Kandydat Nawrocki nie musiał robić niczego niezgodnego z prawem. Wystarczy, że jest chciwy i pozbawiony skrupułów.
Pani Leokadia była po dwóch udarach. Wybrany przez Pawła T. notariusz czytał akt szybko i niewyraźnie. Po kilku latach sądowych przepychanek lichwiarz wygrał i starszą panią eksmitowano. Był to klasyczny numer: zamiast pożyczki pod zastaw mieszkania akt notarialny poświadczał umowę sprzedaży, by własność lokalu od razu przeszła na lichwiarza. Dla pani Leokadii nie było ratunku.
Dziennikarka „Gazety Wyborczej” przeprowadziła wywiad z Pawłem T. Na zakończenie rozmowy pan T. wygłosił życzenie: „Żeby pani zdechło wszystko, co pani kocha”. Następne teksty autorki wywiadu zatytułowanego Łapa lichwiarza nie mogły już wspominać o „lichwiarzu”. Paweł T. stał się więc „pożyczkarzem”. Człowiek ten chwalił się, że pozbawił dachu nad głową setki rodzin.
Ikonowicz: Równi i szczęśliwi? Nie w kraju, w którym bogacą się lichwiarze
czytaj także
Mówi się w Warszawie, że jego bezkarność wynika z tego, że ma szerokie polityczne plecy. Że prominentni politycy powierzają mu duże pieniądze, żeby w ich imieniu „inwestował” w nieruchomości. Jego zyski były ogromne. Agenci lichwiarza obserwowali instytucje finansowe, głównie lichwiarskie (chwilówki). Gdy klienci wychodzili z tych miejsc z posępną miną, bo nie uzyskali pożyczki, oferowano im pomoc – ale tylko tym, którzy mieli na własność jakąś nieruchomość.
Notoryczni przestępcy, oszuści pokochali rynek nieruchomości. Państwo ich właściwie nie ściga, a policja odsyła zrujnowane ofiary do sądów cywilnych. Zyski są większe niż w innych przestępczych branżach.
Najprostszy przewał polega na wyciągnięciu zamroczonego alkoholem człowieka z meliny i zaprowadzenie go w takim stanie wprost do notariusza. Tam ofiara, nie wiedząc co czyni, podpisywała zrzeczenie się własności mieszkania. Kilku takich bezdomnych wielbicieli możnych trunków, już bezdomnych, spotykałem koło warszawskiej Hali Mirowskiej.
Stąd nasz postulat, aby czynności notarialne były filmowane. Postulat, który notariat wciąż skutecznie odrzuca.
Kiedy ministrem sprawiedliwości został Zbigniew Ziobro, udałem się do niego, aby zaproponować ważne zmiany w prawie, które mogą uchronić właścicieli mieszkań przed oszustami. Przyjął mnie jakiś młokos w drogim garniturze, który przedstawiał się jako doradca polityczny ministra. Kiedy powiedziałem, że przychodzę z projektem, aby wszelkie transakcje dotyczące przewłaszczenia nieruchomości były dokonywane przelewani bankowymi pod rygorem nieważności, młodzian odrzekł, że byłoby to znaczące ograniczenie wolności gospodarczej, a w PiS-ie jest silne skrzydło liberalne.
czytaj także
Bardzo często się zdarza, że nabywca nieruchomości przynosi plastikową siatkę z gotówką, ale żaden notariusz nie bierze udziału w liczeniu pieniędzy. Zwykle nawet nie zauważa, czy do przekazania takiej siatki z kasą w ogóle doszło. A lichwiarz zwykle wręcza o wiele mniej, niż wpisane jest w akcie.
Wiele byśmy dali, żeby obejrzeć nagranie z zawarcia aktu notarialnego miedzy kandydującym na urząd prezydenta Karolem Nawrockim i panem Jerzym, ubogim emerytem, lub przynajmniej żeby organa wymiaru sprawiedliwości miały do takiego nagrania dostęp. Oszuści najczęściej sami narzucają konkretnego notariusza, bo wiedzą, że w odpowiednim czasie odwróci wzrok i nie zaprotestuje przeciwko niezgodnej z prawem treści aktu.
„Kurs szybkiego czytania”, który poprzechodzą niektórzy notariusze, może spowodować, że podpisując akt, ofiara nie ma zielonego pojęcia o tym, że kwituje odbiór na przykład pół miliona złotych w zamian za swoje mieszkanie. Nie otwiera się dokumentu na stronie tytułowej, gdzie widnieje nagłówek: „Umowa kupna-sprzedaży”, a nie jak sądził biedny, oszukany klient lichwiarza: „Umowa pożyczki pod zastaw lokalu”.
O tym, że system wymiaru sprawiedliwości chroni interesy mieszkaniowe mafii, świadczy choćby fakt, że warte ponad milion złotych mieszkanie zamordowanej Jolanty Brzeskiej wpadło w łapy Marka M., który z podniesioną głową paraduje po Warszawie, zamiast odsiadywać długoletni wyrok za oszustwo. Ta bezkarność ludzi, którzy pozbawili dachu nad głową dziesiątki tysięcy Warszawiaków, niebotycznie się przy tym bogacąc, potwierdza hipotezę, że oszuści dzielą się zyskami z tymi, od których ta ich bezkarność zależy.
Po ujawnieniu faktu, że Karol Nawrocki kłamie jak najęty w sprawie okoliczności przejęcia lokalu mieszkalnego w Gdańsku od zubożałego sąsiada, media i sam premier Tusk wydają się bardzo poruszeni. Zapowiadają nawet reformy, które uchronią starszych ludzi przed oszustami.
W tym celu musieliby wprowadzić zakaz udzielania pożyczek pod zastaw jedynego dachu nad głową. Musieliby również uchwalić – zgłaszany jeszcze za poprzednich rządów Platformy – zakaz licytacji jedynego lokalu. Musieliby tak zreformować pomoc społeczną, aby zamiast od lichwiarzy ludzie mogli dostawać od państwa zasiłki albo brać pożyczki na uczciwy procent.
To się jednak nie stanie, bo zarówno PO, jak i PiS trzymają nad lichwiarzami i kanciarzami skuteczny parasol ochronny.
REIT-y w Polsce: szansa na rozwój czy zagrożenie dla usług publicznych?
czytaj także
Kandydat Nawrocki być może nie zrobił niczego niezgodnego z prawem. Zagrał według reguł rynkowych, które pozwalają wykorzystać trudną sytuację ludzi starych i niezaradnych do kupienia mieszkania za cenę znacznie niższą od rynkowej. To jest niestety podłe, ale zgodne z prawem. W efekcie takiej operacji starszy pan trafił do Domu Pomocy Społecznej. Mało kto chce tam trafić.
Nawrocki nie musi być bandytą czy złodziejem, żeby nie spełniać standardów wymaganych od głowy państwa. Wystarczy, że jest na tyle chciwy i pozbawiony skrupułów, by wyciągnąć rękę po mieszkanie komunalne sąsiada.