To moje córki są powodem mojej działalności i politycznej i społecznej. Dlatego mówię o żłobkach, przedszkolach, transporcie publicznym i o konieczności walki z katastrofą klimatyczną. Jestem matką i feministką – mówi Daria Gosek-Popiołek.
Michał Kowalówka: W niedawnym wywiadzie dla „Wysokich Obcasów”, którego udzieliłaś dwa dni przed porodem, opowiadasz o swoich planach na najbliższą przyszłość. Mówiłaś m.in., że jeśli zostaniesz posłanką, zamierzasz uczestniczyć w obradach Sejmu razem z drugą córką – przynajmniej dopóki nie będzie gotowa pójść do żłobka. Internauci, delikatnie mówiąc, dali ci w kość…
Daria Gosek-Popiołek: Tak, wyśmiewano tę wypowiedź. Drwiących i obraźliwych wpisów było bez liku. I nawet ze strony zaprzyjaźnionych środowisk, jak krakowscy Zieloni, padały uwagi, że Sejm to nie jest miejsce dla matki z dzieckiem. Jeszcze kilka lat temu pewnie bardziej przeżywałabym takie komentarze.
Teraz już nie?
Już się uodporniłam, to nie jest moja pierwsza kampania. Rozumiem też, że każda zmiana budzi opór, tak samo jak faktyczna emancypacja kobiet. Że mówienie o naszych potrzebach, o naszej samodzielności, o macierzyństwie, momentami wciąż jest kontrowersyjne. I może dlatego kobiety powinny zająć się sprawami polskiego państwa.
Kobiety od kilku dekad są w wielkiej polityce. Suchocka, Kopacz, Szydło…
Jeśli chcemy być w polityce na tradycyjnych, męskich warunkach – to jest okej. Ale kiedy chcemy „robić politykę” na własnych – budzi to sprzeciw. A chyba kobieta w ciąży, matka niemowlaka nie traci czynnych ani biernych praw wyborczych?
czytaj także
Kobieta, która urodziła dziecko ma prawo organizować swoje życie i działalność polityczną tak, jak chce. Długo – zbyt długo – polityka była domeną mężczyzn w garniturach i nielicznych kobiet w garsonkach. Teraz się to zmienia i będzie zmieniało coraz bardziej dynamicznie. Jako społeczeństwo jesteśmy różnorodni, różnorodne i Sejm powinien to odzwierciedlać.
Na świecie te szlaki są już chyba jakoś przetarte. Burmistrzyni Barcelony zaszła w ciążę, pełniąc ważny urząd.
Ha! Wezmę to porównanie za komplement. Pamiętam jak Ada Colau ogłosiła na fejsie, że jest w ciąży, bodaj w 13. tygodniu. I natychmiast słychać było wątpliwości, czy zdoła pełnić służbę publiczną. Ona sama ucięła to wszystko oświadczeniem, że będzie kontynuować pracę jak dotąd, tylko po prostu z większym brzuchem, który zresztą daje jej jeszcze większą motywację do uczynienia Barcelony lepszym miastem także dla przyszłych pokoleń. Ja podobnie podchodzę do mojego macierzyństwa. Urodziłam Józefinę w terminie, bez komplikacji, dość szybko doszłam do siebie po porodzie. Są chwile, kiedy czuję się zmęczona, ale nic nie motywuje mnie do pracy bardziej niż widok moich córek i myśl o tym, jak potoczy się ich życie.
Nic nie motywuje mnie do pracy bardziej niż widok moich córek i myśl o tym, jak potoczy się ich życie.
Dam z siebie wszystko, żeby dołożyć swoją cegiełkę do lepszego jutra dla nich, ale również dla siebie.
Przyglądasz się bliżej działalności Colau?
Nie jest tajemnicą, że mamy na lewicy spory fanklub burmistrzyni Barcelony, a jego nieformalnym prezesem jest Piotr Ikonowicz, jej przyjaciel. Zarówno Ada, jak i Ikonowicz są dla mnie istotnymi postaciami, punktami odniesienia. Colau udało się przejść w Barcelonie drogę, którą ja wytyczyłam dla siebie: zyskać wiarygodność, przekonać wyborców do swojej agendy, a potem wykazać skuteczność w działaniu.
Oczywiście, Hiszpanie i Katalończycy to nie Polacy, a wyzwania Barcelony w wielu dziedzinach różnią się od naszych lokalnych i ogólnopolskich. Są jednak obszary, w których możemy czerpać stamtąd wzory – myślę np. o relacji państwa i samorządu z deweloperami, obsłudze ruchu turystycznego i jego skutków, rozwiązaniach w dziedzinie polityki mieszkaniowej czy spraw związanych z zielenią, ekologią.
To, co może najbardziej zachwyca mnie w polityce Ady – a zatem i w Barcelonie – to inkluzywność tego miasta. Otwartość na nowości, mniejszości, różne kultury, ale z poszanowaniem historycznego trzonu społecznego i kulturowego. W mieście będącym epicentrum napięć narodowo-etnicznych Ada Colau zachowuje równowagę i stabilność.
Dlatego, że jest kobietą?
Cóż… być może. Nie powinniśmy jednak koncentrować się wyłącznie na osobie Colau. Władze Barcelony chcą, by patrzeć na nie jak na kolektyw. Moim zdaniem burmistrzyni jest wciąż po prostu jedną z liderek szerokiego ruchu aktywistów i aktywistek.
Wspomniałaś o Ikonowiczu. Jak patrzysz na to, że osoby takie jak on, Anna Grodzka czy Jan Śpiewak znalazły się poza pokładem wyborczego okrętu?
Jeśli pytasz, czy chciałabym być z tymi osobami na listach – tak, zdecydowanie. I żałuję, że to się nie stało. Ale nie znam szczegółów ich negocjacji i rozmów, nie uczestniczyłam w nich.
Kowal: 500+ jest nieusuwalne. To transfer od państwa, a nie przelew z konta PiS
czytaj także
Jedno mogę jednak z całą pewnością obiecać: jeśli otrzymam mandat posłanki, spotkamy się z Piotrem na niejednej blokadzie eksmisji. Uważam bowiem, że każda posłanka i każdy poseł Lewicy zobowiązany jest stawać w obronie osób wypychanych poza margines przez państwo urządzone w tak konserwatywny, wolnorynkowy sposób jak u nas.
A z krakowskiej listy jesteś zadowolona?
Jest naprawdę świetna: są tam działacze i działaczki Kongresu Świeckości, są związkowcy, są feministki i aktywistki, są przedstawiciele ruchów miejskich i środowisk LGBTQ. Są osoby które od wielu lat budują lewicę w miastach takich jak Olkusz czy Bukowno. Mamy parytet…
Ale nie macie suwaka.
Biję się w pierś i wiem, że Maciek Gdula też nad tym boleje, ale zbyt wiele podmiotów, zbyt wiele interesów musieliśmy pogodzić – i z suwakiem nie wyszło. Niemniej to kapitalna drużyna. Szanujemy się nawzajem i myślę, że po wyborach dalej będziemy współpracować, zobaczymy tylko jeszcze, na jakich warunkach.
Gdula: Polaryzacja polityczna w Polsce skończyła się na wyborach europejskich
czytaj także
Polityka to sport zespołowy. Bez drużyny, bez wsparcia, bez solidarności lider może co najwyżej załatwić sobie setkę w telewizji. Ale faktycznej zmiany nie zrobi sam. Widać to było podczas Czarnego Protestu, podczas Strajku Kobiet – to przecież setki tysięcy kobiet i dziewczyn (a także mężczyzn) na ulicach miast i miasteczek zrobiły zmianę.
A nie masz problemu z tym, że twoja rodzina, dzieci, są w jakimś stopniu częścią twojej kampanii? Wizerunek Józefiny wykorzystałaś choćby w spocie wyborczym…
Mam wrażenie, że dzieci stają się nieodłącznym elementem naszego wizerunku, także politycznego. Moje córki są nie tyle elementem mojego marketingu kampanijnego, ale w ogóle powodem mojej działalności politycznej i społecznej.
Każda posłanka i każdy poseł Lewicy zobowiązany jest stawać w obronie osób wypychanych poza margines przez państwo urządzone w tak wolnorynkowy sposób jak u nas.
Mam olbrzymie poczucie odpowiedzialności za to, jaki świat im zostawimy. Dlatego właśnie razem z Różą wzięłam udział w happeningu Matki Polki na Wyrębie, gdzie protestowałyśmy przeciwko lex Szyszko. I dlatego też stworzyłyśmy z innymi rodzinami Małą Manifę – czyli blok dziecięcy i rodzinny na demonstracji 8 marca.
Ale czy to dobry trend? Włączanie bliskich do takich spraw?
Po prostu mój polityczny program wynika z prywatnych doświadczeń. I głośno o tym mówię: o żłobkach, opiece nad kobietami w ciąży i połogu, o transporcie publicznym, o miastach bez barier architektonicznych, dostępnych dla wszystkich i przyjaznych mieszkańcom. O konieczności walki z katastrofą klimatyczną. Moje postulaty to konsekwencja tego, kim jestem, a jestem feministką i matką. Dzieci to nie jest mój wyborczy emblemat. To punkt wyjścia.
A twój mąż jest feministą? Tak się identyfikuje?
A to zabawne, bo nigdy nie pytałam Piotra, czy jest feministą, i nie wiem, czy sam tak o sobie mówi. Jest moim partnerem: wspiera mnie w działalności politycznej i zawodowej. Pomaga w niej, gdy może. Dzielimy się codziennymi obowiązkami i opieką nad córkami. Piotr nie zgadza się na jakiekolwiek przejawy dyskryminacji, jest równościowcem.
W jakiej komisji sejmowej chciałabyś zasiadać?
O! Czyli przechodzimy już do dzielenia skóry na niedźwiedziu?
Dzielmy!
Komisja Ochrony Środowiska, Zasobów Naturalnych i Leśnictwa, Komisja Polityki Społecznej i Rodziny, Komisja Kultury. Ale to właściwie niewiele mówi, prawda? Ja idę do Sejmu po bardzo konkretne rzeczy: po żłobki. Nie tylko po żłobki w dużych miastach, ale też w miastach powiatowych i mniejszych miejscowościach. A tam, gdzie ich stworzenie jest niemożliwe, trzeba pomóc rodzicom np. poprzez rozbudowę programów, które umożliwią zatrudnianie jako niań babć, dziadków, cioć.
W nowoczesnym, europejskim państwie możemy już skończyć z nieodpłatną pracą opiekuńczą kobiet.
Mówisz o usługach publicznych, a przynajmniej finansowanych publicznie. Ale czy problemem dziś nie są zbyt małe inwestycje?
Potrzebujemy potężnych inwestycji, lecz nie w rodzaju CPK. Musimy stworzyć wiele nowych połączeń kolejowych. To robota na lata, ale musimy w końcu zacząć. Myślę o połączeniach typu Skawina – Oświęcim, ale i o zbudowaniu w Małopolsce tzw. kolei trans-jurajskiej łączącej Olkusz z Krakowem. Od lat interesuję się też tematem sprawiedliwej transformacji energetycznej, nowymi „zielonymi” miejscami pracy – jest wiele do zrobienia.
Wasz program jest dobrze policzony? Słychać głosy, że bez podniesienia podatków nie da się zrealizować znacznej części obietnic lewicy.
Trzeba powiedzieć jedno: na pewno nie stać nas na kryzys w ochronie zdrowia, nie stać nas na złą edukację. Nie stać nas na fatalny transport, na dewastację środowiska. Nie stać nas na to, by kobiety nie mogły po macierzyńskim wrócić do pracy, bo nie mają zagwarantowanego miejsca w żłobku. Potrzebujemy sprawnego państwa, silnych instytucji i dobrze opłacanych miejsc pracy w budżetówce.
Lubnauer: Jak zbudujemy dobre państwo, PiS nie będzie już Polakom potrzebny
czytaj także
Nauczycielki, pielęgniarki, urzędniczki, pracownice kultury zarabiają za mało. I zapewniam, program Lewicy się bilansuje, liczyło to starannie grono naszych ekspertów. Niemniej muszę wyraźnie powiedzieć: uważam, że potrzebujemy reformy podatków.
Czyli podwyżki?
Dwa słowa: progresja podatkowa. Tak, najwięcej zarabiający powinni płacić wyższe podatki. Teraz system jest w zasadzie degresywny, im ktoś uboższy, tym więcej płaci. Musimy podjąć działania, by w końcu opodatkować wielkie koncerny… i wspólnie z Unią Europejską spróbować zatrzymać proceder optymalizacji podatkowej. Podzielam wiele diagnoz i propozycji wysuwanych choćby przez Jannisa Warufakisa.
Co będzie z Partią Razem po wyborach? Nowe otwarcie?
Skąd mam to wiedzieć? Nie chcę teraz wygłupiać się i bawić w przepowiadanie przyszłości, wróżenie z kart i przeliczanie niepewnych mandatów. Zostało kilka dni kampanii. To czas na przekonywanie do programu, na rozmowy z wyborcami, na cholernie ciężką pracę. Jutro wstaję o 5.30, karmię córkę i ruszam z moją gazetką wyborczą na ulice Nowej Huty.
**
Daria Gosek-Popiołek jest nr 2 na krakowskiej liście Lewicy. Kierowniczka domu kultury, aktywistka miejska, członkini Zarządu Okręgu Partii Razem w Krakowie. W 2018 roku startowała w wyborach na prezydenta Krakowa. Od lat współorganizuje krakowskie Manify, brała udział w happeningach przeciwko „lex Szyszko”. Prowadziła akcję na rzecz zakazu pobierania opłat za pobyt w szpitalu od rodziców hospitalizowanych dzieci.
***
Michał Kowalówka jest politologiem, spółdzielcą w Spółdzielni Ogniwo, aktywistą politycznym.