Twój koszyk jest obecnie pusty!
Klimat nie sprzyja kampanii, a politycy – przyszłości młodych
Na wiecach wyborczych Andrzeja Dudy członkinie i członkowie MSK zostali opluci, zwyzywani i pobici.
Obecność młodych Polek i Polaków podnoszących problem globalnego ocieplenia w debacie publicznej jest coraz bardziej niewygodna politycznie. Ostatnio rozwścieczyła zwolenników Andrzeja Dudy. Na wiecach wyborczych prezydenta członkinie i członkowie MSK zostali opluci, zwyzywani i pobici.
– Pierwszy wiec Andrzeja Dudy, na którym pojawiło się MSK, to ten w Opolu. Nasi aktywiści przyszli z transparentem „A co z klimatem?”. To całkowicie neutralne hasło posłużyło uczestnikom konwencji za pretekst do tego, by wdać się w przepychanki. Zaczęło się od wyzwisk, a skończyło na rękoczynach – mówi Laura Gosiewska z Młodzieżowego Strajku Klimatycznego. – Odkąd tylko zaczęliśmy działać, spotykaliśmy się z różnymi formami niechęci, zarzutami o partyjniactwo i bycie „ekoterrorystami”, ale z przemocą fizyczną spotkaliśmy się po raz pierwszy. Nie spodziewaliśmy się, że doświadczymy jej w trakcie kampanii wyborczej, zadając proste i ważne pytanie o to, jak przyszły prezydent chce nas zabezpieczyć przed katastrofą klimatyczną – dodaje aktywistka.
Łokciem w twarz
W tej sprawie MSK wydało oficjalne oświadczenie, z którego wynika, że podczas opolskiej konwencji i dwóch kolejnych – w Białymstoku oraz Krakowie działy się rzeczy „dla wielu aktywistów dotąd niespotykane, a przy tym traumatyczne i bolesne”.
„Podstawiano im nogi, popychano i szarpano za ubrania. Rozdzielano i otaczano, uniemożliwiając ruch. Młoda aktywistka została uderzona łokciem w twarz. Transparent Młodzieżowego Strajku Klimatycznego zasłaniano transparentami kandydata oraz parasolkami, uniemożliwiając tym samym jakąkolwiek próbę nawiązania dialogu. Wreszcie, wyrwano go i rzucono na ziemię, gdzie przydeptała go grupa mężczyzn. Nie słuchali oni próśb naszych działaczy o zaprzestanie tychże działań” – czytamy w komunikacie.
Od Laury Gosiewskiej słyszymy, że skandaliczne zachowania wyborców Dudy były kilkakrotnie zgłaszane obecnej na wiecu policji. Niestety funkcjonariusze zignorowali skargi aktywistów.
– Reakcji nie było też ze strony samego prezydenta, który najprawdopodobniej to wszystko widział. To były rażące przypadki przemocy. A jednak okazało się, że może być jeszcze gorzej. Kilka dni później, na konwencji prezydenta w Białymstoku, znów doszło do szarpaniny i wyzwisk. Padły też obraźliwe komentarze z podtekstem seksualnym, a granice jednej z naszych koleżanek zostały przekroczone w sposób absolutnie karygodny – wskazuje nasza rozmówczyni.
Co dokładnie się wydarzyło?
– Nie jestem w stanie pojąć, że dorosłemu mężczyźnie wydawało się, że może podejść do młodej dziewczyny, która pokojowo walczy o swoją przyszłość, ostentacyjnie powiedzieć, by zdjęła bluzkę, a potem samemu chwycić za ubranie i odsłonić jej nagą pierś. To absolutnie niedopuszczalne. Tymczasem kilkanaście metrów dalej przemawiała najważniejsza osoba w państwie – opowiada Gosiewska. Sprawa została zgłoszona policji jako napaść seksualna.
„Nie ma tu dla was wstępu”
Kolejne zarzuty aktywiści i aktywistki musieli wnieść na komisariat w Krakowie. Spotkania wyborców Andrzeja Dudy w stolicy Małopolski przebiegły według tego samego scenariusza co w Opolu i Białymstoku. Sympatycy Dudy nie szczędzili przedstawicielom MSK niecenzuralnych komentarzy, zniszczyli ich transparenty i okładali tym, co mieli pod ręką – np. drzewcami z biało-czerwoną flagą.
„Wyzywano nas od »komunistów, brudasów, pedłów, dziadów, chamów, debili, gówniarzy«, słyszeliśmy teksty: »wypieralać stąd«, »nie ma tu dla was wstępu«, »Niemcy/USA/Rosja wam płaci«. (…) Fala obraźliwych i przykrych słów dotykała poglądów, narodowości, rodziców, płci, orientacji, wykształcenia i wieku” – piszą przedstawiciele MSK.
W Krakowie, inaczej niż w pozostałych miastach, Andrzej Duda postanowił poświęcić swoją uwagę obecnym na wiecu obrońcom klimatu. Kiedy jednak incydenty z jego wieców trafiły na policję, a młodzi aktywiści zażądali przeprosin od władz PiS-u i sztabu prezydenta, odpowiedzi nie było. Ze strony MSK płyną zapewnienia, że przedstawiciele i przedstawicielki ruchu nie pozostawią tej sprawy bez echa.
Zdaniem naszej rozmówczyni bierność w takiej sytuacji byłaby niedorzecznością, oznaką braku rozsądku MSK oraz przyzwoleniem na przemoc. – Nie ma żadnego usprawiedliwienia dla zachowań osób zgromadzonych na wiecach, jak również braku reakcji władz oraz służb państwowych. Będziemy domagać się wyjaśnień i ukarania sprawców, a także jakiegoś gestu ze strony prezydenta – podkreśla Laura Gosiewska.
„Osoba, która pełni rolę głowy naszego państwa, widząc popychaną i opluwaną przez swoich zwolenników grupę nastolatków, nie zareagowała. Wystarczyło wtrącić do swojej wypowiedzi prośbę, żeby uczestnicy wiecu zachowywali się spokojnie. A tu nic. Naprawdę wystarczyło powiedzieć jedno zdanie ze sceny” – pisze z kolei na swoim Facebooku Dominik Madej z MSK.
– Wprawdzie w minioną niedzielę w Krakowie Andrzej Duda odniósł się do nas w swoim przemówieniu. Zaczął jednak od pomylenia nazwy naszego ruchu. Zwrócił się do młodzieży z „alertu klimatycznego”, a nie MSK, co już wiele mówi o jego stosunku do naszej działalności. W dalszej części wypowiedzi nie usłyszeliśmy żadnej proklimatycznej deklaracji z jego strony. Słuchaliśmy tylko o tym, jak wielkie zasługi Andrzej Duda i jego partia mają w sprawie walki ze smogiem. Padło też zdanie o konieczności ochrony „polskiego klimatu”, co znów pokazuje ignoranckie podejście głowy państwa do zmian klimatycznych, które mają przecież charakter globalny i znacząco wykraczają poza interesy jednego kraju. To spory błąd merytoryczny – mówi nam Maciej Matuszczak z poznańskiego oddziału MSK.
„Chcemy wiedzieć”
Braki merytoryczne w wypowiedziach prezydenta nie przeszkadzały jednak jego zwolennikom wyzywać aktywistów i aktywistki MSK od „niedouczonych smarkaczy”. Tymczasem to właśnie oni od miesięcy domagają się rzetelnej edukacji klimatycznej w szkołach. Tego młodzież zażądała od Dariusza Piontkowskiego, reagując na skandaliczny „film edukacyjny” Ministerstwa Edukacji, w którym pojawiły się m.in. niezgodne z nauką tezy o zaletach globalnego ocieplenia.
– List do MEN wysłaliśmy 8 maja bieżącego roku i do dziś nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi, choć zbudowaliśmy wokół tej akcji dość dużą kampanię informacyjną. W piśmie tym domagaliśmy się wprowadzenia edukacji klimatycznej do podstawy programowej w polskim systemie nauczania. Chcemy, by uczniowie i uczennice mogli kształcić się w tym zakresie już od najwcześniejszych etapów edukacji. Drugim postulatem, zawartym w apelu do ministra Piontkowskiego, jest konieczność organizacji szkoleń dla nauczycieli, dzięki którym nasi pedagodzy i pedagożki będą mogli nauczyć się przekazywania kompleksowej oraz rzetelnej wiedzy o zmianach i kryzysie klimatycznym – tłumaczy Maciej Matuszczak.
Oprócz tego MSK we współpracy z Extinction Rebellion (XR) organizuje od dwóch tygodni pikiety pod siedzibami kuratoriów oświaty w całej Polsce – m.in. we Wrocławiu, Bydgoszczy i Warszawie. W stolicy demonstracja odbyła się 22 czerwca i zakończyła zaproszeniem ministra edukacji narodowej Dariusza Piontkowskiego do rozmowy na temat edukacji klimatycznej w Polsce.
– Jak dotąd żaden z kuratorów ani ministrów nie podpisał naszych postulatów czy żądań. Spotkało się z nami stosunkowo niewielu przedstawicieli oświaty. Byliśmy umówieni na rozmowę z kuratorem wrocławskim, ten jednak w ostatniej chwili przełożył ją na późniejszy termin. Liczyliśmy, że pikieta pod siedzibą MEN w Warszawie, którą zorganizowaliśmy 22 czerwca, również będzie okazją do dyskusji, ale i tym razem nie było żadnej reakcji ze strony ministerstwa. To niedorzeczne, że młodzież musi domagać się rzetelnej edukacji na tematy przeważające o ich przyszłości. Dlatego nasze główne żądanie to: „Chcemy wiedzieć!”, czyli hasło przewodnie prowadzonej przez MSK akcji. Drugi motyw przewodni to „Kto tu kogo uczy?”, który wymyślili aktywiści z Extinction Rebellion – wyjaśnia nam Laura Gosiewska.
W podobnym tonie o postawie władz wypowiadają się przedstawiciele Extinction Rebellion. W przesłanym mediom komunikacie zastanawiają się na przykład, czy „rządzącym jest na rękę, aby młodzież była nieświadoma zagrożeń wynikających z kryzysu klimatycznego”. „Czy ich przyszłość też traktują jedynie jako rozgrywkę polityczną, aby wygrać następne wybory? Czy może boją się, że świadoma młodzież zacznie domagać się ochrony swojego życia i przyszłości? Prawo do wiedzy jest prawem człowieka. Wspólnie walczmy o dostęp do rzetelnej edukacji klimatycznej!” – czytamy w oświadczeniu działaczy klimatycznych.
Kogo obchodzi klimat?
Inne podejście do problemu zmian klimatu niż Andrzej Duda prezentują opozycyjni kandydaci na prezydenta. W swoim programie wyborczym edukację klimatyczną zawarli Robert Biedroń i Szymon Hołownia. Obaj kandydaci zapowiadają batalię z kryzysem klimatycznym wspólnie z Unią Europejską i rezygnację z węgla w Polsce. Kandydat Lewicy proponuje m.in. zieloną transformację, czyli przejście na odnawialne źródła energii. Hołownia przedstawia projekt „Polska zielona”, według którego ostatnie kopalnie zamkną się najpóźniej w 2050 roku.
Zdaniem młodzieży działającej w MSK politycy poświęcają zbyt mało uwagi zagadnieniom klimatycznym w czasie kampanii i nie nagłaśniają problematyki klimatycznej na spotkaniach ze swoimi sympatykami. Jak mówi nam Maciej Matuszczak, można wręcz odnieść wrażenie, że globalne ocieplenie to temat całkowicie poboczny lub nieobecny w politycznej agendzie.
W efekcie zapominają o nim również wyborcy, którzy jeszcze w zeszłym roku – przed wyborami do europarlamentu oraz polskich izb – deklarowali ogromne poparcie dla rozwoju polityki proklimatycznej, a dziś w badaniach opinii publicznej, np. tym dla Onetu, tylko 18 procent z nich uważa klimat za ważny temat w kampanii. A przecież chodzi o przyszłość ich dzieci, których obrońcami chętnie mianują się w Polsce politycy. Niestety okazuje się, że najczęściej walczą z wyimaginowanym zagrożeniem, jak „ideologia LGBT” i edukacja seksualna, przed którym młodych rzekomo chroni ubiegający się o reelekcję Andrzej Duda.
Jak podkreślają aktywiści i aktywistki z Młodzieżowego Strajku Klimatycznego, przed nami trzecie z rzędu wybory, w których sprawujący władzę lub ubiegający się o nią dorośli oblewają test z wiedzy o globalnym ociepleniu – obok pandemii najważniejszym dziś wyzwaniu dla kraju i świata. Polityczni decydenci biegli są za to w besztaniu młodzieży, powtarzają, że zamiast wzorem Grety Thunberg strajkować w imieniu planety, powinni wziąć się za naukę i najlepiej zamilknąć, bo starsi wiedzą lepiej.
Co ciekawe, barwy partyjne nie zawsze mają tu znaczenia. Wprawdzie na prawicy można spotkać się wręcz z negacjonizmem klimatycznym, ale po stronie bardziej postępowych frakcji też próżno szukać odważnych i zdecydowanych propozycji walki z katastrofą klimatyczną. Jak mówi nam Laura Gosiewska, aktywistka MSK, dominuje tu raczej strategia unikania albo sympatycznego potakiwania, za którym nie idą żadne konkretne deklaracje i działania.
Młodzi w kampanii
Mimo to młodzież aktywnie uczestniczy w spotkaniach z kandydatami na prezydenta od początku trwania kampanii, choć już wtedy musiała mierzyć się z krytyką. Gdy z ramienia Koalicji Obywatelskiej o najważniejszy urząd w państwie walczyła jeszcze Małgorzata Kidawa-Błońska, przedstawicielom i przedstawicielkom młodego pokolenia, które od wielu miesięcy domaga się wdrożenia skutecznego programu proklimatycznego, zarzucono – głównie w środowiskach popierających tę partię – buńczuczność i brak manier. Powód? Podczas konwencji dwójka aktywistów z MSK nie podała kandydującej w wyborach polityczce ręki.
– Byliśmy na wiecach u Rafała Trzaskowskiego, Roberta Biedronia, Szymona Hołowni i Krzysztofa Bosaka. Tego ostatniego spotkaliśmy w Poznaniu, gdzie usłyszeliśmy, że powinniśmy raczej protestować pod ambasadą Indii i Chin, a nie na wiecu kandydata Konfederacji. Prócz Biedronia i Hołowni politycy nie przedstawili w swoich programach żadnych ambitnych postulatów klimatycznych. Niektórzy – jak kandydat KO – w ogóle nie mają programu wyborczego. Trudno mówić tutaj o konkretach – dodaje Maciej Matuszczak.
Aktywista zauważa, że kandydatom brakuje odwagi, aspiracji, a niekiedy też i wiedzy. Najwcześniejsza proponowana przez niektórych z nich data osiągnięcia przez Polskę neutralności klimatycznej, to rok 2050. – Niektórzy politycy mylą ją z datą odejścia od węgla, tymczasem to nie jest to samo. Jako MSK proponujemy 2040 jako rok osiągnięcia neutralności. Do 2030 roku chcemy z kolei redukcji emisji CO2 o 65 procent. To właśnie są ambitne cele – wskazuje nasz rozmówca.
Aktywista podkreśla, że MSK dostrzega dobre chęci kandydatów: Roberta Biedronia, który organizuje okrągły stół klimatyczny i siada do niego z młodzieżą; Rafała Trzaskowskiego, który zaprasza młodzież na spotkanie w Warszawie i deklaruje swoje otwarcie na dialog, współpracę oraz zrozumienie, że 2050 rok to zbyt późno na osiągnięcie neutralności klimatycznej. A w końcu jest i Szymon Hołownia, który z szacunkiem oraz zainteresowaniem odnosił się do postulatów MSK na swoim wiecu w Białymstoku i przyznaje aktywistom rację.
– Ale i tak potem słyszymy, że 20 lat dla Polski to za mało, by zmniejszyć emisję CO2 to zera, że to niewykonalne. Jeśli 2050 rok jest jedyną realną według polityków datą na osiągnięcie celów klimatycznych, jeśli klimat zajmuje dwa punkty w kilkudziesięciostronicowym programie wyborczym, to mamy duży problem – dodaje Matuszczak.
Laura Gosiewska zauważa z kolei, że wśród kandydatów bardzo powszechne jest mówienie o ociepleniu klimatu wyłącznie w kontekście jego bieżących skutków – suszy, powodzi, smogu, ale już nie „profilaktyki”. Jak ognia – jej zdaniem – politycy unikają też używania konkretnej terminologii odnoszącej się do zmian klimatycznych oraz stwierdzenia, że mamy do czynienia z kryzysem i katastrofą. – To świadczy o krótkowzroczności i nietraktowaniu globalnego ocieplenia wystarczająco poważnie. Pod tym względem kampania do europarlamentu sprzed roku niczym nie różni się od tej prezydenckiej. Mam wrażenie, że polscy politycy nie odrobili jeszcze lekcji z klimatu, a czasu jest coraz mniej i zaraz na jakiekolwiek działania może być za późno – podsumowuje aktywistka.
**
Materiał powstał dzięki wsparciu ZEIT-Stiftung Ebelin und Gerd Bucerius.

















