Kraj

Majmurek: Czy powinniśmy trzymać kciuki, by Mentzen rozbił duopol?

PiS ze swoim projektem „demokracji narodowej” był – a dziś jest jeszcze bardziej – partią zagrażającą polskiemu porządkowi konstytucyjnemu, na czele z wpisanymi w niego zasadami równowagi władz i ochrony praw obywateli przed ekscesami politycznej większości. Projekt polityczny Konfederacji zagraża innej wpisanej do konstytucji zasadzie: sprawiedliwości społecznej.

Choć sondaże pokazujące mijankę między Karolem Nawrockim a Sławomirem Mentzenem ciągle są rzadkością, a wciąż najbardziej prawdopodobny scenariusz zakłada starcie tego pierwszego z Rafałem Trzaskowskim w drugiej turze wyborów prezydenckich, to pytanie, „czy Mentzen może wyprzedzić Nawrockiego?”, będzie wałkowane w mediach przez kilka najbliższych tygodni. Warto może zadać sobie jednak inne. Nie, czy to możliwe, ale czy z punktu widzenia lewicowego wyborcy byłoby pożądane. Innymi słowy: czy wyborca partii na lewo od centrum powinien trzymać kciuki za to, by Mentzen zatopił Nawrockiego?

2 czerwca obudzimy się w brunatniejszej Polsce

Nie chodzi o to, który kandydat jest lepszy, bo z punktu widzenia progresywnych wartości obaj są w równym stopniu nie do zaakceptowania. Czasem jednak historia podąża złą drogą ku dobrym celom, a pozytywna zmiana dokonuje się niejednokrotnie rękami ludzi, którym nie sposób przypisać żadnych szlachetnych intencji. Można więc sobie wyobrazić scenariusz, w którym ewentualny sukces Mentzena przyniesie polskiej scenie politycznej korzyści, zupełnie niezwiązane z interesami i wartościami Konfederacji.

Koniec duopolu?

Wejście Mentzena do drugiej tury w miejsce Nawrockiego byłoby wielką klęską Kaczyńskiego, może nawet zagrażającą jego pozycji w PiS i na polskiej prawicy. Osobiście wybrał Nawrockiego, rezygnując ze sprawniejszych politycznie, bardziej charyzmatycznych kandydatów – takich jak Mateusz Morawiecki czy Przemysław Czarnek – bo dobry wynik w wyborach prezydenckich mógłby być dla nich początkiem kampanii o władzę w partii.

Kaczyński wybrał opcję bardziej ryzykowną dla partii, ale teoretycznie bezpieczniejszą dla własnej pozycji w jej szeregach. Jeśli jednak ten manewr skończy się totalną klęską – a tym byłoby niewejście kandydata PiS do drugiej tury – to w PiS pojawią się głosy, że prezes całkowicie stracił już kontakt z polityczną rzeczywistością i prowadzi cały swój obóz do katastrofy. Część działaczy zacznie szukać sobie w takiej sytuacji nowego miejsca na scenie politycznej, ktoś może podjąć próbę przewrotu w PiS. Nawet jeśli nie uda się odebrać Kaczyńskiemu władzy nad partią, może to być koniec Prawa i Sprawiedliwości, jakie znamy. A zarazem duopolu PO-PiS, organizującego polską politykę od 20 lat – od podwójnych wyborów w 2005 roku.

Karol Nawrocki – mężczyzna do potęgi n-tej

Trudno bronić tezy, że jest on dziś funkcjonalny, że dobrze odzwierciedla realnie istniejące w Polsce podziały, że pozwala efektywnie odpowiadać na społeczne żądania i stojące przed naszą wspólnotą polityczną wyzwania. W sytuacji, gdy alternatywą jest autorytarny, dyszący rządzą zemsty PiS, wyborca Koalicji 15 października nie ma za bardzo wyboru, jak dalej popierać obecny rząd, jakkolwiek rozczarowująca byłaby jego polityka. Wyborca prawicy, przekonany, że alternatywą jest Tusk – w pisowskim folklorze agent Niemiec, realizujący misję zniszczenia Polski – będzie głosował na PiS, niezależnie od tego, jak skorumpowane i nieudolne byłyby rządy tej formacji. Nie tak powinna wyglądać dobrze urządzona demokracja.

W sytuacji, gdy otoczenie geopolityczne Polski staje się najbardziej niestabilne od początku lat 90., potrzebujemy też systemu politycznego zdolnego do długoterminowej współpracy w kluczowych kwestiach bezpieczeństwa. Dziś opozycja próbuje podkopać pozycję naszego rządu w relacjach ze Stanami, bo liczy, że w ten sposób wróci do władzy.

Za, a nawet przeciw: odrobina socjalizmu nie zaszkodzi Mentzenowi

Próby wzmocnienia europejskiego filaru polskiego bezpieczeństwa – co w sytuacji niezależnej od ekscesów Trumpa zmiany strategicznych priorytetów Stanów jest zwyczajnie konieczne – mogą zostać zablokowane przez działania PiS, przedstawiające je jako „zdradę”, „próbę wyparcia USA z Europy”, której Tusk podejmuje się na zlecenie Niemiec, ewentualnie jako „chęć nabicia zysków niemieckiego sektora zbrojeniowego”. Wszystkie te argumenty europosłowie PiS przywoływali zresztą w środę 12 marca, uzasadniając swój głos przeciw Tarczy Wschód – projektu wzmocnienia wschodniej granicy Unii Europejskiej – w Parlamencie Europejskim.

Układ PO-PiS nie był się w stanie porozumieć – i nic nie wskazuje, że będzie – w sprawie ustawy gwarantującej, że o ważności wyborów prezydenckich orzeknie sąd, którego prawomocności nikt nie będzie w stanie podważyć. Co grozi nam potencjalnie potężnym kryzysem politycznym wiosną – jeśli np. Nawrocki przegra nieznacznie, a neo Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych spróbuje unieważnić wybory. Swoją drogą, odpadnięcie Nawrockiego już w pierwszej turze uwolniłoby nas też od tego koszmarnego scenariusza.

PiS przestał być mniejszym złem?

Zwycięstwo Trzaskowskiego w drugiej turze, połączone z głębokim kryzysem, prowadzącym do dezintegracji PiS jako głównej partii polskiej prawicy, dałoby rządzącej koalicji sporo politycznej przestrzeni na dokończenie sprzątania po poprzedniej władzy w takich obszarach jak sądownictwo.

Oczywiście, elektorat PiS – z jego tradycjonalizmem, autorytarnymi impulsami, podatnością na populizm, nieufnością wobec Europy – nie zniknie. Będzie potrzebował politycznej reprezentacji – demokracja nie może ignorować jego głosu i interesów. To, że przez ostatnie 20 lat reprezentowała go właśnie partia Kaczyńskiego, miało też swoje zalety. PiS nie tylko miał rację w sprawie konieczności socjalnej korekty polskiego modelu społeczno-gospodarczego, ale zdołał jej dokonać w pierwszych latach po 2015 roku. Jak kulawa by nie była ta korekta, jak nie zaniedbywałaby inwestycji w sektor publiczny, zmieniła ona na lepsze główny nurt myślenia o zobowiązaniach państwa wobec obywateli.

Nawrocki coraz bardziej Konfederacki

PiS mimo wszystkich swoich wojen z Komisją Europejską pozostawał partią uznającą, przynajmniej na poziomie oficjalnych deklaracji, europejską i atlantycką orientację Polski. Dominacja PiS powstrzymywała „geopolityczną rusyfikację” polskiej prawicy.

Dziś jednak partia porzuciła większość kotwic – poza antyrosyjską – które czyniły jej dominację na prawicy mniejszym złem. Ścigając się o wyborców Konfederacji, odcięła kotwicę socjalną, przyjęła radykalnie antyukraiński język, a zapatrzonym ślepo w Trumpa młodszym działaczom PiS zdarza się już mówić, że reset w relacjach z Rosją nie byłby dla Polski takim złym rozwiązaniem. Wszystko wskazuje, że PiS chętnie włączy się w grę Trumpa na osłabienie i podział Unii Europejskiej.

PiS od kilku lat konsekwentnie pali też za sobą mosty łączące go ze skrajną prawicą i zbliża swój sprzeciw do altprawicy. Od dawna nie jest formacją Lecha Kaczyńskiego, a wygląda wręcz na to, że w przyszłości stanie się partią nawet nie Mateusza Morawieckiego czy Beaty Szydło, ale Przemysława Czarnka, Patryka Jakiego i Dominika Tarczyńskiego. Jeśli wróci do władzy, czeka nas ostry kurs na orbánowski autorytaryzm, przy którym rządy Szydło i Morawieckiego będą wydawać się wzorcem centrowej, umiarkowanej, oświeconej prawicowości.

Powrót ery kowbojstwa w amerykańskiej polityce lub polski spaghetti western

Rozbicie PiS otwierałoby przy tym przestrzeń dla lewicy, dając przede wszystkim możliwość zagospodarowania socjalnego elektoratu, który dziś tkwi przy Kaczyńskim, bo uważa, że to on najlepiej potrafi zadbać o jego interesy – jako lider największej partii wśród tych o jakkolwiek socjalnej wrażliwości. Im słabszy będzie PiS, im mniejsze prawdopodobieństwo, że kiedykolwiek wróci do władzy, im bardziej w pogoni za uciekającymi wyborcami będzie sięgał po narrację Konfederacji, tym większa szansa dla lewicy.

To nas zdewastuje jako społeczeństwo

Jednocześnie wizja sceny politycznej, na której głównym ośrodkiem na prawo od PSL jest Konfederacja, zasilona jakimś transferem uciekinierów z PiS pod wodzą, dajmy na to, Patryka Jakiego, jest chyba nawet bardziej niepokojąca niż trwanie obecnego duopolu.

Zdominowanie prawicy przez Konfederację oznaczałoby wejście do głównego nurtu debaty publicznej tematów, po które PiS, mimo wszystko, sięgał rzadko i z ostrożnością. Konfederacja tymczasem przez lata budowała swoją polityczną tożsamość przez nagłaśnianie treści antyszczepionkowych, klimatyczny negacjonizm, upolitycznioną homofobię, radykalny dyskurs antymigracyjny, a nawet otwarty antysemityzm – choć wyrzucenie frakcji Grzegorza Brauna i dokonywany na potrzeby wyborcze „detoks” wizerunku Mentzena osłabiają ten ostatni element jej wizerunku.

Majmurek: Fikcyjne problemy łatwiej rozwiązać, więc w kampanii rozmawiamy o „niewdzięcznych Ukraińcach”

Tradycjonalizm głównego nurtu PiS i większości jego elektoratu miał raczej defensywny charakter. Tradycjonalizm Konfederacji, choć bardziej selektywny, jest przy tym bardziej radykalny, rewolucyjno-konserwatywny. Części środowisk wokół Konfederacji marzy się użycie państwa do odwrócenia większości zmian, jakie zaszły w Polsce od początku obecnego wieku, od momentu, gdy integracja z Unią i śmierć Jana Pawła II uruchomiła procesy sekularyzacyjne.

Oczywiście, Konfederacja u władzy musiałaby jakoś negocjować między własnymi kontrrewolucyjnymi ambicjami a preferencjami swojego elektoratu, który sam jest produktem wspomnianych zmian kulturowych. Niemniej wzrost znaczenia partii gromadzącej tak radykalnie, reakcyjne środowiska, będzie poważnym problemem, zwłaszcza dla grup, których emancypacja szczególnie boli konfederackich liderów, od kobiet po mniejszości seksualne – inaczej niż na zachodzie Europy czy nawet w ruchu MAGA, polska prawica ciągle nie akceptuje praw osób nieheteronormatywnych.

Tyrania zdroworozsądkizmu

Wreszcie, nawet abstrahując od najbardziej reakcyjnych, „światopoglądowych” elementów programu Konfederacji, zdominowanie przez tę partię prawej strony polskiej sceny politycznej do reszty zdewastuje nas jako społeczeństwo. Będzie bowiem oznaczało radykalne wzmocnienie reguły społecznego egoizmu i marginalizację solidarnościowego języka nie tylko na prawicy, ale na całej scenie politycznej.

PiS ze swoim projektem, „demokracji narodowej” był – a dziś jest jeszcze bardziej – partią zagrażającą polskiemu porządkowi konstytucyjnemu, na czele z wpisanymi w niego zasadami równowagi władz i ochrony praw obywateli przed ekscesami politycznej większości. Projekt polityczny Konfederacji zagraża innej wpisanej do konstytucji zasadzie: sprawiedliwości społecznej, którą zgodnie z art. 2 naszej ustawy zasadniczej Rzeczpospolita ma „urzeczywistniać” jako „demokratyczne państwo prawa”. Można się spierać, czy kiedykolwiek faktycznie urzeczywistniała, ale jeśli Konfederacja przeorganizuje wokół siebie prawicę, to mało kto w Polsce będzie w ogóle uznawał, że urzeczywistniać powinna.

Biejat: Będę walczyła o ten elektorat, który nie chce wybierać między Polską silną a Polską otwartą [rozmowa]

Najlepiej byłoby oczywiście, gdyby w tych wyborach głęboko rozczarowujący wynik zdobyli zarówno Nawrocki, jak i Mentzen, tak by osłabione wyszły z nich i PiS, i Konfederacja. Na razie wszystko wskazuje jednak na to, że Mentzen zajmie trzecie miejsce, na tyle silne, że w następnych wyborach pozwoli to Konfederacji zadecydować, kto będzie rządził. Podział PO-PiS skończy się w 2027 roku w ten sposób, że ktokolwiek wygra, współrządził będzie Mentzen. Zwłaszcza jeśli w następnym Sejmie nie będzie lewicy, co – biorąc pod uwagę, że na razie wydaje się ona powtarzać scenariusz z 2015 roku – nie jest nie do wyobrażenia.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij