Kiedy wydawało się, że nie spotka nas już nic gorszego niż styl gry polskiej reprezentacji piłkarskiej na mundialu, w poniedziałek okazało się, że Morawiecki chciał, żeby zapłacili za niego każdy podatnik i podatniczka w Polsce.
Premier Morawiecki miał obiecać piłkarzom wielomilionową premię finansową za wyjście z grupy na mistrzostwach świata – podała Wirtualna Polska. O pieniądze te mieli już w Katarze kłócić się m.in. Robert Lewandowski i trener Czesław Michniewicz. Obiecana przez Morawieckiego jeszcze przed mundialem premia za wyjście z grupy miała wynieść od 30 do nawet 50 mln zł.
W trakcie fazy grupowej piłkarze i sztab szkoleniowy mieli targować się o rządowe premie, zanim w ogóle wyszli z grupy. W tym samym czasie komentatorzy na całym świecie odwracali z zażenowaniem oczy od ich gry.
Lewandowski in this Poland squad pic.twitter.com/vCm9JykIF2
— Troll Football (@TrollFootball) December 4, 2022
Skóra na niedźwiedziu
Temat na chwilę zniknął, ale miał powrócić po dwóch meczach mundialu. Polska po remisie z Meksykiem i wygranej z Arabią Saudyjską miała szansę na wyjście z grupy. Red. Tomasz Włodarczyk w swoim tekście podaje, że temat sam przypomniał Czesław Michniewicz, selekcjoner kadry. Miał domagać się, żeby ustalono konkretne zasady podziału nagrody obiecanej wcześniej przez Morawieckiego.
Część piłkarzy miała chcieć, żeby premie rządowe były uzależnione od liczby minut spędzonych na boisku. Inni, z Robertem Lewandowskim na czele, żeby solidarnie podzielono kwotę. Została także kwestia tego, ile otrzyma sam sztab szkoleniowy. Zdaniem dziennikarzy WP i Onetu do Michniewicza i spółki miało pójść 10 proc. kwoty, ale ci chcieli zainkasować więcej, bo 20 proc. Jak podają źródła w artykule: „W rozmowach aktywnie uczestniczył też asystent trenera, Kamil Potrykus, który naciskał na jak najszybsze wypracowanie zasad podziału”.
Stało się. Polacy awansowali do jednej ósmej finału, po czym odpadli po meczu z Francją. Polska wyszła z grupy po raz pierwszy od 36 lat. Grupowe spotkania przyniosły jednak falę krytyki, która spłynęła na piłkarzy i trenera Michniewicza za marny i defensywny styl gry drużyny. Media z całego świata zastanawiały się, co tak słaba drużyna jak Polska robi na mundialu. W kraju też kpiono z taktyki trenera Michniewicza.
„Laga do Robercika” ostatecznie przyniosła wymęczony awans. Piłkarze i sztab mieli ustalać, jak podzielą się pieniędzmi, mimo że robota, którą wykonywali, żeby ową premię dostać, była wykonywana w jak najgorszym stylu. Nie było to nawet śmiesznie – to było żenujące. Kiedy piłkarze i Michniewicz liczyli kasę, Polska na mundialu w Katarze była bastionem antyfutbolu.
czytaj także
Nikt tyle nie da, ile Morawiecki obieca
I tak wokół kadry zamiast dobrej atmosfery po ostatnim meczu są popsute humory. Trzeba więc było to jakoś odkręcić.
Najpierw rzecznik rządu bronił premii Morawieckiego, twierdząc, że chodzi tak naprawdę o „dodatkowe środki na rzecz rozwoju sektora piłki nożnej”. Z tym że taki fundusz już jest – nazywa się Funduszem Rozwoju Kultury Fizycznej, a jego beneficjentem jest m.in. Polski Związek Piłki Nożnej, który otrzymał w tym roku na szkółki piłkarskie 50 mln zł.
Temat jest bardzo niewygodny dla rządzących. Jadwiga Emilewicz wiła się w TVN24, jak mogła, żeby zbyć pytania na ten temat. Mówiła, że „jak będą pieniądze, to będziemy gadać”, a wcześniej palnęła: „Domyślam się, że to była rozmowa, która miała zagrzać piłkarzy do boju”.
Wreszcie głos w sprawie zabrał sam Morawiecki. Najpierw w rozmowie z portalem wPolsce.pl stwierdził, że „sukces jest wart każdych pieniędzy” i że „jakaś premia się należy naszym piłkarzom, ponieważ wyszli rzeczywiście z grupy, w ogóle przecież grali naprawdę nieźle”.
Na koniec wszystko przemyślał, zrobił woltę, poszedł na Facebooka i pod presją opinii publicznej zawyrokował: „nie będzie rządowych środków na premie dla piłkarzy”.
Twoje pieniądze dla ulubionych chłopów premiera
Morawiecki dodał w swoim wpisie, że „udany występ Polaków na Mundialu jest dobrą okazją do rozpoczęcia dyskusji na temat przyszłości polskiej piłki” oraz że „nagradzanie za wyniki na najbardziej prestiżowych turniejach jest ważnym elementem całości systemu i zarazem rolą Związku oraz głównych sponsorów”.
Trudno się z Morawieckim nie zgodzić. Premie za sukcesy sportowcom się należą. W końcu to oni rozpalają naszą wyobraźnię, na chwilę pozwalają zapomnieć o rzeczywistości. Z tym że polscy piłkarze otrzymali 3 mln dolarów za awans do mundialu, a za wyjście z grupy należy im się 40 proc. z 4 mln dol. Te pieniądze wypłaci im PZPN, a związek otrzyma je od FIFY.
Ale dodatkowe pieniądze od państwa polskiego, i to jeszcze tak duże? Za co? I kto to słyszał? Z jakiej racji z pieniędzy polskich podatniczek mamy opłacać grupę wybranych przez Morawieckiego przy kolacji mężczyzn reprezentujących wybraną przez niego dyscyplinę sportu?
czytaj także
Jeszcze bardziej irytuje to w czasie, gdy większość Polek i Polaków liczy każdą złotówkę, a kolejne grupy zawodowe nie mogą doczekać się podwyżek. Tymczasem polski premier lekką ręką chciałby przekazać milionerom kolejne miliony. Piłka nożna generuje ogromne pieniądze i zawodowi piłkarze naprawdę nie potrzebują, żebyśmy składali się na nich z pieniędzy, które potrzebne są na szkoły, szpitale czy transport publiczny.
Nawet gdybyśmy nie żyli w czasach kryzysu, a pielęgniarki i nauczyciele zarabialiby w Polsce tyle, na ile zasługują, to tak lekkomyślne rzucanie przez premiera publicznymi pieniędzmi w kierunku piłkarzy milionerów powinno nas wszystkich bulwersować.
A swoją drogą, może państwo polskie powinno tę premię wypłacić Argentyńczykowi Lautaro Martinezowi, który zmarnował „setkę” w meczu z Polską, a także zawodnikowi Arabii Saudyjskiej Al Dawsariemu, który w 95 minucie meczu z Meksykiem strzelił gola na wagę złota dla Polski, bo o awansie decydował bilans bramkowy? To dzięki nim, bo przecież nie swojej grze w fazie grupowej, Polacy awansowali i mogli targować się o rządowe miliony.