„To nie seksu nienawidzę. Nienawidzę tego, że kiedyś ktoś mi wmówił, że mu się ode mnie ten seks należy”.

„To nie seksu nienawidzę. Nienawidzę tego, że kiedyś ktoś mi wmówił, że mu się ode mnie ten seks należy”.
Opiekunom takim jak ja czy serialowe matki Pingwinów odmawia się prawa do własnego życia, bo zamiast żyć, pracować i realizować się w tym, w czym potrafią, mają wyręczyć państwo w zajęciu się Pingwinem.
Wybór Nawrockiego i błyskawiczna kampania przeciwko niemu z jądra PiS to kolejna odsłona wewnętrznych walk frakcji, coraz śmielej rozparcelowujących między sobą to, co zostanie z partii w najbliższych miesiącach.
Wiadomość, że służby działają tak jak za PiS, na polityczne zlecenie rządzącej partii, to poważny cios w zaufanie wyborców.
Kluczową strategię, kamień węgielny polityki pracy, mieszkaniówki, zdrowia i kultury na najbliższe dziesięciolecia eksperci oceniają jako bubel.
Mentzen kandyduje na prezydenta, bo wszyscy dookoła o tym mówią i gdzieś podsłuchał, że to prestiżowe stanowisko. Jest rodzajem człowieka, który kupuje najnowszy model nart Rossignola, chociaż nie ma nawet butów narciarskich. Mają tylko stać w przedpokoju, żeby goście widzieli.
Nawrocki widzi Polskę podzieloną między zaborców i to ją chce odzyskiwać. Trzaskowski powinien zasypywać podział między Polską A i B.
Znając sondaże i badania, Trzaskowski mógł za szybko uwierzyć, że sprawa jest pozamiatana i nikt mu nie stanie na „autostradzie”. Tyle że z metaforami autostradowymi jest w Polsce pewien problem.
Można sobie wyobrazić, że PiS jest tak niepewne, na kogo postawić, że wypuszcza teraz balon próbny z „kandydatem obywatelskim”, by w razie czego zmienić go na partyjnego.
Łukasz Łachecki rozmawia z Michałem Sutowskim, autorem biografii politycznej Aleksandra Kwaśniewskiego, której pierwszy tom ukazał się właśnie w Wydawnictwie Krytyki Politycznej.
Typowanie kandydata w PiS to czas mierzenia sił rozmaitych frakcji Zjednoczonej Prawicy, która cierpi, bo nie dość, że została odsunięta od pieniędzy budżetowych, spółek skarbu państwa i innych synekur, to jeszcze PKW odebrała jej subwencję w wysokości 75 mln zł.
Mocą nadanego sobie wzajemnie autorytetu Robert Kuśmirowski i Masza Potocka raczyli przedstawić tę drugą jako ofiarę prześladowań, reprezentantkę grupy mniejszościowej, przez wieki narażonej na systemową, społeczną i symboliczną przemoc.