Obajtek równie dobrze może przeczekać obecną medialną burzę i dalej spokojnie robić przy PiS karierę. Chyba że opinia publiczna tak zwróci się przeciw prezesowi Orlenu, że PiS nie będzie miał wyjścia i rzuci go wilkom.
W 2011 roku południową Polskę pustoszy wichura. Zdesperowany hodowca papryki, któremu żywioł zniszczył szklarnię, desperacko pyta premiera Tuska: „Jak żyć, panie premierze?!”. Trwa kampania wyborcza, więc podobne skargi mają wyjątkową szansę przebić się do opinii publicznej. Rolnika odwiedza Jarosław Kaczyński oraz wójt pobliskiego Pcimia, Daniel Obajtek. Przywozi ze sobą folię do naprawy zniszczonej szklarni. PiS robi z tego wydarzenie medialne. Kaczyński i ówczesny rzecznik partii, Adam Hofman, przeciwstawiają premiera Tuska, który rozleniwiony władzą „nic nie może”, Danielowi „mogę wszystko” Obajtkowi. Polska po raz pierwszy poznaje dzisiejszego prezesa Orlenu.
Dziesięć lat temu Polacy zdecydowali się jednak zaufać ponownie Tuskowi. Koalicja PO-PSL utrzymała się przy władzy. PiS po wyborczej klęsce zaczął się sypać, Zbigniew Ziobro zbuntował się po raz pierwszy, w efekcie powstaje Solidarna Polska. Komentatorzy wieszczą koniec PiS-u i długie rządy Tuska. Wydaje się, że ambitny wójt jeszcze jakiś czas pozostanie w Pcimiu.
Jak wiemy, historia potoczyła się nieco inaczej. W 2014 roku Tusk wyjeżdża do Brukseli. Rok później Bronisław Komorowski przegrywa wybory z Andrzejem Dudą, otwierając PiS drogę powrotu do władzy. Obajtek znów ustawia się w świetle reflektorów. Razem z mającą wkrótce pokierować rządem Beatą Szydło maluje przed kamerami szkołę w swojej gminie. Gdy PiS tworzy rząd, Obajtek zaczyna błyskawiczną karierę, przypominającą te z początku lat 90. Mimo braku doświadczenia i wykształcenia zajmuje kolejne kierownicze stanowiska w państwowych agencjach i spółkach skarbu państwa, aż staje na czele Orlenu.
PiS bierze media lokalne. Czarny dzień dla wolności słowa w Polsce
czytaj także
W ostatnich miesiącach w prorządowych mediach trwa istny festiwal Obajtka. Chwali go sam prezes Kaczyński, tygodnik „Sieci” nagradza go tytułem „Człowieka Wolności”, „Wprost” – „Człowieka Roku”. Media spekulują, opierając się na przeciekach z PiS, że Obajtek może nawet zastąpić Mateusza Morawieckiego w fotelu premiera.
Ten festiwal przerywa ujawnienie przez „Gazetę Wyborczą” taśm, na których słychać nie tylko knajacki język Obajtka, ale także to, że – jak wszystko na to wskazuje – kierował z tylnego siedzenia firmą TT Plast, w momencie gdy pełnił urząd wójta. Czego wprost zakazuje prawo. Na razie obóz rządzący i jego media na „taśmy Obajtka” zareagowali zwarciem szeregów i obroną szefa Orlenu. Co jednak, jeśli opinia publiczna zawyrokuje, że Obajtek jest umoczony w interesy dyskwalifikujące go jako osobę publiczną? Czy taśmy okażą się granicą, za którą Daniel Obajtek będzie w końcu musiał powiedzieć „tu nic nie mogę już zrobić”?
To nie pierwsze kłopoty Obajtka
Warto przy tym pamiętać, że artykuł „Gazety” to nie pierwsze kłopoty wpływowego menadżera. W 2013 roku prokuratura postawiła mu zarzut przyjęcia łapówki oraz narażenia na straty Elektroplastu – firmy prowadzonej przez wujów Obajtka, w której dostał pierwszą prasę. Wójt Pcimia miał według prokuratury narazić Elektroplast na stratę 1,4 miliona złotych i wyprowadzić dla siebie około 700 tysięcy. Wszystko za sprawą wypisywania fałszywych faktur na kupowany przez Elektroplast granulat – Obajtek i jego wspólnicy mieli zaniżać jego dostawy i sprzedawać produkt na lewo.
Wtedy PiS także stanął murem za młodym samorządowcem. W Sejmie zebrał się specjalny zespół parlamentarny, gdzie Obajtek przedstawiał swoją wersję wydarzeń. „Prokuratura PO niszczy uczciwego działacza lokalnego, który nie popełnił żadnego przestępstwa” – przekonywał przekaz dnia PiS. Gdy partia wygrywa wybory, a Zbigniew Ziobro przejmuje kontrolę nad prokuraturą, sprawa przeciw Obajtkowi zostaje umorzona.
Tamta sprawa była dla Obajtka pod wieloma względami łatwiejsza niż ta, którą sugerują taśmy „Gazety”. Oskarżały go osoby o wątpliwej reputacji, same mające problemy z prawem. Obajtek i pisowska propaganda historię Elektroplastu przedstawili jako zemstę lokalnego układu na młodym, rzutkim samorządowcu. Teraz Obajtka obciąża taśma, na której z graniczącym z pewnością prawdopodobieństwem słychać jego głos. Młody samorządowiec mówi na niej językiem półświatka – i to bynajmniej nie z powodu zespołu Tourette’a. Optyka działa tu na niekorzyść Obajtka: wszystko to brzmi, jakby korzystając z pozycji wójta i cichego wpływu na prywatną spółkę, próbował wykończyć biznes wujów, z którymi ma osobisty konflikt. Niemniej jednak przekaz mediów bliskich PiS idzie tym samym tokiem: cała sprawa z taśm opiera się na zarzutach osób niecnej reputacji, mających na koncie prawomocne wyroki.
PiS nie przeszkadzały też wątpliwości CBA w kwestii oświadczeń majątkowych wójta. Na sprawę zwracali uwagę posłowie opozycji. Zdaniem krytyków Obajtka prezes Orlenu nie tylko wielokrotnie zmieniał wartość tych samych składników majątku w różnych oświadczeniach, ale także miał się wzbogacić znacznie bardziej, niż wskazywały na to jego oficjalne dochody. Ostatecznie prokuratura uwierzyła Obajtkowi, że w oświadczeniach po prostu się pomylił, a w PiS nikomu ten problem nie przeszkadzał.
Na początku lutego Piotr Zaremba, komentując pochwalne słowa Kaczyńskiego na temat Obajtka, przytoczył na łamach „Dziennika Gazety Prawnej” słowa anonimowego źródła z otoczenia premiera, z których wynikało, że cały festiwal wokół Obajtka wynika z tego, iż obóz władzy spodziewa się ataku na prezesa Orlenu i wysyła sygnał, że w razie czego nie wycofa się z poparcia dla niego. Biorąc pod uwagę to, o czym pisał „DGP”, można się zastanawiać, czy w PiS nie wiedziano już wcześniej o obciążających Obajtka taśmach, a przynajmniej o tym, że poza starą sprawą z zarzutami o okradanie Elektroplastu i zamieszaniem z oświadczeniami majątkowymi są jeszcze jakieś inne trupy w szafie prezesa Orlenu.
Prezes od spełniania marzeń
Dlaczego w zasadzie PiS postawiło właśnie na Obajtka? Patrząc na jego osiągnięcia z czasów samorządowych, trudno powiedzieć – choć wójt Pcimia wyróżniał się zaradnością i talentem do autopromocji, to nie na skalę uzasadniającą aż tak bajeczną karierę. Z pewnością w kolejnych awansach Obajtkowi pomógł sojusz z Beatą Szydło. Premierka w latach 2015–2017 wcześniej pełniła funkcję burmistrzyni w nieodległych od Pcimia Brzeszczach, wyrastała z podobnej rzeczywistości społecznej co Obajtek. To ona od początku miała wspomagać karierę młodego samorządowca.
Prezes Orlenu uchodzi przy tym za osobę, która nie konfliktuje się z nikim bez potrzeby, starając się żyć w miarę dobrze z każdą pisowską frakcją. Gdy premier Morawiecki – nielubiany przez premier Szydło i jej stronnictwo w partii – znalazł się w tarapatach, po tym jak wyciekła taśma, na której brzmi, jakby cieszył się z wypadku Roberta Kubicy i oszczędności, jakie to przyniesie budżetowi reklamowemu Banku Zachodniego, Obajtek pospieszył na ratunek, zapewniając Kubicy wsparcie finansowe Orlenu.
Obok networkingu największym talentem Obajtka wydaje się zdolność zgadywania i spełniania życzeń swoich politycznych patronów. Jako prezes Orlenu realizuje wizję Kaczyńskiego. Czy to w sprawie budowy regionalnego koncernu energetycznego, czy „repolonizacji” prasy lokalnej. Zwłaszcza tym ostatnim Obajtek miał naprawdę poważnie zapunktować u prezesa PiS. O repolonizacji mediów obóz władzy mówił przecież w zasadzie od zawsze. Od 2015 roku, mimo kontroli nad niemal wszystkimi instytucjami władzy w państwie, nic się z tym jednak nie udało zrobić. Choć prasa donosiła, że za kulisami trwały podchody, by odkupić od zagranicznych właścicieli kilka szczególnie drażniących PiS mediów prywatnych, na czele z TVN24. Obajtek tymczasem, zamiast gadać, nadymać się, grozić, zapowiadać, że nie oddamy ani jednej popołudniówki, zorganizował skuteczny zakup mediów lokalnych, przynosząc prezesowi Kaczyńskiemu bardzo efektywne narzędzia kształtowania opinii publicznej, zwłaszcza w kontekście wyborów samorządowych.
Więc jednak przyszły premier?
Dlatego Obajtek równie dobrze może przeczekać obecną medialną burzę i spokojnie dalej robić przy PiS karierę. Chyba że opinia publiczna tak zwróci się przeciw prezesowi Orlenu, że PiS nie będzie miał wyjścia i rzuci go wilkom.
Czy to oznacza, że możemy jeszcze zobaczyć premiera Obajtka? Byłbym ostrożny z takimi prognozami. Kontrolowane przecieki o możliwej zmianie na stanowisku premiera od 2015 roku są stałą techniką zarządzania przez Kaczyńskiego obozem władzy. Gdy rządziła Szydło, ciągle słyszało się plotki, że za chwilę miałby ją zmienić Mariusz Błaszczak albo sam Kaczyński. Teraz, gdy rządzi Morawiecki, znów słyszymy o Błaszczaku i czasem faktycznie o Obajtku. Takie przecieki służą raczej dyscyplinowaniu osoby aktualnie z nadania Kaczyńskiego, kierującej rządem, niż faktycznie zapowiada to, co stanie się w przyszłości.
Trzaskowski z fanbazą, PiS z kiełbasą, i tylko Kosiniak miał czas pogadać
czytaj także
Premiera w obecnej chwili nie bardzo jest sens zmieniać. Jesteśmy ciągle w środku pandemii, która może potężnie zużyć obóz rządzący. Lepiej w tej sytuacji, by całą „winę” za wszystkie porażki PiS w walce z wirusem wziął na siebie jeden człowiek – Morawiecki. Nie ma sensu robić otwarcia tylko po to, by wrzucać nowego premiera na minę. Jeśli opinia publiczna uzna, że Morawiecki w walce z COVID-19 sobie jednak poradził, to zostanie na stanowisku jakiś czas, jeśli nie – wtedy na poważnie będzie można rozmawiać o innych kandydatach.
Czy będzie wśród nich Obajtek? Nie jest to najbardziej prawdopodobny scenariusz, ale możliwy. Prezes Orlenu, poza wójtowaniem w Pcimiu, żadnego doświadczenia politycznego nie ma. Objęcie przez niego sterów rządu byłoby nie tylko awansem bez precedensu w historii III RP, ale także źródłem frustracji wielu baronów Zjednoczonej Prawicy, wściekłych, że Kaczyński znów ich pomija i powierza jedną z najwyższych funkcji w państwie outsiderowi bez własnego politycznego zaplecza.
Z drugiej strony narracyjnie Obajtek – przynajmniej jeśli zapomnimy o wszystkich korupcyjnych zarzutach – wpisuje się idealnie w pisowską wizję. W jakimś sensie jest on syntezą dwóch premierów z ostatnich pięciu lat: Beaty Szydło i Mateusza Morawieckiego. Tak jak Szydło reprezentuje prowincję, pozostaje jej wierny, podkreśla na każdym kroku swoje korzenie, mimo wielkich pieniędzy kultywuje sposób bycia typowy raczej dla klas ludowych niż wielkomiejskiej klasy średniej. A przy tym, tak jak Morawiecki, Obajtek jest menadżerem z wielkim doświadczeniem, prowadzącym globalną grę na rynku energetycznym – takim przynajmniej przedstawia go rządowa propaganda.
Jakich problemów by dziś nie miał, Obajtek ciągle dużo może i wiele wskazuje, że będzie mógł – czy to jako szef Orlenu, czy na jakimkolwiek innym odcinku, na który skieruje go partia.