Kraj, Świat

Granica nie do przejścia. W Słubicach narasta frustracja [reportaż]

W Słubicach nie ma obozów ani migrantów szturmujących granicę. A jednak grupa działaczy Ruchu Obrony Granic dzień w dzień pilnuje mostów, nagrywa patrole i snuje opowieści o „wojnie hybrydowej”. Tymczasem mieszkańcy czują się zakładnikami wielkiej polityki. Reportaż z polsko-niemieckiego pogranicza, na którym narasta frustracja, napięcie i dezinformacja.

Most nad Odrą w Słubicach, poniedziałkowy wieczór. Dwóch mężczyzn w żółtych kamizelkach i trzeci w czapce z napisem „Trump” czekają, aż niemiecka policja odeśle migrantów, którym odmówiono wjazdu do Niemiec. Należą do Ruchu Obrony Granic (ROG). Porzucony stragan, z którego kiedyś sprzedawano warzywa, służy im za punkt kontrolny. Leżą na nim ulotki z postulatami ROG. Na barierce mostu wisi baner: „stop imigracji” i polska flaga. Ruch uliczny odbywa się płynnie.

– Nie robimy niczego, czego nam nie wolno – mówią mi mężczyźni.

Dzień wcześniej funkcjonariusze polskiej Straży Granicznej przejęli od niemieckiej Policji Federalnej [która odpowiada za ochronę niemieckich granic – przyp. red.] trzech Afgańczyków. Członkowie ROG i TV Republika próbowali w tej sprawie „interweniować” z pomocą kamer i oskarżeń. W ich opinii odbieranie od Niemców migrantów, którzy przekroczyli granicę nielegalnie, to przestępstwo.

Witkowski: Skąd się biorą patrole obywatelskie?

W Zgorzelcu oraz zachodniopomorskich miejscowościach przygranicznych dziesiątki rozwścieczonych młodych mężczyzn tworzyły na granicy kordony, nękając podróżnych. W Słubicach do takich scen nie doszło.

Pan Andrzej ratuje Polskę

Na godzinę dwudziestą ROG zwołał mieszkańców Słubic za pośrednictwem lokalnej grupy na Facebooku do wspólnej „kontroli” przy moście kolejowym, dwa kilometry na południe stąd. – To newralgiczny punkt. Łatwo się tamtędy do nas przedostać – mówi wysoki mężczyzna w kapeluszu przeciwsłonecznym, do którego odesłał mnie młody chłopak w żółtej kamizelce.

„Patrol” już wyruszył – samochodem w kierunku mostu kolejowego pojechało ponoć czterech słubiczan. Ja zostaję z mężczyzną w kapeluszu. Nazywa się Andrzej Piwnicki i jest emerytowanym marynarzem.

– My możemy się jeszcze uratować. Dla was, Niemców, jest już za późno – mówi. Ma na myśli migrację i wszystkie związane z nią wyzwania. Dla pana Andrzeja życie w Niemczech, Francji czy Wielkiej Brytanii to koszmar: kobiety boją się gwałtu, dziewczynki są wydawane za mąż w wieku 12 lat, panuje prawo szariatu, a wszystko potęguje wysoka dzietność migrantów. – Wasz kraj popełnił samobójstwo – mówi.

Przypadek jedynej gminy, gdzie wygrał Mentzen, czyli bezpieczeństwo znowu nie dowiozło

Pan Andrzej przyjechał tu aż z Mazur, by – jak mówi – uratować Polskę. Od kilku dni śpi w samochodzie, zmieniając się z kolegami przy „kontroli granicznej”. Najpierw był w Gubinie, od kilku dni stacjonuje w Słubicach. Planuje tu zostać do 6 lipca.

Opowiada, że był świadkiem, jak Policja Federalna zawróciła w czerwcu z Guben pięciu Somalijczyków. Gdy wrócili do Gubina, na polską stronę, ROG odesłał ich z powrotem do Niemiec. – Straż Graniczna nie zdążyła przyjechać, by ich odebrać – mówi. Somalijczycy poszli więc z powrotem do Guben, no bo skąd mieli wiedzieć, że osoby w żółtych kamizelkach nie mają żadnych uprawnień? Niemieccy policjanci przewieźli ich ponoć następnie do Coschen, małej miejscowości przygranicznej. Radiowóz miał zawrócić, gdy dostrzegli członka ROG. Podjechał on ponoć na granicę z polskiej strony i nagrywał zajście, by uniemożliwić przedostanie się Afrykańczyków do Polski. Gdzie zostali ostatecznie wysadzeni – nie wiadomo.

Biuro prasowe Policji Federalnej – które zazwyczaj potrzebuje dużo czasu na odpowiedź – nie udzieliło mi odpowiedzi na pytania dotyczące ROG.

Nad Odrą trwa właśnie rekreacyjne polowanie na ludzi. Jak do tego doszło?

– Nie może być tak, że Niemcy dyktują nam, kto wjedzie do naszego kraju – mówi pan Andrzej, jedząc czereśnie. Jego zdaniem Polska jest dziś zagrożona „wojną hybrydową” z dwóch stron.

Stoję z nim na moście już dobrą godzinę. Gdy dołącza do nas mężczyzna w czapce MAGA, rozmowa schodzi na reparacje wojenne. Dowiaduję się, że Niemcy nie mają wolnych mediów, a Angela Merkel uciekła z Niemiec do Szwajcarii. Mijają nas kolejne samochody. Doliczam się pięciu kierowców, którzy, przejeżdżając koło nas, trąbią w geście poparcia dla posterunku „żółtych kamizelek”; niektórzy pokazują przy tym kciuk uniesiony w górę, jeden zwalnia, by zawołać przez okno: „dobra robota!”. I tylko jeden z przejeżdżających krzyknął w naszym kierunku coś nieprzychylnego.

Niemcy przywożą migrantów, których już nie chcą?

Kiedy odwiedziłam „posterunek” ROG przy moście w Słubicach po raz pierwszy, jeszcze w maju, pewna słubiczanka wdała się w spór z działaczami. „Czy wy w ogóle jesteście ze Słubic?” – pytała. „Chcecie zamknąć wszystkie granice? Przecież to żadne rozwiązanie!” – przekonywała. Wdała się z mężczyznami w dyskusję. W Słubicach panuje lęk przed powrotem do bycia martwym punktem na mapie świata. Granicę z Niemcami coraz trudniej przekroczyć, a miasto często czuje się zapomniane przez odległą Warszawę.

– Od jakiegoś czasu dołączają do nas również miejscowi – twierdzi pan Andrzej.

Kampania informacyjna w kraju bez internetu. Polski rząd kontra Erytrejczycy

Nowa narracja polskiej prawicy głosi, że Niemcy przywożą pod granicę migrantów z całego kraju, których już nie chcą, i odsyłają ich do Polski. – W razie potrzeby nawet przez rzekę – uściśla pan Andrzej. Na potwierdzenie jego tezy znajduję tylko pogłoski, relacje z drugiej ręki i rozmazane nagrania.

Pytam o to znajomego z Policji Federalnej. Jest oburzony, że w ogóle rozważam, czy to może być prawdą. Wkrótce ma się udać na spotkanie służbowe w Polsce – ale w obawie o bezpieczeństwo nie pojedzie służbowym autem, ponieważ funkcjonariusze mieli otrzymywać od Polaków pogróżki.

Republika Federalna Niemiec od 7 maja nie przyjmuje wniosków o azyl na granicy i odmawia wjazdu osobom bez dokumentów. Mój znajomy uważa to za słuszne. – Polska przepuściła zbyt wielu ludzi – twierdzi. A wyrok berlińskiego sądu administracyjnego, który w czerwcu orzekł na korzyść trójki migrantów, uznając odmowę wjazdu za sprzeczną z prawem UE? Jego zdaniem – podobnie jak zdaniem ministra spraw wewnętrznych Niemiec – dotyczy tylko tej jednej sprawy.

Niemieckie władze uzasadniają to zaostrzenie prawa „stanem wyjątkowym” – samorządy są przeciążone przyjmowaniem kolejnych migrantów. Przyczyniła się do tego słabość tzw. „systemu dublińskiego”. Zgodnie z tym unijnym prawem, Niemcy nie mają podstaw do deportacji osób, które przybyły do kraju przez inne państwa UE, nie zostawiwszy śladów (np. odcisków palców). Z kolei migranci, których w świetle „systemu dublińskiego” można było odesłać do Polski, często znikali, zanim doszło do deportacji. A nawet jeśli zostali deportowani do Polski – często po kilku dniach znów pojawiali się na granicy.

Dlatego niemiecka policja „zawraca” teraz prawie wszystkie osoby, o których wiadomo, że przybyły do Niemiec z Polski – na przykład stąd, że zatrzymano ich w autobusie Flixbus z Warszawy w Frankfurcie. Według danych Policji Federalnej do końca czerwca w całych Niemczech przeprowadzono 6193 takich „zawróceń”. To nie tylko migranci, którzy przybyli do Niemiec przez polsko-białoruską granicę. Wliczają się w to również Ukraińcy, którzy przebywają w Polsce legalnie, ale nie mają prawa podróżować do innych krajów Unii Europejskiej.

Straż Graniczna, która ma około trzy razy mniej personelu nad Odrą i Nysą niż niemiecka policja, nie jest w stanie przyjąć każdego „zawróconego” po zgłoszeniu z Niemiec. Wtedy migranci zostają po prostu wysadzeni na granicy w Polsce.

Za „zawróceniami” stoi podobna logika, którą kieruje się polska Straż Graniczna, dokonując „pushbacków” migrantów na Białoruś. Różnica polega jednak na tym, że Białoruś to wrogi i autorytarny kraj, a Polska – sojusznik Niemiec i członek UE. Jednak zazwyczaj Polska nie jest krajem docelowym migrantów – są oni do niej odsyłani wbrew swojej woli.

Pogranicze w korku i opieszały Berlin

Wcześniej, w październiku 2023 roku, Niemcy wprowadziły wyrywkowe kontrole na przejściach granicznych z Polską. Najdotkliwsze są one dla mieszkańców pogranicza, którzy nie są biali. Afrykanie pracujący w fabryce Tesli w okolicy, zagraniczni studenci z frankfurckiego uniwersytetu Viadrina. W maju funkcjonariusze Straży Granicznej nie przepuścili studenta z Kenii na seminarium w Collegium Polonicum – zaledwie kilka metrów za mostem. Dla Uniwersytetu Europejskiego był to szok.

Bosomtwe: Napisałam książkę o Polsce i Polakach, a nie o czarności [rozmowa]

Po polskiej stronie niemieckie kontrole wywołują narastające od miesięcy niezadowolenie. W „dwumiastach” takich jak Frankfurt-Słubice czy Zgorzelec-Görlitz tworzą się korki, zwłaszcza w niedziele i poniedziałki. Rozgoryczeni słubiccy przewoźnicy mówią, że tracą jeden dzień pracy tygodniowo. Słubiczanie narzekają, że codzienne przemieszczanie stało się uciążliwe, bo zablokowane bywają nawet boczne ulice. W tej sprawie odbywały się już protesty. Od zeszłego roku burmistrzowie Słubic i Frankfurtu oraz politycy z zachodniej Polski próbują przekonać Berlin, by poszerzył odcinek autostrady przy punkcie kontrolnym we Frankfurcie – tak, by znów można było korzystać z dwóch pasów. Ale Berlin pozostaje opieszały – i do dziś nic się nie zmieniło.

Jak negatywne emocje wywołują w Polsce niemieckie kontrole graniczne – w Niemczech prawie nikt nie wie. Media ogólnokrajowe do tej pory prawie wcale nie pisały o samozwańczych „patrolach obywatelskich”. Wspominały tylko o tym, że premier Donald Tusk zdecydował się wprowadzić kontrole graniczne również po polskiej stronie.

Kontrole nie rozwiążą problemu

W Słubicach było zaskakująco cicho, gdy Tusk ogłosił we wtorek wprowadzenie kontroli – spełniając tym samym żądanie ROG i prawicowej opozycji. Andrzej Piwnicki, marynarz z ROG, uważa działania polskiego rządu za „pozorne”. Wielu miejscowych popiera kontrole graniczne, choć zdania w tej sprawie są podzielone. – Z jednej strony trzeba coś zrobić z presją migracyjną i niemiecką ignorancją, z drugiej – wielu zauważa dotkliwe ograniczenia w codziennym życiu uczniów, pracowników, przedsiębiorców żyjących po obu stronach granicy – przyznaje Daniel Szurka, radny miasta Słubice. Zastępca burmistrza Tomasz Stefański, zwolennik idei „dwumiasta”, skomentował decyzję Tuska w lokalnej gazecie „MOZ”: „Może to właściwa droga. Środki dyplomatyczne nic nie dały”.

Dwumiasta szukają nowych form oporu. Burmistrz Zgorzelca Rafał Gronicz zapowiedział złożenie skargi do Komisji Europejskiej na niemieckie kontrole graniczne. A Słubice odsłoniły w tym tygodniu nowe mural na ścianie biblioteki przy moście do Frankfurtu – z cytatem z Wisławy Szymborskiej: „O, jakże są nieszczelne granice ludzkich państw!”.

W prawackim świecie nikt nie chce żyć. Ale to lewacka UE ma być zagrożeniem?

Tymczasem burmistrzowie Frankfurtu i Słubic wydali wspólne oświadczenie. Wyrazili w nim zaniepokojenie eskalacją napięć pomiędzy państwami UE i wezwali polityków do znalezienia wspólnych rozwiązań, które pozwolą ograniczyć migrację i uratować strefę Schengen. Ich zdaniem kontrole graniczne temu nie służą – pogłębiają tylko koszty i napięcia społeczne.

Kandydaci na burmistrza Frankfurtu nad Odrą – wybory odbędą się we wrześniu – wyrażają „zaniepokojenie rozwojem sytuacji w sercu Europy”. Podobnie jak minister spraw wewnętrznych Brandenburgii i kanclerz Friedrich Merz proponują wspólne, polsko-niemieckie patrole. Taka współpraca toczy się od lat i uznawana była długo za wzorowy projekt. Dziś wydaje się trudna, bo obecność niemieckich funkcjonariuszy wywołuje w Polsce negatywne emocje. Jednak nawet jeśli doszłaby do skutku, nie rozwiąże najważniejszego problemu: kto przyjmie niechcianych migrantów? I jak zapobiec kryzysowi humanitarnemu jak ten na granicy z Białorusią?

Tymczasem prokuratura w Gorzowie prowadzi postępowanie przeciwko członkom ROG w sprawie nieuprawnionego wykonywania czynności funkcjonariusza publicznego oraz znieważenia funkcjonariuszy Straży Granicznej w Słubicach. W czwartek Robert Bąkiewicz, patron ROG, opublikował najnowsze wideo z Gubina. „Hit!” – skomentował z dumą. Twierdzi, że Straż Graniczna prawie przyjęła z powrotem Nigeryjczyka z Guben, ale presja i zaangażowanie mieszkańców miały temu zapobiec.

**

Nancy Waldmann – dziennikarka „Märkische Oderzeitung” w Frankfurcie nad Odrą. Pisze o Polsce, pograniczu polsko-niemieckim i Europie Wschodniej.

Z niemieckiego przełożyła Kaja Puto.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij