Kraj

Kołodziej: Co ksiądz może wiedzieć o tym, co czują ludzie starający o dziecko?

Nie wiem, kto przez nich przemawia, ale z pewnością nie jest to Bóg!

Publikujemy list otwarty Magdaleny Kołodziej – pierwszego dziecka urodzonego w Białymstoku dzięki metodzie in vitro.

**

Myślałam, że gorzej już być nie może, że po ostatnich obradach Sejmu, który uchwalił ustawę o leczeniu niepłodności, będzie już tylko lepiej. Niestety, tym kraju wszystko jest możliwe. Wstyd mi za Polskę i za jej przedstawicieli. To, co się w tej chwili dzieje, jest nie do przyjęcia i nie do pomyślenia. Jak można odmawiać ludziom prawa do leczenia, jak można zupełnie bezkarnie obrażać tyle osób, jak można wypowiadać się na tematy, o których nie ma się żadnego pojęcia?

Coś we mnie pękło. Nie mogę już dłużej siedzieć bezczynnie i przysłuchiwać się tym wszystkim kłamstwom. Pozwalać na obrażanie mnie i mojej rodziny. Czy wszyscy bogobojni obrońcy nienarodzonego życia wiedzą, jaką krzywdę wyrządzają nam – dzieciom poczętym pozaustrojowo, naszym rodzicom i naszym dzieciom?

Nie jestem połamana, nie mam na czole bruzdy, nie cierpię na małogłowie, w dodatku mam dwie wspaniałe córki poczęte w sposób naturalny. Dlaczego wyżej wymienione kłamstwa są upowszechniane? Dlaczego na głównych stronach popularnych serwisów internetowych publikuje się list Episkopatu skierowany do Senatorów, a nie publikuje się listów specjalistów zajmujących się leczeniem niepłodności, czy samych dzieci urodzonych dzięki tej metodzie – np. takiego, jak list Agnieszki Ziółkowskiej? To wprowadzenie społeczeństwa w błąd. Co ksiądz może wiedzieć o tym, co czują ludzie, starający się nawet po kilkanaście lat o dziecko, o tym, jak wielkie jest ich cierpienie?

Jakim prawem odmawia się tym ludziom szczęścia, jakim jest dziecko?

Od wczesnego dzieciństwa wiedziałam, że jestem poczęta pozaustrojowo. Traktowałam to jako coś zupełnie normalnego. Rodzice bardzo mnie kochali. Byłam wychowana w wierze katolickiej. Brałam czynny udział w życiu Kościoła. Przeżyłam ogromny szok, kiedy w okresie dojrzewania dotarły do mnie wypowiedzi, że jestem owocem ogromnego grzechu, że nie powinno mnie być na tym świecie. Wszystkie swoje porażki traktowałam jako karę od Boga, czułam się gorsza, czułam, że Bóg nie chce, żebym żyła! Myślę, że nie ja jedna mogłam przeżywać takie rozterki. Wrażliwe dzieci, również te wychowywane w wierze katolickiej, z takimi właśnie problemami zmagają się codziennie. A my wcale nie jesteśmy gorsze! Niczym się nie różnimy i, w przeciwieństwie do niektórych, możemy powiedzieć z całą pewnością, że jesteśmy wyczekani i bardzo kochani!

To nie my jesteśmy źli. Źli są wszyscy, którzy zabraniają nam żyć, a zwłaszcza politycy o skrajnych i niebezpiecznych poglądach, bezrefleksyjni przedstawiciele Kościoła katolickiego oraz wszyscy, którzy robią z nas potwory i najchętniej by się nas pozbyli.

To nie metoda zapłodnienia sprawia, że dzieci „z in vitro” mogą zmagać się z problemami emocjonalnymi. To Kościół Katolicki oraz wszyscy jego poplecznicy, którzy nas stygmatyzują i odsuwają od społeczeństwa. Nie wiem, kto przez nich przemawia, ale z pewnością nie jest to Bóg! Bóg nie używa mowy nienawiści i z pewnością nie chce, żeby 5 milionów dzieci, które przyszły na świat dzięki in vitro, cierpiało. To nie jest religia – to jest fanatyzm. Ludzie mają wolną wolę! Nikt ich nie zmusza do leczenia – jeśli komuś ta metoda nie odpowiada, niech z niej nie korzysta. Nikt natomiast nie ma prawa do tego, by odmówić leczenia osobom, które go potrzebują. Z całego serca dziękuję moim rodzicom i lekarzom za życie. Za lata starań, walki i wiarę, że się uda.

Żyję. Mam się dobrze, tylko w Polsce mi źle! Czas chyba pakować torby i uciekać do cywilizowanego świata…

Czytaj także:

Agnieszka Ziółkowska: Kłamcy i nienawistnicy, nie zapomnimy wam tego!

**Dziennik Opinii nr 191/2015 (975)

 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij