Po co obraża się znużonych i zmęczonych mundurowych, którzy strzegąc wejścia do budynku Sejmu wykonywali rozkazy przełożonych? Ile punktów procentowych poparcia traci rząd Prawa i Sprawiedliwości po każdym przeskoczeniu barierki oddzielającej protestujących od Sejmu?
Od kilku dni otwieram plik w Wordzie, piszę te kilka zdań o piątkowych protestach i kasuję, bo przecież nie wypada. Nie można źle pisać o protestach przeciwko antydemokratycznym rządom Prawa i Sprawiedliwości. Nie można podważać sensu pokojowych demonstracji, kiedy na swoich profilach w mediach społecznościowych aktywiści i zwolennicy opozycji publikują zdjęcia człowieka w kołnierzu ortopedycznym. Wiadomo, jak wygląda polityczna szachownica: my dobrzy, oni źli. Chyba, że nie.
Ustalmy fakty. W piątek późnym popołudniem pod Sejmem zebrało się kilkaset osób. Z desperacji podszytej brakiem politycznej alternatywy podjęły opór wobec władzy na ulicy. Protestujący odczytali „listę hańby”, krzyczeli, gwizdali i szarpali się z policją. Wyrażali słuszny sprzeciw wobec polityki rządu, w tym ustawy umożliwiającej między innymi odwołanie obecnej prezes Sądu Najwyższego.
czytaj także
Stałem tam razem z nimi. Nastrój panował tego popołudnia przechodzącego w wieczór z jednej strony wakacyjny, z drugiej bojowy. Jak dokładnie wygląda taki miks? Następująco: pod Sejm przyjeżdża kobieta na rowerze. Ustawia się za grupą, która napiera na barierki. Dołącza do chóru krzyczącego: „Wypierdalać!”, a później ze zdziwieniem obserwuje reakcje szpaleru w granatowych mundurach. Bo co robi policja? Wpada w tłum świecący lampami telefonów po oczach, drący się ze szczekaczki do uszu i wzywający ją do „wypierdalania”. Policja stosuje tzw. przymus bezpośredni izolując z tłumu najbardziej aktywnych demonstrantów. Tłum w odpowiedzi skanduje: „ZOMO! ZOMO! ZOMO!”. Kobieta z rowerem z uśmiechem na ustach podskakuje jak na zumbie drąc się w opór: ZOMO! ZOMO! ZOMO!
Tylko ja chciałbym wiedzieć, w jakim celu każe się policji „wypierdalać” z ulicy Wiejskiej. Po co obraża się znużonych i zmęczonych mundurowych, którzy strzegąc wejścia do budynku Sejmu wykonywali rozkazy przełożonych? Ile punktów procentowych poparcia traci rząd Prawa i Sprawiedliwości po każdym przeskoczeniu barierki oddzielającej protestujących od Sejmu? A jeżeli nie ma takiej zależności, to pytam szczerze, po jaką cholerę ktoś się wdrapuję na te barierkę, skacze i szarpie się z policją? Wreszcie, last but not least, po co w ogóle z mundurowymi walczyć? Przecież oni tak samo, jak i wy, uważają, że wcale nie powinno ich tam być. Mówi o tym szef policyjnego związku zawodowego, mówią o tym anonimowi policjanci, do których dotarła „Gazeta Wyborcza”.
Szczerze współczuję pobitemu Dawidowi Winiarskiemu. Już same groźby kierowane przez policjantów pod jego adresem zasługują na karę ze strony przełożonych: „zrobimy to jak w Katowicach” – mówił jeden z funkcjonariuszy na filmie opublikowanym przez Intuitive Reportage [Newsweek w artykule z 11 maja oskarżył policję o to, że 6 maja 2018 roku mundurowi złamali rękę jednej z kobiet blokujących marsz nacjonalistów. Gosia Miszczak, widniejąca na zdjęciu Newsweeka napisała na Facebooku, że nikt jej ręki nie złamał, a policja zachowywała się wobec niej spokojnie. W konsekwencji NSZZ policji oskarżyło czasopismo o formułowanie fałszywych oskarżeń. „Newsweek” ściągnął artykuł ze swojej strony – przyp. red.]. Siłowa interwencja wobec Winiarskiego nie jest jednak łatwa w ocenie. Rzecznik Praw Obywatelskich, Adam Bodnar rozmawiał we wtorek z Jackiem Żakowskim na antenie Radia Tok FM o piątkowych protestach. W tym kontekście przypomniał sytuację, gdy na policjantów spadła fala krytyki po interwencji wobec córki radnej Kołakowskiej z Prawa i Sprawiedliwości w Gdańsku. „Po przeanalizowaniu całej sprawy okazało się, że policja postępowała zgodnie z przepisami, że na tym polega stosowanie środków przymusu bezpośredniego” mówił Bodnar.
Jeśli potwierdzą się informacje, że Winiarski został pobity będąc już w kajdankach, to funkcjonariusze odpowiedzialni za to przestępstwo muszą być pociągnięci do odpowiedzialności. Reakcja MSWiA na zarzuty wobec policjantów jest wielkim sprawdzianem dla obozu Prawa i Sprawiedliwości i, jak na razie, obóz ten oblewa go koncertowo. Minister Joachim Brudziński zamiast przywołać do porządku funkcjonariuszy grożących Winiarskiemu robi sobie jaja na Twitterze, pisząc o Ninjach i Czarnych Panterach na proteście pod Sejmem.
Tak, byli również w ramach braterskiej pomocy Ninja, Czarne Pantery, Ku Klux Klan i dwie grupy starszaków z przedszkola na Podkarpaciu , Muchomorki i Poziomki? https://t.co/FqZurwz68c
— Joachim Brudziński (@jbrudzinski) July 20, 2018
Jeżeli ktoś będzie próbował tuszować tę sprawę, to wciąż wierzę w dziennikarzy, którzy dzień i noc będą w stanie grzebać, żeby dogrzebać się do dowodów. To jest możliwe, jak pokazał Wojciech Bojanowski dokumentujący bestialskie morderstwo Igora Stachowiaka na wrocławskiej komendzie policji. Nie wierzę z kolei, że „obywatelscy dziennikarze” świecący policjantom latarkami komórek po oczach, wykrzykujący im w twarz żądania i szarpiący się z policją tylko po to, by za chwilę zasłonić się legitymacją prasową, będą do tego zdolni. Dużo szybciej i więcej lajków zbierze przecież fake news o tym, że policja utrudniała dostęp prawników do pobitego Dawida Winiarskiego – zdementowany osobiście przez… prawnika Winiarskiego, mecenasa Jarosława Kaczyńskiego na łamach gazeta.pl: „Nie można powiedzieć, żeby tutaj było jakieś wielkie zawinienie policji. Gdy tylko poprosiłem o kontakt i możliwość pojechania do szpitala, do pana Winiarskiego, to pan policjant, który sam tego nie wiedział, uzyskał informację o jego miejscu pobytu.”
Zaryzykuję tezę, że niektórym wygodnie żyje się w takiej wyobrażonej dyktaturze. Prezes Kaczyński jak złowieszczy doktor Klauf z Inspektora Gadżeta głaszcze kota w biurze na Nowogrodzkiej, przywołuje dyspozycyjnego Ministra Spraw Wewnętrznych i rozkazuje mu wysłać hordy naćpanych zomowców na protestujących wyznawców Mahatmy Ghandiego i Martina Luther Kinga pokornie zbierających razy od zbrojnego ramienia PiSlamabadu. Przesada? Pewnie, ale to, co słyszałem w tłumie w zeszły piątek nie różniło się wiele od tej hiperboli. W estetyce nie różniło się też wcale od tego, co słyszałem na miesięcznicach smoleńskich.
A dlaczego to wygodne? Bo wtedy nie trzeba już uprawiać polityki, bo się nie da. Zbyt często słyszę głosy, że nie będzie już wolnych wyborów w Polsce i brzmią one, jak uznanie, że nie ma co się skupiać na budowie opozycji, tworzeniu alternatywnej dla PiS propozycji wyborczej, no bo po co, skoro nie da się jej wyborcom zaprezentować. To jeszcze nie ten moment. Jeśli ośmielam się powiedzieć, że to wygodne stwierdzenie, to dlatego, że zwalnia ono z obowiązku ciężkiej pracy politycznej a zezwala na pławienie się w niczym nieskrępowanym moralnym oburzeniu, na krzyczenie: „wojna”, „rewolucja”, „no pasaran” i „wypierdalać” do policjantów.
czytaj także
W 2015 roku w Polsce w demokratycznych wyborach większością głosów wygrał najpierw Andrzej Duda, a później Zjednoczona Prawica. Od tamtego czasu obóz Jarosława Kaczyńskiego wprowadza reformy, które godzą w ramy konstytucyjne polskiego prawa – według zastępów ekspertów i prawników po prostu łamią konstytucję. Z telewizji publicznej uczyniono propagandową agencję promocji Prawa i Sprawiedliwości, gdzie prowadzący na kolanach przepytują liderów obozu rządzącego i szydzą z opozycji. Zarówno rząd Beaty Szydło, jak i Mateusza Morawieckiego rozpętuje dyplomatyczne wojny jedna za drugą. Rocznicę Marca ’68 uczczono obrażając Żydów domaganiem się dla Polski tytułu największej ofiary II Wojny Światowej. Przegłosowano zmianę ordynacji wyborczej podług interesów obozu „dobrej zmiany”, a wiele działań policji i prokuratury zakrawa na zwykłe nękanie opozycji, jak np. Obywateli RP. W świetle tych wszystkich zmian wizja zduszenia opozycji w wyścigu wyborczym nie jest niewyobrażalnym political-fiction. Ale bądźmy uczciwi, na razie na długie liście win Prawa i Sprawiedliwości wobec liberalnej demokracji nie ma fałszowania wyborów, delegalizacji opozycji, ani wtrącania do więzień przeciwników politycznych. Niewykluczone, że PiS chce doprowadzić Polskę do jakiejś formy dyktatury bez konkurencyjnych wyborów – ale na razie tego nie dokonał.
czytaj także
Wciąż można wygrać z Prawem i Sprawiedliwością. To w zasadzie bardzo proste. Trzeba wygrać wybory. Tylko, że to proste tylko w teorii, bo w praktyce łatwiej przecież przyjechać po pracy i pokrzyczeć ZOMO na Wiejskiej, niż postarać się zrozumieć nowo odkrytą miłość polskich wyborców do rzekomo „dyktatorskiej” i „totalitarnej” partii Kaczyńskiego. Ile spotkań z wyborcami od 2015 roku odbyli posłowie opozycji spektakularnie brudzący sobie nienaganne garnitury na podjeździe pod Sejmem? A ile odbyli ich posłowie PiS-u? Tutaj jest lista, proszę sobie policzyć: http://spotkania.pis.org.pl/. Może trochę zająć, bo scroll jest bardzo mały.
Byłem w piątek na proteście pod Sejmem i byłem na spotkaniach wyborców PiS odpytujących ministrów, jak równych sobie. To na tych drugich robi się politykę. Jak na razie bardzo skutecznie.
***
W poprzedniej wersji tekstu słowa Adama Bodnara zostały przytoczone w sposób, który mógł niesłusznie sugerować, że ocenia on stosowania środków przymusu bezpośredniego wobec Dawida Winiarskiego, kiedy w istocie odnosił się on do zatrzymania Marii Kołakowskiej w Gdańsku z 21 maja 2016 roku.