Spróbujcie nie odczłowieczać pana prezydenta Nawrockiego

Nie trzeba chyba nikogo przekonywać, że łatwiej wetować ustawy komuś, kto zamiast merytorycznie uzasadniać potrzebę podpisu na wstępie zwyzywa cię do alfonsów.
Karol Nawrocki. Fot Monika Bryk

Robienie z Nawrockiego monstrum sprawiło, że mediów liberalnych na koniec kampanii po prostu nie dało się już ani czytać ani oglądać. Jeśli ich szefowie nadal nie rozumieją, że ważniejszy od informacji jest status wiarygodności informatora, to powinny się przyjrzeć Kanałowi Zero.

Jak to się mogło stać, że przegraliśmy z facetem, który miał przyjaźnić się z naziolami, załatwiać pracownice seksualne w Grand Hotelu, lać po mordzie w lesie z kibolami i wymiksować starszego pana z jego własnego mieszkania? Jak mogliśmy ponieść klęskę, mając za sobą kandydata, którego największą wadą była znajomość języka francuskiego?

Te pytania będą pewnie kołatały się w głowach wyborców Rafała Trzaskowskiego podczas zaprzysiężenia Karola Nawrockiego na Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej. Ale powinny kołatać również w głowach przedstawicieli liberalnych mediów. Ich postawa jest bowiem jedną z przyczyn tej katastrofy politycznej, której prawdziwe rozmiary pewnie dopiero nadejdą.

Robienie z Nawrockiego monstrum i wmawianie, że jego czyny nie są tylko haniebną przeszłością, a niemal dniem dzisiejszym, sprawiło, że mediów liberalnych na koniec kampanii po prostu nie dało się już ani czytać, ani oglądać. Tak jak nie dało się czytać i oglądać mediów, gdy premierem był Morawiecki i codziennie mieliśmy aferalny koniec świata.

Łachecki: Jakim prezydentem będzie Karol Nawrocki?

Nawrocki miał więc jawić się jako koszmar, rósł jak ten Golem, a im stawał się większy i straszniejszy w oczach elit, tym większą zdobywał popularność wśród ludu – jako bat na owe elity. Media w czasie kampanii zrobiły z niego potwora, który na koniec wszystkich pożarł.

Czy popełnią ten błąd ponownie? Czy znowu nastąpi okres totalnej krytyki, zawsze i wszędzie, za wszystko i za cokolwiek? Nie mówię o krytyce jednostkowej i zasłużonej, jak chociażby tej dotyczącej kandydata na kapelana prezydenta, czyli księdza Jarosława Wąsowicza. Za zabawy w gronie neonazisty i gangstera Wąsowicz nie powinien zostać żadnym kapelanem, tylko zostać na zbity pysk wyrzucony ze stanu duchownego. Co, rzecz jasna, w tej patologicznej instytucji nigdy się nie wydarzy.

Chodzi jednak o to, czy znowu będziemy mieli do czynienia z sytuacją, w której każdy podpis, każdą nominację, każdy grymas i każdy oddech będziemy podnosić do rangi hańby narodowej. Czy cokolwiek Nawrocki powie albo przemilczy będzie skandalem, wstydem na cały świat, świata tego końcem?

Pytam nie tyle ze względu na dobro samego Nawrockiego, które, szczerze mówiąc, nie bardzo mnie interesuje, lecz raczej ze względu na dobro i skuteczność samych mediów, które powinny wrócić do korzeni i spróbować, chociaż silić się na resztki obiektywizmu.

Krytyka totalna jest już nawet nie tyle nieskuteczna, ile przez swoją nieskuteczność bardzo korzystna dla samego Nawrockiego. Jeśli bowiem zostanie skrytykowany za wszystko, to bardzo szybko zda sobie sprawę, że nawet nie ma co się starać. I tak zawsze będzie źle albo fatalnie. Niczym wiecznie strofowany uczeń przez nauczyciela mobbera, Nawrocki będzie miał zerową motywację, żeby chociaż udawać prezydenta wszystkich Polaków.

Łatwiej będzie mu podejmować decyzje politycznie przeciwko całej reszcie. Nie trzeba chyba nikogo przekonywać, że łatwiej wetować ustawy komuś, kto, zamiast merytorycznie uzasadniać potrzebę podpisu, na wstępie zwyzywa cię do alfonsów. Tak jak nie trzeba pewnie przekonywać, że im bardziej odczłowieczany będzie Nawrocki, tym lepiej dla PiS, bo to, czego się PiS obawia najbardziej, to wbicie klina między ich partię a obóz prezydenta. W ten sposób upadł przecież Lex TVN.

Odstąpienie od totalnej krytyki pierwszej osoby w państwie pomoże także samym mediom, które mimo nieustannego nagłaśniania afer PiS dziwiły się, że poparcie partii Kaczyńskiego nie spada. Ale jak miało spadać, skoro posłaniec, czyli czwarta władza, cechowała się w oczach odbiorców informacji zerową wiarygodnością? Co sam PiS oczywiście tylko podkręcał.

Jeśli kierujący liberalnymi mediami nadal nie rozumieją, że ważniejszy od informacji jest status wiarygodności informatora, to powinny się przyjrzeć Kanałowi Zero. Tak, wiem, że to szok, ale Kanał Zero wybił się na tym, że Krzysztof Stanowski był po prostu podczas kampanii wyborczej obiektywny. Dzięki temu wszyscy do niego przychodzili, a krytyka na Kanale Zero ma dziś większą siłę rażenia niż 30 negatywnych artykułów na Onecie. Nie dlatego, że Stanowski potrafi wykrywać aferę bardziej skomplikowaną niż kłamstewka fejk-celebrytki na Instagramie, ale dlatego, że jest co prawda postrzegany za prawicowego, ale obiektywnego. Ilu dziennikarzy liberalnych mediów może to powiedzieć o sobie w 2025 roku?

Majmurek: Premier Mentzen też by wpuszczał migrantów

Wszystko to wydaje się oczywiste. Krytykować, jeśli naprawdę jest za co. Stosować umiar. Patrzeć na sprawę z punktu widzenia obu stron. Dać im się wypowiedzieć. Nie uznawać wszystkiego za ogromną aferę, która wszystkich zmiecie. Nie zmiecie.

Wreszcie – traktować prezydenta jak człowieka. Niby niewiele, ale mam wrażenie, że to dla wielu poprzeczka nie do przeskoczenia. Dlatego ku uciesze PiS czeka nas prawdopodobnie nieustanna, pięcioletnia kampania medialnej nienawiści wobec Nawrockiego, która pewnie zakończy się jego ponowną wygraną na prowincji. I kolejnym wielkim zdziwieniem elit i przekonaniem, że znowu coś sfałszowali.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Galopujący Major
Galopujący Major
Komentator Krytyki Politycznej
Bloger, komentator życia politycznego, współpracownik Krytyki Politycznej. Autor książki „Pancerna brzoza. Słownik prawicowej polszczyzny”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej.
Zamknij