Wynik Zandberga i poparcie dla Razem daje nadzieję, że polityka społeczna nie zostanie u nas zastąpiona filantropią, którą symbolizuje posłanka PO, córka milionera z workiem ziemniaków wręczanym pacjentowi hospicjum.
Polskiej polityce ton nadaje skrajna prawica. Zabiegając o poparcie wyborców regularnie straszonych „najazdem Hunów”, czyli imigracją, koncentrowano się dotychczas na ludziach napływających do nas z Azji i Afryki. Teraz pod wpływem retoryki Konfederacji przyszedł czas na hejtowanie Ukraińców.
Kiedy Rafał Trzaskowski zaproponował, by dzieciom niepracujących Ukraińców i Ukrainek odebrać zasiłek 800+, premier Tusk odpowiedział od razu: jestem na tak. Pomysł, by w ten sposób zapędzić uchodźców z Ukrainy do pracy, jest idiotyczny, bo większość z nich jeszcze przed wojną przybyła do nas „za chlebem”, do roboty. Odsetek osób z Ukrainy, które nie pracują, jest znikomy. Chodzi jednak nie tylko o to, by uderzyć w Ukraińców, odejmując ich dzieciom od ust, ale i o sugestię, że przybysze z zaatakowanego przez Rosję kraju są leniwi i żyją z zasiłków.
czytaj także
Nacjonalizm na tym właśnie polega – żeby oczerniać jakąś grupę, by potem tym łatwiej ją krzywdzić. Wrogość wobec Ukraińców ma łączyć ludzi wokół hejterów. Tego nacjonalistycznego poparcia pozazdrościli niegdysiejsi liberałowie swym coraz bardziej brunatnym konkurentom z Konfederacji.
W licytowaniu się z Konfederacją i PiS-em, kto jest bardziej wrogo nastawiony do uchodźców, obóz Donalda Tuska postanowił zawiesić, a w praktyce znieść w Polsce prawo do azylu. Chodzi o to, żeby ktoś, kto ucieka przed niechybną śmiercią ze strony okrutnego reżimu, nie mógł prosić nas o ochronę międzynarodową. Brak tego prawa oznacza, że teraz Polska może już, nie wysłuchawszy uchodźcy, odsyłać go na pewną śmierć, tortury czy więzienie na przykład do Afganistanu. W efekcie ktoś, kto ucieka przed islamskimi fundamentalistami, może zostać odesłany w ich ręce. A uzasadnienie jest takie, że on sam, ofiara fundamentalizmu, jest potencjalnym dżihadystą.
czytaj także
Pomysł ten potępiły wszystkie organizacje prawnoczłowiecze. Jednak Tusk i spółka poświęcili już na ołtarzu politycznej skuteczności takie ideały jak wolność i prawa człowieka. Ich zwolennicy tłumaczą mi, że to tylko wybieg, żeby nazioli nie dopuścić do władzy. Słowem: udawajmy skrajną prawicę, żeby pokonać skrajną prawicę. Z punktu widzenia praw człowieka jest jednak obojętne, kto uprawia ksenofobiczną i nacjonalistyczną politykę: PiS, Konfederacja czy PO. W każdym wypadku efektem jest kurczenie się obszaru praw człowieka i wolności.
Debata Mentzen-Trzaskowski pokazała, że między horyzontem programowym PO i Konfederacji nie ma właściwie większych różnic. Nie chodzi tylko o niechęć do podnoszenia podatków, ale o to, czego w tej rozmowie zabrakło. Nie wspomniano w niej o dziurze w finansach ochrony zdrowia, o kryzysie mieszkaniowym, o rozwarstwieniu, o żadnej kwestii społecznej. A już zupełnie kuriozalna była druga debata telewizyjna między kandydatami PiS i PO. W części wzajemnych pytań na temat polityki społecznej żaden z kandydatów ani razu nie odniósł się do żadnej kwestii związanej z tym tematem. Nie mają o nich pojęcia? Czy nie chcą się narazić skrajnej prawicy, która politykę społeczną uważa za zbędną?
Z chwilą, gdy z wyścigu odpadł Adrian Zandberg, kwestie społeczne po prostu zniknęły. Ale czemu tu się dziwić, skoro jeden z prominentnych polityków Nowej Lewicy ucieszył się ze wzrostu liczby lichwiarskich pożyczek, dzięki którym „interes się kręci”.
Klasa polityczna tak daleko odjechała od rzeczywistości społecznej, że posłanka PO dała się sfotografować, gdy wręczała pacjentowi hospicjum „dar” w postaci worka ziemniaków. Ten wielkopański gest skrytykował sam Mentzen, który widocznie odjechał mniej niż ludzie Trzaskowskiego.
Tusk w gmachu giełdy wzywający miliarderów do bogacenia się nie jest już liberałem, ale turboliberałem czy wręcz libertarianinem. Dlatego coraz łatwiej jest mi sobie wyobrazić, że przyszła koalicja rządowa będzie zawarta między PO i Konfederacją, bo PiS jest przecież zbyt „populistyczny”, zbyt „socjalny”.
czytaj także
O tym, że nie wszystko stracone, świadczy niezły wynik Adriana Zandberga i coraz lepsze sondaże Razem. To oni stawiają czoła nadciągającej, coraz bardziej brunatnej fali. Mówią o prawdziwych problemach społecznych i wskazują racjonalne rozwiązania. Wychodząc z niszy, pną się w górę, mimo że skazywano ich na porażkę jako „odklejonych od rzeczywistości”. To daje nadzieję, że polityka społeczna i redystrybucja budżetowa nie zostaną u nas zastąpione filantropią, którą symbolizuje posłanka PO, córka milionera, z workiem ziemniaków.
Panie premierze, małpowanie skrajnej prawicy nic nie da. Ludzie i tak wolą głosować na oryginał.