Laury za pomaganie są dla milionerów filantropów, dla aktywistki mamy ciupę lub prace społeczne

W Polsce pomaganie okazuje się dobre wtedy, gdy jest filantropią. Bezinteresowne, ludzkie odruchy są karalne.
Justyna Wydrzyńska. Fot. Karolina Jackowska/Aborcyjny Dream Team

Gdy pomoc niesie łatająca systemowe dziury aktywistka z oddolnej organizacji, jest przestępczynią. Gdyby robił to miliarder, dostałby pewnie order od prezydenta. A nie, czekajcie, mieliśmy taki przypadek, ale przedmiotem pomocy nie mogła być przecież aborcja czy azyl dla uchodźców. Tak się jakoś składa, że nigdy nie jest.

W 2020 roku Justyna Wydrzyńska z Aborcyjnego Dream Teamu przekazała swoje tabletki aborcyjnie ciężarnej kobiecie doświadczającej przemocy domowej ze strony męża. Ten chciał zmusić swoją partnerkę do zagrażającego jej życiu porodu, przechwycił medykamenty i zgłosił sprawę na policję. Ostatecznie nie udało mu się zatrzymać żony przed przerwaniem ciąży. Zrobiła to z pomocą cewnika Foleya.

Wydrzyńska trzy lata później usłyszała wyrok za pomocnictwo w aborcji, za co według polskiego prawa grozi nawet trzyletnia odsiadka. Na to liczył intensywnie zaangażowany w sprawę Instytut Ordo Iuris i inne antyczojsy, ale nominowana przez neo-KRS Agnieszka Brygidyr-Dorosz zdecydowała się „wspaniałomyślnie” wymierzyć aktywistce nieco łagodniejszą i później nagrodzoną awansem od ówczesnego ministra sprawiedliwości, Zbigniewa Ziobry, karę.

Zróbmy z aborcji temat numer jeden (zamiast czepiać się stypendium dla Jasia Kapeli)

Od wyroku skazującego na osiem miesięcy ograniczenia wolności w postaci konieczności wykonywania prac społecznych członkini Aborcyjnego Dream Teamu się odwołała, wytrwale twierdząc, że nie zrobiła nic złego i z pewnością wysłałaby tabletki każdej potrzebującej osobie ponownie. Tym razem prokuratura przychyliła się jej do wniosku, uznając decyzję poprzedniej instancji za prawdopodobnie upolitycznioną.

Uważajcie, komu pomagacie

W tym czasie nowa władza, która w kampanii wyborczej chętnie wycierała sobie gębę prawami kobiet, nie tylko nie zliberalizowała ustawy antyaborcyjnej, ale dzięki katokonserwom z własnych szeregów nie zdołała przepchnąć przez Sejm ustawy częściowo dekryminalizującej pomocnictwo w aborcjach.

W czwartek 30 stycznia Sąd Apelacyjny w Warszawie zdecydował o odroczeniu decyzji w sprawie Justyny Wydrzyńskiej do 13 lutego. „Pomoc drugiej osobie, która tej pomocy potrzebuje, nigdy nie powinna być przestępstwem, niezależnie od tego, czy pomocą jest podarowanie komuś kubka zupy, ciepłej kurtki czy tabletek aborcyjnych” – powiedziała przed sądem aktywistka, wyraźnie nawiązując do innego – również niezakończonego procesu, który – gdyby jeszcze rządziła Zjednoczona Prawica – pewnie wszyscy uznaliby za godzien jedynie umorzenia. Ale teraz w miejscu PiS-u jest uśmiechnięta, brunatna Koalicja 15 października.

Chodzi o pięć osób, które przed sądem w Hajnówce miały odpowiadać za udzielenie pomocy humanitarnej – zapewnienie posiłku, odzieży oraz przewiezienie do najbliższej placówki straży granicznej ludzi przekraczających granicę polsko-białoruską: trójkę dorosłych i siódemkę dzieci. To znaczy: akt oskarżenia został oparty na podejrzeniu o przestępstwo ułatwienia nielegalnego pobytu w zamian za osiągnięcie korzyści osobistej.

Ikonowicz: Staliśmy się bogatym Zachodem. Teraz czas na konsekwencje

Uważajcie, nie dawajcie byle komu miski zupy, kurtki, i na pewno nie proście potem służb o wsparcie, bo możecie skończyć w pierdlu nawet na pięć lat. O tym, czy więzienie czeka na ekipę z Podlasia, sąd zdecyduje dopiero wiosną tego roku. Konkretnego terminu kolejnej rozprawy nie znamy. 

Jak pomagać, by się nie narażać? Po pierwsze: bądź bogaty

To, że w jednym tygodniu odbywają się dwie łudząco podobne do siebie sprawy i obie kończą się odroczeniem, jest jedynie zbiegiem okoliczności, czego nie można powiedzieć o kryminalizacji pomocy w Polsce. Prawo i mentalność jego egzekutorów skonstruowane są konserwatywnie, a więc tak, by chronić już uprzywilejowanych, a nie na przykład kobiety w niechcianej ciąży i przemocowym związku czy szukający schronienia, głodni migranci.

Oczywiście wiele zależy też od tego, kto decyduje się pomóc. Gdy robi to łatająca systemowe dziury aktywistka z oddolnej organizacji, jest przestępczynią. Gdyby robił miliarder, dostałby pewnie order od prezydenta. A nie, czekajcie, mieliśmy taki przypadek, ale przedmiotem pomocy nie mogła być przecież aborcja czy azyl dla uchodźców. Tak się jakoś składa, że nigdy nie jest.

Filantropia w oktagonie? Zrzutka na drona? Miłe gesty, co świata nie zmienią

Pieniądze od krezusów największym strumieniem płyną na to, co nie zepsuje im PR-u i co nie sprawi, że będziemy dociekać, co nie działa w systemie. Systemie, który ci sami bogacze niszczą i okradają, nie dorzucając się do usług publicznych, naprawiania wyrządzanych przez siebie szkód środowiskowych i społecznych, o walce z wyzyskiem i dyskryminacją nie wspominając.

Łatwiej jest na przykład najbogatszym altruistkom Polski i świata dotować kursy dla kobiet w biznesie i prowadzić badania nad ubóstwem menstruacyjnym, niż zasponsorować klinikę aborcyjną albo zrezygnować z prowadzenia koncernu naftowego, który rujnuje życie Nigeryjkom i wszystkim cierpiącym z powodu skutków zmian klimatu ludziom.

Chętnie za to będą naklejać na piersi czerwone serduszko największej zbiórki na chorą Polskę. Po co? By nikt nie oburzał się na przykład niskimi podatkami i składkami na opiekę zdrowotną, która nie jest w stanie obsłużyć ani Polek, ani tym bardziej poszukujących azylu w Polsce cudzoziemek i cudzoziemców.

Już ani słowa o filantropii. Czas zacząć mówić o podatkach. Reszta to bullshit

Co do zasady wrzucenie paru groszy na konto jakiejkolwiek fundacji, a nawet jej założenie, wychodzi taniej niż płacenie podatków nad Wisłą, a nie na Kajmanach czy Malcie. Ale i tak przeczytacie potem w „Wyborczej”, że bogaci Polacy robią dobre rzeczy, ale się nie chwalą, bo zaraz ktoś zarzuci im hipokryzję, marketing, greenwashing.

Rząd zaś – jak i wszystkie poprzednie – chętnie będzie wspierał wszystko, co utrzymuje zrzutkowo-filantropijne status quo, gdzie baby, Araby i wspierający ich aktywiści głosu nie mają. A jeśli próbują go odzyskać, trzeba ich uciszyć.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Paulina Januszewska
Paulina Januszewska
Dziennikarka KP
Dziennikarka KP, absolwentka rusycystyki i dokumentalistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Laureatka konkursu Dziennikarze dla klimatu, w którym otrzymała nagrodę specjalną w kategorii „Miasto innowacji” za artykuł „A po pandemii chodziliśmy na pączki. Amsterdam już wie, jak ugryźć kryzys”. Nominowana za reportaż „Już żadnej z nas nie zawstydzicie!” w konkursie im. Zygmunta Moszkowicza „Człowiek z pasją” skierowanym do młodych, utalentowanych dziennikarzy. Pisze o kulturze, prawach kobiet i ekologii.
Zamknij