Wsparcie Wspieraj Wydawnictwo Wydawnictwo Dziennik Profil Zaloguj się

Nienawiść do futbolu, pogarda dla ludzi

Jeszcze przed tym, jak Karol Nawrocki wprowadził się do Pałacu Prezydenckiego, dyskusja o politycznych wyborach i motywacjach kibiców piłki nożnej rozgorzała na nowo ze zwielokrotnioną siłą. Co na ten temat mówią elity? Przyjrzyjmy się zarzutom prof. Magdaleny Środy wobec orlików.

Kontekst

Związki prezydenta Nawrockiego ze środowiskami kibicowskimi budzą wiele emocji już od czasów kampanii wyborczej.

🔥 Prof. Magdalena Środa w jednym z wywiadów określiła piłkę nożną jako zjawisko „reaktywujące uczucia plemienne”, „przygotowujące ducha militarnego” i „podtrzymujące atmosferę wojenną”. Jej zdaniem państwo wspiera nacjonalizm poprzez budowę orlików.

💥 Wypowiedź zawierała szereg kontrowersyjnych tez: od utożsamienia dziecięcej gry w piłkę z reprodukcją przemocy, po twierdzenie, że każdej władzy zależy na istnieniu kibolstwa jako „wentylu bezpieczeństwa”.

Piłka nożna co rusz znajduje się w centrum politycznego żywiołu. Sprzyjają temu współczesne środki komunikacji. Wymierzone w Tuska przyśpiewki garstki kibiców reprezentacji w Kownie czy race na murawie Stadionu Narodowego podczas meczu z Holandią przełożyły się na utrwalenie obrazu kibica – prawicowego oszołoma. A to poważny błąd poznawczy.

Czytaj także Piłeczka – męskie porno pauperum. O „porządek” poza stadionem nie od dziś dbają kibole Przemysław Witkowski

Lubię małe stadiony – w miasteczkach, na wsiach. Gdy je mijam, czuję ciepło w sercu. Myślę sobie: ktoś tu zostawia serce, morze potu i emocji. Gdy widzę kopiące piłkę dzieciaki, rozczulam się – ile w nich prostej radości! Ale prof. Magdalena Środa w trakcie rozmowy w Radiu Rebeliant pokazała, że ma inną optykę: orliki ją brzydzą, a biegające po boisku brzdące to przyszli bojówkarze i gangsterzy.

Czy orliki produkują nacjonalizm?

Gdy pracowałem w klubie piłkarskim, prowadziłem czasem treningi dla dzieci, w zastępstwie trenerki. Kiedyś przyszła 12‑latka z mamą — przygaszona, niepewna. Wcześniej trenowała sztuki walki; to był jej pierwszy trening z piłką. Obawy prysły, gdy dotknęła futbolówki. Po godzinie była wulkanem energii: zdyszana, naładowana endorfinami, zbijała piątki z koleżankami. Z boiska zeszła z nową pewnością siebie. Gra do dziś, w lidze młodzieżowej.

Dla Magdaleny Środy ta dziewczynka nie istnieje. Podobnie jak setki tysięcy dzieci i dorosłych czerpiących radość z kopania z piłkę. Jak chłopaki z małego miasteczka, dla których meczyk na orliku jest jedyną alternatywą wspólnotową wobec kościoła i picia pod sklepem. Jak dziewczyny z konserwatywnych rodzin, które wyczynami na boisku pokazały bliskim, że to, co uważane za „męskie” może być również ich pasją. Czy koledzy z korporacji, dla których meczyk na orliku jest jedyną wspólną odskocznią od kieratu „kejpiajów”.

Ich wszystkich profesor filozofii umieszcza w jednej kategorii – z kryminałem i faszolami.

Środa twierdzi, że „państwo, budując orliki, tworzy ducha rywalizacji, który przeradza się w nacjonalizm”, a ten podobno prowadzi do wojen i zbrodni. Wyobraźmy to sobie: maluch zakłada korki, kopie, drybluje, strzela gole – i tak krok po kroku aż do serii z AK47 i masowych grobów.

Czytaj także Jak mężczyźni zabrali kobietom piłkę nożną Wojtek Żubr Boliński

Może brak mi wyobraźni, ale coś tu się nie klei. Jeśli rywalizacja jest sama w sobie patologiczna, dlaczego Środzie przeszkadza tylko ta na boisku piłkarskimi? Czy olimpiady matematyczne nie są wprowadzeniem do rzezi etnicznych? A sprzedaż lemoniady pod blokiem nie wyzwala żądzy krwi? W końcu to przysposobienie do rynkowej rywalizacji.

Albo inaczej: czym wyjątkowo winne są nogi w porównaniu z rękami szczypiornistów? Wirus nacjonalizmu replikuje się tylko przy kopaniu futbolówki? Taka selektywna analiza bardziej ujawnia symptomatologię uprzedzenia niż wolę rzetelnej diagnozy zjawiska.

Poszukiwanie korzeni nacjonalizmu na orliku jest podobnie spójne logicznie, co obwinianie torów gokartowych o zabójstwa drogowe w wykonaniu pijanych kierowców, klubów tanecznych o epidemię narkomanii, a lekcji WF-u o zachęcanie do zażywania sterydów.

Boiska, które zmieniły Polskę

Jak to jest z tymi orlikami?

Jest ich w Polsce ponad 2,5 tys. Nie są doskonałe. Już po kilku latach wymagały wymiany nawierzchni, bo użyto materiałów fatalnej jakości. Wypełniacz – czarny granulat – pochodzi z recyklingu zużytych opon. Potrafi się nagrzać do temperatury 80 stopni. Wydzielają się wtedy toksyczne miazmaty, a na stopach pojawiają się oparzenia.

Pojawiają się też głosy, że regularna gra na sztucznej murawie niszczy stawy, nadwyręża przyczepy ścięgien i więzadeł, a nawet potrafi doprowadzać do patologii pięt, kości piszczelowych, lub co gorsza – kręgosłupa. To są merytoryczne argumenty przeciwko regularnej grze na sztucznej murawie.

Trzeba sobie uświadomić jedno: dzięki orlikom przeszliśmy na zupełnie inny poziom problemów. Projekt Tuska – dosłownie – zmienił oblicze tej ziemi. Każda gmina ma dziś płaski plac do gry w piłkę nożną wraz z socjalnym zapleczem – szatniami, prysznicami, oświetleniem. A to w Polsce sprzed 2012 roku nie było standardem. Kto dorastał w najtinsach, ten kopał na łąkach, przyblokowych trawnikach czy betonowych placach. Kluby szkoliły na koszmarnej jakości boiskach, które zimą zamieniały się na zmianę w błoto lub zmarzlinę. Jeśli chodzi o jakość infrastruktury szkoleniowej, mówimy więc o cywilizacyjnym skoku.

Polska cierpi na dramatyczny deficyt boisk piłkarskich. Podczas ostatnich trzech dekad miasta sprzedawały służące im obiekty deweloperom. W Warszawie są dzielnice, w których nie ma pełnowymiarowych boisk. Orliki ratują więc system szkolenia dzieci na kluczowym etapie rozwoju – przed 13. rokiem życia, zanim przeniosą się na duże boisko.  Bez nich nie byłoby możliwe istnienie świetnych akademii, prowadzonych przez pasjonatów. Bo kogo stać na zakup ziemi i postawienie własnego obiektu?

Dryblingiem do faszyzmu

Środa uważa, że z orlika wiedzie droga do rozrób stadionowych i nacjonalistycznej bandyterki. Ciekaw jestem, ilu piłkarzy i kiboli miała okazję poznać? Z moich obserwacji wynika, że jest dokładnie odwrotnie: sport, w tym również futbol, odciąga od patologii, pozwala rozładować emocje, uczy współpracy i współodpowiedzialności – za siebie i drużynę.

Treningi kodują najlepsze nawyki: systematyczność, wytrwałość i planowanie. Jeden z działaczy niemieckiego St. Pauli powiedział mi kiedyś, że futbol odciągnął od kryminału więcej młodych ludzi niż wszystkie programy edukacyjne i ruchy społeczne razem wzięte. Były kapitan Legii Warszawa, Josue, wyznał w jednym z wywiadów, że gdyby nie piłka nożna, zostałby złodziejem. Wojciech Kowalczyk, chłopak z warszawskiego Bródna, mógł skończyć na Białołęce, ale skończył w Barcelonie – ze srebrnym medalem olimpijskim na szyi. A wszystko zaczęło się od tego, że zaczął kopać na małym stadionie Poloneza.

Opowieści o tych, którzy przez boisko wybili się z biedy i usłyszał o nich świat, jest multum. Ukazują one zarówno piękno, jak i niesprawiedliwość naszego świata – w końcu chcielibyśmy, by nie tylko nieliczni i utalentowani fizycznie mieli szansę na awans społeczny. Bardziej poruszają mnie historie ludzi, którym piłka pomogła wyjść z życiowego dołka.

Taka jak mojego kolegi – po śmierci matki, całkiem rozbity, gdy depresja i pustka przemalowały mu świat na czarno, skorzystał z narzędzia, które pomagało mu w trudnych momentach w dzieciństwie – poszedł grać w piłkę z ziomeczkami. Boisko porwało go na nowo, odciągnęło od destrukcyjnych zachowań, pomogło na nowo ustalić współrzędne własnej wartości i wiary w dobrą przyszłość. Dziś jest gwiazdą amatorskiej ligi orlikowej, szczęśliwie zakochany – w piłce i kobiecie, którą poznał, gdy pozbierał się z najgorszego.

Kim są kibice piłkarscy?

Profesor Środzie przeszkadza też kultura kibicowania. „Nie byłoby meczu, gdyby nie tzw. Żyleta” – mówi, utożsamiając wszystkich fanów z grupami kryminalnymi. Te oczywiście na trybunach istnieją, podobnie jak w każdej innej formie wspólnotowości, wśród kibiców także mamy zachowania patologiczne i antyspołeczne. Nie można wypierać problemu infiltracji środowisk kibicowskich przez skrajną prawicę czy istnienia zorganizowanej przestępczości.

Diagnoza Środy jest jednak generalizacją, obraźliwą dla ogromnej większości kibiców. Nienawiść, przemoc i nawalanki dotyczą nielicznych grup przy dużych klubach. Na przygniatającej większości stadionów mecze odbywają się w swojskiej atmosferze, przy wzajemnym szacunku. Podróżując po Mazowszu z klubem piłkarskim z Warszawy, poznałem serdecznych ludzi, pracujących społecznie przy swoich klubach: Łaskarzew, Wilga, Wólka Mlądzka, Pułtusk. Pieką kiełbaski, malują linie na boisku, naprawiają murawę zrytą przez dziki. Każdy mecz jest świętem, które dzielą z przyjezdnymi. Nikt nikogo nie bije ani nie obraża. Tak wygląda rzeczywistość ogromnej większości stadionów w Polsce.

Pomińmy już fakt, że „Żyleta” jest tylko jedna – to trybuna najbardziej zagorzałych fanów Legii Warszawa. Diagnoza Środy więcej mówi o jej rozpoznaniu rzeczywistości niż o kibicach. Bo futbol to przede wszystkim największy znany aparat integrujący. Po upadku dużych zakładów przemysłowych klub piłkarski w wielu ośrodkach jest najsilniejszym czynnikiem tożsamościowym, wyzwalającym dumę z bycia członkiem lokalnej wspólnoty. Kibicem jest każdy – profesor i patus, księgowa i kierowca, uczeń i emeryt. To chyba jedyny moment, gdy ci ludzie mogą być razem i odczuwać wspólnotę emocji.

Oczywiście, ta wspólnota może być nośnikiem ideologii, jednak jej charakter zawsze jest odbiciem układu sił w danym społeczeństwie. W Hiszpanii, Holandii i Niemczech mamy więcej lewicowych grup kibicowskich, w Europie Środkowo-Wschodniej dominuje prawicowy nacjonalizm. W Brazylii ruch kibicowskim był jednym z głównym ośrodków oporu przeciwko juncie. W innych krajach pokrywał się z podziałami etnicznymi czy religijnymi.

Czytaj także Czy kobieca piłka nożna jest feministyczna? [rozmowa z Karoliną Wasielewską] Paulina Januszewska

Ten, kto najgłośniej krzyczy, niekoniecznie reprezentuje resztę – ustalmy to raz na zawsze. To trudne w erze mediów społecznościowych, gdy urywek całości staje się emblematem. Przykładem takiego skrzywienia jest to, co wydarzyło się na Narodowym podczas meczu z Holandią. Niemal caly stadion gwizdał, gdy grupa odklejeńców zaczęła rzucać race na murawę.

Tak samo z Nawrockim i jego rzekomą popularnością wśród kibiców. Mało kto zauważył, że prezydent pojawił się tylko na jednym stadionie ligowym – w rodzimym Gdańsku. O tym, że z sympatiami politycznymi bywa różnie, pokazuje przykład Poznania, gdzie nawet najbardziej zagorzali kibice nie wywiesili transparent popierających Nawrockiego podczas kampanii. Na tym samym obiekcie wybrzmiewało kiedyś „Jebać PiS”.

Zakochać się na stadionie

W czasach anomii więzi społecznych, gdy ludzie coraz rzadziej spędzają ze sobą czas, wspólne wyjście na mecz czynnikiem reintegracji. Na poziomie rodziny takie chwile budują piękne wspomnienia. Gdy miałem 9 lat, tata zabrał mnie na trzy mecze Ekstraklasy jednego dnia (takie rzeczy były możliwe tylko w Poznaniu w połowie lat 90.). Gdy w okresie dorastania miałem z nim trudne relacje, gol dla Lecha w dogrywce słynnego meczu z Austrią Wiedeń był jedynym, kiedy w porywie beztroskiej radości rzuciliśmy się sobie w ramiona. Pierwsza randka z moją narzeczoną – stadion Lecha, pierwszy dreszcz zakochania – miesiąc później, również na Bułgarskiej. Sporo tych pięknych wspomnień.

Ignorowanie integrującej mocy i obwinianie piłki nożnej jako takiej za rozrost ekstremistycznych ideologii jest dramatycznym błędem poznawczym, a w przypadku profesorki filozofii – sygnałem alarmowym. Ta łódź odbiła daleko od brzegu. 

Filozofka, która przestała poznawać

W wypowiedziach profesor Środy przebija się jedna silna emocja – pogarda. W stosunku do ludowej rozrywki, z pozycji przeświadczenia o własnej wyższości – intelektualnej i moralnej. Co smutniejsze, Środa z niechęcią odnosi się też do prostej, wspólnotowej radości. Pogardza ludźmi świętującymi sukcesy swoich drużyn, ganianiu za piłką dopisuje kuriozalne następstwa.

Czytaj także „Słaba płeć tak szybko nie biega”. Jak zniszczono karierę polskiej gwiazdy lekkoatletyki Anna Sulińska, Adam Cymer

Uderza jej selektywność: Iga Świątek jest „w porządku”, bo tenis, szczególnie w wydaniu żeńskim mieści się w estetyce elity; natomiast piłka nożna to „zero pozytywnych wartości” i „duch plemienny”. Środa przegrała jako naukowczyni; miała to być odważna egzegeza zjawiska społecznego, a wyszła manifestacja uprzedzenia, na dodatek sygnowana akademickim tytułem.

W jej podejściu razi brak ciekawości. Filozofia, jeśli ją traktować poważnie zaczyna się od pytania, a nie od odrzucenia. Tymczasem Magdalena Środa w swoich atakach na orliki objawia się jako osoba pełna uprzedzeń, zamknięta w dawno niewietrzonej szopie przekonań, kierująca się niechęcią, uproszczoną wizją świata, bez potrzeby poznania jego złożoności. Pewne jest jedno – u przeciętnego bywalca stadionu można odnaleźć więcej intelektualnej przenikliwości.

Komentarze

Krytyka potrzebuje Twojego głosu. Dołącz do dyskusji. Komentarze mogą być moderowane.

Zaloguj się, aby skomentować
0 komentarzy
Komentarze w treści
Zobacz wszystkie