Twój koszyk jest obecnie pusty!
Pol(i)exit – zrozumiały błąd partii Razem?
Matysiak stała się infrastrukturalną twarzą Razem i wypracowała sobie medialną pozycję, zwłaszcza w Kanale Zero, który dzierży rząd dusz apolitycznych normików. Posiadanie kogoś takiego jest politycznym złotem, które Razem zamieniło w tombak.
Wygląda na to, że inna polityka jednak nie jest możliwa, o czym partia Razem przekonuje się właściwie od początku swojego funkcjonowania. Od utopii kolektywnego zarządzania, przez partyjne finanse, po partyjnego Slacka, który generował więcej problemów, niż rozwiązywał, chowanie lidera Zandberga na rzecz kolektywu czy wreszcie unikanie partyjnej dintojry. Wszystkie te punkty Razem odhaczyło i pragmatyka życia politycznego w Polsce zmusiła ich do upodabniania się do typowych partii.
Z jednej strony idealistycznie szkoda, że tak się to potoczyło. Z drugiej – sympatycy mogą mieć nadzieję na większą profesjonalizację machiny partyjnej, która w wyborach prezydenckich grała na swego lidera i zakończyło się to mimo wszystko wygraną z kandydatką Nowej Lewicy, też zresztą uciekinierką z Razem.
Pytanie jednak, czy owa profesjonalizacja nie zaszła za daleko i wyrzucenie z partii Pauliny Matysiak nie jest po prostu partyjnym błędem. Dla wielu wyborców, również wyborców Razem, frakcyjność jest czymś negatywnym – tymczasem śmiem twierdzić, iż jest odwrotnie. W historii lewicy zawsze przecież były frakcje. Dość rzec, iż ulubiony poseł PPS Adriana Zandberga, czyli Zygmunt Zaremba, był przez całe lata w ostrej opozycji wobec centrowego Daszyńskiego czy wręcz prawicowego Moraczewskiego.
Zresztą także obecne partie mają przecież swoje frakcje. PiS ma i lewicowych związkowców, i byłego prezesa banku. KO ma całe lapidarium rozmaitych partyjnych mastodontów – od Napieralskiego po zastępy byłych pisowców, z Radosławem Sikorskim na czele. Nawet Konfederacja dzieli się na narodowców i korwinistów. Frakcyjność jest więc immanentną cechą partii politycznych, tymczasem partia Razem i jej wyborcy zaczynają dbać o wewnętrzną ideologiczną czystość niczym partyjny Sanepid.
Razem traci wyborców PiS i Konfederacji
Frakcyjność nie jest rzecz jasna dobrem samym w sobie i często może być nawet kłopotem. Problem w tym, że frakcja Matysiak dawała partii pewne pole manewru. Wbrew libkowemu rżeniu („haha, tylko kilka procent”), partia Razem ma szansę na rządzenie w Polsce. Dość rzec, że mające dziś mniejsze od Razem poparcie PSL czy Polska 2050 mają swoich ministrów. A taki Ziobro potrafił latami sprzeciwiać się Kaczyńskiemu, chociażby w sprawie KPO, co nota bene dało Tuskowi władzę.
Tyle że aby grać rolę języczka u wagi, trzeba przynajmniej sprawiać wrażenie, że można iść do przeciwnika. Kosiniak dostał tyle od Tuska, w tym obsadę spółek Skarbu Państwa, bo istniała realna groźba, że PSL, jak zawsze dla stołków, wejdzie w koalicję z PiS-em. Po stronie Nowej Lewicy takiej groźby nie ma, więc partia Czarzastego dostaje ochłapy, jak projekt ustawy o związkach niepartnerskich. Frakcja Matysiak i komiczne przerażenie libkowego świata, że posłanka jest już w PiS-ie, mocno by kartę przetargową partii Razem podbiło. Nie chcecie dać Polakom podwyżki na ochronę zdrowia albo naukę? Dobrze, w takim razie Paulina zwróci się o to do Kaczyńskiego.
Cóż, teraz już możliwość tego blefu znika.
Znika też być może szansa podbierania wyborców Konfederacji. Tak, Konfederacji, a konkretnie Mentzenowi. Dla wielu było szokiem, że Zandberg w wyborach prezydenckich przejął nieco elektoratu Mentzena. Śmiem twierdzić, iż to był właśnie ten sam elektorat, dla którego działania Pauliny Matysiak dawały gwarancję, iż prezydent z Razem potrafiłby zrealizować niektóre, także prawicowe, postulaty. Młodych mężczyzn głosujących na Mentzena, których przyciągał Zandberg, bardziej mogą jarać tematy infrastrukturalne, niż, dajmy na to, sprawa nakładów na naukę.
Tymczasem posłanka Matysiak stała się infrastrukturalną twarzą Razem. I, co ważniejsze, sama wypracowała sobie medialną pozycję, zwłaszcza w Kanale Zero, który dzierży rząd dusz apolitycznych normików. Dodatkowo wypracowała ją w bardzo nośnym temacie infrastrukturalnym, jakim jest CPK. Budowa tego lotniska z torami nie jest bowiem tylko projektem budowlanym, ale przede wszystkim największym godnościowym projektem wiecznie aspirujących Polaków. Lotnisko ma być jak największe, żeby Polska pokazała światu. Posiadanie kogoś w tak nośnym politycznie temacie jest więc politycznym złotem. Tymczasem Razem zamieniło je w tombak.
Matysiakowanie partii Razem
To oczywiście nie znaczy, że powodów do wyrzucenia nie było. W końcu partia z tak małym poparciem, do tego konkurująca z fajnolewicą Śmiszków i Biejatówek, musi liczyć się ze swoimi wyborcami. A ci, jak widać, Matysiak nie chcą. Jej obecności w partii broni raczej alt-left, który z innych względów na Razem i tak nie zagłosuje. Dodatkowo jeśli partia rzeczywiście utraciła „zaufanie do Pauliny”, a skorzystanie z pomocy adwokata z Ordo Iuris tak bardzo ją uwiera, to owszem, istnieją argumenty za rozstaniem.
Tyle że w mojej ocenie nie przeważają one ani zasług dla partii, ani możliwych korzyści z dalszej obecności Pauliny Matysiak w partii. Dodatkowo dochodzi fatalny timing. Razem „przymatysiakowało”, nie głosując za możliwością tymczasowego aresztowania Ziobry, czyli zrobiło dokładnie to, co Paulina Matysiak w sprawie zgody na tymczasowy areszt dla Romanowskiego, który potem uciekł na Węgry. Razem (poza Matysiak) w tej samej sprawie głosowało za możliwością aresztu dla Romanowskiego, a potem przeciwko możliwości aresztu dla Ziobry. Gdzie tu sens, gdzie logika?
Ale cóż, stało się. Wbrew krytykom Razem mocno to partii nie zaszkodzi – w tym sensie, że nie zaczną się jakieś znaczące spadki poparcia. W polskich partiach do dintojry dochodzi co jakiś czas i nikt się za bardzo tym nie przejmuje. Chodzi więc raczej o straconą szansę na granie na kilku fortepianach, a nie dudnienie wyłącznie na libleftowej kozie przez 24 godziny na dobę.
Czy Paulina Matysiak będzie pisowską ministrą?
A sama posłanka Matysiak? Ciekawy będzie jej los i to, czy polityczne wiatry uczynią z niej pisowską Barbarę Nowacką. Chichotem losu byłby scenariusz, wedle którego, po ostatnim socjalnym zwrocie PiS, dostałaby więcej władzy jako ministra niż ma władzy jako opozycjonistka obecnie. I za sprawą „bolszewickiego pisowskiego rozdawnictwa” zrobiłaby dla klasy ludowej więcej niż partia Czarzastego przez całe swoje życie.
Ale nie łudźmy się – nawet wtedy nie dostanie należytych słów uznania. W końcu lewicowy wybór między realnym socjalem PiS-u a obiecywanym socjalem Lewicy zawsze był przede wszystkim estetyczny.






























Komentarze
Krytyka potrzebuje Twojego głosu. Dołącz do dyskusji. Komentarze mogą być moderowane.
Moim zdaniem PIS nie weźmie Matysiak, bo po co.
Aż smutne że takie oczywistości trzeba pisać
Pięknie wyłożone czemu Razem to wielka pomyłka w polskiej polityce. No nic, czekamy na nowe pokolenie
Ona bardzo chciała, żeby ją wyrzucili i dlatego promowała kretyńską gigantomanię infrastrukturalną a la PiS i umizgiwała się do prawicowców, choćby poprzez stałą obecność w prawackich mediach. To jednak wciąż nie wystarczało, żeby Razem jej podziękowało, więc zaczęła jechać po bandzie – najpierw obrona Mateckiego, potem wściekłe ataki na Trzaskowskiego przed II turą, następnie zaloty do „pana prezydenta”, wreszcie konszachty z adwokatem jednoznacznie kojarzonym z czołowymi mendami prawicy. Gdyby jej nie wyrzucili – musiałaby odejść sama, a to byłoby dla niej znacznie mniej korzystne. PiS i alfons z pewnością właściwie zrecyklingują ów cenny zasób w postaci „jedynej sprawiedliwej lewaczki”.
„Razem ma szanse na rządzenie” – no nie bardzo, najwyżej mogą być drobnym koalicjantem, jak właśnie PL2050 czy NL – i już dali do zrozumienia, że ich to nie interesuje.
Zdecydowanie najbardziej absurdalna teza postawiona w tym artykule. A już porównywanie tego z sytuacją Ziobry (jakby na jego kilku posłach nie wisiała większość sejmowa przez prawie całą IX kadencję) czy PL2050 (jakby ta nie wykręciła 2 lata temu prawie 15% na głosach pożyczonych od KO i strukturach pożyczonych od PSL) to jakiś zupełny odlot. Zresztą, szantaż jako metoda negocjacyjna i straszenie wyjściem z koalicji (czyli ulubione zagrywki wspomnianej PL2050) tracą swoją skuteczność gdy są nadużywane, co najlepiej widać na przykładzie niedawnej telenoweli z odejściem Hołowni ze stanowiska marszałka.
Porównanie z Polską 2050 jest zresztą średnio trafne (to w kontekście artykułu, nie komentarza) bo małym koalicjantem są teraz ale do rządu weszli jako Trzecią Droga z zaskakującym ale jednak 14% poparciem i w tamtym momencie mieli mocne karty w rękach. Bez Lewicy też by rząd nie powstał więc ich głos też nie był bez znaczenia ale siła głosu była realnie znacznie mniejsza
Razem jest jeszcze zbyt male i zbyt slabe, by moc sobie pozwolic na powtorke z Moniki Pawłowskiej, ktora nawiasem mowiac, niestety „nie zrobiła dla klasy ludowej więcej niż partia Czarzastego przez całe swoje życie”, chyba ze zalatwienie sobie i rodzinie paru synekur uznamy za dzialanie na rzecz klasy ludowej. Uwazam, ze madrze zrobili przecinajac ta niezdrowa sytuacje teraz.
Schizofrenia ” Lewicy”
Fajnie być w jednej koalicji z…mecenasem Giertychem…
Ale korzystanie z usług mecenasa Lewandowskiego jest nieakceptowalne
tyle że Razem nie jest w koalicji z Geietychem…
A może w Razem są jednak frakcje (podobne do np. tych w PO)? Bo (wbrew temu, co napisał Jakub Majmurek w swoim felietonie) wyborcy wcale nie mają tylko 1 zdania czy to o wyrzuceniu z partii posłanki Matysiak, czy to (nie)głosowaniu nad immunitetem dla Ziobry. To raczej wiele osób próbuje teraz przekonywać, że tak jest (i np. posłankę Matysiak należało wyrzucić nawet wcześniej – np. Marta Nowak w podkaście „co to będzie”). A skoro muszą przekonywać, tzn., że jednolitości poglądów na te sprawy wśród wyborców nie ma.
Co do samej posłanki Matysiak: samo pokazywanie się z politykami PiSu nie było dla mnie żadnym problemem. Wydaje mi się (ale wiedzy insiderskiej absolutnie o tym nie mam), że posłanka Matysiak mogła rzeczywiście nie konsultować swoich kroków z partią. I wówczas to jest jednak zdecydowanie coś innego niż frakcje np. w PiSie- tam frakcje zawsze są licencjonowane przez partie (i w razie potrzeby politycznej wojenki frakcyjne na bieżąco podgrzewane lub wygaszane). Jeśli posłanka Matysiak rzeczywiście robiła co chciała, to nie do końca była atutem partii, tylko jej niepewnym elementem.
Lubię Pauline Matysiak i jej działalność. Współpraca z politykami pis chodź mi się nie podobała, to ją akceptowałem. Natomiast nie potrafię zrozumieć, podjęcia współpracy z prawnikiem reprezentujacym jedną z najbardziej szkodliwych organizacji, której finansowanie nie jest do końca jasne i ktora przyczyniła się do cierpienia wielu ludzi w tym Państwie. Mówimy o organizacji która stała za uchwałami anty LGBT np. Spośród tysiecy prawników i wielu którzy z radością wsparliby Ją pro bono, Paulina Matysiak wybrała człowieka z ordo juris. Ten wybór nie broni się na żadnym poziomie.
Ach…. lata mijają a rojenia majora o lewicy jako języczku u wagi wiecznie żywe. Co raz krótszy ten języczek.