybnika, która wystąpiła w czasie konferencji zorganizowanej wokół raportu, opowiedziała o próbach uniemożliwienia wykonania u niej legalnej terminacji ciąży. Spotkała się z lekceważeniem diagnozy, brakiem informacji o placówce, w której mogłaby wykonać aborcję, przeciąganiem terminów. Lekarze lekceważyli również jej sytuację rodzinną i osobistą, koszty, które zmuszona jest ponosić.

To nie jest odosobniony przypadek. Większość placówek zakontraktowanych przez NFZ odmawia wykonania świadczenia terminacji ciąży, które jest przecież świadczeniem gwarantowanym. Są całe regiony, gdzie zabiegów przerwania ciąży nie wykonuje się niemal wcale (woj. lubelskie, podlaskie, warmińsko-mazurskie) albo wcale (małopolskie).

Dlaczego? Często odmowa wykonania świadczenia jest po prostu bezprawna. Brakuje publicznej informacji o placówkach, które mogą świadczenie wykonać, pacjentek często nie informuje się o uprawnieniu do przerwania ciąży, nawet mimo jednoznacznej diagnozy prenatalnej.

Odmowa dostępu do legalnej aborcji może być torturą − ocenił Komitet ONZ

Według obowiązującej ustawy do przerwania ciąży wystarczy zaświadczenie od lekarza albo prokuratora o wystąpieniu ustawowej przesłanki do zabiegu i przeprowadzenie zabiegu przez lekarza innego niż ten, który wystawił zaświadczenie. Mimo to placówki stawiają kolejne − bezprawne – wymagania, zlecając nieistotne w świetle diagnozy badania, wydłużają czas oczekiwania na wyniki, wymagają trudnych do zdobycia dokumentów, zgody komisji bioetycznej albo konsylium lekarskiego, pisemnej odmowy ze szpitala z innego województwa czy konsultacji psychologicznej, wreszcie zasłaniają się klauzulą sumienia.

Odmowy najczęściej przedstawiane są ustnie, nie ma po nich śladu w dokumentacji medycznej. Żeby zaś skutecznie przeprowadzić w sądzie postępowanie w sprawie naruszenia ustawy − potrzebne jest uzasadnienie pisemne.

Z wykonanych w 2018 roku 1076 zabiegów przerwania ciąży 25 wykonano z powodu zagrożenia życia i zdrowia kobiety, 1 z powodu czynu zabronionego, co wskazuje na to, że prokuratorzy muszą zawyżać wymogi. Pozostałe terminacje są wynikiem ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu. Podobna statystyka utrzymuje się w ostatnich latach.

Brzydkie słowo na „g”

Lekarze odmawiają wykonywania zabiegów aborcji zgodnie z ustawą nie tylko z powodu klauzuli sumienia, ale też z powodu penalizacji aborcji. Boją się odpowiedzialności karnej, i ta obawa jest realna: spraw, które wpłynęły do prokuratury z art. 152 k.k., było w 2017 roku 289, a ściganiem objęto 190.

Rodzić po ludzku

Z badań przeprowadzonych przez Fundację Rodzić po Ludzku wynika, że ostatnie lata przyniosły wiele korzystnych zmian. Bliska osoba może uczestniczyć w porodzie bez dopłat, więcej jest sal do porodów rodzinnych, kobiety częściej mogą być podczas porodu aktywne, częściej mogą też jeść i pić, przygotować swój plan porodu. Mimo tej poprawy wciąż podczas większości (54,3 proc.) porodów dochodzi do nadużyć i zachowań niezgodnych z przepisami, a w niemal 17 proc. do przemocy wobec rodzącej. Kobiety doświadczają: wyśmiewania, szantażowania, gróźb, obrażania, przemocy fizycznej, bolesnych zabiegów wykonywanych bez zgody, przywiązywania do łóżka porodowego. Takie doświadczenia często pozostawiają traumę.

Jak chronić kobiety i noworodki podczas porodu

czytaj także

Jak chronić kobiety i noworodki podczas porodu

Katherine Semrau, Atul Gawande

Nie w każdym szpitalu można też dostać znieczulenie zewnątrzoponowe.

Do kogo należą zamrożone zarodki

WHO uznała niepłodność za chorobę. Niepłodność dotyka około 20 proc. społeczeństwa. Fundacja Nasz Bocian, która przygotowała tę część raportu, przypomina, że Parlament Europejski już w 2008 roku uznał, że wszystkie pary mają prawo do leczenia niepłodności.

A w Polsce 25 czerwca 2015 roku weszła w życie ustawa o leczeniu niepłodności, która ogranicza dostęp do leczenia singielkom i parom jednopłciowym. Zrezygnowano też z kontynuowania Narodowego programu leczenia niepłodności metodą zapłodnienia pozaustrojowego na rzecz Programu kompleksowej ochrony zdrowia prokreacyjnego w Polsce w latach 2016–2020.

In vitro – spór o pieniądze i władzę

Zmieniło się również prawo do własnych zamrożonych zarodków powstałych w wyniku in vitro. Wedle prawa wprowadzonego w Polsce w 2015 roku po upływie 20 lat od zamrożenia zarodki mają być przymusowo przekazywane do adopcji, co oznacza, że urodzone dzieci mogą nie znać swojej genetycznej historii.

„Dziecko to dar”

Do Szymona Hołowni piszą kolejne kobiety opowiadające o nieprzestrzeganiu w Polsce ich prawa do antykoncepcji. Do kandydata na prezydenta wiadomość wysłała także Anna Maria Żukowska z Lewicy, linkując opowieść dziewczyny o upokorzeniu, jakie spotkało ją w gabinecie ginekologicznym, kiedy lekarz orzekł, że tabletka jest jej niepotrzebna. Tak po prostu. Stwierdził, że ma prawo decydować o czyichś planach, życiu, zdrowiu – bo może.

W komentarzach pod tą historią znajdziemy mnóstwo dobrych rad: że trzeba myśleć oraz myśleć głową, nie wskakiwać do łóżka i się nie puszczać, a potem za własne puszczalstwo nie obwiniać kraju i rządu. Oraz przestrogi, że „żadna antykoncepcja nie jest stuprocentowa, jak nie chce się mieć dzieci, a tylko ma się w głowie bzykanie czego popadnie, to może facet niech podwiąże”, a w ogóle „dziecko to dar”.

Czekam na tę chwilę, kiedy przestaniemy o prokreacji mówić językiem, w którym pogarda miesza się z sacrum, a zaczniemy rozmawiać o odpowiedzialności. 72 godziny to mało czasu, jeśli trzeba znaleźć gabinet ginekologiczny i lekarza, którego sumienie nie szwankuje, aptekę, być może pożyczyć pieniądze. A jeszcze akurat w tym samym czasie kandydat na prezydenta Szymon Hołownia chce prowadzić z nami rozmowy na temat naszego własnego życia, możliwości i odpowiedzialności.

Polacy znają wiele sposobów na niepłacenie alimentów

**
Cały raport można przeczytać na stronie Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Katarzyna Przyborska
Katarzyna Przyborska
Dziennikarka KrytykaPolityczna.pl
Dziennikarka KrytykaPolityczna.pl, antropolożka kultury, absolwentka The Graduate School for Social Research IFiS PAN; mama. Była redaktorką w Ośrodku KARTA i w „Newsweeku Historia”. Współredaktorka książki „Salon. Niezależni w »świetlicy« Anny Erdman i Tadeusza Walendowskiego 1976-79”. Autorka książki „Żaba”, wydanej przez Krytykę Polityczną.
Zamknij