Kiedy już ludzie uwierzą, że między mną a Stalinem nie ma specjalnej różnicy, będzie można mnie pobić bez konsekwencji, a jak się będę rzucał, to mnie zamkną. Dlaczego? Bo jestem czerwony, a wszyscy czerwoni to wrogowie narodu i demokracji, wyznawcy totalitaryzmu.
Na razie nas nie zamykają. Ograniczają się do nagonki medialnej. Kiedy już ludzie uwierzą, że między mną a Stalinem nie ma specjalnej różnicy, będzie można mnie pobić bez konsekwencji, a jak się będę rzucał, to mnie zamkną. Dlaczego? Bo jestem czerwony, a wszyscy czerwoni to wrogowie narodu i demokracji, wyznawcy totalitaryzmu. Podstawą tego postępowania ma być myśl zawarta w art. 13 Konstytucji: „Zakazane jest istnienie partii politycznych i innych organizacji odwołujących się w swoich programach do totalitarnych metod i praktyk działania nazizmu, faszyzmu i komunizmu, a także tych, których program lub działalność zakłada lub dopuszcza nienawiść rasową i narodowościową, stosowanie przemocy w celu zdobycia władzy lub wpływu na politykę państwa albo przewiduje utajnienie struktur lub członkostwa”.
czytaj także
Mamy więc zakaz odwoływania się do „totalitarnych praktyk i metod”, nie ma natomiast zakazu głoszenia samej idei komunizmu czy faszyzmu. Równo potraktowano tu zarówno ideologię faszystowską jak i komunistyczną, rzecz w tym, że idea faszystowska jest oparta na nienawiści narodowościowej, która jest expressis verbis zakazana, podczas gdy trudno zakazać w Konstytucji takich komunistycznych idei jak równość czy internacjonalizm. Stąd też nie istnieje w Polsce żadna partia o charakterze faszystowskim, bo na gruncie istniejącego prawa nie dałoby się jej zarejestrować. Tymczasem Komunistyczną Partię Polski zarejestrowano, inna sprawa, że ma ona obecnie poważne kłopoty.
Cytowany wyżej przepis Konstytucji ma nas chronić przed totalitaryzmami i jest pomyślany jako gwarancja demokracji. Nie widać jednak w Polsce ruchów, ani masowych zachowań, które wskazywałyby na możliwość recydywy stalinizmu czy innej totalitarnej frakcji odwołującej się do komunizmu. Dlatego też aparat państwowy nie jest zmuszony do żadnego wysiłku, aby bronić państwa i jego struktur przed skrajną lewicą, która knułaby przeciw demokracji lub szerzyła jakieś zabronione prawem idee totalitarne. Wspomniana już KPP to w porywach kilkanaście osób, które nie przejawiają żadnej znaczącej aktywności i nie mogą liczyć na istotne poparcie społeczne.
Inaczej jest z Ruchem Narodowym, który balansuje na granicy prawa i ma powiązania z grupami otwarcie faszystowskimi. A rasistowskie hasła, nawoływanie do przemocy i nienawiści oraz same akty przemocy wobec grup uważanych za groźne lub niższe są na porządku dziennym funkcjonowania środowisk, które co roku uczestniczą Marszu Niepodległości.
Prawo i Sprawiedliwość nie piętnowało narodowców za ich ekscesy, a jeżeli się od nich dystansowało, to tylko w odpowiedzi na krytykę krajową i międzynarodową. Co prawda, nie uczestniczyło też nigdy w organizacji Marszu Niepodległości. Gdyby Marsz był tym, co wynika z jego nazwy, nie byłoby jednak powodu, aby PiS-owcy w nim nie uczestniczyli. Wszak są patriotami i cenią sobie niepodległość. W oczywisty sposób było im więc wiadome od samego początku, że za patriotyczno-religijnymi hasłami kryje się również twardy faszyzm, rasizm i brutalna przemoc, ta kibicowska i ta rasistowska, ściśle ze sobą powiązane.
Dziennikarze TVN dowiedli w swym reportażu, że problem neofaszyzmu w Polsce nie jest czystym wymysłem przewrażliwionej inteligencji. Kiedy nacjonalistom przystawiono do twarzy lustro, reakcją były histeryczne wykręty i ataki na medium, które miało czelność ujawnić prawdę i pokazać czym jest, albo już wkrótce mogą się stać rosnący w siłę narodowcy, którzy przecież współpracują nie tylko z Kukizem, ale i z partią Kaczyńskiego. Dodajmy, że ludzie o otwarcie ksenofobicznych i faszyzujących poglądach są powoływani na ważne stanowiska obsadzane przez rządzących.
Słusznie czy nie, politycy obozu rządowego uznali, że za tym reportażem kryje się oskarżenie, że to sam PiS tolerując faszystów, że sam faszyzuje. Obawa ta nieprzypadkowa, bo politycy Prawa i Sprawiedliwości, w tym ministrowie rządu czy sam lider tej partii broniąc polityki nie wpuszczania imigrantów, wygłaszali poglądy otwarcie rasistowskie – przykładem wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego o tym, że imigranci roznoszą choroby. W związku z tym zastosowano zmasowany odwet wymierzony w przeciwników politycznych. Co ciekawe, Kaczyński, Brudziński czy Bielan nie uderzyli w opozycję liberalną, tylko właśnie lewicę twierdząc, że wszelka lewica, wszyscy „czerwoni” to komuniści, a więc głosiciele totalitarnych idei i praktyk. Po pierwsze, nie rozumiem dlaczego uderzają w nas, skoro cios zadała im liberalna TVN. Po drugie, my sami jesteśmy jak najdalsi od uproszczonej wizji świata w myśl, której cała prawica to faszyści, a cała lewica to stalinowcy.
czytaj także
Nagle wyszło więc na jaw, że politycy rządowi z pierwszego szeregu rozumują jak kibole, którzy nie znają historii własnego kraju i nie wiedzą, że czerwony sztandar był symbolem walki z caratem, z zaborcami o niepodległość. Że Piłsudski w czasach konspiracji miał pseudonim towarzysz „Wiktor” i że PPS-wski czerwony sztandar płynie ponad trony. A już zilustrowanie przez telewizję narodową „naszego totalitaryzmu” zdjęciem działaczy Ruchu Sprawiedliwości Społecznej oddających hołd bohaterom I Proletariatu zgładzonym przez carski reżim na stokach Cytadeli, to szczyt głupoty. A może i cynizmu? Warto przypomnieć, że mimo zakusów „szczerych patriotów” w Radzie Warszawy nazwę ul. Stefana Okrzei, bojowca PPS, który rzucił bombę w cyrkule carskiej ochrany i został za to stracony, obronił Instytut Pamięci Narodowej.
czytaj także
Ostatnie gromkie enuncjacje PiS-owskich mężów stanu każą nam się obawiać, że w akcie zemsty za napiętnowanie neonazistów socjaliści chodzący pod czerwonym sztandarem zaczną być prześladowani. Dlatego tak ważne jest zmuszenie rządu i rządzącej partii do jednoznacznych deklaracji, które tę nagonkę na nas, czerwonych raz na zawsze zakończą. Już teraz, pod wpływem niewiedzy i nienawistnej nagonki na wszystko, co czerwone jacyś wandale wciąż zdzierają czerwoną flagę, która dumnie powiewa na naszej siedzibie. Nie pochwalamy ataków na biura poselskie PiS, ale mamy prawo oczekiwać, że i oddziały naszej partii będą chronione przed wandalami. Nie da się usunąć nas, socjalistów ani z kart historii, ani z przestrzeni publicznej. Bo na co dzień to my, a nie wątpliwej wartości patrioci chronimy ubogich i pokrzywdzonych przed nadużyciami prawa własności. Czy widział ktoś prawicową blokadę eksmisji?