Kraj

Czy elektorat lewicowy tym razem wyjdzie z domu?

Stajemy przed dyskusją, co zrobić w II turze.

Wszyscy ci, którzy nieraz zadawali sobie w myślach pytanie: „Jak to możliwe, że Bronisław Komorowski został prezydentem?”, przypominają to sobie dziś. Dlatego przegrana z Dudą nie może bardzo dziwić. Nie chodzi oczywiście o to, że Komorowski to jakiś folklor albo wstyd, albo kandydat, który nie ma pojęcia o swoich obowiązkach. Ma i nie wolno tego lekceważyć. Ale obecny prezydent jest tak bardzo nijaki, że tylko Jarosławowi Kaczyńskiemu zawdzięcza swoją prezydenturę. I znowu tak będzie, jeśli obroni swój tytuł, bo nijaki był także jako prezydent.

Jego konkurent jest idealnie przezroczysty, bo taki miał być. Miało być przez niego widać PiS Jarosława Kaczyńskiego. Jedynym dowodem istnienia Dudy jest gigantyczna afera SKOK-ów, w której odegrał główną rolę, broniąc tej instytucji przed nadzorem państwa, czyli umożliwiając w niej machlojki. Przewaga przezroczystego Dudy nad nijakim Komorowskim jest taka, że Jarosław Kaczyński jest jak najbardziej jakiś, tyle że ze szkodą dla Polski.

W efekcie są to przynajmniej trzecie wybory, których główny przekaz jest taki, że Polacy mają dość takiej sceny politycznej i postpolityki w ogóle.

Jedno i drugie jest tak dobrze zabezpieczone instytucjonalnie i dotacyjnie, że zmienić się tego nie da, można tylko krzyczeć.

Głosy na Palikota, głosy na Korwin-Mikkego, a teraz na Kukiza to są te krzyki sprzeciwu. Bez znaczenia są poglądy tych kandydatów, znaczenie ma, że każdy z nich po kolei był najbardziej wyrazistym oskarżycielem całej klasy politycznej. Ale wchodząc do tej klasy politycznej, każdy z nich staje się jej częścią i traci ten atrybut. Ich następca już gdzieś pieni się przed telewizorem.

Polityka partyjna przeżywa dramatyczny kryzys z powodów, które można najkrócej wyrazić hasłem „w zglobalizowanej gospodarce w państwach narodowych możliwa jest tylko postpolityka, w której wyborca może zmieniać polityków, ale nie może zmienić polityki (gospodarczej)”. To jednak temat na inną dyskusję, tu jest ważny skutek, czyli odrzucenie klasy politycznej i rzecznicy tego odrzucenia.

Największym paradoksem tych wyborów jest to, że Paweł Kukiz gromadzi swoje poparcie na sprzeciwie wobec PO i PiS, posługując się programem, który w całości sprowadza się do ugruntowania całkowitej władzy tych dwóch partii w Polsce na zawsze. Taki bowiem byłby efekt wprowadzenia JOW-ów w Polsce. Pierwszy dowód dostanie Kukiz już w tych wyborach; mimo świetnego wyniku nie dostałby ani jednego miejsca w sejmie, bo nie zdobył najlepszego wyniku w żadnym z województw. Trudno o bardziej absurdalną sytuację. To wydarzenie jest kolejnym dowodem na to, że żyjemy w czasach postpolityki.

Wyborcy z nienawiści do systemu chcą utrwalić jego władzę na zawsze, ale o tym nie wiedzą.

Bardzo ważnym atutem Kukiza była jego szczerość. To był jedyny kandydat z głównych, u którego pragmatyzm nie przechodził w cynizm i medialną teflonowość. To wywoływało pozytywne reakcje nawet wśród tych, którzy na niego nie zagłosowali. Jego szczerość mogła być ważniejsza niż jego JOW-y.

Pamiętam mój spór z Tadeuszem Iwińskim w TVN24, który mówił, że „gwarantuje dwucyfrowy wynik Magdaleny Ogórek”, na co odpowiedziałem, że „2,5% to też dwycyfrowy wynik”. Widać wyraźnie, że lewicowy elektorat niemal w całości został w domu. Nie zagłosował ani na Komorowskiego, który wyrównał sondażowy wynik PO, ani na Magdalenę Ogórek, ani na Janusza Palikota, bo 2,5% czy 1% to śladowe poparcie, niewiele większe niż kandydatów folkloru politycznego. Ale wniosek z tego taki, że to lewicowy elektorat może obronić Bronisława Komorowskiego. Paweł Kukiz nie wezwie bowiem do głosowania na któregokolwiek z kandydatów, którzy przeszli do II tury, bo tylko by zaszkodził swojej kampanii do sejmu. Zajmie się budowaniem trwalszej więzi ze swoim elektoratem i powiększaniem go. Nie tylko dla Dudy i Komorowskiego, ale i dla Kukiza kampania trwa dalej, tyle że do innego budynku.

Lewica staje więc przed poważną dyskusją, jak zachować się w II turze. Czy ma sens dołączanie do wyścigu dwóch konserwatystów? Dziś to oznacza: wyjść jednak z domu i zagłosować na nieszkodliwego, bo nijakiego Komorowskiego, czy pozwolić na zwycięstwo kandydatowi PiS-u?
DZIENNIK OPINII O WYBORACH:
Maciej Gdula: Uwierzcie w politykę!
Witold Mrozek: Komorowski nic nie rozumie

**Dziennik Opinii nr 131/2015 (915)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Sławomir Sierakowski
Sławomir Sierakowski
Socjolog, publicysta, współzałożyciel Krytyki Politycznej
Współzałożyciel Krytyki Politycznej. Prezes Stowarzyszenia im. Stanisława Brzozowskiego. Socjolog, publicysta. Ukończył MISH na UW. Pracował pod kierunkiem Ulricha Becka na Uniwersytecie w Monachium. Był stypendystą German Marshall Fund, wiedeńskiego Instytutu Nauk o Człowieku, uniwersytetów Yale, Princeton i Harvarda oraz Robert Bosch Academy w Berlinie. Jest członkiem zespołu „Polityki", stałym felietonistą „Project Syndicate” i autorem w „New York Times”, „Foreign Policy” i „Die Zeit”. Wraz z prof. Przemysławem Sadurą napisał książkę „Społeczeństwo populistów”.
Zamknij