Tak, Władimir Putin manipuluje historią i za pomocą przeszłości rozgrywa teraźniejszość. Jednocześnie Polska, która kiedyś była najlepszym sojusznikiem Izraela w Europie, dziś to miejsce oddała. Nie jest to wyłącznie winą Putina – w dużym stopniu odpowiedzialność spada na fatalne błędy rządu PiS i sponsorowanych przez niego organizacji.
PiS Rady Oświęcimskiej nie potrzebuje
W 2018 r. zakończyła się kadencja Międzynarodowej Rady Oświęcimskiej, w której zasiadali razem przedstawiciele Yad Vashem – z dyrektorem Awnerem Szalewem na czele, Muzeum Auschwitz oraz innych instytucji zajmujących się historią polsko-żydowską. Rada działała przy premierze RP i była istotnym forum współpracy, czasami sporu, lecz głównie wyważonej rozmowy na temat wspólnej przeszłości i jej upamiętniania.
Rada powstała w 1990 r., a jej pierwszym przewodniczącym był Władysław Bartoszewski, jeden z twórców Żegoty i były więzień Auschwitz. Od początku 2000 r. Rada zajmowała się nie tylko byłym obozem w Oświęcimiu, ale też innymi pomnikami historii związanymi z Holokaustem. Jej zadaniem było doradzanie premierowi, a więc i polskiemu rządowi, w sprawie należytego dbania o miejsca pamięci, których znaczenie wykracza daleko poza granice naszego kraju i które stanowią tragiczne dziedzictwo całej ludzkości.
czytaj także
Powołując członków Rady w 2000 r., premier Jerzy Buzek powiedział: „Wierzę, że wspólna praca nad zachowaniem dla potomnych tragicznego dziedzictwa hitlerowskiej polityki eksterminacji narodu polskiego i zagłady narodu żydowskiego służyć będzie pojednaniu i wzajemnemu zrozumieniu, że rozwijająca się współpraca ekspertów, naukowców, ludzi obdarzonych wysokim autorytetem i zaufaniem społecznym przyczyni się do przezwyciężenia stereotypów i uprzedzeń poprzez wspólne dawanie świadectwa prawdzie o tych straszliwych czasach”.
Premier Mateusz Morawiecki nie powołał członków Rady na kolejną kadencję – uznając widocznie, że współpraca wybitnych polskich i izraelskich historyków, mających ogromny autorytet w świecie, nie jest mu do niczego potrzebna.
czytaj także
Wystawa, która obraziła redaktor Ogórek
W 2019 r. skończyła się kadencja prof. Dariusza Stoli na stanowisku dyrektora Muzeum Historii Żydów Polskich Polin. Trzy instytucje prowadzące Muzeum – MKiDN, Stowarzyszenie ŻIH i miasto Warszawa – zgodziły się na rozpisanie konkursu, który Stola wygrał w maju.
Do dziś jednak minister kultury z PiS nie wręczył mu nominacji i wszystko wskazuje na to, że tego nie zrobi. Być może już w marcu powoła komisarza, który będzie kierował pracami muzeum.
Sytuacja ta budzi niepokój muzealników, ludzi kultury oraz organizacji żydowskich na całym świecie, które angażowały się w tworzenie i prace tego muzeum.
Kolejne muzeum Holokaustu ukrywa pamięć o zbrodniach własnego narodu
czytaj także
We wrześniu 2019 r. minister kultury Piotr Gliński powiedział, że nie powołał Dariusza Stoli na stanowisko dyrektora Muzeum Historii Żydów Polskich Polin, ponieważ „[Stola] prowadził w muzeum bardzo agresywną politykę”. Z takimi stwierdzeniami nie zgadza się przewodniczący zarządu Stowarzyszenia ŻIH, Piotr Wiślicki. „Nie mogę zgodzić się z zarzutami Pana Premiera Piotra Glińskiego o rzekome łamanie przez prof. Dariusza Stolę prawa, tj. statutu Muzeum, czy jego upolitycznienia. Uznaję te stwierdzenia za bezpodstawne, godzące w wiarygodność Muzeum, która jest warunkiem sine qua non jego istnienia” – napisał Wiślicki w oświadczeniu.
W 2018 r. muzeum Polin zaprezentowało wystawę czasową dotycząca antysemickiej nagonki prowadzonej przez polskie władze w Marcu ’68. Znalazły się na niej również współczesne przykłady antyżydowskich sformułowań, a wśród nich dwa twitterowe wpisy publicystów związanych z mediami publicznymi, Magdaleny Ogórek i Rafała Ziemkiewicza.
W 2017 r. Ogórek na Twitterze zasugerowała senatorowi Markowi Borowskiemu zmianę nazwiska „z Berman na Borowski”. To ten wpis znalazł się na wystawie Obcy w domu, chociaż nazwisko autorki zasłonięto.
Mimo to była kandydatka na prezydenta domagała się przeprosin, publikując jednocześnie list poparcia podpisany przez Eliego Zolkosa, tytułującego się „asystentem Naczelnego Rabina Polski”. – Zolkos nie jest i nigdy nie był moim asystentem – zapewniał wówczas rabin Michael Schudrich. Sprawa wystawy trafiła do sądu, ale ostatecznie została umorzona.
„Będziemy wytaczać procesy za obwinianie polskiego narodu”
Nowelizacja ustawy o IPN, jaką przeprowadziły polskie władze dwa lata temu, była przykładem topornego prowadzenia polityki historycznej, która z historią niewiele ma wspólnego.
Próba karania więzieniem za krytyczne podejście do przeszłości spotkała się z ostrą reakcją zarówno w Izraelu, jak i w Stanach Zjednoczonych. Ustawę krytykowali: Światowy Kongres Żydów, Amerykański Komitet Żydowski, Muzeum Holokaustu w Waszyngtonie, Instytut Yad Vashem oraz historycy zajmujący się tematyką Szoa.
„Ważne jest dla mnie też, byśmy my, Polacy, nie byli pomawiani o udział w Holokauście. Prawda historyczna jest taka, że Polacy nie brali udziału w żaden systematyczny sposób w Zagładzie” – mówił Andrzej Duda w lutym 2018 r., informując o tym, że ustawę PiS podpisze, kierując ją jednocześnie do Trybunału Konstytucyjnego.
czytaj także
„Polacy starali się ratować Żydów. Od strony ludzkiej bywało różnie. Polacy mają najwięcej Sprawiedliwych wśród Narodów Świata. Ale były też przypadki niegodziwości, byli szmalcownicy. Były przypadki wydawania Żydów”. Te wszystkie rozważania stały się nieistotne, gdy się okazało, że polski prezydent nie ma szans na spotkanie ze swoim idolem Donaldem Trumpem, póki nowa ustawa o IPN nie zostanie wymazana z polskiego porządku prawnego.
W czerwcu 2018 r. w ciągu jednego dnia kontrowersyjne elementy ustawy zmieniono, co spotkało się z zadowoleniem Departamentu Stanu USA. Mateusz Morawiecki ogłosił sukces [!] polskiego rządu, zapowiadając jednocześnie, że „będziemy wytaczać procesy redakcjom, które będą obwiniać polski naród”.
PiS tym samym z ustawy się wycofał, ale z polityki historycznej niestety nie.
czytaj także
Czy gazety napisały, że to Polacy cierpieli?
Kiedy francuska École des Hautes Études en Sciences Sociales organizowała w lutym 2019 r. konferencję naukową dotyczącą badań nad Holokaustem, zapewne nikt się nie spodziewał, że polskie instytucje – IPN oraz Instytut Pileckiego – wydelegują tam swoich przedstawicieli w celu podważania autorytetu biorących w obradach naukowców.
Wśród panelistów znaleźli się członkowie Centrum Badań nad Zagładą Żydów IFiS PAN. IPN wydelegował na widownię Tomasza Domańskiego i Macieja Korkucia, a Instytut Pileckiego – Martynę Rusiniak-Karwat i Sabinę Bober. „Czekam na reakcję ze strony władzy. Nie chodzi o blokowanie działań naukowych. Nie były to badania naukowe, to było szkalowanie” – tak paryską konferencję podsumowała w Radiu Lublin Sabina Bober. Jej zdaniem w książce Dalej jest noc – ostro krytykowanej przez prawicowych historyków i media – jest „cała masa bzdur”.
Bilewicz: Między idealizacją a hiperkrytycyzmem. Polska niepamięć historyczna i jej źródła
czytaj także
Sabina Bober nie musiała długo czekać na „reakcję władzy”. W państwowych mediach (w tym w głównym wydaniu dziennika TVP) na polskich uczonych i historyków przepuszczono bezprecedensowy atak. W TVP Info Jan Pospieszalski o historykach z Centrum Badań nad Zagładą Żydów powiedział: „To są ludzie, którzy wyszli z bolszewii, z Sowietów, i oni mentalnie ciągle tkwią w tej sytuacji”.
Wiadomości TVP relację z konferencji opatrzyły tytułem „Festiwal antypolskich kłamstw”. Nikt z uczestników nie był gotowy na antysemickie okrzyki, buczenie czy zakłócanie obrad. „Mój referat był wielokrotnie wyklaskiwany, wytupywany, zagłuszany okrzykami. Również inne referaty spotykały się z pomrukami i okrzykami niezadowolenia. Musiałem podnosić głos, by przebić się przez okrzyki prawdziwych Polaków. Była to atmosfera wiecowa, a nie akademicka. Gwałtownie domagano się głosu” – relacjonował prof. Jacek Leociak.
czytaj także
„Kiedy organizatorzy przekazali mikrofon jednej z pań, padły absurdalne oskarżenia i pomówienia, antysemickie tyrady interpretujące m.in. Talmud. Dalsze udzielanie głosu bojówkarzom równałoby się naszej zgodzie na zniszczenie przez nich naukowej konferencji, czyli spełnienie ich scenariusza”.
czytaj także
Polskie organizacje korzystające z państwowego wsparcia finansowego próbują na siłę przekonać historyków i dziennikarzy, by nie zajmowali się badaniem trudnych aspektów polsko-żydowskiej historii. W tym celu na przykład pozywa się autorów poszczególnych tekstów do sądu.
Kilka dni temu była szefowa Reduty Dobrego Imienia, Mira Wszelaka, przegrała sprawę, którą wytoczyła brytyjskiej gazecie „Jewish News”. Chciała ona m.in. zmusić pismo, by zamiast określenia „naziści” używali terminu „niemieccy naziści”, bo – jej zdaniem – zachodni czytelnicy mogą pomyśleć, że chodzi o Polaków. W przeprosinach gazeta miała przyznać, że „w rzeczywistości Polacy nie mordowali, a ratowali Żydów podczas tragedii Holokaustu” oraz „nie mieli nic wspólnego z konfiskatą majątków żydowskich podczas II wojny światowej”, ponieważ „majątki te konfiskowali Niemcy”.
W wyroku ogłoszonym 20 stycznia sąd apelacyjny uznał, że „tam, gdzie dobre imię Polski jest szargane, trzeba interweniować, ale nie można doszukiwać się szargania tylko dlatego, że w tekście nie jest wprost napisane, że Polacy byli ofiarami, a Niemcy sprawcami”.
Duda nie ma żadnej moralnej legitymacji do przemawiania w Yad Vashem
czytaj także
Polskiemu rządowi nie zależy na prawdzie historycznej
23 stycznia w „Washington Post”, „Die Welt” i „Le Figaro” ukazał się tekst prezydenta Andrzeja Dudy pt. Prawda, która nie może umrzeć. Tekst jest obroną polskiej wersji historii, ale zamieszczoną na płatnych stronach, jako ogłoszenie wykupione przez Instytut Nowych Mediów we współpracy z Polską Fundacją Narodową. PFN nie ujawnia kosztów tego typu kampanii ani skali ich oddziaływania i rzeczywistego wpływu.
Duda uwypukla w tekście polskie zasługi w ratowaniu Żydów, próbując pokazać, że taka była norma w naszym kraju, co jest przecież głęboko niezgodnie z prawdą historyczną. Rocznica wyzwolenia Auschwitz to chwila, w której powinniśmy czcić pamięć niewinnych ofiar, brutalnie zamordowanych przez Niemców. Tym ludziom umierającym w komorach gazowych nikt nie pomógł. Mówienie przy tej okazji o polskich Sprawiedliwych sprawia, że cierpienie Żydów zostaje odsunięte na dalszy plan, staje się nieistotne w walce o polskie dobre samopoczucie. Nie żydowska śmierć jest istotna, ale polska duma, którą należy nieustannie łechtać.
Czy akcje propagandowe w zachodniej prasie, jak ostatni tekst Andrzeja Dudy zamieszczony na zasadzie płatnego ogłoszenia, mogą wymazać wszystkie działania, jakie polskie władze podejmowały w ciągu ostatnich kilku lat, i udowodnić, że Polska jest wiarygodnym partnerem w dyskusji o historii własnej i o historii Zagłady? To mało prawdopodobne.
**
Katarzyna Markusz – dziennikarka portalu Jewish.pl, polska korespondentka Jewish Telegraphic Agency, publicystka „The Times of Israel”, badaczka historii polsko-żydowskiej.