Chcę odbudować w Polsce dialog polityczny, żebyśmy byli silni w Unii Europejskiej. Chcę powołać Radę Bezpieczeństwa Zdrowotnego, która pomagałaby władzom państwowym podejmować decyzje w sytuacjach zagrożenia epidemicznego. Wezmę też realną odpowiedzialność za reformę ochrony zdrowia. Rozmowa z Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem.
Jakub Majmurek: Jak pan ocenia rolę prezydenta w konstrukcji ustrojowej III RP? Prezydent może być kimś więcej niż tylko wielkim hamulcowym z silnym wetem, ale bez realnej możliwości prowadzenia własnej polityki?
Władysław Kosiniak-Kamysz: Do tego niestety rola prezydenta została sprowadzona przez różne nieroztropne wypowiedzi. Najlepiej znaczenie prezydenta widać wtedy, gdy pochodzi on z innego obozu niż rządzący. Tak było, gdy urząd premiera sprawował Jerzy Buzek, a prezydentem był Aleksander Kwaśniewski. Ci politycy byli poważni, zdolni dogadać się w istotnych kwestiach – np. wejścia polski do NATO czy negocjacji z Unią Europejską. Uważam, że szczególnie w obliczu zagrożenia wolności, praw i dobrych obyczajów politycznych funkcja prezydenta jest niezwykle istotna. Nawet przy tych kompetencjach, jakie są zapisane w konstytucji, prezydent może naprawdę sporo zrobić. Jednocześnie uważam, że kompetencje prezydenta powinno się zwiększyć, np. o możliwość zawetowania budżetu. Warto by też skrócić czas, jaki Sejm ma na rozpatrzenie ustawy prezydenckiej, do 14 dni.
Nie wolałby pan zostać raczej premierem niż prezydentem? To z pozycji premiera łatwiej byłoby panu zrealizować swój program niż z pozycji prezydenta – a byli prezydenci raczej nie zostają w Polsce szefami rządu.
Wszystko, co dobre, przed nami. Mam 38 lat, przede mną jeszcze wiele wyzwań. Teraz kandyduję na prezydenta i zrobię wszystko, by osiągnąć jak najlepszy wynik.
Kosiniak-Kamysz nie musi wygrać z Dudą, by zrealizować swoje polityczne cele
czytaj także
Załóżmy, że zostanie pan prezydentem. Jaki ma pan pomysł na współpracę z obecną sejmową większością? W jaki sposób chce pan przekonać posłów do pana sztandarowych postulatów – np. emerytury bez podatku?
Po pierwsze chciałbym odbudować dialog polityczny, który w Polsce jest w kompletnej zapaści – i ta diagnoza dotyczy nie tylko ostatnich pięciu lat, ale sięga jeszcze dalej. Na początek powołałbym do kancelarii prezydenta ministrów ze wszystkich opcji politycznych. Udawało mi się budować szerokie poparcie dla moich projektów, gdy byłem ministrem – nie mając za sobą największego ugrupowania w Sejmie ani mandatu prezydenta. Za moimi inicjatywami, takimi jak Karta Dużej Rodziny, Rada Dialogu Społecznego czy roczne urlopy macierzyńskie, głosowali wszyscy, od lewa do prawa.
A czy od tego czasu spór polityczny nie zaostrzył się tak bardzo, że będzie to trudne do przeprowadzenia?
Wszystko zależy od tego, kto siada do politycznego stołu. Ja mam zdolność łączenia różnych środowisk. I co najważniejsze, daję gwarancję, że nie odpuszczę ważnych dla mnie kwestii, takich jak reforma ochrony zdrowia czy dobrowolny ZUS dla przedsiębiorców. Wiem, że to dobre rozwiązania, że mogą nie tylko łączyć różne obozy, ale także być narzędziem odbudowania wspólnoty.
PiS i prezydent Duda atakowali rządy, w których pan pełnił funkcję ministra pracy, za brak polityki społecznej i niewystarczającą pomoc polskim rodzinom. Ma pan poczucie, że rządy PO-PSL zaniedbały tę sferę?
Pan prezydent Duda po prostu mówi nieprawdę. Mogę dać przykłady polityki społecznej na kwotę 20 miliardów złotych. Podniesiono zasiłki dla rodzin wielodzietnych – kosztem 6 miliardów złotych – wprowadziłem świadczenie 1000 złotych co miesiąc na każde dziecko przez pierwszy rok życia, popularnie nazywane „kosiniakowym”. W 2012 roku miała miejsce waloryzacja kwotowa emerytur i rent o 71 złotych – dziś Andrzej Duda kłamie, że to było 5 złotych. Tyle to było, jak rządziła jego partia, w 2017 roku. Przedszkola za złotówkę od 2013 roku – to była największa dotacja dla samorządów na politykę rodzinną.
czytaj także
Po pierwszych rządach PiS urlopy macierzyńskie wynosiły 18 tygodni, ja wydłużyłem je do 52. Za premierostwa Kaczyńskiego wybudowano dwa żłobki, ja – jako minister, nie premier – wybudowałem 2,5 tysiąca żłobków i klubów dziecięcych. Do tego programy senioralne, budowa dziennych centrów pobytu, wsparcie dla pracy absolwentów, spadek bezrobocia. Naprawdę życzę każdemu, by – będąc przedstawicielem młodszego partnera koalicyjnego w rządzie – był w stanie wprowadzić takie zmiany w okresie ciągle trwającego kryzysu i obowiązującej procedury nadmiernego deficytu. Trzeba mieć naprawdę bardzo dużo złej woli, jak Andrzej Duda, żeby kłamać, że przed 2015 rokiem nie było polityki społecznej.
Może jednak okazała się niewystarczająca, skoro PiS − opierając kampanię na socjalnych obietnicach − zdobył samodzielną większość nie tylko w 2015, ale też w 2019 roku?
Okazała się niewystarczająca, bo nie mogłem nigdzie o niej powiedzieć! Gdy szedłem do telewizji publicznej mówić o urlopach macierzyńskich, to pytano mnie o polityczną bieżączkę, która przestawała być aktualna po tygodniu. Ja nie miałem za sobą machiny propagandowej, jaką mają dziś rządzący. Nie miałem w budżecie pieniędzy na PR, by szeroko informować o realizowanych programach prorodzinnych. Brak informacji był naszym błędem i za to zapłaciliśmy wysoką cenę.
Co pana zdaniem jest najważniejszym wyzwaniem polskiej polityki wewnętrznej w najbliższych pięciu latach?
Uleczenie ciężkiej choroby nienawiści, która nas trawi. Kluczową rolą prezydenta będzie odbudowanie dialogu społecznego, który w ostatnich latach został w Polsce głęboko upokorzony. Czy wie pan, że Polska jest jedynym krajem, gdzie rozwiązania tzw. tarczy antykryzysowej wprowadzane są praktycznie bez żadnych konsultacji ze związkami zawodowymi i przedstawicielami pracodawców? Ta praktyka dotyczy nie tylko tarczy. Wracam właśnie z Grójca, gdzie zebrałem tysiące podpisów od ludzi, którzy przeciwstawiają się temu, by budowana w ramach Centralnego Portu Komunikacyjnego linia kolejowa przecięła ich miasto na pół. Cała ta wielka inwestycja też oczywiście robiona jest bez żadnych konsultacji z lokalną społecznością.
Kolejne wyzwanie to to, o którym Olga Tokarczuk mówiła w Czułym narratorze, w wykładzie noblowskim: zamknięte bańki informacyjne. Dziś to już właściwie nie są bańki, tylko okopy informacyjne, z których wychylamy się tylko po to, by oddawać strzały do swoich przeciwników. To jest największy problem ideowo-społeczny. Można też wskazać bardziej pragmatyczne, wymagające merytorycznych rozwiązań wyzwania. Najważniejszym jest ochrona zdrowia. Szpitale zadłużone są dziś na ponad 14 miliardów złotych.
I co z tym może zrobić prezydent?
Prezydent, zwłaszcza prezydent lekarz, coś z tym zrobić po prostu musi. Jako jedyny z kandydatów na ten urząd poszedłem na debatę o problemach ochrony zdrowia organizowaną przez samorząd lekarski, choć kilku moich konkurentów potwierdzało swój udział. Jak widać, o zdrowiu potrafią mówić tylko na konwencji, kiedy ktoś im napisze w przemówieniu coś o krótkich kolejkach, ale żadnego realnego pomysłu na służbę zdrowia nie mają. Ja, gdy tylko zostanę prezydentem, powołuję konsylium, gdzie do stołu siadają pacjenci – bo to oni powinni być zawsze w centrum ochrony zdrowia – oraz eksperci, samorządowcy i politycy różnych opcji. Sadzam ich do stołu i biorę realną odpowiedzialność za reformę ochrony zdrowia.
czytaj także
Przez cały okres po 1989 roku nikomu nie udało się rozwiązać problemów ochrony zdrowia tak, by społeczeństwo powiedziało w końcu: „To działa naprawdę dobrze”.
Bo nikt nie chciał wziąć za to osobistej odpowiedzialności. Wszyscy mówili: „Na efekty reform w służbie zdrowia trzeba będzie czekać latami, a my potrzebujemy głosów tu i teraz”. Ja tę odpowiedzialność jestem gotowy wziąć. Także dlatego, że stanowisko prezydenta daje pewną samodzielność i możliwość podejmowania trudnych decyzji.
Czy prezydent zawsze może występować jako ten, który łączy i ułatwia dialog społeczny? Jeśli wygra pan wybory, czasem będzie pan musiał podjąć decyzję, która w dzielących realnie społeczeństwo sporach zdecydowanie nie spodoba się jednej ze stron. Przykładem może być spór o prawa osób LGBT. Czy podpisze pan ustawę o związkach partnerskich? Albo małżeństwach tej samej płci?
Związki partnerskie to temat od 20 lat nierozstrzygnięty. Nie pamiętam kampanii wyborczej, w której nie byłbym o to pytany, a trochę kampanii mam już za sobą. Jedni obiecują, że już za chwilę je wprowadzą, inni uciekają od tematu, a realnie nic się zmienia. Skoro politycy nie potrafią tego rozstrzygnąć, to trzeba po prostu zrobić w tej sprawie referendum. Mam w swoim programie dzień referendalny i odpowiednie zmiany ustrojowe, które ułatwią Polakom wyrażenie zdania w tej kwestii. Nie bójmy się głosu obywateli.
czytaj także
A gdyby parlament jednak przegłosował taką ustawę i ona trafiłaby na biurko prezydenta Kosiniaka-Kamysza, to jak się pan zachowa?
Na pewno ten parlament jej nie przegłosuje. Ale jeśli na moje biurko trafi ustawa o związkach partnerskich, regulująca kwestie statusu osoby najbliższej, dziedziczenia, prawa do informacji medycznej, to – w tym ostatnim wypadku także jako lekarz – nie odmówię przecież tych praw osobom żyjącym ze sobą od 20 lat. Z pewnością jednak nie podpiszę ustawy o małżeństwach homoseksualnych i nie zgodzę się na adopcję przez nie dzieci.
Tuż przed wyborami prezydent Duda spotka się z Donaldem Trumpem. Pan przyjąłby podobne zaproszenie? To dobrze, że Andrzej Duda i PiS tak silnie stawiają na niepopularnego prezydenta Stanów Zjednoczonych, który w listopadzie może przegrać wybory?
Niezależnie od tego, kiedy byłyby te wybory, amerykański prezydent jest prezydentem i prezydent Polski musi rozmawiać z głowami innych państw, niezależnie od kalendarza wyborczego. Jednak zamiast lecieć, zrobiłbym wideokonferencję. Dziś, gdy ciągle nie mamy odblokowanej do końca granicy z Czechami, a pracownicy z transgranicznych obszarów nie mogą swobodnie dojechać do pracy − wykorzystywanie takiego spotkania w kampanii wyborczej jest niestosowne. Jeżeli jest jakaś sprawa do załatwiania, to naprawdę da się to zrobić połączeniem wideo.
czytaj także
Jest pan za tym, by w Polsce powstała stała baza amerykańskich wojsk?
Tak, można tu dostrzec pewną kontynuację: wejście do NATO, rotacyjne stacjonowanie żołnierzy amerykańskich, stały pobyt na naszym terytorium, baza. Myślę, że większość sił politycznych jest podobnego zdania. Ale sami żołnierze amerykańscy nie zagwarantują Polsce bezpieczeństwa. Gwarancją bezpieczeństwa jest wspólnota narodowa. Mieliśmy już w historii różne podpisane sojusze, które ostatecznie nie okazywały się wiele warte. Będę więc kontynuował politykę polskiej obecności w NATO, ale chciałbym też, by relacje z Amerykanami były nie tylko – jak dziś – przyjacielskie, ale także partnerskie. A żeby były partnerskie, musimy być silni w Unii Europejskiej. Dziś jesteśmy tam czarną owcą, na marginesie.
Więzy transatlantyckie coraz częściej podawane są w wątpliwość po obu stronach Atlantyku. W tej sytuacji pojawiają się głosy, że Polska powinna włączyć się w budowanie wspólnej polityki obronnej UE, jako drugiego filaru naszego bezpieczeństwa. Jak się pan do tego odnosi?
Chciałbym, by Polska uczestniczyła we wspólnych pracach wokół projektów zbrojeniowych w Europie – a nie uczestniczy. Europa powinna rozwijać własne technologie, w tym zbrojeniowe. Nie budowałbym natomiast ani alternatywy wobec NATO, ani wewnętrznej, europejskiej konkurencji dla Sojuszu. Problemy są zresztą tak naprawdę gdzie indziej. Przyszłe wojny toczyć się będą na froncie cyberprzestrzeni, informacji, biologii i zdrowia. A Unia Europejska nie ma swojego przemysłu farmaceutycznego, co pokazała epidemia COVID-19. W produkcji substancji czynnych do leków jesteśmy uzależnieni w 80 procentach od Chin i Indii. To jest prawdziwe zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa. To przemysł farmaceutyczny jest dziś kluczową infrastrukturą bezpieczeństwa. Tymczasem sprawy epidemii i wojen biologicznych zostały na kolanie wpisane do strategii bezpieczeństwa przy okazji koronawirusa i widać, że rządzący nie mają tu pomysłów.
czytaj także
Co jako prezydent planuje pan zrobić, by zwiększyć bezpieczeństwo Polski w tych obszarach?
Bez inwestycji w naukę, w nowe technologie, w prawdę w internecie – nie poradzimy sobie z utrzymaniem bezpieczeństwa. Koronawirus pokazał, jak niebezpieczne mogą być fake newsy. Niech pan zwróci uwagę, co, nawet w środku epidemii, dzieje się wokół ruchów antyszczepionkowych, na skalę dezinformacji obywateli. Jeśli chodzi o moje konkretne pomysły, to chciałbym powołać Radę Bezpieczeństwa Zdrowotnego, która pomagałaby władzom państwowym podejmować decyzje w sytuacjach zagrożenia epidemicznego. Tak by eksperci rekomendowali politykom sensowne rozwiązania. Bo dziś rekomendacje dla ministra Szumowskiego przychodzą z Nowogrodzkiej. Dopóki minister Szumowski podejmował decyzje jako lekarz, to wszyscy go szanowaliśmy. Gdy zaczął dostosowywać termin noszenia maseczek do potrzeb wyborczych swojego obozu politycznego, zaufanie do zarządzeń ministra zdrowia spadło. Chcę, by państwo wyciągnęło z tego wnioski.
Pytając o bezpieczeństwo, nie sposób nie zapytać o naszą politykę wschodnią. Mamy powody, by obawiać się polityki Putina? Jakie cele stoją przed prezydentem w relacjach z Moskwą?
Polska nie ma dziś polityki wschodniej, została ona zaprzepaszczona. Nie jesteśmy w gronie państw decydujących o polityce wschodniej UE. Jedyne, co jakoś działało, to mechanizmy umożliwiające przemieszczanie się do Polski pracowników z Ukrainy. W tych trudnych warunkach, w jakich się znaleźliśmy, chciałbym na początku przynajmniej odblokować mały ruch graniczny z Obwodem Kaliningradzkim, co umożliwi też ponowny kulturowy dialog ludzi żyjących obok siebie od pokoleń. Chciałbym też współpracy z rosyjską opozycją – bo trudno mówić o współpracy z Putinem po jego wielokrotnych obraźliwych słowach. Powinniśmy dążyć do zniesienia embarga na Polskę – bo tak trzeba nazwać sytuację, gdy nie możemy sprzedawać produktów żywnościowych do Rosji, a jednocześnie kupujemy miliony ton rosyjskiego węgla.
Z Atlanty na wieś [Sierakowski rozmawia z Kosiniakiem-Kamyszem]
czytaj także
Co Mińskiem i Kijowem?
Im Mińsk jest dalej od Moskwy, tym bliżej jest Europy. Będę robić wszystko, by przyciągać Białoruś ku Zachodowi.
Nawet kosztem pozostawienia na lodzie białoruskiej opozycji? Dziś znów poddawanej represjom.
Dziś nie mamy żadnej polityki wobec Białorusi, nie rozmawiamy ani z Łukaszenką, ani z opozycją. Nie zmienimy sytuacji w naszych relacjach, nie wykorzystując momentu ochłodzenia stosunków na linii Moskwa–Mińsk.
Jeśli chodzi o Ukrainę, to moja formuła brzmi: „w oparciu o prawdę historyczną budujmy przyszłość”. Zwłaszcza biorąc pod uwagę to, że miliony Ukraińców pracują i będą pracować w Polsce. Budowa przyszłości musi się jednak odbywać na partnerskich zasadach, Ukraina nie może wprowadzać najbardziej restrykcyjnych zasad w zakupach żywności z Polski, podczas gdy UE zwiększa kontyngenty zakupów z Ukrainy, które trafiają głównie na polski rynek.
Wspomniał pan o rosyjskim węglu. PiS sprzeciwia się unijnej polityce dekarbonizacji, twierdzi, że zbytnio nas ona obciąża. Miks energetyczny to nie obszar kompetencji prezydenta, ale prezydent może wskazać kierunek. Jaki jest pana pomysł na to, co w Polsce z węglem i energią?
Przedstawiłem w tej kampanii ambitny plan 50:50 do roku 2030. 50 procent źródła odnawialne, 50 procent z węgla. To moje środowisko polityczne już dziesięć lat temu mówiło o solarach, o wiatrakach, przedstawiło i doprowadziło do przyjęcia ustawy prosumenckiej. Wtedy wyśmiewali i blokowali to nawet nasi koalicjanci – nie mówię już o innych środowiskach. Podobnie było wcześniej z biopaliwami.
Mogę więc powiedzieć, że PSL od zawsze było po zielonej stronie mocy, nie nawróciło się na nią ostatnio, gdy to się stało modne. Konsekwentnie jestem więc za farmami wiatrowymi i odblokowaniem ustawy wiatrowej oraz przywróceniem ustawy prosumenckiej ze stałą taryfą – tak by każde gospodarstwo domowe mogło produkować energię na własne potrzeby i ją sprzedawać. Jestem też zwolennikiem inwestycji w biogazownie rolnicze – to nie tylko kwestia energii, ale także jakości życia na obszarach wiejskich. Obietnice niektórych kandydatów, że odejdziemy od węgla do 2035 roku, są nierealistyczne – przecież dziś nie mamy w miksie energetycznym nawet 15 procent odnawialnych źródeł energii.
Co z energetyką jądrową? To powinna być część polskiego miksu energetycznego?
Z małych elektrowni atomowych tak.
Jest pan jednym z kilku kandydatów opozycji demokratycznej. Na czym polega właściwie pana „przewaga konkurencyjna” nad resztą stawki? Co takiego może wnieść prezydent Kosiniak-Kamysz, czego nie mogliby Szymon Hołownia albo Rafał Trzaskowski?
Jako jedyny mam energię młodości połączoną z doświadczeniem parlamentarnym i rządowym. Jestem politykiem samodzielnym, start w wyborach to nie jest dla mnie okazja do wypromowania siebie i nowej formacji − startuję, bo chcę rozwiązać konkretne problemy. Wreszcie, jak powiedział prezydent Krakowa Jacek Majchrowski, udzielając mi poparcia − a po raz pierwszy prezydent drugiego co do wielkości miasta w Polsce poparł oficjalnie kandydata PSL w wyborach prezydenckich − właśnie ja odpowiadam na potrzeby zarówno wyborców wielkomiejskich, jak i tych z najmniejszej wsi. Ze względu na mój szacunek dla innych mogę zbierać głosy i z prawicy, i z lewicy – odrzucając skrajności z obu stron. Tej możliwości nie ma żaden inny kandydat, jako jedyny mam szansę pozszywać pękniętą na pół Polskę.