Kraj

Obóz władzy dziś: pogłoski o śmierci mogą być przesadzone

Mija druga rocznica rozpoczęcia Sejmu IX kadencji oraz szósta rządów PiS. Jak wygląda dziś sytuacja w obozie władzy Zjednoczonej Prawicy? Dlaczego polityczna maszyna od dwóch lat głównie się zacina? Co z tego wynika i czy jest się z czego cieszyć?

Choć PiS dopiero co wygrał wybory prezydenckie i ciągle prowadzi praktycznie we wszystkich sondażach – wcale nie wiedzie mu się najlepiej. W 2019 roku stracił większość w Senacie. Od czasu usunięcia z rządu Gowina w sierpniu tego roku musi za każdym razem walczyć o większość w Sejmie – na razie dość skutecznie.

Od miesięcy żaden sondaż nie daje rządzącej partii samodzielnej większości. W wielu nie jest jej w stanie uzbierać nawet wspólnie z Konfederacją. Co jednak najważniejsze, bezbłędnie sprawna maszyna polityczna PiS, przetaczająca się przez Polskę w latach 2015–2019, wyraźnie się zacięła.

Odpowiadają za to częściowo czynniki obiektywne, niezależne od Nowogrodzkiej. Pierwsza kadencja PiS to okres bez wielkich wyzwań, czas znakomitej koniunktury gospodarczej. Druga kadencja to przynajmniej trzy naprawdę poważne wyzwania: pandemia, kryzys na granicy, wreszcie inflacja i drożyzna.

Wiele problemów obóz władzy zafundował sobie na własne życzenie.

Duda uderza w stolik (ale lekko i zaraz przeprasza)

Wymowny jest kontrast między półmetkiem tej i pierwszej kadencji. W listopadzie 2017 roku rząd kierowany formalnie przez Beatę Szydło przeprowadził szereg zmian, które na długo zmieniły polską politykę. Program 500+, początkowo na drugie i kolejne dziecko, ruszył już w kwietniu 2016 roku. W roku wyborczym 2019 został rozszerzony na każde dziecko. W grudniu 2016 roku prezydent Duda podpisał ustawę obniżającą wiek emerytalny.

Te dwie zmiany wydają się dziś nie do odwrócenia. Każda siła polityczna walcząca z PiS o wygranie wyborów – walczącą o swoją libertariańską niszę Konfederację można pominąć w tym rachunku – musi dziś złożyć obowiązkową deklarację, że 500+ nie zostanie ruszone, a wiek emerytalny nie będzie podwyższony.

W ciągu pierwszych dwóch lat PiS udało się też umieścić Julię Przyłębską na stanowisku prezeski Trybunału Konstytucyjnego, co rozpoczęło proces całkowitego podporządkowania tej instytucji Nowogrodzkiej. Jeszcze szybciej do gabinetu prezesa TVP wprowadził się Jacek Kurski, a telewizja pod jego władzą zmieniła się w propagandową tubę obozu rządzącego.

Groteskowa TVPiS jako największe zaniechanie Donalda Tuska

Walec PiS zatrzymał się co prawda latem 2017 roku, gdy prezydent Duda zawetował dwie z trzech ustaw sądowych oraz ustawę o regionalnych izbach obrachunkowych – mającą radykalnie ograniczyć finansową autonomię samorządów. Szybko jednak okazało się, że weta prezydenta nie są częścią szerszego planu wybicia się głowy państwa na niepodległość od Nowogrodzkiej, ale chwilowym, impulsywnym buntem. Prezydent uderzył pięścią w stolik i wrócił do swojej dawnej roli. To z ośrodka prezydenckiego wyszły ustawy o nowej KRS i Sądzie Najwyższym, ustanawiająca tzw. Izbę Dyscyplinarną. Walec PiS ruszył dalej.

Seria porażek kolejnej kadencji

Dwa pierwsze lata drugiej kadencji wyglądają zupełnie inaczej. Trudno wskazać choć jedną zmianę, skutecznie wprowadzoną przez PiS w okresie 2019–2021, która podobnie zmieniłaby pole politycznej gry, jak 500+ albo przejęcie TVP.

Prezesowi Obajtkowi udało się co prawda odkupić media lokalne, ale to nie ta skala. Ze zmian przeprowadzonych w Sejmie w ramach tzw. Polskiego Ładu „nowym 500+” ma szansę się stać skokowe podwyższenie kwoty wolnej od podatku. Kiedy Polacy poczują w przyszłym roku różnicę w portfelach, w następnych wyborach nikt nie odważy się postulować jej zmniejszenia.

Wyższa kwota wolna miała jednak być częścią wielkiego projektu Polskiego Ładu, zapowiadanego jako rewolucja w podziale dochodu narodowego, służąca interesom przytłaczającej większości – 90 proc. społeczeństwa. Szybko okazało się, że PiS nie jest w stanie uchwalić takiego Polskiego Ładu, jaki obiecywał.

Choć usunięto Gowina z rządu, to ostatecznie uwzględniono w pracach nad Polskim Ładem wiele uwag, które zgłaszał były minister rozwoju. Rząd tak często zmieniał szczegółowe zapisy dotyczące podatków, składek, ulg dla klasy średniej, ryczałtów dla wybranych grup, że poza ekspertami mało kto orientuje się, co dokładnie Polski Ład zmienia i kto na tym zyska, a kto straci.

Bezzębny Polski Ład. Ostatnia szansa na sprawiedliwe podatki w Polsce przepadła?

Polski Ład nie był jedynym ważnym dla rządu projektem, z którego zmuszony był wycofać się w ostatnich dwóch latach. Wcześniej była piątka dla zwierząt. Wymyślona jako sposób na pozyskanie młodego, wrażliwego na prawa zwierząt elektoratu, piątka okazała się wielkim politycznym błędem – niezależnie od merytorycznej oceny zawartych w niej rozwiązań.

Liderzy rządzącej partii szybko przekonali się, że uderza ona w grupy interesów popierające PiS i wywołuje bunt w szeregach partii i jej koalicjantów. Kaczyński okazał się niezdolny do narzucenia partii swojej woli, mimo osobistego poparcia dla projektów i troski o los zwierząt musiał się wycofać.

Podwójna moralność Kaczyńskiego

czytaj także

Podwójna moralność Kaczyńskiego

Aleksandra Bełdowicz

Rząd zrezygnował też z lex TVN – choć wcześniej wokół uderzającej w stację ustawy zrobił awanturę na cały obszar euroatlantycki i przykleił sobie etykietkę władzy walczącej z wolnymi mediami.

Lex TVN: o co właściwie chodzi PiS?

To nie koniec. By odblokować środki z Krajowego Funduszu Odbudowy, PiS będzie musiał zlikwidować Izbę Dyscyplinarną Sądu Najwyższego, choć jeszcze niedawno przekonywał, że to instytucja konieczna, by oczyścić wymiar sprawiedliwości z układów chroniących zdemoralizowanych sędziów. Solidarna Polska wzywa do kolejnego etapu „reformy” sądów, ale w całości Zjednoczonej Prawicy wcale nie widać wielkiego entuzjazmu dla tych pomysłów. W poniedziałek Ziobro zorganizował konferencję prasową, przedstawiającą założenia „reformy” – polegającej głównie na zmianie struktury sądów – choć jak sam przyznał, nie ma ona jeszcze poparcia w rządzie.

Po sześciu latach jest oczywiste, że „reformy sprawiedliwości” Ziobry nie powiodły się, i to nawet na gruncie swoich własnych założeń. Z wyjątkiem sądu konstytucyjnego nie udało się podporządkować trzeciej władzy rządzącej partii, sądy działają wolniej niż przed reformą, wymiar sprawiedliwości paraliżuje coraz bardziej kryzys legitymacji, spowodowany przez powołanie nowej, zależnej od polityków KRS i jej budzące konstytucyjne wątpliwości nominacje sędziowskie.

Trudno wskazać choć jedną skomplikowaną, długoterminową reformę tego rządu, którą można by uznać za sukces. Plan Morawieckiego został po cichu wygaszony i porzucony przez swojego twórcę. Nie udało się zrealizować żadnych z jego założeń: wskaźnik inwestycji, zamiast wzrosnąć, spadł do 17 proc. PKB. Nie zmaterializował się ani jeden z flagowych projektów planu: polski samochód elektryczny, projekt polskie wyroby medyczne, polskie promy (program Batory) itd.

W ostatnich dwóch latach PiS, przez Trybunał Konstytucyjny, narzucił co prawda skutecznie ultrakonserwatywne rozwiązania w sprawie dostępności przerywania ciąży – szczególnie dotkliwe w okresie pandemicznych lockdownów, gdy poważnie ograniczona została opcja przeprowadzenia zabiegu za granicą. Ten „sukces” okazał się jednak polityczną porażką. Wyrok przyniósł wielkie protesty społeczne i spadek poparcia dla rządzącego obozu, którego do tej pory nie udało się odrobić.

Obiektywne trudności…

Oczywiście, PiS-owski walec musiał zwolnić w drugiej kadencji za sprawą zderzenia z obiektywną rzeczywistością, na którą rządząca partia miała niewielki wpływ. Najważniejszym zderzeniem była – a właściwie ciągle jest – pandemia COVID-19. Gdy trzeba walczyć z silnie zaraźliwym wirusem, zdolnym „zatkać” system ochrony zdrowia, a przy tym ratować skazaną w wielu sektorach na bezczynność gospodarkę, trudno realizować wcześniejsze, szeroko zakrojone plany.

Właściwie żaden światowy rząd nie wygrał z pandemią w tym sensie, że każdy model walki z wirusem miał swoje klęski i koszty. Rząd PiS należy na pewno pochwalić za szybką decyzję o pierwszym lockdownie oraz za w miarę sprawne odpalenie antykryzysowych tarcz.

Jednocześnie pandemia obnażyła problemy typowe dla państwa PiS. Przede wszystkim jego słabość ukrytą pod retoryką „silni, zwarci, gotowi”. Słabe państwo kierowane z Nowogrodzkiej reagowało nieadekwatnymi do zagrożeń obostrzeniami (zamknięcie parków i lasów, arbitralnie nakładane kary z sanepidu), które podkopały społeczne zaufanie do tego, że rząd wie, co robi w walce z pandemią, i że warto stosować się do nakładanych przez niego restrykcji.

Jak wynika z maili Dworczyka, walka z pierwszą falą została całkowicie podporządkowana nie tyle rozwiązaniu problemu, ile reelekcji Andrzeja Dudy. Słabe państwo nie było też w stanie uczyć się na błędach z pierwszej fali, przez co druga i trzecia uderzyły w Polskę ze szczególną siłą. Teraz uderzy czwarta, bo rząd nie był w stanie efektywnie skłonić wystarczająco wielu Polaków do szczepień, by zapewnić społeczeństwu odporność populacyjną.

Podobny kontrast między rozdmuchaną retoryką a realną słabością państwa widać w obecnym kryzysie na granicy. W ciągu ostatnich miesięcy PiS zmilitaryzował granicę, wprowadził na niej reżim stanu wyjątkowego, a całą sferę publiczną zmienił w jeden wielki Festiwal Piosenki Żołnierskiej w Kołobrzegu. Najlepiej symbolizuje to nowy wystrój studia TVP Info: za prowadzącym wielki ekran wyświetlający biało czerwoną flagę, na jego lewej stronie główka Piłsudskiego i cytat z marszałka „Podczas kryzysów strzeżcie się agentur”, w prawym dolnym rogu kadru zdjęcie polskich żołnierzy podpisane „murem za mundurem”.

Wyjęci spod prawa [rozmowa z Jackiem Leociakiem]

czytaj także

Wyjęci spod prawa [rozmowa z Jackiem Leociakiem]

Zofia Waślicka-Żmijewska, Artur Żmijewski

Na razie podsycanie strachu i wojenna retoryka służą PiS sondażowo, może się to jednak zmienić. Mimo wszystkich opowieści o tym, jak dzielnie bronimy naszej granicy, wbrew Łukaszence i opozycji, sytuacja jest gorsza niż w momencie, gdy wprowadzano stan wyjątkowy. Rozemocjonowana przez rządową propagandę opinia publiczna poparcie dla twardej polityki PiS łatwo może zmienić w gniew spowodowany tym, że rząd nie radzi sobie z kryzysem.

Wreszcie, ostatnia „obiektywna przeszkoda, o którą dziś rozbija się PiS, to inflacja. Podkopuje ona centralny punkt umowy społecznej rządzącego obozu z elektoratem: obietnicę, że pod rządami PiS sytuacja materialna będzie się polepszać. Inflacja nie ma źródeł wyłącznie w Polsce, z niektórymi jej przyczynami polski rząd faktycznie może niewiele zrobić. Jeśli jednak inflacja dalej będzie rosnąć, to polityczny rachunek zapłacą za to rządzący. Tym bardziej że rząd przez długi czas ignorował i wyśmiewał problem. Zajął się nim na poważnie dopiero w momencie, gdy woda wszystkim zaczęła podchodzić może nie do ust, ale na pewno znacznie powyżej linii, przed którą można spokojnie patrzeć na podnoszenie się jej poziomu.

Rząd zapowiada dziś nową tarczę antyinflacyjną, bank centralny zaczął podwyższać stopy procentowe. Czy wystarczy to do przywrócenia wiary elektoratu w ekonomiczne kompetencje PiS? To będzie jedno z kluczowych pytań następnych dwóch lat.

…i wewnętrzny rozkład

Wszystkie zewnętrzne wyzwania nie spowolniłyby PiS-owskiej maszyny tak bardzo, gdyby nie coraz bardziej widoczna polityczna dekompozycja obozu władzy. Siły polityczne, podobnie jak jednostki, mają swoją własną psychologię, często niezrozumiałą dla obserwatorów z zewnątrz.

Swój rewelacyjny wynik z wyborów parlamentarnych z 2019 roku – 8,051 miliona głosów i druga z rzędu kadencja samodzielnych rządów – obóz władzy uznał za porażkę. Mimo całej kanonady programów socjalnych i świetnej koniunktury zderzył się z sufitem poparcia. Nie przekonał do siebie większości głosujących. Stracił kontrolę nad Senatem, w Sejmie nie powiększył swojej większości – choć marzyła się mu nawet konstytucyjna.

Ta „klęska” wyzwoliła procesy odśrodkowe. Zaraz po wyborach zaczęło się szukanie winnych. Na pierwszej linii frontu ustawiła się Solidarna Polska, której politycy już jesienią 2019 roku zaczęli zarzucać PiS zbyt miękki kurs, zdradę ideałów i bezideowość.

Za atakami ziobrystów stała też kalkulacja polityczna na przyszłość. Kaczyński nie pozwolił Ziobrze wrócić z jego stronnikami do PiS-u, obawiając się, że Solidarna Polska przejmie mu partię. Nie zobowiązał się też, że weźmie drużynę Ziobry na listy wyborcze PiS w przyszłych wyborach. SP musiała więc prowadzić politykę odróżniającą ją od PiS-u. Postawiła na twardy kurs wobec Europy, ocierające się o skrajną prawicę stanowisko w sprawie praw człowieka, wreszcie na sprzeciw wobec Zielonego Ładu.

W ciągu dwóch lat partia Ziobry stała się wyjątkowo kłopotliwym koalicjantem, prowadzącym otwartą wojnę przeciw premierowi Morawieckiemu i nieustannie huśtającym rządową łódką. Kaczyński wzmocnił przy tym Ziobrę, wypychając z rządu Gowina.

Proces ten zaczął się już wiosną zeszłego roku, gdy pojawił się pomysł wyborów pocztowych. Wtedy zaczęła się sypać koalicja, która wygrała wybory w 2019 roku. PiS nie wyszła przy tym „operacja Bielan” – czyli próba rozebrania Gowinowi Porozumienia przy pomocy partii Republikanie. W efekcie większość PiS w Sejmie jest niepewna, każdy poseł może szantażować kierownictwo partii i w zamian za poparcie żądać dla siebie ustępstw, na które Nowogrodzka w normalnych warunkach nigdy nie byłaby się gotowa zgodzić.

Przedwczesne plotki o śmierci

W połowie pierwszej kadencji Zjednoczona Prawica – mimo chwilowego buntu prezydenta – przypominała zdyscyplinowaną, bitną, wygrywającą wszystko armię. W połowie drugiej kadencji dyscyplina szwankuje, w szeregach coraz wyraźniejsza jest demoralizacja, zamiast o realizacji strategicznych celów każdy oddział myśli o zabezpieczeniu swoich krótkoterminowych interesów.

Osłabło także przywództwo Jarosława Kaczyńskiego. W listopadzie 2017 nikt go nie kwestionował, w grudniu tego samego roku prezes PiS był w stanie bez problemu zamienić na stanowisku premiera bardzo popularną w partii i elektoracie Beatę Szydło na znacznie mniej lubianego Mateusza Morawieckiego. Dziś zmiana premiera mogłaby się w najgorszym wypadku wymknąć w Sejmie spod kontroli.

Przywództwa Kaczyńskiego nikt otwarcie co prawda nie podważa, ale trudno się oprzeć wrażeniu, że prezes PiS traci polityczne wyczucie. Najbardziej politycznie kosztowne dla rządzącego obozu decyzje ostatnich dwóch lat to jego inicjatywy: na czele z piątką dla zwierząt i wyborami pocztowymi. Bez co najmniej zgody Kaczyńskiego nie doszłoby też do antyaborcyjnego wyroku TK Przyłębskiej, jednak z całego głębokiego kryzysu, jaki wywołało orzeczenie, lider obozu rządzącego zrozumiał tylko tyle, że to znakomita okazja, by wezwać swoich zwolenników do „obrony kościołów”.

Kaczyński sam wszedł na chwilę do rządu, by złagodzić spór Ziobry z Morawieckim, ale nie udało się mu tego zrobić. Przed odejściem zaprezentował plan zwiększenia armii do rozmiarów większych niż Bundeswehra (przy mniejszej ludności Polski, nie wspominając o różnicach w wielkości polskiej i niemieckiej gospodarki), który na pierwszy rzut oka wydaje się nierealistyczny z czysto demograficznych powodów – rynek pracy musiałby być w naprawdę tragicznym stanie, by przekonać we względnie krótkim czasie aż tyle osób do wyboru kariery w armii.

Oczywiście, prezesa PiS i jego partię wielokrotnie w ciągu ostatnich sześciu lat składano do politycznego grobu. Tymczasem – poza wyborami na prezydentów miast na prawach powiatu w 2018 i Senatem w 2019 roku – obóz władzy nie przegrał żadnych wyborów. Biorąc pod uwagę, że mimo spadków PiS opozycji nie rośnie, to nie musi być jego ostatnia kadencja.

Na pewno na ogłaszanie końca PiS jest za wcześnie – można jednak powiedzieć, że działająca przez cztery lata bez większych zakłóceń zbudowana przez Kaczyńskiego maszyna zacina się, obóz władzy wszedł w kryzysową fazę. Problem w tym, że kryzysy mogą trwać naprawdę długo, zanim przyjdzie przesilenie.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij