Z MSWiA wyciekł od lat wyczekiwany projekt polityki migracyjnej. Jest nie tylko niesprawiedliwy, ale i przeciwskuteczny: zamiast wykwalifikowanych, przedsiębiorczych i ambitnych migrantów nowy system przyciągnie hipokrytów, którzy zagrają Polaków z krwi i kości tylko po to, by dostać unijny paszport i wyjechać z nim na Zachód.
Mimo intensywnego rozwoju gospodarki i nieustającego wzrostu zatrudnienia cudzoziemców Polska nie ma polityki migracyjnej. Poprzednią, zaakceptowaną jeszcze w 2012 roku strategię PiS unieważnił trzy lata temu, uzasadniając ten krok kryzysem uchodźczym w UE i rosnącą imigracją z Ukrainy.
Nowy dokument miał powstać w 2018 roku. Ministerstwo Inwestycji i Rozwoju opublikowało wtedy założenia społeczno-gospodarczej polityki migracyjnej. Projekt ten był całkiem postępowy, choć więcej uwagi poświęcał zwiększeniu wpływów z podatków niż ułatwieniom w integracji. Nigdy nie został jednak sfinalizowany. Odpowiedzialny za niego wiceminister MIiR Paweł Chorąży został zdymisjonowany po tym, jak podczas debaty w Klubie Jagiellońskim stwierdził, że warto więcej uwagi poświęcić imigracji niż repatriacji.
Kaja Puto: Przestańmy udawać, że pytanie o migrantów zaczyna się od „czy”
czytaj także
Po linczu na prawicowym Twitterze premier Morawiecki uległ narodowcom. W mediach rozeszła się informacja, że PiS wstrzyma się z prezentacją jakiejkolwiek strategii migracyjnej do wyborów jesiennych, by nie drażnić nacjonalistycznego elektoratu.
Polski pan zezwoli chłopu się osiedlić
10 czerwca MSWiA przygotowało projekt polityki migracyjnej, który przed oficjalną prezentacją wyciekł do mediów. Po zapoznaniu się z blisko 70-stronicowym tekstem można powiedzieć co najwyżej: lepiej, by go nie było.
To, co za pieniądze podatników przygotowali pracownicy resortu, nie przypomina głosu demokratycznego państwa. Polski pan wersja 3.0 patrzy na egzotycznych chłopów, którym po ciężkiej, opodatkowanej i ozusowanej harówie łaskawie zezwoli się osiedlić, ale tylko gdy wyrzekną się swojej tożsamości narodowej i religijnej na rzecz polskiej i katolickiej.
czytaj także
Według autorów koncepcji Polska jest rozwiniętym i atrakcyjnym krajem, w którym chce mieszkać coraz więcej cudzoziemców. I dobrze, bo można dzięki ich pracy uzupełnić braki w systemie podatkowym i emerytalnym, które mogą się powiększyć po realizacji kolejnych obietnic wyborczych PiS.
By wpływy były regularne, poszerzy się kompetencje organów kontroli, a kary dla pracodawców – podniesie. Niektórzy w strachu przed nimi mogą wywieźć nieubezpieczonego pracownika do lasu, ale to się przecież nie zdarzy w tak rozwiniętym kraju jak Polska. Z kolei w upewnieniu się, że cudzoziemcy w Polsce będą grzeczni, pomoże lista krajów bezpiecznych, z których pracowników zapraszać będzie państwowa agencja pracy.
Martwy ukraiński pracownik w bagażniku polskiego gównoprzedsiębiorcy
czytaj także
Ponadto dokument sugeruje koncentrację na migracjach sezonowych – luki na rynku pracy uzupełnić ma raczej aktywizacja polskich obywateli w wieku 50+ i programy wsparcia dzietności, które – z całą pewnością! – przyniosą za 20 lat oczekiwane skutki. A ci cudzoziemcy, którzy będą zdeterminowani, by zostać i służyć polskiej gospodarce, będą musieli ukończyć kursy integracji (by uzyskać stały pobyt) lub kursy asymilacji (by uzyskać polskie obywatelstwo).
„Programy integracyjne powinny obejmować, przede wszystkim, intensywne zajęcia językowe, umiejętności samodzielnego radzenia sobie w życiu społecznym w Polsce, a klamrą spajającą różne treści powinien być aspekt aksjologiczny programów: doprowadzenie do zrozumienia i akceptacji przez cudzoziemców systemu wartości Polski. (…) W ramach praktycznej wiedzy o życiu w Polsce szczególny nacisk należy położyć na funkcjonowanie zgodnie z systemami normatywnymi: prawnymi i obyczajowymi wartościami wynikającymi z zasad dominującej w Polsce religii”.
Urzędnicy PiS nie oczekują od cudzoziemców wiedzy i akceptacji polskich warunków gry. Oczekują modelowych Polaków-katolików z krwi i kości. Tego rodzaju polskość, której do tej pory wymagano tylko od aplikantów na Kartę Polaka lub na stały pobyt z tytułu polskiego pochodzenia, zostanie poszerzona teraz na wszystkich migrantów.
A jeżeli cudzoziemcy takimi Polakami się nie czują, to niech się przynajmniej nauczą udawać. Integracja zależna jest bowiem „głównie od samego cudzoziemca, jego nastawienia do kraju przyjmującego i wyznawanej w nim religii i wartości”. W przeciwnym wypadku – praszczaj, zezwolenie na zamieszkanie i paszport. Czyli można zapomnieć o stabilizacji i możliwości planowania swojego życia.
czytaj także
Strzał w kolano
Prawie 1/6 raportu poświęcona została muzułmanom, których w tej chwili wśród imigrantów w Polsce jest ok. 1–2%. MSWiA nie zadało sobie trudu, by przyjrzeć się różnorodności ukraińskich migrantów zarobkowych, opisało za to „osiem stadiów aktywności Radykalnego Islamu” [pisownia oryginalna]. Wyznawców islamu uznano za „często w ogóle niezdolnych do integracji”, co poparto przykładami problemów ze społecznościami muzułmańskimi w Europie opisanymi przez… portal TVP Info i Polonia Christiana.
czytaj także
Ponadto pracownicy MSWiA wyrazili wątpliwości, czy dobrymi mieszkańcami kraju mogą zostać cudzoziemcy, którzy w swoich krajach byli aktywni w kręgach opozycyjnych. Bo przecież nie tylko mogą kontynuować swoje działania, ale również – co godne najsroższego potępienia – zechcieć krytykować rząd w Polsce. Nie znam wielu opozycjonistów z Libii czy Egiptu w Polsce, ale znam wielu z Rosji i Białorusi. Na ich miejscu zaczęłabym się poważnie niepokoić. Nie z powodu deportacji z Polski, ale tego, co może się z nimi stać w kraju pochodzenia.
Czytając w projekcie o kolejnych kijach, miałam nadzieję, że znajdę jakąś marchewkę. Na próżno. Polska wciąż spodziewa się przyjazdu repatriantów i reemigrantów, jak spodziewała się i dziesięć, i dwadzieścia lat temu. Dla reszty jest bardziej niegościnna, niż była w okresie rekordowego bezrobocia przed wejściem do UE, a więc wtedy, gdy istniały poważne powody ku temu, by imigrację ograniczać.
Niektórzy w strachu przed karami mogą wywieźć nieubezpieczonego pracownika do lasu, ale to się przecież nie zdarzy w tak rozwiniętym kraju jak Polska.
W tym czasie władze Niemiec ostatecznie uchwaliły nową politykę migracyjną, która ma wejść w życie w 2020 roku. Berlin chce ściągać do siebie wykwalifikowanych pracowników, szczególnie w sektorach opieki medycznej, budownictwa i inżynierii. Kandydaci będą musieli wykazać się odpowiednim dyplomem i znajomością języka, a w zamian dostaną zezwolenie na zamieszkanie nawet na cztery lata, dostęp do niemieckiej opieki medycznej i społecznej, kursy językowe, no i – last but not least – niemiecką pensję, czyli 2000+ euro.
Obecnie niemiecka oferta kierowana jest raczej do ograniczonego kręgu cudzoziemców (w założeniu kilkanaście tysięcy osób rocznie), lecz w przypadku pozytywnego doświadczenia, i CDU, i SPD, nie mówiąc o triumfujących w ostatnich sondażach Zielonych, mogą zechcieć otworzyć drzwi szerzej.
Tylko w ostatnich tygodniach byłam na trzech spotkaniach, podczas których przedstawiciele polskiego biznesu debatowali nad tym, jak w warunkach niemieckiej ofensywy zatrzymać w Polsce imigrantów. Dopóki polskie średnie wynagrodzenie nie wzrośnie, potrzebne są dodatkowe zachęty: dłuższe zezwolenia pobytowe, możliwość zmiany pracodawcy bez konieczności czasochłonnego oczekiwania na nowe papiery czy działania z zakresu community building, które sprawiłyby, że wśród polskich sąsiadów imigranci czuliby się członkami wspólnoty, a nie intruzami.
Ukraińcy nie wyjadą do Niemiec. Ale nie dlatego, że w Polsce jest im dobrze
czytaj także
Projekt MSWiA nie wspomina o takich zachętach, lecz precyzyjnie struga kij. Pracuj ciężko, bądź gotowy do kontroli w każdej chwili, zapomnij o ojczystej kulturze i o tym, co dzieje się w twoim kraju, odprowadzaj podatki, zostań Polakiem ze snów Mickiewicza, chodź do kościoła, a jeżeli nie chodzisz, to przynajmniej zrób znak krzyża, przechodząc obok. Wtedy być może miłościwie pozwolimy ci pozostać wśród nas.
Fundamentalną wadą proponowanej przez PiS polityki migracyjnej nie jest jej konserwatyzm czy troska o bezpieczeństwo państwa: i kwoty, i dodatkowe kontrole są potrzebne – jeśli są uzasadnione. Jest nią brak poszanowania godności cudzoziemców – nowych sąsiadów i członków wspólnoty.
Niemcy nie muszą się już szczególnie wysilać, by zabrać Polakom imigrantów. Wystarczy, że powiedzą, że potraktują ich jak istoty ludzkie.