Spytałam Episkopat Polski, czy zamierza zareagować na wydaną przeze mnie książkę „Córka księdza”, liczne publikacje w mediach i kolejne historie dzieci duchownych. Czy podejmie kroki wobec ich ojców? A może chociaż porozmawia z wiernymi? W odpowiedzi przeczytałam, że Episkopat nie zajmuje się recenzowaniem książek.
„Pani ojciec udziela mi komunii świętej przynajmniej raz w miesiącu” – pisze kobieta, która uczęszcza do kościoła należącego do parafii mojego ojca, ks. Jarosława. Jest on proboszczem w niewielkiej miejscowości w Wielkopolsce, liczącej mieszkańców w setkach. Został tutaj przeniesiony, bo w poprzedniej parafii wierni i wierne mieli go zwyczajnie dość. Opisałam to szeroko w swojej wydanej 7 września książce Córka księdza.
Od tej pory publikacje na temat dzieci księży pojawiły się w ogólnopolskich mediach takich jak Wirtualna Polska, Na Temat i Interia, a także w papierowych wydaniach „Tygodnika Powszechnego”, „Polityki” czy w „Dużym Formacie”. To tylko część publikacji, których wciąż przybywa.
Żadna z dotychczasowych nie zawierała komentarza Kościoła katolickiego, choć wiem, że dziennikarki i dziennikarze zgłaszali się w tej sprawie do przedstawicieli tej instytucji. Ja również to zrobiłam – w imieniu innych dzieci księży i parafian mojego ojca (były i obecnych), którzy się ze mną kontaktują.
Odpowiedź można nazwać środkowym palcem nie tylko w moją stronę i stronę innych osób w podobnej sytuacji: nie tylko dzieci księży, ale i ich partnerek, często obwinianych za romansowanie z księżmi. To także środkowy palec w stronę społeczności Kościoła, osób, którym jeszcze zależy na najważniejszej jego części, czyli wspólnocie.
Parafianie reagują na ojca-księdza
Parafianie i parafianki mojego ojca to prawdopodobnie pierwsze osoby, które zamówiły moją książkę. Zresztą wielu z nich później pisało do mnie z gratulacjami i przesyłało zdjęcia swoich egzemplarzy Córki księdza. Były też wiadomości pełnie niedowierzania.
„Naprawdę to o moim proboszczu?” – pytano mnie wielokrotnie. „To już mój czwarty proboszcz, dwóch poprzednich zasługiwało na miano księdza. Los skrzywdził naszą parafię takim proboszczem. Mamy się cieszyć, że w ogóle go mamy, bo księży brakuje” – pisze jedna z parafianek mojego ojca. „Aż wierzyć się nie chce, że pani ojciec jest moim proboszczem na parafii. Smutne to trochę” – to wiadomość od kolejnej. Kontaktują się ze mną głównie kobiety.
Gdy mój ojciec znika na początku października, wiele osób łączy to właśnie z moją książką i medialnym szumem. Pojawiają się plotki, że odchodzi z kapłaństwa. Tak się jednak nie dzieje, a w planowanym terminie proboszcz wraca do swoich obowiązków. Mówi ciekawskim, że był na pielgrzymce. Podobno śladami świętego Piotra.
Na poruszenie wywołane informacją, że ma córkę – już oficjalną – reaguje podobno tylko podczas jednej ze mszy świętej. Jego parafianka relacjonuje mi, że zaprosił do rozmowy w cztery oczy każdego zainteresowanego jego przeszłością.
Mój ojciec uczy religii również w szkole. Jego byłe uczennice wspominały, jakie głosił poglądy. Rzucał hasła typu: „Za mundurem panny sznurem, za sutanną całą bandą”. Wiele się więc nie zmieniło, bo nadal lubi podejmować wątki relacji damsko-męskich. Kobiet nadal nie ceni zbyt wysoko.
Dzieci księży wychodzą z szafy
Od wydania Córki księdza jeszcze dwie inne córki duchownych napisały publicznie w mediach społecznościowych o swoich ojcach, obie w reakcji na moją książkę. Pojawiły się także na moim wieczorze autorskim i powiedziały kilka zdań o tym, jak wyglądało ich życie z perspektywy dziecka księdza. Wykazały się ogromną odwagą i otwartością.
Kasia napisała, że ma ojca księdza i nie wstydzi się tego, że istnieje. Ale żeby dojść do momentu, w którym widzi swoją wartość, musiało upłynąć wiele lat. Wymagało to też pracy na terapii i leczenia psychiatrycznego. Kasia zaznacza, że sporo życia zajęło jej to, żeby je w ogóle zacząć.
Im dłużej jesteś księdzem, tym większe jest twoje rozpasanie
czytaj także
Druga z szafy wyszła Stasia, która zamieściła w mediach społecznościowych zdjęcie ze swoim tatą, obecnie niebędącym już częścią Kościoła katolickiego. Gdy Stasia zaczęła chorować, a terapeutka powiedziała jej rodzicom, że problemy ich córki wynikają z trudnej sytuacji i życia w ukryciu, tata Stasi przeszedł do Katolickiego Kościoła Narodowego. Tam, gdzie jego rodzina nie musi być sekretem.
Stasię tajemnica zjadała od środka. Tak jak mnie i Kasię. Mówienie głośno o tym, że naszymi ojcami są duchowni, jest oczyszczające. I wyzwalające.
W imieniu naszym i parafian napisałam do Episkopatu Polski. Łudziłam się, że w jakikolwiek sposób odniesie się do naszego istnienia i naszych historii.
Episkopat „nie recenzuje książek”
Napisałam do Episkopatu trzy pytania w związku z publikacją książki, głosami parafian i kolejnych dzieci księży. W wiadomości jasno wskazałam, kto jest moim ojcem. Spytałam:
– Czy Kościół w jakikolwiek sposób zamierza odnieść się do książki i licznych publikacji medialnych dotyczących dzieci księży?
– Czy ktokolwiek porozmawia z parafianami na ten temat? Są oni, delikatnie określając, zdezorientowani.
– Czy Kościół zamierza podjąć jakiekolwiek kroki wobec księdza-ojca, a także innych ojców-księży dzieci, które zaczynają teraz publicznie mówić o swoich rodzicach?
W odpowiedzi Episkopat podkreśla przede wszystkim, że „do kompetencji Konferencji Episkopatu Polski nie należy recenzowanie książek”. W wiadomości dodano: „Przedstawioną przez Panią kwestię reguluje precyzyjnie wewnętrzny dokument Stolicy Apostolskiej: »Nota odnośnie do praktyki Kongregacji ds. Duchowieństwa w sprawie duchownych posiadających potomstwo«”.
Według tych regulacji nie jesteśmy dla Kościoła większym problemem, o ile, jak napisał mi prymas Polak, „nie ma zgorszenia”.
Prymas napisał mi również, że według tych wytycznych priorytetem księdza powinno być dziecko, a samo wsparcie ekonomiczne w tej sytuacji jest niewystarczające. Dziecku należy się miłość i odpowiednia opieka. Jest jednak parę „ale”. Jeśli dziecko żyje już w rodzinie, w której „ktoś podjął wobec niego rolę ojca”, sprawa może wyglądać inaczej. „Każdy przypadek winien być jednak poddany indywidualnemu rozeznaniu, gdyż ma inną specyfikę” – pisał prymas. Może i mój przypadek został „poddany rozeznaniu”, ale o jego wynikach nie poinformowano ani mnie, ani mojej mamy.
czytaj także
Episkopat polecił mi w sprawie innych dzieci księży zwrócić się do kurii diecezjalnych właściwych dla miejsca zdarzenia. Takie samo pytanie zadałam więc w wiadomości do archidiecezji gnieźnieńskiej, licząc na to, że odniosą się do tego, co dalej z moim ojcem-proboszczem.
„W nawiązaniu do otrzymanej wiadomości informuję, iż dotychczas do Kurii Metropolitalnej w Gnieźnie – w związku z wydaną przez Panią książką – nie wpłynęło od wspomnianych parafian żadne pismo ani prośba o spotkanie” – czytam w odpowiedzi.
I znowu skierowano mnie do wspomnianych wyżej wytycznych.
Hierarchowie odwracają oczy
Polski Kościół katolicki udaje, że nie ma sprawy, i czeka pewnie, aż media przestaną pisać o dzieciach księży i przejdą do innych tematów. To pokazuje totalny brak empatii wobec nas, ukrywanych dzieci. Każda taka historia powinna Kościół zaalarmować i być bodźcem do działania. Może celibat, ustalony przez ludzi, nie Boga, już się nie sprawdza? Czy w ogóle kiedykolwiek było inaczej?
czytaj także
O niedawnej orgii na plebanii w Dąbrowie Górniczej księża wypowiadali się raczej chętnie. Były oświadczenia i komunikaty ze strony kurii diecezjalnej w Sosnowcu.
Do mnie napisał tylko jeden ksiądz. Jeden. Podziękował mi za to, co robię. „Od lat o wielu sprawach mówimy, ale nikt z tym nic dalej nie robi” – napisał. Dodał, że obecnie „wszyscy są tak pewni siebie”, że tylko takie oddolne działania jak publikacja książki o dziecku księdza mogą cokolwiek zmienić.
Zaczęły się zmiany, których Kościół już nie zatrzyma. Może jedynie na nie odpowiednio zareagować. Na razie mu to nie wychodzi.