Gdyby 10 lat temu ktokolwiek powiedział mi, że w Polsce szkoły staną na ponad tydzień, uczący zaczną układać protest songi i rozważać zaostrzenie strajku, we wszystkich mediach będzie toczyła się debata o edukacji, a mainstreamowi piosenkarze będą pisali statusy o nauczycielkach, nie uwierzyłabym.
W szóstym sezonie Gry o tron jest taki moment, w którym wojska bohaterskiego Jona Snowa wpadają w przygotowaną przez diabolicznego Ramsaya Boltona zasadzkę i zostają zamknięci w kleszczach sił wroga, który w dodatku ma liczebną przewagę. Bitwa trwa już jakiś czas, walczący są bardzo zmęczeni. Atak ze wszystkich stron naraz odbiera im nadzieję. Wydaje się, że w tych warunkach nie ma szans na wygraną, wojska Jona Snowa nie mają jednak zamiaru się poddać.
W takiej sytuacji znajdują się obecnie tysiące nauczycieli. Po dziewięciu dniach strajku widać siłę i determinację uczących, którzy strajku nie zamierzają przerwać ani na egzaminy, ani matury, ani na święta. Z drugiej strony mamy jednak podwojone ataki – to pozornie łagodne i rzekomo rozsądne: „popieram strajk, ale…” ze strony zatroskanych rodziców, to ze strony rządowej otwarcie brutalne insynuacje i kłamstwa. Jest coraz trudniej. Rząd, doprowadzając w ubiegłym tygodniu do przeprowadzenia egzaminów gimnazjalnych i zatrudniając do nich przypadkowe osoby, katechetów, leśników czy strażaków, wysłał jasny sygnał: „Popatrzcie, poradzimy sobie bez was. Wszystko, co do tej pory mówiliśmy o procedurach, miało tylko utrudniać wam życie, ale tak naprawdę się nie liczy”.
Widać, że rządowi chodzi nie tylko o nieugięcie się w kwestii podwyżek, ale także o to, aby to właśnie nauczycieli obarczyć winą za ogromny chaos wywołany deformą minister Zalewskiej. Nauczyciele nie tylko mają nadal zarabiać dwa tysiące z hakiem po kilkunastu latach pracy, mają też poczuć się upokorzeni i winni całego zamieszania. Jarosław Sellin mówi, że „związkowcom zależy na tym, żeby matury się nie udały”, a sama niesławna szefowa MEN stwierdziła, że żadne żądania płacowe nie mają już sensu, tak jakby kończyło to dyskusję.
W tej sytuacji opór strajkujących, który nadal jest bardzo silny, tym bardziej pokazuje, że ten strajk trzeba uznać za sukces. Gdyby 10 lat temu ktokolwiek powiedział mi, że w Polsce szkoły staną na ponad tydzień, uczący zaczną układać protest songi i rozważać zaostrzenie strajku, we wszystkich mediach będzie toczyła się debata o edukacji, a mainstreamowi piosenkarze będą pisali statusy o nauczycielkach, nie uwierzyłabym. To, co się wydarzyło w ubiegłym tygodniu, obaliło mity na temat grupy zawodowej, której do tej pory zarzucano (i ona sama też sobie zarzucała) brak solidarności i determinacji w walce o siebie. Pokazało, że nauczyciele w końcu stanęli w obliczu konieczności zdefiniowania siebie i swojej pracy na nowo. Jakkolwiek strajk się zakończy, nic nie będzie już w polskiej szkole takie samo.
czytaj także
Ale jednocześnie to samo można powiedzieć o atakach i strategii rządzących. To niesamowite, że po raz kolejny partia taka jak PiS, która ma na sztandarach wartości związane z silnym państwem, tak bardzo usiłuje je teraz zniszczyć. Sama Zalewska jeszcze na początku kadencji w programie o edukacji w TV Trwam mówiła, że szkoła jest wspólnotą. To samo głosiła Barbara Nowak, obecnie kuratorka małopolska, kiedy jeszcze zasiadała w komisji edukacji jako radna Krakowa. Obecnie obie panie robią wszystko, co mogą, aby podkopać to, co w szkole jest najważniejsze i co stanowi jej esencję: klej, zaufanie pomiędzy uczniami, rodzicami a nauczycielami. Strajkujący walczą o swoją godność i płace, walczą o kształt edukacji, ale muszą dzisiaj zmagać się także z siłami, które podkopują to, co najbardziej fundamentalne: poczucie odpowiedzialności za wspólnotę.
Czy nauczyciele wygrają tę bitwę? Jak pamiętamy, Jon Snow swoją wygrał, bo dostał posiłki z zewnątrz. Nawet jeśli w tym przypadku posiłki nie nadejdą, trzeba pamiętać o tym, że ta wielka, ostateczna wojna o kształt polskiej edukacji dopiero się zaczyna. Podobnie zresztą jak ósmy sezon Gry o tron.