Jeśli kandydowanie Pawła Kasprzaka do senatu w stołecznym okręgu skończy się – na co się zresztą nie zapowiada – zwycięstwem kandydata PiS, podziękowania składać będzie można wyłącznie Grzegorzowi Schetynie.
„Kandydować czy nie kandydować – oto jest pytanie”, telenowela w reżyserii Pawła Kasprzaka, dobiegła nareszcie końca. Wielki finał nastąpił po debacie zatytułowanej „Czy Paweł Kasprzak ma zrezygnować z udziału w wyborach na rzecz Kazimierza Ujazdowskiego”, która miała miejsce 3 października w Warszawie. Zaproszeni paneliści przychylali się co prawda raczej do zdania, by Kasprzak zrezygnował, ale sam zainteresowany po wysłuchaniu ich argumentów zadecydował inaczej – w romantycznym uniesieniu typu „nie chcę, ale muszę”.
Jeśli kogoś jakimś cudem ta szopka ominęła, przypomnijmy: chodzi o stołeczny okręg nr 44 (Białołęka, Bielany, Śródmieście, Żoliborz), w którym Grzegorz Schetyna przeciwko kandydatowi PiS, Markowi Rudnickiemu, wystawił Kazimierza Ujazdowskiego – polityka o narodowo-konserwatywnych poglądach, przez wiele lat związanego z PiS. Ten ruch Schetyny, skazujący wyborców w tym liberalnym okręgu na wybór między betonową konserwą a betonową konserwą, zainspirował Pawła aktywistę Obywateli RP Kasprzaka do zebrania podpisów pod własną kandydaturą.
Federa sprawdziła, co programy wyborcze mówią o prawach kobiet
czytaj także
Okręgi w wyborach do Senatu są jednomandatowe, co oznacza, że z każdego okręgu wyłoniony zostanie tylko jeden senator. Z tego powodu partie opozycyjne zdecydowały się na zawarcie tzw. „paktu senackiego”, by uniknąć rozdrobnienia głosów i zwiększyć szansę na przejęcie Senatu przez kandydatów opozycji. Lewica twierdzi, że był to jej pomysł, ale koniec końców na pakcie zyskało przede wszystkim KO: w stu okręgach KO wystawiła 73 kandydatów, PSL – 16, a SLD – 7.
Średnio to oddaje wyniki partii opozycyjnych w sondażach, ale niech będzie. W większości okręgów udało się dobić targu, choć w niektórych „pakt” łamie samo KO – tak jak w Łodzi, gdzie koło kandydatki Lewicy z cichym poparciem PO startuje były prezes NIK Krzysztof Kwiatkowski. Ale takim Kwiatkowskim mało kto się przejmuje – oczy zwolenników jedności opozycji (czytaj: szantażystów spod znaku „Platformo Polskę zbaw”) zwrócone są w kierunku Kasprzaka.
Zwolennicy praw człowieka nie potrafią się zachować, więc PiS wygrywa
czytaj także
To na Kasprzaka spłynęła fala krytyki ze strony liberalnego mainstreamu, i to do niego – choć nie jest to napisane wprost – swój list otwarty zaadresowało trzech byłych prezydentów RP. W liście Wałęsa, Kwaśniewski i Komorowski mielą ze wszech miar fałszywą, ale wciąż żywą analogię Polski AD 2019 do PRL i przekonują, że albo Polacy zagłosują tak, jak zechciał Grzegorz Schetyna, albo czeka ich ocet na półkach.
Wałęsa, Kwaśniewski i Komorowski przekonują, że albo Polacy zagłosują tak, jak zechciał Grzegorz Schetyna, albo czeka ich ocet na półkach.
Przejęcie Senatu przez opozycję – lub chociaż znaczne zmniejszenie liczby pisowskich senatorów – niewątpliwie utrudniłoby PiS przepychanie ustaw niszczących polską demokrację. A że możemy się ich w kolejnej kadencji spodziewać, sam pomysł paktu jest ze wszech miar słuszny. W przypadku wyborów do Sejmu nie miałby najmniejszego sensu – partie od lewa do prawa nie były i nie są w stanie zaproponować żadnego wspólnego programu – za to Senat faktycznie można wykorzystać jako wentyl bezpieczeństwa.
Jednak pakt senacki ma sens wyłącznie tam, gdzie dokonano kompromisu i wystawiono kandydatów, którzy są do przełknięcia dla większości opozycyjnych wyborców. Jeśli już głosować do Senatu na „mniejsze zło”, to niech to zło będzie naprawdę mniejsze. A o kandydaturze Kazimierza Ujazdowskiego niestety tego powiedzieć nie można.
Nie chodzi nawet o to, że kandydat ten przez lata związany był z PiS. To świadomy i zasłużony konserwatysta, który udowodnił swoją konsekwencję, odchodząc w 2017 roku – późno, ale jednak – z szeregów PiS w proteście przeciwko niszczeniu sądownictwa. Jeśli chodzi o jego podejście do instytucji demokratycznych, skłonna byłabym przyznać, że takiej prawicy na polskiej scenie politycznej potrzebujemy.
czytaj także
Można byłoby też ewentualnie spuścić zasłonę milczenia na marne osiągi kandydata KO w resorcie kultury, którym trzykrotnie kierował, nie mając do tego zresztą zbyt wielkich kompetencji. Promował wówczas, jak to często na prawicy bywa, jasełkowo-ignorancką wizję polskiej kultury, zarzynając rozwój sztuki współczesnej (np. wyrzucając z Zachęty Andę Rottenberg), tworząc dość paździerzowy program „Patriotyzm jutra” i sypiąc milionami monet na remonty kościołów. No dobra – należy mu się plusik za zablokowanie listy lektur Giertycha, dziś wielkiego obrońcy demokracji. Tak czy inaczej w Senacie by w tym zakresie wiele nie napsocił.
Jednak jego radykalne nawet jak na polską prawicę poglądy w kwestiach kulturowo-obyczajowych dyskwalifikują go jako kandydata obozu demokratycznego. W latach 90. nazywał homoseksualizm „patologią” i nigdy się z tych słów nie wycofał. W 2005 roku obiecywał „czarną noc” zwolennikom „brutalnej propagandy postaw homoseksualnych”. Kilka lat później żądał od MSZ wyciągnięcia konsekwencji od polskiej ambasady na Słowacji, która wraz z dwudziestoma innymi placówkami wsparła prośby aktywistów LGBT+ o zapewnienie bezpieczeństwa parady równości w Bratysławie.
Ujazdowski jest również zwolennikiem całkowitego zakazu aborcji oraz kontrowersyjnej klauzuli sumienia i ramię w ramię z Ordo Iuris protestował przeciwko wezwaniom ONZ do zapewnienia bezpiecznego dostępu do tego zabiegu. Zaś w Parlamencie Europejskim głosował przeciwko zakazowi antynaukowych „terapii konwersyjnych” mających na celu „wyleczenie z homoseksualizmu”.
Naprawdę ciężko zrozumieć upór Grzegorza Schetyny w promowaniu tego polityka. W ostatnich wyborach samorządowych próbował przepchać jego kandydaturę na prezydenta Wrocławia, czemu sprzeciwiała się duża część lokalnego obozu demokratycznego – m.in. Władysław Frasyniuk, Krzysztof Mieszkowski czy były prezydent Rafał Dutkiewicz. Wtedy Schetyna się wycofał, a dzisiaj dał Ujazdowskiemu prestiżowy i bardzo liberalny okręg.
czytaj także
Centrowej Platformie potrzebne jest prawe skrzydło, ale czy uda się go zbudować z politykami ogarniętymi obsesją na punkcie cudzej seksualności, padającymi na kolana przed klerem i pozostającymi na bakier z nauką? Nie sądzę, bo zwolennicy takich postaw mają do dyspozycji PiS i nie będą głosować na jego podróby, szczególnie pod szyldem znienawidzonej Platformy. Konserwatyści z polskiej Polonii – bo ta również głosować będzie na stołeczną listę – też mają do wyboru „oryginalnego” kandydata. Za to liberalnej Warszawie Schetyna nie pozostawił żadnej opcji – i to najprawdopodobniej w imię kolesiostwa. Innych argumentów za Ujazdowskim nie widzę, a sam szef PO nie raczył w obliczu fali sprzeciwu wyborców żadnego sformułować.
Dlatego Kasprzak miał pełne prawo zaproponować swoją kandydaturę. To nie on złamał „pakt senacki” – złamał go Grzegorz Schetyna, wystawiając w stołecznym okręgu niedemokratycznego kandydata. Którego zachowanie w kampanii – niechęć do rozmów z mediami czy odmowa uczestnictwa w debacie z kontrkandydatem – tylko tę niedemokratyczność potwierdziło.
Kasprzak nie jest moim wymarzonym kandydatem. Wolałabym, żeby zamiast hamletyzowaniem i klasycznym już w polskich kampaniach czepianiem się dziennikarzy o niewystarczające wsparcie zajął się przedstawieniem swojego programu. Nie podobają mi się niektóre akcje Obywateli RP (np. kontrmiesięcznice), nie jestem też wielką fanką teatralnych gestów (bagażnikowe bohaterstwo) i megalomanii, która jest tej organizacji nieobca. Swoją decyzję o starcie Kasprzak ogłosił, dzierżąc w dłoni symbol Obywateli RP – statuetkę, która nawiązuje do gestu Tommiego Smitha z Igrzysk Olimpijskich w 1968 roku w Meksyku. Sprinter ów w trakcie odtwarzania hymnu USA podniósł rękę w czarnej rękawicy na znak poparcia dla ruchu emancypacji czarnoskórych. Srsly, Obywatele, naprawdę uważacie, że wasze doświadczenie w państwie rządzonym przez PiS jest porównywalne do segregacji rasowej?!
czytaj także
Mimo wszystko jednak bardzo się cieszę z decyzji Kasprzaka. Jego kandydatura ratuje w stołecznym okręgu skompromitowany przez Schetynę „pakt senacki”: wyborcy idą na kompromis, ale mają pewność, że oddają głos na osobę, która będzie bronić wartości demokratycznych. Zresztą nic nie wskazuje na to, by rozdrobnienie głosów w stołecznym okręgu przyniosło zwycięstwo PiS. A nawet jeśli tak się stanie – dziękować za to będziemy mogli wyłącznie Grzegorzowi Schetynie.