Wiadomo, że winnego własnej nieudolności najlepiej znaleźć poza swoimi. Lewica już za moment będzie słyszeć, że niepotrzebnie polaryzuje społeczeństwo, że to przez lewicę i jej „ataki na Kościół” ludzie się zmobilizowali, żeby owego Kościoła bronić. Będą to kompletne brednie, ale nie takie bzdury już o „winie” opowiadano.
Sejm przyjął uchwałę w sprawie obrony dobrego imienia św. Jana Pawła II. Klub Lewicy głosował przeciw, Koalicja Polska (czyli PSL z koleżeństwem) była za, Koalicja Obywatelska wyjęła karty. Opozycja jest więc różnorodna – co w sumie nikogo nie powinno dziwić.
Tyle że ta opozycja chciałaby wygrać nadchodzące wybory i naprawiać wspólnie Polskę po PiS-ie. Jak to zrobić, główkują, albo przynajmniej główkować powinny, sztaby wszystkich opozycyjnych partii. Zastanawiają się nad tym też badacze i komentatorzy.
Sławek Sierakowski i Przemek Sadura piszą w raporcie Wyborcy za jedną listą, liderzy przeciw: „Jedno jest pewne i wprost wynika z badań: start opozycji z trzech albo czterech list będzie historycznym błędem tych liderów, którzy do tego doprowadzą. Na razie wygląda to tak, jakby kreowali oni w mediach równoległą rzeczywistość, w której ich ambicje zastępują dążenia wyborców”.
Galopujący Major przekonuje, że Trzy listy wyborcze to najlepsze, co może przydarzyć się opozycji, bo, jak argumentuje, koalicja PSL z Polską 2050 zmniejsza ryzyko wpadnięcia PSL pod próg, zmniejsza presję mediów, które przy jednej liście sklejałyby wypowiedzi różnych polityków w jedną bezsensowną magmę, a poza tym każdej partii daje szansę kierować przekaz do bliskiej jej grupy wyborców.
Ofiary gwałtu w Polsce będą umierać, bo posłowie musieli złożyć honory obrońcy gwałcicieli
czytaj także
W każdej z tych interpretacji jest sporo pragmatyzmu. Czy to Sadura z Sierakowskim, czy Major, który potrafi się nieraz zagalopować, ale tym razem na chłodno kalkuluje – każdy z nich zastanawia się, jak tu nie zmarnować na opozycji żadnego głosu.
I w takiej oto rzeczywistości medialno-politycznej nadchodzi dzień, w którym parlamentarzyści postanawiają bronić JP2? Dlaczego postanawiają to zrobić? Bo reportaż TVN24 Franciszkańska 3 i książka Maxima Culpa. Jan Paweł II wiedział pokazały, że JP2 wiedział o pedofilii w Kościele i mimo że w wypowiedziach ją potępiał, to w praktyce jej nie powstrzymał.
W głosowaniu nad uchwałą opozycja jest podzielona. PiS zaciera ręce, bo ten podział im pasuje. Im głębsza polaryzacja, tym łatwiej w prostacki sposób dzielić ludzi na naszych i nie naszych. Ten podział nie ma nic wspólnego z merytoryczną dyskusją o faktach dotyczących życia papieża. To banalny podział na tych, co JP2 cenią i trzymają w rękach lub wieszają na ścianach jego zdjęcia, a tymi, którzy kompletnie go nie szanują.
Kto jest w jakiej grupie? Grupy są głupio zdefiniowane, to i podział jest głupi. Dla władz w grupie nieszanujących będzie TVN24, dla liberalnego centrum w grupie niszczycieli pamięci o JP2 będzie Lewica i memiarze, którzy 10 lat życia zainwestowali w obśmiewanie brzydkich pomników papieża.
Obejrzałam materiał TVP o JP2 i zgadzam się z tym, co mówił papież
czytaj także
Wiele wskazuje na to, że w tej kampanii jeszcze trochę będziemy gadać o Janie Pawle II. PSL i Lewica zabrały zdecydowany głos. PO jeszcze się chyba zastanawia. A może czeka na sondaże? Może myśli, że da się unikać tematu? Albo kluczyć, mówiąc, że to był wielki Polak, ale nawet najwięksi Polacy popełniają błędy?
Jeśli PiS uzna, że na JP2 można ugrać parę punktów wyborczych, to nie zawaha się użyć Barki, kremówek, filmów z pielgrzymek i całego tego papieskiego folkloru.
Jeśli PO nie podejmie decyzji i nie spróbuje całej tej dyskusji o JP2 ustawić według innej linii podziału, to ma problem. Swoją drogą, nie zazdroszczę Donaldowi Tuskowi, który musi wreszcie podjąć jakąś decyzję.
Jeśli PiS wygra wybory, a kwestia obrony dobrego imienia JP2 będzie jedną z bardziej grzejących w kampanii, to opozycja za swoją przegraną obwini Lewicę.
Wiadomo, że winnego własnej nieudolności najlepiej znaleźć poza swoimi. Lewica już za moment będzie słyszeć, że niepotrzebnie polaryzuje społeczeństwo, że to przez lewicę i jej „ataki na Kościół” ludzie się zmobilizowali, żeby owego Kościoła bronić. Będą to kompletne brednie, ale nie takie bzdury już o winie lewicy opowiadano.
Pamiętacie, jak w 2015 roku słuchaliśmy, że Prawo i Sprawiedliwość wygrało wybory parlamentarne z winy lewicy? Czasem jeszcze ktoś to powtarza. Ta „wina” miała polegać na tym, że w wyborach startowały wtedy dwie lewicowe listy – Razem oraz Zjednoczonej Lewicy (czyli SLD z mniejszymi koalicjantami). Razem nie osiągnęło progu 5 proc. i nie weszło do Sejmu. ZL nie osiągnęła progu 8 proc. (bo taki jest dla list koalicyjnych) i też nie weszła. Lewicowa wyborczyni mogła się wtedy wkurzyć, no bo tyle niby procent jedni i drudzy uzbierali, a posłanki czy posła lewicy w parlamencie nie było przez cztery lata.
Tymczasem najbardziej wkurzyli się wtedy politycy i komentatorzy bliscy centrum. Jeśli nie pamiętacie tamtej akcji i teraz się dziwicie, czemu niby się wkurzali, to przypomnę, że lewicę (jako całość, bo nikogo nie obchodziło, że te listy lewicowe były różne) obarczano winą właśnie za to, że się podzieliła, nie weszła i system D’Hondta dał PiS premię w postaci miejsc w parlamencie.
Wszystko wskazuje na to, że czeka nas powtórka z tej nieśmiesznej rozrywki.
A przecież centrum mogłoby po prostu, zamiast szukać winnych na lewicy, skupić się i wypluć z siebie jakiś sensowny przekaz do swoich wyborców. Z niecierpliwością na niego czekam.