Jeśli opozycja dla jawnie teokratycznej, bałwochwalczej, prymitywnej wizji państwa o obliczu rozmodlonych religiantów pokroju Macierewicza czy Beaty Kempy nie ma żadnej alternatywy – niech przegrywa.
Gdy kilka dni temu pogrążony w covidowej gorączce i patrzący na Polskę z bezpiecznego zagranicznego dystansu kolega redaktor przekazał mi, że dostaniemy do zredagowania wściekły tekst Ziemowita Szczerka o wizycie papieża na Węgrzech, powiedziałem „dajemy, Polska wytrzyma”, zastanawiając się, co tam JP2 nawywijał u Madziarów.
Szybko jednak zrozumiałem, że chodzi o tego nowego, co uświadomiło mi zaskakujący, a chyba zbyt rzadko podkreślany w debacie publicznej fakt – Jan Paweł nie żyje niemal od 20 lat. Trwające od kilku dni kłótnie odbywają się nad jego fantomowym ciałem. Owszem, rozmawiamy o „wykorzystywanym politycznie” papieżu „symbolicznym”.
Papież jedzie na Węgry, czyli Kościół i skrajna prawica to już w zasadzie jedno i to samo
czytaj także
Zapominanie o tym sprawia, że można odnieść wrażenie, że Platforma Obywatelska i oświeceni centryści mają trochę racji – dyskutowanie tej postaci i jej zachowań dziś, w obliczu powszechnie znanej litanii Wielkich Wyzwań, to na dobrą sprawę temat drugorzędny, dla podstarzałych koneserów krakowskiej konserwy. Niestety wygląda na to, że Jan Paweł II, jego wędrujący po Węgrzech ziemski odpowiednik, a nawet sama Bozia niewiele do tej pory zdziałali w kwestii bomb fosforowych spadających na domy zwykłych Ukrainek i Ukraińców czy cen mieszkań w Polsce i trudno się spodziewać, by kolejne tygodnie miały przynieść rewolucyjne zmiany.
W pewnym sensie powinniśmy więc zająć stanowisko podobne do Adama Michnika, który tak jak w złotych czasach afery Rywina zaserwował nam niezwykle zgrabne działanie wyprzedzające. W rozmowie z Dominiką Wielowieyską parę tygodni temu mówił „Ja nie wierzę w to, choćbyś ze mnie pasy darła, że papież świadomie krył zbrodniarzy”. Moja redakcyjna koleżanka Agnieszka Wiśniewska dostrzegła w tym parafrazę słynnego hasła „Gazety Wyborczej” – nam jest wszystko jedno. Mogą dziennikarki i reporterzy GW pisać ile wlezie o przewinach JP2, ale ich naczelny wierzy w co innego i co mu zrobicie.
Moglibyśmy przystać na takie warunki, a jednak ideologicznie bliski Michnikowi Tomasz Lis nazwał ostatnio dziennik Krytyki Politycznej „portalem komunistycznym” za użycie humorystycznego cenzookreślenia „bestia z Wadowic”. Nie żebyśmy się obrażali, choć nawet telewizja rządowa kilka godzin później w atakującym nas artykule zdobyła się na określenie „lewicowy portal”. Co więcej, w tym, że walenie w papieża „zaszkodzi opozycji”, zgadzali się prawi i lewi, Jaki i Kaleta, Lis i Gmyz, solidaruchy i postsolidaruchy.
czytaj także
Na szokującą dla wielu prawdę trudno jednak zareagować większymi emocjami. Dla mających ciekawsze zajęcia niehistoryków próba tuszowania pedofili w kościele przez Breżniewa Watykanu od bardzo dawna nie jest sensacją. Wiele wskazuje też na to, że papież nie był gorącym orędownikiem gwałcenia młodych chłopców – przeciwnie, wczesne dostrzeżenie wielkiego zła w zarządzanej przez niego organizacji promującej się na obrońcę cywilizowanych wartości poruszyło go na tyle, że źródło współczesnego zepsucia odnalazł w seksie. Nie w seksie starszych księży z małymi chłopcami, nie w seksie przemocowym czy choćby po prostu nieudanym – tylko w seksie. W rozpadzie rodziny, a nie chciwości, głupocie i eksploatacji; w seksie, a nie systemowych nierównościach i patriarchacie, elastycznie i partykularnie pojmowanym komunizmie, czy choćby w radzieckim albo amerykańskim imperializmie.
Wojtyła nie był oczywiście pionierem w zaszczepianiu tej prostackiej ideologii coraz bardziej skomplikowanemu światu – ale też większość pionierów nie pełniła funkcji głowy państwa i szefa obejmującej cały świat biurokratyczno-kościelnej struktury.
Dlatego „szkalowanie” papieża zawsze było próbą spuszczenia powietrza z balonu, które i tak prędzej czy później musiało ulecieć – stopniowo albo z hukiem. 20 lat po śmierci martwy papież, rządzący Watykanem przez chaotyczne i dynamiczne ćwierćwiecze, w czasie którego odkryto internetową pornografię, będzie problematyczny, teraz i zawsze, jako fantom współrządzący zza grobu Polską po pandemii i wojnie – nawet gdyby o pedofilii nie wiedział prawie nic. Ilu postaciom historycznym udawało się na dłuższą metę doczekać jednoznacznie pochwalnej oceny – nie wspominając o kulcie czy byciu władcą narodu? „Świętość” nie ma tu oczywiście nic do rzeczy, Kościół katolicki beatyfikuje teraz nawet płody.
Możemy więc czekać na wyniki śledztw, z których dowiemy się, że wiedział więcej lub mniej, ale czekać będą pytania o prezerwatywy dla umierających na AIDS Afrykanek, przymus rodzenia upośledzonych płodów czy bierność Kościoła wobec ludobójstwa w Rwandzie. Przez kolejne 20 lat będziemy musieli kwestionować niedorzeczne gawędy Lisów, Michników, Rosiaków i Kolend-Zaleskich o tym, jak to papież w pojedynkę obalił komunę, choć zrobili to już wielokrotnie zgoła nielewicowi historycy i publicyści. Równie dobrze, bez pożytków, ale i strat dla estetyki i głębi rozumienia procesów historycznych, moglibyśmy stawiać pomniki Gorbaczowowi albo kryzysowi naftowemu z lat 70.
Pozostaje dochodzenie prawdy przez ofiary, ich ból i potrzeba wyjścia z traumy, ale z punktu widzenia państwa i pytania o miejsce w nim kleru, idoli, bóstw i innych mitologicznych postaci, których jarmarczny katolicyzm przecież nie szczędzi – Jan Paweł II mógł nawet fruwać, uzdrawiać i czerpać zyski z handlu kokainą. To nie ma znaczenia. Chodzi o fantom, o symbol. A my, komunistki i komuniści, w zdecydowanej większości nie chcemy stawać po stronie jednego z kolejnych podzbiorów „Polski podzielonej na pół”, jeśli do wyboru jest państwowy kult papieża o-ile-nie-chronił-pedofilów czy kult papieża niezależnie od jego postawy. Jeśli odrzucenie tego wyboru jest równoznaczne ze szkodzeniem opozycji – będziemy jej szkodzić i dbać o jej złe imię długo po śmierci.
czytaj także
Niestety, Tusk i jego kseroboje jak Hołownia czy Kosiniak nie są w stanie powiedzieć swoim kibolom: możecie sobie wyznawać nawet kult Baby-Jagi, nikt tego nie kontroluje, tu chodzi o świeckość państwa, sprawiedliwość wobec słabszych. Katoliccy rodzice, wysyłajcie swoje katolickie dzieci pod opiekę do katolickich księży i później mówcie bez żadnych konsekwencji, że żyliście pod kamieniem, skąd mogliście wiedzieć, przecież wszędzie zdarzają się zatrute owoce. Ale nawet jeśli papież był jednak najsympatyczniejszym chłopem stulecia, nie powinien 20 lat po śmierci współrządzić krajem z Kaczyńskim i Rydzykiem, zastraszającymi nas, postępowców, siłą faszystowskiej masy.
Tymczasem opozycja zachowuje się, jakby czekała na informacje o tym, że Jan Paweł II wiedział jednak troszkę mniej, by móc wrócić do swojego codziennego zaściankowego bałwochwalstwa, chodzenia na palcach przy elektoracie dyktującym współobywatelom teokratyczne standardy.
czytaj także
PiS, łapiąc się papieskiej narracji, powiedział: policzmy się – pozycja, którą w tym skandalu zajęła partia, nie jest hipokryzją, rząd mówi otwarcie, że Kościół, umoczony w skandale nie tylko pedofilskie, ale też szczujący na ludzi bez względu na koszty dla zachowania swoich garaży i przywilejów, a także jego eksszef – są spoiwami wspólnoty narodowej, która jest równoznaczna ze wspólnotą państwową. Partia rządząca po ujawnieniu kolejnych informacji o tuszowaniu pedofilii w Kościele po prostu przytaknęła i powiedziała – zgadza się, jesteśmy partią, która chce rządów autorytarno-narodowo-teokratycznych. „My przyszliśmy tylko złożyć wam ofertę”.
Ale PO w sprawie katolickich fundamentów wspólnoty mówi mniej więcej to samo, tyle że ma całe grono księży tak fajnych, że mógłby ich zagrać Dawid Ogrodnik. A także Romana Giertycha, będącego odpowiednikiem Rydzyka dla Kaczyńskiego w 2006 roku – porywaczem dla politycznego okupu, ideologicznym szantażystą i dyktatorem narracji. Na tym analogia się nie kończy – postawienie na Giertycha to przyznanie się do ostatecznego upadku wiary w możliwości demokratycznej polityki.
Nie łudźcie się, że Tusk zajmie się jakimiś powyborczymi rozliczeniami. Że będzie miał czas, żeby wziąć się za Ziobrę czy pisowską ośmiornicę medialno-polityczną, która czasem może doprowadzić do śmierci syna koleżanki. I nie, Platforma Obywatelska wbrew rządowej propagandzie nie jest partią pedofilii. Nie jest też partią obrońców pedofilii, nawet jeśli jej reakcja na dyskusję o JP2 budzi odrazę. Ale niebycie partią pedofilii i obrońców pedofilów to raczej program minimum.