Świat

Papież jedzie na Węgry, czyli Kościół i skrajna prawica to już w zasadzie jedno

Co łączy papieża Franciszka z Putinem, Łukaszenką, Orbánem, Kaczyńskim czy nawet irańskimi ajatollahami?

Prawica, przynajmniej polska, wchodzi w coraz mocniejszy kryzys dotyczący wyznawanych przez siebie ideologii i dogmatów.

Mało, że antyzachodnia narracja, według której to na Zachodzie – złym, zlaicyzowanym, tęczowym itd. – czyhają największe zagrożenia dla tradycjonalistycznej rzekomo Polski, została naczelną narracją putinowskiego reżimu, który nie tylko bombarduje Ukrainę, ale i grozi Polsce.

Mało, bo teraz jeszcze papież rzymski Franciszek, ostoja i opoka katolickiego chrześcijaństwa – które to, z kolei, też jest rzekomo ostoją i opoką polskości – wyrusza na Węgry, spotkać się z Viktorem Orbánem.

Człowiekiem, który jest sojusznikiem Władimira Putina i który dwoił się i troił, żeby nie podawać przypadkiem ręki Wołodymyrowi Zełenskiemu, gdy ten odwiedzał Brukselę w tym samym czasie, gdy był w niej Orbán.

Orbán jest ojcem założycielem systemu polityczno-ekonomicznego, w ramach którego kolejni autorytarni konserwatyści wprowadzają „demokraturę”: partia rządząca do tego stopnia opętuje instytucje polityczne i kontroluje gospodarkę, że za pomocą wolnych wyborów nie da się jej w zasadzie ruszyć z miejsca.

Orbán wprowadził ten model na Węgrzech, skopiował go potem niemal kropka w kropkę Aleksandar Vucić w Serbii, a w Polsce próbuje go wprowadzić Jarosław Kaczyński, który przecież po to know-how specjalnie do Orbána pielgrzymował. A w chwili, gdy wszyscy w Europie wiedzieli już o tym, że Putin wcześniej czy później napadnie na Ukrainę, PiS organizował międzynarodówkę sojuszników Putina i Orbána. Dlatego że jest z nimi tożsamy ideologicznie.

Przeciw „eurosodomie” choćby z fanami Putina

No więc tak, wszystko wskakuje na swoje miejsce, wszystko gra w zasadzie idealnie. Polska znów jest – z geopolitycznej konieczności – w obozie demokratycznym na arenie nowego światowego konfliktu, jej władza jednak do tego obozu nie za bardzo pasuje, tak samo, jak nie pasowała sanacyjna, zamordystyczna Polska do obozu aliantów w czasie II wojny światowej. Systemowo Polska ówczesna przypominała bardziej – cóż poradzić – Włochy Mussoliniego niż Francję czy Anglię, a jej nacjonalistyczne i antysemickie zacięcie ocierało się momentami o to, co się działo w nazistowskich Niemczech.

Teraz w zasadzie jest podobnie. Co łączy Franciszka, Putina, Łukaszenkę, Orbána, Kaczyńskiego, a do tego jeszcze, powiedzmy, Erdoğana, ba, nawet irańskich ajatollahów? Cóż: to, że wszyscy sprzeciwiają się zachodniemu „zepsuciu” i „dekadencji”, nie przyjmując do wiadomości, że patrzą oto nie na zepsucie, a na uwolnienie coraz większych grup społecznych z gorsetów ciasnych zasad i założenia, że ukryty gdzieś na górze „naczelny moralista” musi myśleć za nich, zakazując im tego, owego czy innego z tego, owego czy innego powodu.

Co ciekawe, do ekip tych, co prawda z drugiej strony, dołącza coraz bardziej rozmoralizowana „woke’owa” lewica, która coraz częściej chce sięgać po podobne narzędzie, jakie postuluje prawica, czyli cenzurę, kontrolę społeczną itd. Wielu na tej lewicy zresztą, szczególnie na Zachodzie, jest gotowych wybaczyć Putinowi i Łukaszence ich zamordystyczność, totalitarność i agresywność, a w przypadku Rosji – i imperializm, byle tylko sprzeciwić się NATO, nie dostrzegając, że w Europie Wschodniej faktycznie pełni ono funkcję ochronną, bo mało komu w rzeczywistości podoba się wpadnięcie w orbitę wpływów Rosji.

Zachód chce nam objaśniać świat. Czego nie wie o Europie Wschodniej?

Prawica jednak, jak się wydaje, nie ma również specjalnych pretensji do systemu politycznego, który wprowadził Putin. Rosja nie jest dla prawicy zła dlatego, że jest opresyjnym państwem policyjnym, paleokonserwatywnym, o systemie przypominającym bandycki feudalizm, z kultem jednostki i oczadziałego nacjonalizmu.

Nie jest, bo prawica zarówno w Polsce, na Węgrzech, jak i w Turcji czy w Iranie jest taka sama. Różni się tylko skala. A poparcie elit religijnych dla takich systemów, czy to poparcie katolickiego kleru udzielanego frankistowskiej Hiszpanii, ustaszowskiej Chorwacji, Polsce PiS czy Węgrom Orbána (a i na przykład faszystom od Kotleby na Słowacji), czy poparcie kleru prawosławnego dla Putina, czy środowisk religijnych dla Erdoğana albo Iranu – pokazuje, że nie ma tutaj żadnych przypadków. I nieprzypadkowo ani Polska, ani Węgry nie chcą zrezygnować z dobrych stosunków z irańskim reżimem w czasie, gdy ten dusi w swoim kraju powstanie przeciwko systemowi politycznemu opartemu na religijnym fanatyzmie.

Rosja jest dla PiS zła tylko dlatego, że jest Rosją. Tylko dlatego, że antysąsiedzka obsesja jest typowym rysem charakterystycznym dla takich autorytarnych, konserwatywnych, prostackich i niekontrolowalnych reżimów. Nie chodzi tu o to, jaka jest Rosja. Chodzi o to, że jest Rosją.

PiS, od kiedy tylko doszedł do władzy, odtworzył tradycyjną i nikomu do niczego w zasadzie niepotrzebną strukturę, w ramach której Polska znów leży pomiędzy dwoma odwiecznymi wrogami. Bo tak robią nacjonalistyczne reżimy. Nienawidzą swoich sąsiadów – bo tak. Bo tak wygląda myślenie narodowych konserwatystów. Chorwaccy ustasze nienawidzili Serbów, bo Serbowie są Serbami. Naziści nienawidzili Polaków, bo Polacy są Polakami. Nawet z Ukrainą, z którą dziś łączy nas wielka przyjaźń pod płaszczem NATO, PiS w pewnym momencie rozmontował prawie stosunki w imię historycznych obsesji. Nie bez winy Ukrainy notabene, ale tam przed Zełenskim, przypomnijmy, rządził Poroszenko, kreujący się na hiperpatriotę.

Zabawne również było, gdy PiS organizował jesienią 2021 roku tę swoją międzynarodówkę nacjonalistów i populistów, którzy praktycznie co do jednego zblatowani byli wówczas z putinowską Rosją (bo nie ma w niej niczego złego z punktu widzenia autorytarnego, konserwatywnego populizmu), ale nie zaprosił na nią ultraprawicowej AfD. Powód? AfD jest niemiecka, a Niemcy graniczą z Polską.

Ot, taka mała systemowa niekonsekwencja: w zasadzie przecież AfD nie ma agendy specjalnie różniącej się od innych nacjonalistycznych populistów chcących „nowego ładu” w Europie, i nawet czasami redaktorzy polskich prawicowych portali wyrażali dla nich poparcie czy zrozumienie. No ale po raz kolejny okazało się, że dla „wstających z kolan” autorytarystów największym zagrożeniem są „wstający z kolan” autorytaryści – wtedy, gdy rządzą po sąsiedzku.

Obrona pedofilów nigdy nie była dla PiS problemem

I powrót do takich egoistycznych rządów w Europie jest prościuteńkim powrotem do systemu ciągłych tarć i konfliktów. A Kościół katolicki – tak się składa – tradycyjnie popiera właśnie takie rządy. Nigdy „lewackie”, „postępackie” czy chcące zmieniać istniejące struktury na takie, w ramach których jednostka będzie bardziej swobodna, a społeczeństwa – bezpieczniejsze.

Tak więc – cóż. Czy dziwi mnie, że papież Franciszek poleci właśnie na Węgry, tam, gdzie jest miejsce jego, jego instytucji, jego poglądów i filozofii społecznej? Absolutnie nie. I dziwię się, że ktokolwiek się dziwi.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Ziemowit Szczerek
Ziemowit Szczerek
Dziennikarz i prozaik
Dziennikarz i prozaik, autor książek „Siódemka”, „Przyjdzie Mordor i nas zje, czyli tajna historia Słowian”, „Rzeczpospolita Zwycięska”, „Tatuaż z tryzubem”, „Międzymorze. Podróże przez prawdziwą i wyobrażoną Europę Środkową” oraz współautor zbioru opowiadań „Paczka radomskich”. Laureat Paszportu „Polityki”. Pisze dla „Polityki”, „Nowej Europy Wschodniej” i „Tygodnika Powszechnego”.
Zamknij