Kraj

Piotrowska: Szkoła wspomaga rozwój

Narzekamy na niedojrzałość emocjonalną i społeczną dzieci, a jednocześnie nie pozwalamy im się rozwijać.

Tomasz Stawiszyński: Kontrowersje wokół obowiązku szkolnego dla sześciolatków nie cichną. Twórcy kampanii „Ratuj maluchy” przestrzegają przed posyłaniem dzieci w tym wieku do szkół. Czy szkoła może sześciolatkowi zaszkodzić?

 

Dr Aleksandra Piotrowska:  Wręcz przeciwnie. Doskonale wiadomo, że mniej więcej w pierwszych dziesięciu latach życia dziecka bardzo intensywnie rozwija się jego mózg, kształtują się procesy poznawcze, a także umiejętności społeczne. Im większe wyzwania będziemy stawiali przed dzieckiem – oczywiście, zachowując umiar – tym lepiej będzie się rozwijać. W większości krajów Unii Europejskiej edukację szkolną rozpoczynają sześciolatkowie, a w Wielkiej Brytanii nawet pięciolatkowie. Czy polskie dzieci w jakiś istotny sposób różnią się od swoich zagranicznych rówieśników? Czy im właśnie jakoś szczególnie miałoby zaszkodzić coś, co na Zachodzie jest już od dawna rozwiązaniem obowiązującym? Owszem, w wielu testach polscy dziesięciolatkowie wypadają gorzej niż dziesięciolatkowie z innych krajów – na przykład, jeśli chodzi o umiejętność czytania i pisania. Ale trzeba pamiętać, że to wynika właśnie z tego, że tamte dzieci są wobec nich „do przodu” o rok, albo więcej, edukacji. 

 

Przeciwnicy reformy nie mają tej świadomości? 

 

 

Myślę, że podstawowym problemem jest tutaj przede wszystkim przekonanie, że najkorzystniejszym środowiskiem rozwoju dla dziecka jest dom, a najlepiej kuratela nieodstępującej go na krok matki.

 

 

Tymczasem szkoła – poza walorami czysto edukacyjnymi, wpływającymi na rozwój intelektualny małego człowieka – uczy dzieci przede wszystkim samodzielnego funkcjonowania w grupie rówieśniczej. Dziecko nabiera świadomości, że jest jednym z wielu – nie jedynym, jak w domu – ale jednym z wielu. I jeśli zachowa się nie w porządku w odniesieniu do kolegów czy koleżanek, to mogą się oni na nie zwyczajnie obrazić. Nie ma lepszego poligonu doświadczalnego, lepszej kuźni charakteru, samodzielności i osobowości, lepszego miejsca do nauki funkcjonowania w grupie, a więc później także w społeczeństwie, niż właśnie szkoła. W tym decydującym dla rozwoju dziecka okresie, każdy kolejny rok spędzony wyłącznie w domu – co zazwyczaj sprowadza się do oglądania telewizji albo przesiadywania przed komputerem – jest po prostu rokiem straconym. 

 

Często pada argument, że w Polsce bardzo wiele dzieci nie chodzi do przedszkoli, bo brakuje miejsc – a zatem „wrzucenie” sześciolatka od razu do szkoły może być ponad jego siły.

 

Jeśli nie chodził do przedszkola, to im szybciej znajdzie się w szkole, tym lepiej. Myślę, że my bardzo często przesadnie infantylizujemy nasze dzieci. W Polsce one zawsze są za małe, zawsze sobie nie poradzą, zawsze wszystko za nie muszą robić rodzice. Oczywiście – dla rodziców takie podejście bywa często komfortowe i po prostu łatwiejsze. Paradoksalnie ci sami rodzice, którzy tak głośno protestują przeciwko obowiązkowi szkolnemu dla sześciolatków, nie mają oporów przeciwko zapisywaniu swoich dzieci na dziesięć różnych zajęć czy kursów dodatkowych, z językiem chińskim włącznie…. Tak czy inaczej – dzieci potrafią sobie świetnie radzić.

 

 

Cała ta dyskusja wokół reformy ma jeszcze jedną negatywną stronę – otóż wzbudza u dzieci automatyczną nieufność do szkoły.

 

 

Kilkulatkowie słyszą, że szkoła to miejsce niebezpieczne, miejsce, w którym sobie nie poradzą, że spotkają je tam same zagrożenia – od zbyt wygórowanych wymagań intelektualnych, aż po starsze dzieci, które będą się nad nimi znęcać. To bardzo szkodliwe, bo wytwarza w dzieciach, na bardzo wczesnym etapie ich rozwoju, lęk przed światem zewnętrznym i przekonanie, że bezpieczne są tylko z mamą i tatą. 

 

Problem polega chyba także na tym, że dzieci z dużych miast i bogatych rodzin częściej są posyłane do szkoły w wieku sześciu lat, niż dzieci z mniejszych miejscowości, biedniejszych rodzin i wsi. Te ostatnie są wówczas na wejściu o rok do tyłu względem tych pierwszych. Zrównanie wieku obowiązku szkolnego jest więc także krokiem w stronę wyrównania szans.

 

Oczywiście. Dzieci z dużych miast, pochodzące z bogatych rodzin – zawsze sobie jakoś poradzą. Rodzice, którzy mają pieniądze, poślą je na rozmaite dodatkowe zajęcia. Natomiast dzieci z biedniejszych rodzin, z mniejszych miast czy wsi – nie mają takiej szansy. Pamiętajmy, że nauka w szkole jest bezpłatna – w przeciwieństwie do edukacji przedszkolnej, do której zawsze, tak czy inaczej, rodzice muszą dopłacać. Co więcej – badania pokazują wyraźnie, że wbrew obawom rodziców większość szkół jest do przyjęcia sześciolatków nieźle przygotowana, czasami lepiej niż przedszkola. A zatem zarówno kwestie rozwoju intelektualnego, rozwoju umiejętności funkcjonowania w grupie oraz wyrównywania szans pomiędzy dziećmi z różnych warstw społecznych – jednoznacznie przemawiają za posyłaniem sześciolatków do szkół. Natomiast żadnych istotnych kontrargumentów nie dostrzegam.

 

 

Bo trudno poważnie traktować opowiadania o skracaniu dzieciństwa – tak jakby dzieciństwo było szczęśliwe tylko przy dolce far niente.

 

 

A przecież w dzieciach jest naturalna potrzeba aktywności, a skierowanie jej na naukę szkolną naprawdę wychodzi dzieciom na dobre. Narzekamy na niedojrzałość emocjonalną i społeczną dzisiejszych dzieci, a jednocześnie wzbraniamy się przed przenoszeniem ich w środowisko, które osiąganiu dojrzałości sprzyja. 

 

 

 

Dr Aleksandra Piotrowska jest psycholożką dziecięcą, pracowniczką naukową Pracowni Psychologii Edukacyjnej Wydziału Pedagogicznego Uniwersytetu Warszawskiego.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Tomasz Stawiszyński
Tomasz Stawiszyński
Eseista, publicysta
Absolwent Instytutu Filozofii UW, eseista, publicysta. W latach 2006–2010 prowadził w TVP Kultura „Studio Alternatywne” i współprowadził „Czytelnię”. Był m.in. redaktorem działu kultura w „Dzienniku”, szefem działu krajowego i działu publicystyki w „Newsweeku" oraz członkiem redakcji Kwartalnika „Przekrój”. W latach 2013-2015 członek redakcji KrytykaPolityczna.pl. Autor książek „Potyczki z Freudem. Mity, pokusy i pułapki psychoterapii” (2013) oraz oraz „Co robić przed końcem świata” (2021). Obecnie na antenie Radia TOK FM prowadzi audycje „Godzina Filozofów”, „Kwadrans Filozofa” i – razem z Cvetą Dimitrovą – „Nasze wewnętrzne konflikty”. Twórca podcastu „Skądinąd”. Z jego tekstami i audycjami można zapoznać się na stronie internetowej stawiszynski.org
Zamknij