Nie wydaje mi się, że Lewica ma nad czym płakać. Powinna raczej skorzystać z rosnącej dynamiki przedwyborczej gry i zwrócić się do pokolenia Strajku Kobiet: progresywnego, zielonego, jak wody potrzebującego tanich mieszkań na wynajem.
Donald Tusk ogłosił, że KO do wyborów samorządowych idzie samo, bez Lewicy. To oznacza ostateczny koniec mirażu koalicji 15 października oraz pokolenia 15 października, bo już wcześniej Polska 2050 i PLS ogłosiły, że idą do wyborów jako Trzecia Droga. Nie ma już przymusu lubienia się, wróciliśmy do zwykłej rywalizacji politycznej. Może to i lepiej.
czytaj także
Pamiętacie, jak to było? Koalicję próbowali tworzyć liderzy KO, Lewicy, PSL i Polski 2050 w maju 2021 roku, w okrągłą rocznicę uchwalenia konstytucji 3 maja. Miała być to jakaś odpowiedź na protesty uliczne, gdzie hasło „konstytucja” mogło dać podstawę porozumienia między społeczeństwem protestującym, noszącym koszulki i plakaty z konstytucją, a politykami, do których to społeczeństwo nie miało zaufania.
Ale koalicja nie została jeszcze przyjęta z entuzjazmem. Tuż po największych w historii protestach – w obronie praw kobiet, które stawały w obliczu przemocy policyjnej, pałek i gazu, w środku pandemii – koalicję chciało zawiązać pięciu panów.
Polityka i społeczeństwo wciąż były wobec siebie równoległe. Protestujący nie życzyli sobie politycznych emblematów na demonstracjach, a i co któryś polityk wolał uchodzić za randoma, który tylko przypadkiem znalazł się w polityce, ale tak naprawdę to jest przecież spoko gościem, tyle że gardzi ludem wyborczym.
Tę równoległość na strajkach kobiet przełamały dopiero posłanki, które legitymacji poselskich używały, by chronić towarzyszki protestów. Same dostawały gazem po oczach i udowodniły, że są razem z ludźmi i dla ludzi.
Czy Lewica powinna startować wspólnie z PO? W sejmikach tak, w miastach niekoniecznie
czytaj także
W możliwość rzeczywistej reprezentacji najbardziej uwierzyło pokolenie kobiet w wieku od 18 do 30 lat. To one stały się najwierniejszym elektoratem lewicy. Dla nich strajki były inicjacją polityczną, pierwszy raz upominały się o swoje prawa na ulicy i rozpoznały zamach na te prawa jako zamach polityczny.
To pokolenie Strajku Kobiet, dla których oddanie praw reprodukcyjnych stało się podstawowym oczekiwaniem wobec demokratów. Tym, co pokaże rzeczywistą zmianę polityczną. Nie doczekały się. Decyzja partii Razem, żeby nie wchodzić do koalicji, w której górę biorą konserwatywne przekonania Szymona Hołowni i Władysława Kosiniaka-Kamysza, za którymi skrywają się równie konserwatywne przekonania wielu polityków PO, mogła być odebrana przez właśnie tę grupę – młode pokolenie Strajku Kobiet – jako wyraz lojalności.
Starsze, jak pokazały badania Przemysława Sadury robione po wyborach, znając już realia polityki i obiecanki przedwyborcze, dawały politykom demokratycznym więcej czasu na obiecane zmiany. „Trzeba chronić ten rząd”, „trzeba dać Tuskowi więcej czasu” – zapewne słyszałyście takie zdania, a może same je wypowiadacie, bo dla wyborczyń i wyborców demokratycznych powyżej trzydziestego roku życia celem nadrzędnym jest oddalenie widma autorytaryzmu, którego szczęki już się na nas zaciskały.
czytaj także
Pokolenie Strajku Kobiet ma co najwyżej 30 lat. Pokolenie 15 października, którego istnienie ogłosił w czasie exsposé premier Donald Tusk, ma powyżej trzydziestki. Tyle że nie jest żadną polityczną szpicą. Jest złożone, podzielone co do konieczności powstania jednej listy, zaszantażowane głosowało często „strategicznie” na Polskę 2050 i KO. Pokolenie 15 października mogłoby poczuć się oszukane, gdyby uwierzyło w uwspólnioną, nadaną mu z góry tożsamość.
Ale może też poczuć ulgę, jeśli w nią nie uwierzyło. Teraz, bez przymusu fałszywej jedności, może wybrać między demokratycznymi partiami. Tak czy inaczej pokolenie 15 października właśnie rozpływa się w niebyt. Zakończyło swoją efemeryczną egzystencję tak, jak ją rozpoczęło, jednym słowem Donalda Tuska, choć miały je umocnić wybory samorządowe, europejskie, a potem prezydenckie.
Ale to rozwiązanie dowodzi też pozorności konceptu wspólnej listy, którą miano zwyciężyć populizm. To pluralizm okazuje się w naszym systemie bardziej wiarygodny, prawdziwszy i nie trzeba go udowadniać. I w tym pluralizmie pokolenie 15 października okazuje się fejkiem, a samopowstałe na ulicach pokolenie Strajku Kobiet będzie miało kolejne okazje, by powiedzieć politykom: sprawdzam. Albo: wypierdalać. Bo dopóki państwo nie gwarantuje obywatelkom podstawowych praw reprodukcyjnych, nie ma o czym z politykami gadać.
Co z lewicą?
Patrząc z pokoleniowej perspektywy Nowa Lewica spełniała potrzebę starszego pokolenia, Razem – młodszego. Posłanki i posłowie NL weszli do rządu, objęli ministerstwa, wzięli odpowiedzialność, jednocześnie musząc świecić oczami i odpowiadać na niekończące się pytania o to, co z aborcją.
Razem do rządu nie weszło, czym naraziło się na krytykę za osobność, niechęć do kompromisów i do brania odpowiedzialności za władzę. Teraz jednak, kiedy wbrew wszystkim poprzednim zapowiedziom o wspólnym starcie do wyborów samorządowych pod szyldem koalicji 15 października Tusk ogłosił powstanie komitetu wyborczego KO, a Trzecia Droga nawet przez moment pod ten pokoleniowy parasol nie weszła, Razem może powiedzieć: a nie mówiliśmy? Nie ma co iść na kompromisy, trzeba podążać swoją drogą.
Oczywiście Razem było stać na taki niezależny gest właśnie dlatego, że Nowa Lewica weszła i do koalicji, i do rządu. W przeciwnym razie cała Lewica naraziłaby się wyborcom, starszym i młodszym. Nie można iść po władzę, a potem się od niej uchylać.
czytaj także
To Nowa Lewica z konsekwencją budowała wizerunek partii zwykłych ludzi, partii nieradykalnej, „dobrej partnerki” dla KO, lepszej dla liberałów niż faszyzująca, antysemicka i antyukraińska, a zatem prorosyjska Konfederacja. Tę pozycję zdobyła, po 18 latach wróciła do rządu. Teraz wydaje się, że czas podnieść poprzeczkę i samodzielny start do wyborów samorządowych może ten proces przyspieszyć.
Choć Tomasz Trela przekonuje, że wybory samorządowe są o ławki w parku, a nie o ideologię, przecież nie jest tak do końca. Samorządy będą miały do dyspozycji pieniądze z KPO, i to od ideologii, od systemu wartości będzie zależało, czy przekażą je do kieszeni deweloperów, koncernów, monopolistów, czy będą budować sieci zdywersyfikowane, społeczne, spółdzielcze, bardziej demokratyczne.
Od samorządów zależy też atmosfera w szpitalach. Dopóki nie ma nawet depenalizujących przepisów, to, na co mogą liczyć kobiety, to klimat polityczny panujący w danej placówce, a zatem znowu na ideologię, na wartości.
Najpierw aborcja, potem prezydentura. Jak przejść od jednego do drugiego?
czytaj także
Być może wiatru w żagle doda Lewicy wynik ostatnich badań More in Common, które pokazują, że tylko 9 proc. społeczeństwa opowiada się za bezwzględnym zakazem przerywania ciąży. 35 proc. uważa, że aborcja jest dopuszczalna w ściśle określonych sytuacjach, a aż 57 proc. stwierdza, że decyzję o przerwaniu ciąży do 12 (38 proc.), a nawet do 24 (kolejne 19 proc.) tygodnia powinna podejmować tylko i wyłącznie ciężarna.
Jeśli chodzi o wyborczynie KO i Nowej Lewicy, to za prawem do przerywania ciąży do 12 i 24 tygodnia jest odpowiednio 86 i 87 proc. Aborcję do 12 tygodnia popiera też 68 proc. wyborców Trzeciej Drogi.
Nie grozi więc już Lewicy łatka „radykałów”, a ostrzejszy kurs w sprawach socjalnych może jej sprzyjać, tak jak sprzyja Trzeciej Drodze ostry kurs konserwatywny, który obrała natychmiast po objęciu urzędu marszałkowskiego przez Szymona Hołownię.
Tusk postanowił Lewicy nie zjeść
„Koalicyjna” ofensywa mogła dać gwarancję, że PiS zostanie pokonany również na poziomie samorządowym. Był to układ na pewno korzystniejszy dla Lewicy, która w ostatnich wyborach uzyskała 11 radnych, kiedy KO wprowadziło ich aż 194, przy czym Lewica ma rozbudowane struktury samorządowe i jej wsparcie dla koalicji mogło być znaczne.
Fakt, że Tusk ogłosił, że KO idzie w tych wyborach sama, może oznaczać, że czuje się po prostu pewnie i chce dać temu wyraz. Mimo gigantycznej obstrukcji ze strony PiS i prezydenta, mimo niekończących się przepychanek o Wąsika i Kamińskiego, mimo oporu TK Julii Przyłębskiej i wrzasku Kaczyńskiego o rzekomym zamachu na demokrację – dokonuje się przywracanie instytucji regułom demokratycznym i rozliczanie pisowskiej ekipy. Informacja, że KO idzie samo i nie boi się PiS, może być w tej walce na nerwy istotna.
Taka manifestacja siły może też uspokoić wyborców KO, którym wobec ilości spraw, przepychanek i sprzecznych opinii ekspertów pozostaje zawierzyć wybranym przez siebie politykom, że czynią zgodnie z ich oczekiwaniami i naprawiają państwo.
Drugim, a może równoległym powodem zakończenia mirażu Koalicji i pokolenia 15 października może być umocnienie pozycji Trzeciej Drogi i bardzo medialnego marszałka. A przecież Trzecia Droga rosła, kiedy PO topniało, bo mimo że społeczeństwo ogółem staje się coraz bardziej progresywne, PO i TD łowią w podobnych łowiskach, a PO nie zapomniało wcale o swoich prawicowych korzeniach i od początku niechętnie przystawało na podział demokratycznej sceny na progresywny obóz KO i Lewicy oraz konserwatywny Hołowni i Kosiniaka.
Tusk, który przed wyborami zrobił skręt w lewo, zagarniając lewicowe hasła o mieszkaniu, co to jest prawem, nie towarem, czy prawie do aborcji, z czego zrobił nawet przepustkę na listy wyborcze, teraz robi kolejną woltę.
Żukowska: Bez naszych posłów Tusk nie będzie miał większości
czytaj także
Uwolniony z oczekiwań wyborców progresywnych, którzy mogą przecież zaryzykować i pójść do lewicy, może wystawić w wyborach samorządowych dowolnie konserwatywnych polityków i tym samym odebrać wyborców Trzeciej Drodze.
Nie wydaje mi się, że Lewica ma nad czym płakać, powinna raczej skorzystać z rosnącej dynamiki przedwyborczej gry i zwrócić się do pokolenia Strajku Kobiet: progresywnego, zielonego, jak wody potrzebującego tanich mieszkań na wynajem.